czwartek, 11 czerwca 2015



13.Tajemniczy nieznajomy

  Z samego rana obudził mnie cichy szept. Otworzyłam zasypane oczy i spostrzegłam Leo siedzącego tuż przede mną i szepczącego mi do ucha miłe słówka. Przez okno wpadały jasne promienie piątkowego wschodu słońca.
    -Wstawaj moja księżniczko. Czas na niespodziankę- powiedział ściszonym głosem.
    -Jaką niespodziankę?- zapytałam przecierając oczy.
    -Jedziemy dziś na Ibizę. Pakuj się- uśmiechnął się.
    -Co? Ale jak to?
    -Dziś zaczynają się ferie zimowe. Wyjeżdżamy za dwie godziny.
    -Nie mogę...
    -Czemu?
    -Treningi. Nie mogę ich opuszczać. Poza tym jutro mam mecz. Na prawdę nie mogę
     -To z kim ty zostaniesz?
    -Mogę nawet sama.
    -No proszę. Jedź. W końcu spędzimy razem tyle czasu, ile chcemy- chłopak złapał mnie za rękę.
    -To ty też zostań. Niech Carol i Alex zrobią sobie urlop i zabiorą Tilly.
    -Ja już się tak nastawiłem na ten wyjazd...
    -Mogliście powiedzieć mi trochę wcześniej. Może udałoby się coś wykombinować.
    -Dobra. To ja idę powiedzieć rodzicom- powiedział zasmucony.
   Nie ma co. Jest piątek, do szkoły trzeba iść. Wstałam więc z łóżka i przeprowadziła poranne czynności. Nie schodziłam na dół, gdyż wiedziałam, że Carol będzie mi to wypominać. Wyszłam z domu nie zauważalnie. Był to najzwyklejszy dzień w szkole. Nudne lekcje, przerwy w towarzystwie co najmniej dwudziestu osób, sprzeczki z nauczycielami i trening.
  Gdy wróciłam do domu, nikogo już nie było. Udałam się do pokoju Leo i spojrzałam tylko, czy jakieś ciuchy zniknęły. Niestety tak. Pojechał z nimi. Nieco zasmucona zeszłam na dół. Zrobiłam sobie kawę zbożową i usiadłam samotnie przy stole. Po chwili usłyszałam trzaśnięcie drzwiami.
   -El, jesteś już?- krzyknął Joey.
   -Jestem... Czemu nie pojechałeś?
   -Nieważne. Będę u siebie. Jakbyś czegoś potrzebowała to przychodź śmiało- uśmiechnął się wysoki brunet.
   -Jasne. Niedługo wychodzę. To tak żebyś wiedział- zabrałam ze sobą szklankę z ciemnym napojem i udałam się na górę wraz z Joeyem.
   -Dobra. Tylko wróć wcześnie. Nie to co ostatnio- powiedział wchodząc do pokoju.
  Przebrałam się i wyszłam na miasto. Miałam zamiar iść do Louisa, lecz usłyszałam "The nights".
   -Halo- powiedziałam odbierając telefon w pośpiechu.
   -El?
   -Tak, a o co chodzi?
   -Z tej strony David Beckham. Mój znajomy dał mi twój numer. Jestem właśnie w Manchesterze w poszukiwaniu nowych, młodych talentów do mojej akademii. Chciałbym zobaczyć co potrafisz. Zaprosiłem też paru chłopców i dziewczyn na taki niby mecz. Czy możliwe byłoby, byś przyszła?
   -O matko! Nie wierzę. Zaczekaj sekundę- odsunęłam telefon od ust i krzyknęłam, na szczęście w języku polskim, więc nikt nie wiedział co to znaczy. -Dobrze. O której i gdzie?
   -Dziś o 19:00 na Old Trafford. Będziesz?
   -Jasne. Dziękuję bardzo- zaśmiałam się.
   -To do zobaczenia- rozłączył się.
  To niemożliwe. Sam David Beckham zadzwonił do mnie. Ciekawe jak tam będzie. Trzeba pokazać się z jak najlepszej strony. Poza głównym celem spotkania, chciałam jeszcze poznać sławnego anglika.
  Szybko wróciłam do domu, wzięłam prysznic i przebrałam w strój treningowy Manchesteru United. Chciałam, by wiedział gdzie gram. Byłam z tego dumna. Niedługo mogłam całkiem przejść do pierwszej drużyny. O 18 wyszłam z domu. Gdy dotarłam na stadion, nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Od zawsze marzyłam o grze na Old Trafford. To było jednym z mych największych marzeń. 
  Gdy weszłam na murawę, rozejrzałam się i spostrzegłam Beckham, jakichś chłopaków w strojach treningowych i jednego ubranego w dresy i białą bluzkę. Widać było, że nie zamierza grać. Zastanawiałam się kim on może być. Podeszłam bliżej. 
   -Hej. Jestem El- uśmiechnęłam się i podałam rękę Davidowi.
   -Witaj. Dosyć wysoka jesteś- rzekł uśmiechnięty od ucha do ucha. Rzeczywiście byłam wysoka, ponieważ niejedna dziewczyna w moim wieku mogła tylko pomarzyć o 175 centymetrach wzrostu.
   -Może trochę- odsunęłam się nieco i położyłam torbę ze szczęśliwą piłką i przebraniem na ziemi.
   -To co... Zaczynamy?- spytał Beckham.
   -Tak bez rozgrzewki?- powiedziałam nieco poirytowana.
   -El, nie przesadzaj- powiedział Bryan, który również miał zamiar grać.
   -Nie no, dobra. Jak chcecie.
  Podczas gry jak zwykle do głosu dochodził mój niesamowity talent. Bramki z przewrotek, siatki i wszystkie spektakularne kiwki to było nic w porównaniu z moimi trzema golami z ponad czterdziestu metrów. Nie wierzyłam w to co robię. Ale cóż. Nic już mnie chyba ie zaskoczy. 
  Po skończonym meczu słynny anglik zebrał nas wszystkich w jedno miejsce. Powiedział nam, kogo chciałby mieć w swojej drużynie. Zdziwienia nie było. Po tym jak chłopaki rozeszli się, ja zostałam jeszcze na chwilę.
   -Nie mogę być w twojej drużynie. Niestety gra w Manchesterze sprawia mi przyjemność- powiedziałam do Beckhama.
   -Zastanów się. U mnie miałabyś większe możliwości. W klubie pewnie do końca życia grałabyś w drugiej drużynie. Przemyśl to, bo na prawdę warto. A teraz przepraszam, mam jeszcze parę spotkań. Trzymaj się- uśmiechnął się.
  Nie pomógł mi wcale. Mówiąc o pierwszej drużynie, wzbudził we mnie chęć stania się ważną, docenioną. Chyba dopiero wtedy zawahałam się co do wyboru drużyny. Tak na prawdę to przyszłam tu tylko dla zabawy i poznać mojego idola. Nie liczyła się drużyna.
  Udałam się do wyjścia. gdy już jedną nogą byłam poza progiem Old Trafford, ktoś wpadł na mnie z dużym impetem. Nawet nie zorientowałam się, kiedy siedziałam na ziemi. Odruchowo otrzepałam ręce i spojrzłam w górę.
   -Daj rękę- powiedział chłopak po czym odwrócił głowę w drugą stronę.
   -Dzięki- uśmiechnęłam się.
   -Przepraszam nie zauważyłem cię- założył okulary przeciwsłoneczne i spojrzał w moją stronę.
   -Nie ma sprawy.
   -Jestem...- wyciągnął rękę by uścisnąć moją dłoń, ale po chwili schował ją nerwowo. -Chyba nie powinienem.
   -To może ja zacznę. Jestem El. A ty w końcu zdradzisz jak masz na imię?
   -Brooklyn. Brooklyn Beckham- odparł nieco zakłopotany.
   -Nie wierzę. Najpierw poznałam Davida, a teraz Blooklyna Beckhama. To chyba najlepszy dzień w moim życiu- uśmiechnęłam się.
   -Słuchaj... muszę już iść- przez cały czas był jakiś nerwowy. 
  Gdy miał wychodzić, niechcący uderzył w drzwi wejściowe. Okulary spadły mu z nosa. Spojrzałam na niego roześmiana. Od razu rozpoznałam te oczy. Brązowe, błyszczące jak gwiazdki oczęta i biały uśmiech. To był on. Mój tajemniczy nieznajomy. Nie mogłam w to uwierzyć. Gościem, z którym tańczyłam i z którym poczułam jakąś dziwną więź był sam Brooklyn Beckham. Stałam tam osłupiała i patrzyłam w niepowtarzalne spojrzenie. Po dłuższej chwili ręką zaczesałam włosy do góry i odwróciłam wzrok w inną stronę. 
   -A więc to z tobą tańczyłam. Tylko co ty robiłeś na imprezie urodzinowej Andera?
   -To mój znajomy. Słyszałem, że ma urodziny, więc postanowiłem wpaść. 
   -Świetnie tańczysz- zaśmiałam się.
   -Dzięki, ty też- odwzajemnił się.
  Pogadaliśmy jeszcze chwilkę i wymieniliśmy numerami telefonów. Później nie wierząc w to co się stało, wróciłam do domu. Lekko zdezorientowany Joey zszedł na dół.
   -El! Już jesteś- uśmiechnął się zakłopotany.
   -No owszem, jestem- udałam się na górę.
   -Kotku, ktoś przyszedł?- z pokoju wybiegła ładna brunetka.
   -Cześć. El jestem- przywitałam się z dziewczyną.
   -Re... Renee- powiedziała zakłopotana.
   -Joey. Czemu nie powiedziałeś, że masz dziewczynę?- spojrzałam w stronę Devriesa.
   -El, tylko obiecaj, że nie powiesz o niczym mamie.
   -Dobra, a co? Pewnie boisz się obiadków zapoznawczych- zaśmiałam się.
   -Obiecujesz?
   -Obiecuję. Ode mnie się niczego nie dowie.
   -Dziękuję. Renee zostanie dziś u nas na noc ok?
   -Jasne. Czemu nie?- powiedziałam wchodząc do pokoju.
  Od razu położyłam się na łóżku. Spędziłam blisko dwie godziny na surfowaniu w sieci. Gdy już miałam kłaść się spać, dostałam sms-a: 

"Idziemy na imprezę? Będzie mnóstwo gwiazd."

  To sms od Brooklyna. Chyba przemyślał to wszystko i w końcu napisał. Pewnie chodziło o imprezę Davida, bo kto inny mógł znać dużo gwiazd?

"Jasne. Gdzie się spotkamy i o której?"

|

"Za godzinę przy fontannie w parku ;-)"

  Szybko przebrałam się w elegancką, dopasowaną sukienkę i czarne baleriny. Związałam włosy i wybiegłam z domu. Po dwudziestu minutach byłam na miejscu. Brooklyn też dopiero dotarł.
   -Ślicznie wyglądasz- powiedział.
   -Dziękuję. Ty tez niczego sobie- uśmiechnęłam się.
   -Idziemy?
   -Oczywiście. A czyja to impreza?
   -Taty. Jak zwykle będzie dużo ważnych gości. Lepiej nikogo nie zagaduj- wziął mnie pod rękę i udaliśmy się w stronę dużej sali bankietowej. 
  Bardzo miło spędziłam czas s Brooklynem. Przetańczyliśmy całą noc. To już kolejna impreza do rana w tym tygodniu. Gdyby Carol była, pewnie by mnie zabiła. Na szczęście był tylko Joey. 
  Gdy w końcu wyłączono muzykę i włączono światło, wszyscy się rozeszli. Młody Beckham zaproponował, że odprowadzi mnie na przystanek autobusowy. Gdy już tam byliśmy zapytał:
   -Spotkamy się jutro?
   -Wiesz... Poza treningami nie mam nic do roboty, więc ok- co ja robiłam? Zupełnie zapomniałam o Leo, który był moją miłością. On na prawdę mnie zauroczył.
   -Zdzwonimy się. Jedzie twój autobus.
   -Dobra. Dzięki za odprowadzenie- uśmiechnęłam się chcąc wzbudzić w nim pozytywne uczucia.
  Weszłam do autobusu. Drzwi jeszcze się nie zamknęły. Nagle mój miły towarzysz pociągną mnie za rękę i spowodował, że odwróciłam się w jego stronę. Niespodziewanie nasze usta zetknęły się. Dopiero wtedy przypomniał mi się Leo i jego piękny uśmiech.
   -O nie! Leo- powiedziałam wchodząc dalej do autobusu.
  Brooklyn nieco zakłopotany odszedł. 
  Chciałam być z Leo, nie z Beckhamem. Zdałam sobie sprawę, że źle robię. Usiadłam i niemal zabijałam wzrokiem. Byłam na siebie tak zła, że myślałam nawet, by sprawić sobie ból. Jednak zrezygnowałam z tego pomysłu. Po prostu zadzwoniłam do Leo i rozmawiałam z nim bardzo długo. Pogawędka z ukochanym polepszyła mi humor, ale też wzbudziła jeszcze większe poczucie winy.


------------------------------------


Czytajcie, komentujcie, zachęcajcie znajomych do czytania. Mam nadzieję, że wam się podoba. Oceniajcie w komentarzach <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz