16.Nie wierzę!
Wyślizgnęłam się z dosyć mocnego uścisku trenera i spojrzałam w stronę otworu w ścianie, przez który wpadało blade światło dnia. W progu ogromnych drzwi stał nie kto inny, jak Leo. Wciąż uśmiechnięta spojrzałam na Marcosa, później rozejrzałam się po chłopakach i powiedziałam odwrócona do niego tyłem:
-Wyjdźmy na zewnątrz- po czym odwróciłam się, złapałam go za rękę i pociągnęłam za sobą.
-Wiesz, co zrobiłeś nie tak, prawda?- zapytałam gdy byliśmy już na zewnątrz.
-Tak, przepraszam cię. Teraz trzeba będzie to jakoś odkręcić i powiedzieć, że jestem z tobą. Wszędzie piszą, że ja i Amy...
-A kto powiedział, że jesteśmy razem? Nie wiem, czy nadal chcę być zajęta- mówiłam szeroko się uśmiechając.
-Jak to?
-Po prostu nie wiem, co mam zrobić.
-Odpowiedź chyba jest prosta. Słuchaj. Nie chciałem żeby to tak wyszło. Miałem ją wyrzucić ją ze sceny?
-Mogłeś nie dać jej się całować.
-El, przepraszam. To jakoś samo tak wyszło.
-Pogadamy w domu. Teraz idę świętować.
-Nie- złapał mnie za rękę.
-Wybacz mi, proszę- uklękną przede mną.
-Och! Czuję się jak księżniczka, którą przecież jestem- zaśmiałam się głośno, a z klubu wyszli wszyscy piłkarze.
Zaczęli bić nam brawo i krzyczeć "wybacz, wybacz". To było żenujące. Spojrzałam na nich i zaśmiałam się.
-Dobra, tylko wstawaj- wciąż się śmiałam.
-Gorzko, gorzko...- zaczął Marcos, a cała reszta za nim.
Leo wstał i pocałował mnie namiętnie. To wszystko działo się na oczach moich przyjaciół. Wtedy już musiałam im wszystko mówić. A to wszystko tylko i wyłącznie przez Marcosa. Argentyńczyk bardzo mnie polubił. Dbał o mnie jak ojciec, może trochę jak mąż. Z resztą ja też go bardzo lubiłam.
Po kieliszku szampana z chłopakami i małych pogaduchach udałam się z moim księciem do domu. Wciąż nie powiedziałam mu, co się wydarzyło. Nieco zdezorientowany w końcu odważył się zapytać.
-W ogóle, to za co piliśmy?
-To ty się jeszcze nie domyśliłeś?
-No jakoś mało zrozumiale mówili.
-Stój.
-Dobra... A czemu?
Ustałam na przeciwko niego i powiedziałam:
-Podpisałam kontrakt na trzy i pół miliona euro za sezon i będę teraz grała w pierwszej drużynie! Cieszysz się?- skoczyłam mu na szyję.
-Tak, jasne- przytulił mnie.
-Ale jak to trzy i pół miliona? I czemu euro?
-Tak! Trzy i pół miliona. Nie wiem czemu euro.
-Czyli jesteś milionerką...
-Dopiero będę. Czeka mnie dużo pracy- wypuściłam chłopaka ze swych objęć.
-Trzeba to powiedzieć mamie. Chodźmy.
Wbiegliśmy do domu. Od razu udałam się do kuchni, gdzie siedziała Carol.
-Mamo, jestem milionerką! Będę grała z pierwszą drużyną!
-Co?!- wstała i osłupiała.
-To ja może przyjdę później...- wycofałam się z powrotem do ogromnego holu.
-Zaczekaj. Czy ty zdajesz sobie sprawę, co ty powiedziałaś?
-Nie bardzo...
-Powiedziałaś do mnie "mamo".
-Och. Przepraszam. To było na spontanie- zaśmiałam się.
-Nie spodziewałam się... Możesz mi tak mówić już zawsze?
-Co?
-Jesteś już u nas pół roku. Chciałabyś żebyśmy cię adoptowali?
-Co?!
-To co słyszałaś. Zastanawialiśmy się nad tym już jakiś czas temu.
-Skąd taki pomysł? To nierealne...- zdenerwowałam się nieco, ale wciąż byłam uśmiechnięta.
Poszłam do swojego pokoju i puściłam muzykę.
-Czy mam się tu przenieść na całe życie? Mam tu dom, pracę, zarabiam krocie. Poza tym jest tu Leo i Charlie. Nienawidzę tę małej wsi w Polsce. Sto razy wolę Manchester, ale to nie jest takie proste. Przecież moja rodzina mnie kocha, chyba... Nie wiem czy chcę wracać do ojczyzny. Nawet jeśli bym tu została, to przecież nie poinformuję o tym rodziny telefonicznie- mówiłam sama do siebie.
-Zostań z nami. To życie jest lepsze- odezwał się jakiś głos.
-Ryan? Co ty tu robisz? Czemu mnie podsłuchujesz?
-Tak słodko gadać samemu do siebie- zaśmiał się.
-Zazdrościsz?- zażartowałam.
-Tak... Ale tak poważnie. Zostań tu. Czy coś cię tam ciągnie?
-Przyjaciele...
-Tu też ich masz.
-Mam Leo i Charlsa plus klub.
-Masz Carol, Alexa, Bryana, szkołę, mnie...
-Czy to ma być rodzaj flirtu- zapytałam wiedząc, co się święci.
-Nie, no co ty... Przecież ja mam dziewczynę- odwrócił wzrok.
-No na pewno- zaśmiałam się i podeszłam bliżej tym razem nieświadoma tego, co się wydarzy.
On stał przed moimi drzwiami, a ja oparłam się o futrynę. Dzieliła nas przestrzeń może dwudziestu centymetrów. Staliśmy tam chwilę i patrzyliśmy się sobie w oczy. Widać było, że jednak coś do mnie czuje. W końcu Ryan postanowił przerwać ten obustronny bezruch. Oplótł swoimi palcami moją nieskazitelną twarz. Zbliżył się i zaczął całować moje usta. Nie miałam nic przeciwko temu. Poddałam się chwili i zamknęłam oczy. Niebiański pocałunek trwał bardzo długo. Zupełnie tak, jakby nasze usta zostały sklejone klejem przez bożków miłości. Tę zacną chwilę przerwał telefon. Szybko powracając do rzeczywistości odebrałam telefon. Ryan złożył pocałunek na mym policzku i zniknął za drzwiami pokoju Joeya.
-Halo.
-Hej El- usłyszałam głos nie kogo innego, jak Marcosa.
-Czy ta sprawa z którą do mnie dzwonisz jest ważna, bo tak trochę przeszkodziłeś mi- powiedziałam stanowczo.
-Myślę, że tak. Pewnie jako Culé wiesz, że Barça gra jutro z City.
-No tak. W Manchesterze... Ale o co chodzi?
-Mam gościa, który chciałby cię poznać i ty go pewnie też.
-Kogo?
-Przyjedź to się dowiesz.
-A nie możesz powiedzieć?- zapytałam zrezygnowana.
-Nie. To będzie niespodzianka- rozłączył się.
Ogarnęłam się w miarę i wyszłam z domu zapominając o wszystkim, co się wcześniej wydarzyło. Tak bardzo chciałam przeżyć to jeszcze raz...
Po dwudziestu minutach byłam już pod domem Argentyńczyka. Od razu rzuciło mi się w oczy piękne Audi A7. Wielu graczy Barçy takie miało, więc spodziewałam się któregoś z piłkarzy Blaugrany.
Zapukałam do ogromnych białych drzwi i usłyszałam "proszę". Weszłam więc do środka i udałam się na górę. Wchodząc po wysokich schodach spostrzegłam Marcosa siedzącego na skórzanej kanapie.
-O co chodzi?- zapytałam patrząc się przed siebie.
Początkowo nie zauważyłam niczego dziwnego, gdyż moją uwagę przykuł ogromny obraz wiszący na ścianie. Nie patrząc w stronę kanapy zapytałam ponownie:
-Odpowiesz, czy nie?
Na co on się zaśmiał. W tejże chwili odwróciłam wzrok.
-Aaaaa! Nie wierzę! Zaraz wracam!- krzyknęłam z niedowierzaniem.
W euforii zbiegłam na dół i udałam się w kierunku tarasu. Nie dowierzając co robię skoczyłam do basenu. Otrzeźwiłam się zimną wodą i pełna energii oraz cała mokra wróciłam do Marcosa i jego gościa.
-Cześć. Leo Messi jestem. Mów mi Leo- uśmiechnął się i podał mi rękę.
-El, mów mi El- zaśmiałam się i podałam mu rękę.
-Wszystko ok?- zapytał troskliwie Marcos.
-Tak, a czemu miałoby być nie ok?
-Jesteś cała mokra. Może przyniosę ci ręcznik?
-Nie, dzięki- powiedziałam nie mogąc oderwać oczu od Messiego.
-No więc słyszałem, że jesteś wybitnie uzdolniona- zaczął nieśmiało Argentyńczyk.
-Tak mówią. Owszem- nie mogłam przestać się uśmiechać.
-Siadaj El- wtrącił się Rojo.
-Ok. Czyli zabawię tu trochę dłużej.
-Opowiedz mi coś o sobie. Może mamy podobną historię- rozluźnił się nieco.
-O! Dobra,skoro chcesz wiedzieć... Więc pochodzę z Polski, jestem tu na wymianie uczniowskiej. Nie chcę wracać do ojczyzny, ale wygląda na to, że będę musiała. Jak pewnie wiesz, jestem piłkarką i oczywiście chciałabym zagrać kiedyś w Barcelonie. A tak a propos... Dasz mi autograf skoro już tu jestem?
-Jasne. I kto wie, może zagramy kiedyś w jednej drużynie- uśmiechnął się.
-Marzę o tym. Kiedyś myślałam, że nie umiem grać w piłkę i dla Barçy sprzątałabym nawet łazienki.
-Na prawdę? Prawdziwy Culé.
-No a jak...
-Może chciałabyś kiedyś wpaść do nas na trening?
-Oczywiście mistrzu- zaśmiałam się.
Rozmawialiśmy o wszystkim, o czym tylko się dało. O piłce, szkole, rodzinie, Barcelonie. Okazało się, że mamy mało wspólnego, ale bardzo dobrze się dogadujemy. Powiedziałam mu chyba wszystko o sobie. Jedynym faktem, którego nie zdradziłam było moje imię. Leo najbardziej zdziwił mój brak wiary. On był bardzo wierzący. Bez Boga jego życie nie miałoby sensu. Dla mnie to bez większego znaczenia.
Tak więc poznałam Leo Messiego. Mojego największego idola. W końcu poczułam z kimś tę prawdziwą więź piłkarską. On wiedział o czym mówię i co chcę powiedzieć. Czytał mi w myślach. Piłkarski geniusz to jednak geniusz.
Gdy wróciłam do domu zastałam tam niewyobrażalny bałagan. Nikogo nie było w środku. Przestraszyłam się nieco. Od razu podążyłam do mojego pokoju. Było to jedyne pomieszczenie, które zostało nietknięte. "Co to kurwa ma być?"- pomyślałam. Szybkim krokiem poszłam do salonu i nikogo tam nie zastałam. Po chwili namysłu zadzwoniłam na policję. Drzwi wejściowe przecież były otwarte, dom zmasakrowany, a ludzi ani śladu. Co innego miałam zrobić?
Po piętnastu minutach przyjechali mundurowi. Wypytywali mnie co się stało. Non stop tłumaczyłam im, że nie było mnie, gdy to się działo, że gdy przyszłam zastałam mieszkanie w takim stanie. To ci znowu swoje. W końcu zapytali o coś sensownego.
-Dzwoniła pani do pozostałych domowników?
W totalnym rozgarnięciu zapomniałam o najważniejszym. Od razu wybrałam numer Leo. Jego telefon nie odpowiadał. Zmartwiłam się nieco i po kolei dzwoniłam do pozostałych mieszkańców domu. Nikt nie odebrał. Nie było nawet sygnału. Policjanci zabezpieczyli teren i poradzili mi przenocować u znajomych. Nie miałam pojęcia do kogo się udać. Pierwszy na myśl przyszedł mi Charlie, więc pośpiesznie podążyłam do miejsca jego zamieszkania.
Rzuciłam kamieniem w okno jego pokoju.
-Kto tam?!- wydarł się.
-To ja, El. Zejdziesz?
-Jasne.
Po kilkudziesięciu sekundach był już na zewnątrz.
-O co chodzi?- zapytał.
-Ktoś włamał się do nas do domu. Wszystko jest poprzewracane, wszędzie leżą porozrzucane papiery, nikogo nie ma w domu. Policja już się tym zajęła.Najgorsze jest to, że nie mogę się do nikogo dodzwonić. Martwię się.
-Co? Jak to?
-No normalnie. Byłam u Marcosa i gdy wróciłam zastałam wszystko w okropnym stanie.
-Trzeba tam iść i się czegoś dowiedzieć-powiedział przerażony i rozpłakał się.
-Ej no Charls... To ty miałeś mnie pocieszać a nie ja ciebie- podeszłam i przytuliłam go.
-Przepraszam cię. To takie straszne. Może wszyscy gdzieś wyjechali i nic ci nie powiedzieli. Trzeba poczekać na jakieś znaki życia.
-Słuchaj... Mogłabym u ciebie przenocować? Policjanci pozwolili mi zabrać tylko parę ubrań i elektroniki.
-Jasne. Chodź.
Miałam już gdzie spać, więc teraz trzeba było zająć się poszukiwaniem Leo i rodziny. Miałam parę hakerskich aplikacji na laptopie i do tego różne kody dostępów. Dostałam się do bazy danych sieci komórkowej Devriesów i próbowałam znaleźć ich lokalizację. Udało się! Lekcje hakerstwa u znajomego z Azji opłaciły się. GPS wskazywał, że ich telefony znajdowały się gdzieś nad rzeką. Wszystkie w jednym miejscu. Wydało mi się to dziwne, więc postanowiłam to sprawdzić. Ubrałam bluzę, założyłam buty i po cichu wymknęłam się z domu Lenehanów. Biegiem udałam się nad brzeg rzeki. W swojej komórce odnalazłam dokładne miejsce położenia telefonów i gdy w końcu dotarłam do celu spojrzałam przed siebie. To co zobaczyłam przeraziło mnie. Poczułam ciarki na plecach, lub czyjeś ręce. W tej chwili nie byłam już pewna.
---------------------------------
Ooooo cóż za napięcie. Ciąg dalszy w następnym rozdziale. Zrobiło się nieco jak w W-11 haha. Komentujcie!!!
Komentujesz=Motywujesz
(Dzienky ;-) )
:-) SUPER
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego *.*
OdpowiedzUsuńHej :*
OdpowiedzUsuńRozdział świetny [jak zawsze].
Czekam na następny <3
Ooo dziękuję <3 next jutro, bo pewne osoby nie dają mi spokoju 😁
Usuń