piątek, 19 czerwca 2015



17.I co zrobisz? Nic nie zrobisz

  Nie chcąc okazać słabości odwróciłam się szybkim ruchem bioder. Na szczęście to tylko niewielki, wyrastający tuż za mną krzew. Ręce nie przestały mi się trząść, gdyż to, co widziałam tuż przed sobą przerażało mnie. Podeszłam bliżej i nie chcąc zatrzeć śladów prawdopodobnej zbrodni, podniosłam foliową reklamówkę przez rękaw od bluzy. W środku znajdowały się telefony rodziny Devriesów i zakrwawiona bandamka Leo. Przeraziłam się jeszcze bardziej i postanowiłam zadzwonić na policję. Gdy usłyszałam głos dyżurnego policjanta nieco się uspokoiłam, ale nie na długo. Miałam właśnie opowiedzieć co znalazłam w miejscu, w którym właśnie stoję, lecz zawahałam się, gdyż poczułam czyjś oddech na swych plecach. Moje napięte mięśnie dziwnie się rozluźniły. Wiedziałam co zamierza zrobić osoba stojąca tuż za mną. Stałam tuż nad wodą i jedynym wyjściem, by pozbyć się niewygodnego świadka było zepchnięcie mnie do rzeki. Stałam osłupiała kilka sekund po czym poczułam ciepłe ręce na swych biodrach. Tajemnicza osoba wahała się, czy chce to zrobić. Wpadając do rzeki zdążyłam powiedzieć tylko "rzeka, za kościołem" do wciąż oczekującego na mój głos policjanta. W pełni uspokojona zanurzyłam się w lodowatej wodzie. Zamknęłam oczy i gdy po chwili wypłynęłam ponad taflę wody otworzyłam je. Nad brzegiem stała drobna osóbka w bluzie z kapturem i długimi włosami. W tamtej chwili nie zastanawiałam się kim może być. Po prostu oddałam się nurtowi rzeki i popłynęłam przed siebie. 
  Gdy wiedziałam, że tracę świadomość na skutek wychłodzenia organizmu postanowiłam wydostać się na brzeg choćby ostatkiem sił. Po długiej walce z porywistym prądem dostałam się na piaszczystą plażę. Skuliłam się i próbowałam ogrzać. Po kilku minutach, gdy już miałam na tyle sił, by dojść do najbliższej drogi, dzielnie dźwignęłam się na rękach i ruszyłam w stronę warkotu samochodów. Zziębnięta i cała mokra weszłam na jezdnię. Przez dłuższą chwilę nikt się nie zatrzymywał, lecz w końcu ktoś o dobrym sercu stanął. Pełna zapału podbiegłam do stojącego na poboczu auta i zapytałam: 
   -Czy mógłby mi pan pożyczyć telefonu?- na co wysoki i krępy mężczyzna wysiadł z samochodu. 
   -Dziewczyno! Jesteś cała przemoczona przy temperaturze dwóch stopni. Wsiadaj, zawiozę cię do domu. 
   -Najpierw niech pan mi pożyczy telefonu. 
   -Dobrze, trzymaj- podał mi telefon i wyciągnął z auta kurtkę, którą okrył moje mokre ciało. 
   -Halo- odezwał się ten sam policjant, do którego dzwoniłam kilkanaście minut wcześniej. 
   -Dzwoniłam do pana niedawno. Podałam miejsce, gdzie znajdował się ślad w sprawie porwania mojej rodziny. Czy ktoś już tam pojechał? 
   -Tak, oczywiście. Wysłałem tam patrole. O jaką sprawę chodzi? 
   -Nieważne...- rozłączyłam się. 
  Natychmiast po telefonie poczułam w sobie siłę i nie myśląc wiele pobiegłam w miejsce, w którym znalazłam telefony. Policjanci już tam byli, lecz nic nie znaleźli. Wściekłam się na samą siebie. Byłam większa i z pewnością silniejsza od osoby, która zepchnęła mnie do rzeki. Mogłam temu zapobiec, lecz nie pomyślałam o tym i zaprzepaściłam szansę na dowiedzenie się czegoś o ostatniej lokalizacji Devriesów. Co najgorsze mogłam przechwycić prawdopodobnego uprowadziciela rodzinki. 
  Po tym, jak policjanci spisali moje zeznania i odwieźli mnie do domu Charlsa, od razu się przebrałam i spróbowałam zasnąć. Niestety nie było to takie łatwe. Ciągle przelatywały mi w głowie jakieś obrazki. Czasami mój mózg podpowiadał mi bardzo istotne informacje, a czasami płatał figle. Nie wiedziałam już co myśleć. Widziałam jakieś stare, drewniane domki gdzieś za miastem, przykutego do jakichś rur Leo i resztę rodziny zamkniętą w ciemnym pokoju. W tak trudnej sytuacji mogła pomóc mi już tylko muzyka. Po kilku ulubionych piosenkach w końcu usnęłam. 
  Wstając około południa nadal nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje. Dopiero po dłuższych przemyśleniach zdałam sobie sprawę, że dziś trening. Szybko zebrałam się i uspokoiłam się. 
   -Ty w takiej sytuacji idziesz na trening?!- wydarł się Charlie gdy zamykałam drzwi. 
  Wzięłam od niego wszystkie rzeczy i popędziłam do centrum treningowego. Wciąż byłam rozkojarzona. Trening jak trening, lecz to, co usłyszałam tuż po nim było zaskakujące. 
   -Co ten twój Leo robił za miastem bez ciebie?- zapytał Adnan. 
   -Jak to? Kiedy? 
   -Wczoraj jak wracałem od przyjaciół widziałem go w jakimś samochodzie. Wydawał się jakiś dziwny. 
   -Gdzie dokładnie go widziałeś?- pytałam nerwowo. 
   -Przy zjeździe z autostrady. A coś się stało? 
   -No tak! Nie czytałeś dzisiejszych gazet? Leo i reszta zaginęli. Policja ich szuka. 
   -Jak to? 
   -Normalnie. Czyli jednak miałam rację. Muszę tam jechać. 
   -Nigdzie nie jedziesz. To może być niebezpieczne. Lepiej zadzwonić na policję. 
   -Nie mogę tak czekać aż ktoś coś zrobi. 
   -Nie puszczę cię tam. Masz numer do kogoś, kto prowadzi tę sprawę? 
   -No mam. 
   Zadzwoniłam do komisarza i powiedziałam to, czego właśnie się dowiedziałam, a ten kazał mi czekać na jego telefon. Nie pozostało mi nic innego, jak cierpliwość. 
  Na szczęście mogłam dziś przenocować u Marcosa, więc udałam się razem z nim do jego willi. Napiliśmy się gorącej czekolady i porozmawialiśmy od serca. Oprócz Leo był jedyną osobą, której mogłam powierzyć swoje tajemnice. Taki prawdziwy wspierający przyjaciel, mimo, iż o wiele starszy. Odkąd go poznałam, moje życie bardzo się zmieniło. Miał na mnie bardzo duży wpływ, tak jak rodzina Devriesów.
  Właśnie siedzieliśmy na białej skórzanej kanapie i śmialiśmy z piłkarskich wpadek tygodnia, gdy zadzwonił mój telefon. Pełna niepokoju i jednoczesnej radości odebrałam z wielką nadzieją. Niestety informacje były całkiem zadowalające, lecz nie ucieszyłam się z nich. Okazało się, że Devriesowie byli w opuszczonym domku, który szczegółowo im opisałam, lecz już zostali stamtąd zabrani. Nie wiedziałam, co zrobić w tej sytuacji. Wtedy do pokoju wbiegła mała Morena i przytuliła mnie mocno. Cudne z niej dziecko. Po chwili śmiechu wyszeptała mi do ucha:
   -Mam coś dla ciebie.
  Zdziwiłam się nieco i odpowiedziałam uśmiechem. Spojrzałam na Marcosa w celu uzyskania jakichś informacji, lecz on tylko pokiwał głową chcąc powiedzieć "nie wiem". Po chwili oczekiwania Morena wróciła z jakąś kartką, na której napisane było:
"Nie chciałam, żeby to tak wyszło"
   -Skąd to masz?- zapytałam lekko poddenerwowana.
   -Od takiej ładnej dziewczyny z ogrodu- uśmiechnęła się i usiadła na kolanach Marcosa. 
  Kolejne spojrzenie w stronę Argentyńczyka i kolejne "nie wiem". Przeraziłam się i szybko wyszłam na balkon od strony ogrodu. Nikogo tam nie zauważyłam. Wychodziło na to, że ktoś mnie śledził, bo skąd wiedziałby, gdzie w  tej chwili jestem.
   -Słońce, a jak wyglądała ta dziewczyna?
   -Miała takie falowane, blond włosy i szare oczy. 
   -Coś jeszcze zapamiętałaś?- spytałam.
   -Miała taki ładny tatuaż "143".
   -O matko dziękuję ci księżniczko- przytuliłam ją.
   -Co jest? Już wiesz kto to był?
   -No jasne. To nie mógł być nikt inny, jak Emilie. Muszę przekazać to komisarzowi.
   -Czekaj... ta Emilie? 
   -Tak, ta suka Emilie. 
   -Ona cię śledzi. Musisz coś z tym zrobić.
   -Marcos! No przecież wiem- po czym zamyśliłam się. 
  Znów przed oczami miałam jakieś dziwne miejsca i ludzi. Postanowiłam poddać się tej 'wizji" i obserwowałam obrazy w mojej głowie dalej. Nagle ukazał mi się Leo z rozciętym łukiem brwiowym. Wyglądało na to, że to jakaś telepatia. 
   -El, co ci jest?- zapytał Marcos, gdy zauważył moje zachowanie.
   -Nie, nic- urwał się ciąg obrazów.
   -Na pewno?
   -Tak. Idziemy się gdzieś przejść?
   -Czyli gdzie?
   -No nie wiem. Może nad te piękne jeziorko. Weźmiemy małą- uśmiechnęłam się knując coś.
   -Ok. Więc chodźmy.
  Zdawałam sobie sprawę, gdzie może być Emilie i chciałam tam iść. Jeziorko znajdowało się w lesie, gdzie leżało jeszcze trochę nieroztopionego śniegu. Miałam tę przewagę nad innymi, że posiadałam niewiarygodnie dobry słuch. W obliczu zagrożenia moje zmysły wyostrzały się. Chciałam dopaść ją w lesie i wymusić podanie miejsca pobytu Devriesów. 
  Spacerowaliśmy nad brzegiem jeszcze nie do końca rozmarzniętego jeziorka. Marcos opowiadał coś o klubie, Morena bawiła się lodem, a jak nasłuchiwałam tylko jakiegokolwiek ruchu. Nagle usłyszałam trzask gałęzi. Zdałam sobie sprawę, że ona tam jest.
   -Zaraz wracam- powiedziałam skupiając się na prawdopodobnym miejscem pobytu Emilie.
  Po cichu przemieszczałam się między drzewami i nasłuchiwałam kroków. W pewnej chwili ustałam słysząc czyjś przyspieszony oddech. Odwróciłam się w stronę Emilie i zapadłam w bezruch. Ta nie wiedząc co ma zrobić, zaczęła uciekać. Goniłam ją jakieś sto metrów, lecz moja znakomita kondycja wzięła górę. Dopadłam do niej i przyparłam ją do drzewa.
   -Gdzie jest Leo?!- krzyknęłam patrząc jej w oczy.
   -Nie wiem- odrzekła przerażona.
   -Jak to nie wiesz? Porwałaś ich!
   -No tak, ale...
   -Ale co?
   -Oni po tej akcji nad rzeką domyślili się, że ty wiesz i zabrali ich gdzieś. Nie wiem gdzie.
   -Jacy oni?- patrzyłam na nią groźnie.
   -Wynajęłam jakichś gości. Powiedzieli, że specjalizują się w uprowadzeniach. Teraz zażądają okupu za Leo. Wiedzą, że jest dużo wart- rozpłakała się zarówno z bólu jaki jej sprawiałam, jak i z poczucia winy.
   -Jak mogłaś to zrobić? Prawdziwa z ciebie suka. Spieprzaj stąd!- puściłam słabą dziewczynę i odwróciłam w drugą stronę.
  Stała tam jeszcze chwilę myśląc, że może jeszcze coś powiedzieć. Z powrotem spojrzałam w jej stronę z takim wyrazem twarzy jakbym chciała przez to powiedzieć "i co tu jeszcze robisz?" Ta przeraziła się i znowu zaczęła uciekać. Ja spokojnie wróciłam do Marcosa i Moreny. 
   -Gdzie ty do cholery byłaś? Co to za krzyki?
   -Emilie... Złapałam ją. Jacyś gangsterzy porwali Leo dla okupu. Ona tylko się do tego przyczyniła- powiedziałam zapatrzona w horyzont. 
   -Gangsterzy? 
   -Tak. Ta debilka zapłaciła im za porwanie Devriesów- mówiłam ze stoickim spokojem w głosie.
   -Teraz znów pozostaje czekanie na interwencję policji.
  Po raz kolejny dziś, zadzwoniłam do komisarza. Przekazałam mu istotne informacje, a ten powiedział tylko:

 "I co zrobisz? Nic nie zrobisz."

  Nie idzie opisać, jak wtedy się zdenerwowałam. Robiłam niemal wszystko za lokalną policję, a oni mi tak na to odpowiadają. Marcos jak zwykle próbował mnie uspokoić, lecz jedynie sport mógł to uczynić. Poszłam trochę pobiegać i wtedy zobaczyłam obrazy z moich 'wizji' na żywo.


-----------------------------


Jest!!! Cóż za poetycki początek. Zadziwiam sama siebie, nie wiem jak was. Piszcie opinie w komentarzach ;-)

Komentujesz-dajesz mi wenę na następny rozdział...


7 komentarzy:

  1. Hej :*
    Rozdział jak zwykle cudowny ♥
    Trochę uzależniłam się od tego opowiadania, bo już chyba z 3 razy czytałam całe od nowa xDD
    Czekam na następny rozdział <3 :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo matko... Dziękuję :*wiele osób się od niego uzależniło, uwierz...
      (Tak wiem, że piszę z dwóch różnych kont, ale to logika mojego telefonu) :D

      Usuń
  2. Co za rozdział.. Fantastyczny jednym słowem. <3
    Zapraszam na moje nowe opowiadanie w wolnym czasie ;)

    http://rendirme-en-tu-amor.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje bardzo <3 I czekam na nowy rozdział o Rafie ;-)

      Usuń
  3. Jaki kryminał xd czekam na next ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam z niecierpliwością na następny, mogłabyś mnie powiadamiać?:)

    W miedzy czasie zapraszam na nowego bloga o Neymarze, na którym pojawił się już pierwszy rozdział - http://oscuridad-neymar-ff.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  5. Uzależniłam sie *-* kiedy kolejny ?

    OdpowiedzUsuń