15.Koszulka już na ciebie czeka
Minął tydzień, dwa, trzy... Nie przyszedł żaden list z sądu, ale za to Emilie przyszła tysiące razy. Brooklyn odpuścił, ona nie. Chciała za wszelką cenę skłócić mnie z Leo.
-Idziesz dziś na trening?- zapytał Leondre wchodząc do mojego pokoju przed południem.
-Tak. Czemu pytasz?
-Mamy koncert o szesnastej w Bolton. Może pojedziesz z nami?
-Szesnasta? Ok.
-Świetnie. Od razu po treningu jedziemy- uśmiechnął się.
-A czy Emilie będzie?
-Tak, ona zawsze jest.
-Przeszła mi ochota... Czy ona musi wszędzie z wami jeździć?
-Hej... Przecież jej nie zabronię- przytulił mnie w geście wsparcia.
-Tak, wiem. Idę już, bo się spóźnię.
Leo wiedział, że niespecjalnie lubimy się z Amy. Gdybyśmy mogły, zastrzeliłybyśmy się nawzajem. Zawsze lepiej dogadywałam się z facetami. Dziewczyny zazdrościły mi urody, pewności siebie, niemal wszystkiego.
Trening był jakiś dziwny. Wszyscy zachowywali się jakoś inaczej, byli milsi i uprzejmi jak nigdy. Nie wiedziałam co się święci. Trener również szyderczo się uśmiechał. Gdy niezwykły trening w końcu dobiegł końca, wszyscy zebrali się w jednym miejscu. Nikt nie mówił mi o żadnym spotkaniu. Udawałam, że nic nie widzę i szłam dalej do wyjścia. Nagle ktoś chwycił mnie w pasie i wziął na ręce. Marcos zaniósł mnie i postawił w samym środku zgromadzonych ludzi. Zaczęli śpiewać "Happy birthday". Nie wiedziałam co się dzieje. Po chwili pracownicy klubu wnieśli ogromny tort w kształcie piłki. Dopiero wtedy zorientowałam się, że jest 15 marca. Zaczęłam śmiać się sama z siebie, gdyż zapomniałam o własnych urodzinach, a pamiętali o nich goście, którzy znają mnie raptem trzy miesiące. Chłopacy zaczęli podrzucać mnie do góry i skandować moje imię. W tamtej chwili zdałam sobie sprawę, że ja ich po prostu kocham. Tak, kocham tych debili, którzy na każdym treningu liżą murawę za kare.
Usiedliśmy normalnie na trybunach i zjedliśmy po kawałku tortu. Oni byli wspaniali.
-To co... Dzisiaj impreza w klubie?- zapytałam.
-Gdzie my się wszyscy pomieścimy?
-Znam taki jeden klub, gdzie prawie nikt nie chodzi. Mogę zarezerwować go na całą noc i zamówić katering. Dla was co tylko chcecie- uśmiechnęłam się.
-Dobra. O której- zapytał uśmiechnięty jak nigdy Angel.
-21:00? Pasuje?
-Jasne.
-Muszę już uciekać, bo jadę na koncert Leo.
-Pa jubilatko!!!- krzyknęli razem.
-Do zobaczenia.
Gdy wróciłam miałam niecałą godzinę na zorganizowanie imprezy, przebranie się i ułożenie włosów Leo. Po prostu lepiej być nie mogło. Szybko zarezerwowałam klub, zadzwoniłam do firmy kateringowej i pobiegłam do Leo. Zebraliśmy wszystkie potrzebne rzeczy, a jego włosy już po pięciu minutach były idealnie poukładane. W końcu wyruszyliśmy w drogę do Boltonu.
W czasie koncertu stało się coś, czego spodziewałam się od dawna. Charlie wciągnął stojącą niedaleko Emilie na scenę. Ta od razu podeszła do Leo i spojrzała mi w oczy. Zmrużyła je chcąc pokazać, że zrobi coś, czego nie chcę widzieć. Po chwili podeszła jeszcze bliżej Leo i pocałowała go. Fanki zaczęły piszczeć, robić im zdjęcia. Zachowanie mojego chłopaka w tej sytuacji mnie przeraziło. On zamiast coś zrobić, powiedzieć, przytulił ją. Nie spodziewałam się tego po nim. Stojący przy scenie ludzie rzucali na scenę karteczki z ich imionami w serduszku. Postanowiłam, że nie pójdę stamtąd. Uśmiechnęłam się szeroko i odwróciłam wzrok w drugą stronę. Nie chciałam na nich patrzeć, ale też chciałam tam zostać.
Przez cały koncert Amy siedziała na scenie i co jakiś czas podchodziła do Leo i przytulała go. Gdy w końcu wszyscy się rozeszli ja usiadłam na brzegu sceny a chłopcy, Emilie i współpracownicy Bars&Melody poszli za scenę. Myślałam, co mam zrobić. Nie chciałam wyjść na skończona idiotkę oddając ukochanego w ręce innej, ale też nie miałam pojęcia, co uczynić w tej sytuacji. Nagle podjechał jakiś samochód. To te samo Audi Q5, którym odwoził mnie Marcos. Otworzyła się przyciemniona szyba auta i mój ulubiony argentyński obrońca zaprosił mnie do auta.
-Czemu siedzisz sama? Co z twoim chłopakiem?
-Nie ważne- powiedziałam sfrustrowana. A ty co tu robisz?
-Postanowiłem zobaczyć, co ten twój chłopak śpiewa? Odwieźć cię do domu, czy jedziesz z nimi?
-Mogłabym pojechać z tobą? Nie chcę wracać z Emilie.
-Dobra to opowiadaj- powiedział ruszając z miejsca.
-No więc... Emilie pocałowała Leo na oczach tylu ludzi. On nawet nic z tym nie zrobił, tylko ją przytulał. Nie wiem co teraz będzie. Ona mnie nienawidzi i specjalnie to zrobiła. Poradź...
-Znajdź sobie kogoś, żeby on był zazdrosny.
-Ty tak na prawdę? Charliego pobił za jakiś głupi zakład, Maxa skatował za to, że chciał mnie odprowadzić i do tego napadł Brooklyna, tak tego Brooklyna. Chociaż w sumie jakbym z nim zerwała, to może nie robiłby takich akcji.
-Tego Brooklyna? Nie wierzę. Był w sądzie? Zapewne tak. On nigdy nie daje za wygraną- powiedział nieco zdziwiony.
-Nie był... Brooklyn to jednak równy gość.
-Radzę ci, znajdź sobie kogoś, a on zrobi się zazdrosny i wróci do ciebie.
-O czym my w ogóle rozmawiamy? Jeszcze nawet z nim nie zerwałam, nie porozmawiałam, a my już coś tu knujemy.
-W sumie tak, ale warto mieć plan. Wiesz jesteś śliczna, możesz mieć każdego. Takich facetów znajdziesz na pęczki.
-Jak to mówią: Tego kwiatu pół światu.
-Dokładnie. Wiesz co powinnaś zrobić?
-No co?
-Zerwać z nim przez sms'a. To będzie idealne.
-Nie... tak nie wypada.
-A chcesz mu spojrzeć tak prosto w oczy i powiedzieć, że jest kretynem? Przecież go lubisz i wiem, że nie chcesz tego zrobić.
-Lubię? To za mało powiedziane.
-No właśnie. Pisz.
-To może zadzwonię chociaż z nim pogadać?
-Jak wolisz. Ja bym radził napisać sms'a.
-Tak... Ty to możesz coś wiedzieć... większość życia z jedna dziewczyną. Ekspert się znalazł.
-A żebyś wiedziała- zaśmiał się.
-Nie wiem.
-Dzwonisz. Chcę usłyszeć, jak z nim zrywasz.
-Głupi jesteś. Chcesz czyjegoś nieszczęścia- zażartowałam.
-Przecież i tak już jesteś nieszczęśliwa.
-A kto tak powiedział?
-Czyli w końcu cieszysz się, że możesz z nim zerwać?
-Tego też nie powiedziałam.
-Nie rozumiem twojego myślenia.
-No bo...
-Bo...
-Bo ja już nie wiem co ja czuję. Mam kompletny mętlik w głowie. Chyba kocham Leo, ale jednocześnie uwielbiam samotność. Chciałabym być wolna.
-Nigdy nie miałem takich problemów, więc teraz to nie wiem, co ci poradzić. Przykro mi, ale twój tok myślenia nie jest dla mnie- zaśmiał się.
-Nie śmiej się. JA na prawdę nic już nie wiem. Pieprzyć to wszystko!
-Spokojnie. Młoda, bo wyzioniesz ducha.
-Marcos proszę cię... co ja mam zrobić?
-Żyj tak jak lubisz, czyli samotnie. Skoro nie lubisz być z kimś, to nie bądź. Po prostu...
-Zastanowię się jeszcze. Teraz muszę przygotować wszystko do imprezy. Pa- powiedziałam wysiadając z auta.
-Do zobaczenia później- krzyknął przez otwarte okno.
Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w szare dresy z herbem Fc Barcelony i czarną koszulkę Nike. (Jak to zwykła sobie mawiać moja była nauczycielka: "Dresy zabijają kobiecość. Nigdy nie zakładajcie dresów na imprezę!" Nigdy jej nie lubiłam i robiłam jej na złość nosząc luźne spodnie.) Do tego jeszcze Nike Hyperveom Liquid Diamond i byłam gotowa.
Wyszłam więc z domu i na piechotę udałam się do pobliskiego budynku. Był już Marcos, Angel i Ander. Weszłam do środka, a oni zostali przed wejściem. Sprawdziłam czy wszystko jest tak, jak miało być. Impreza przygotowana w kilka godzin zapowiadała się idealnie.
W końcu przybyli już wszyscy. Na początku jeszcze raz zaśpiewali mi "Happy birthday". Później każdy dał mi po małym drobiazgu, a jak zwykle wyróżniający się Adnan wręczył mi ogromny bukiet czerwonych róż. Zjedliśmy bardzo dużo waniliowego tortu i oddaliśmy się muzyce. To już kolejna impreza w Manchesterze. Wszystko wyszło epicko. Była sobota, więc można było zaszaleć już kolejny raz. Znów wszyscy zasnęli schlani do upadłego. Nikt nawet nie próbował wstawać przed dziesiątą rano.
-Halo- powiedziałam odbierając telefon, który wszystkich obudził.
-El, musimy poważnie porozmawiać. Kiedy mogłabyś być w centrum?- zapytał zachwycony trener.
-Nie wiem. Trenerze...
-Świetnie, czyli za pól godziny. Do zobaczenia- nie dał mi nic powiedzieć tylko się rozłączył.
-Słuchajcie! Muszę lecieć. Zostawiam was samym sobie. W zamrażarce jest mnóstwo wody, a jeżeli ktoś chce to za barem stoją drinki. Idę. Pa!
-Pa!- powiedzieli zawiedzeni.
Po chwili byłam już w domu. Nie mogłam iść do trenera w przepoconej koszulce i spodniach oblanych piwem. Poszłam się szybko przebrać i szybko wybiegłam z domu. Po dwudziestu minutach byłam już w centrum treningowym.
-Co jest trenerze- zapytałam widząc samego Louisa van Gaala przed sobą.
-To jest dyrektor techniczny Manchesteru. Chciałby z tobą omówić parę spraw- uśmiechnął się i ruchem ręki zaprosił do swojego gabinetu.
-Dzień dobry. El jestem. Co to za ważna sprawa?
-Witaj. Więc przejdę od razu do rzeczy. Chciałbym uzgodnić warunki nowego kontraktu.
-Jakiego nowego kontraktu?
-To nikt ci nie mówił, że gdy skończysz szesnaście lat będziemy chcieli odnowić z tobą kontrakt, a raczej podpisać już poważny papier- uśmiechnął się.
-Niestety nie. Jak zwykle nikt mi nic nie mówi...- przewróciłam oczami.
-Dobrze, więc dowiadujesz się teraz. Lepiej usiądź. Tutaj masz przygotowaną przez nas propozycję. Wystarczy podpisać.
-A czy mogę najpierw to przeczytać?
-Oczywiście.
Czytanie kontraktu zajęło mi dobrych parę minut, ale to co zobaczyłam na końcu odjęło mi mowę. Wyskoczyłam z krzesełka i nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
-Co?!
-O co chodzi?
-O zarobki!
-Co? Za mało? Wiedziałem, że się nie zgodzisz. Możemy to zaraz poprawić- powiedział bez zdziwienia.
-Człowieku. O czym ty mi mówisz? 3,5 miliona euro za sezon? Pan chyba sobie żartuje.
-To w końcu za mało, czy za dużo?
-Panie... ja po jednym sezonie będę milionerką- mówiłam z niedowierzaniem czytając dalej kontrakt. -I do tego regularna gra w pierwszym zespole!
-To podpisujesz, czy nie?
-Dajcie mi długopis!
-Proszę. Tylko zaczekaj chwilę. Wyjdźmy do dziennikarzy, niech zrobią nam parę zdjęć jak podpisujesz kontrakt.
-Ok- wybiegłam z pokoju i weszłam do sali konferencyjnej.
Tuż przy ogromnym oknie stał stolik. Dookoła stało mnóstwo dziennikarzy z aparatami i mikrofonami. Nie wierzyłam własnym oczom. Patrzyłam w stronę tłumu fotoreporterów, gdy moją uwagę ściągnął odgłos drewnianej podkładki do papieru uderzającej o stolik.
-Chodź El- zawołał mnie miły pan.
Po chwili wzięłam do ręki metalowy długopis i w kilku miejscach podpisałam chyba najważniejszy kontrakt w moim życiu. Cieszyłam się jak nigdy w życiu i skoczyłam trenerowi na szyję.
-Dziękuję- powiedziałam.
-Nie ma za co młoda.
-Tylko nie młoda. Ja mam już szesnaście lat- zaśmiałam się.
-Dobra, to jak mam ci mówić? Pani El?
-Wystarczy tak jak zawsze... Po prostu El.
-Dobra. Leć udzielić krótkiego wywiadu mediom.
-To lecę!
Kilka sekund później byłam już w strefie, w której rozstawiono kilka kamer. Dziennikarze zaczęli pytać.
D: Jak się teraz czujesz? Czy dotarło to do ciebie?
E: Nie, nie dotarło. Będę grała w pierwszej drużynie Manchesteru United. To coś niesamowitego. Marzyłam o tym.
D: Zdradzisz ile będziesz dokładnie dostawała za sezon? Słyszeliśmy o sumie 3,5 miliona euro. Czy to prawda?
E: Tak, tyle będę dostawała za sezon.
D: Czy na prawdę jesteś aż tak dobra?
E: Skoro będę grała w pierwszym składzie i tyle zarabiała to myślę, że tak, jestem aż tak dobra.
D: Co zamierzasz wnieść do tej drużyny?
E: Myślę, że to jedna z najlepszych drużyn na świecie i niewiele już można ją ulepszyć, ale z pewnością przyda się tu taki śmieszek jak ja.
D: Czyli zamierzasz był klubowym błaznem? Po to cię zakontraktowali?
E: Jak ja tego pragnęłam. Tych przemyśleń dziennikarzy. Nie, nie będę błaznem. Będę sobą i tylko sobą. Nie doszukujcie się tu podtekstów.
D: Z kim zdążyłaś już nawiązać pozytywne relacje?
E: Ze wszystkimi. Wszyscy są wyjątkowi i z każdym z nich zdążyłam się już zaprzyjaźnić. W końcu trzy miesiące to trzy miesiące.
D: Widzieliśmy cie niedawno u Marcosa Rojo. Czy to on jest klubową bratnią duszą?
E: To nie było wcale tak niedawno, ale tak. On i jeszcze paru chłopaków. Wszyscy są wspaniali.
D: Jaki preferujesz styl gry?
E: Ja lubię dużo myśleć. Każdy mój ruch jest przemyślany i gdy coś dzieje się nie po mojej myśli, to od razu wymyślam jakiś alternatywny plan. Także technika.
D: Słyszeliśmy od Davida, że potrafisz strzelić gola z ponad 40 metrów. Czy to prawda?
E: Tak, owszem. Udało mi się to parę razy.
D: Czy myślałaś o grze w drużynie Davida?
E: Nie. Na ten mecz poszłam tylko dla zabawy. Chciałam przetestować swoje umiejętności w meczu z najlepszymi graczami mojego rocznika z Manchesteru i okolic.
D: Czyli David odpada?
E: Tak.
D: A gdzie widzisz się za pięć lat?
E: Niedawno ktoś zadał mi już to pytanie i odpowiedź jest jedna. W Fc Barcelonie. To jedyne o czym teraz marzę. Po tym jak już jestem w Manchesterze moim celem stała się Barcelona.
D: Myślisz, że będą cię tam chcieli?
E: Nie wiem. Zobaczymy. Pójdę tam choćby dawali mi posadę kosiarza trawy- zaśmiałam się głośno.
D: A jakie były twoje plany na przyszłość oprócz gry?
E: Koszenie trawy na Camp Nou, bądź też podawanie piłek na stadionie Barcy.
D: Ale ja pytam poważnie.
E: A ja mówię poważnie.
D: Nie miałaś wyższych celów?
E: Księgowa Fc Barcelony. Miałam taki pomysł i gdyby tylko znalazła się taka posada to z miłą chęcią bym ja przyjęła.
D: A więc matematyka.
E: Tak, owszem- nadal odpowiadałam z szerokim uśmiechem.
D: Życzę ci jak największych sukcesów w footballu- powiedział jeden z nich widząc wchodzącego do pomieszczenia Louisa van Gaala.
-Dziękuję wszystkim za zainteresowanie- powiedziałam i pomachałam dziennikarzom.
Nie wróciłam prosto do domu tylko poszłam sprawdzić, co z chłopakami. Oni nadal tam spali. Ja przeżywałam jeden z najważniejszych dni w moim życiu, a oni spali.
Nagle do klubu wszedł LvG.
-No El. Koszulka już na ciebie czeka- uśmiechnął się i przytulił mnie.
Po chwili wszyscy chłopcy wstali i spojrzeli w stronę drzwi. Gdy zobaczyłam kto w nich stoi nie wiedziałam jak się zachować. To wszystko wina Marcosa.
W końcu przybyli już wszyscy. Na początku jeszcze raz zaśpiewali mi "Happy birthday". Później każdy dał mi po małym drobiazgu, a jak zwykle wyróżniający się Adnan wręczył mi ogromny bukiet czerwonych róż. Zjedliśmy bardzo dużo waniliowego tortu i oddaliśmy się muzyce. To już kolejna impreza w Manchesterze. Wszystko wyszło epicko. Była sobota, więc można było zaszaleć już kolejny raz. Znów wszyscy zasnęli schlani do upadłego. Nikt nawet nie próbował wstawać przed dziesiątą rano.
-Halo- powiedziałam odbierając telefon, który wszystkich obudził.
-El, musimy poważnie porozmawiać. Kiedy mogłabyś być w centrum?- zapytał zachwycony trener.
-Nie wiem. Trenerze...
-Świetnie, czyli za pól godziny. Do zobaczenia- nie dał mi nic powiedzieć tylko się rozłączył.
-Słuchajcie! Muszę lecieć. Zostawiam was samym sobie. W zamrażarce jest mnóstwo wody, a jeżeli ktoś chce to za barem stoją drinki. Idę. Pa!
-Pa!- powiedzieli zawiedzeni.
Po chwili byłam już w domu. Nie mogłam iść do trenera w przepoconej koszulce i spodniach oblanych piwem. Poszłam się szybko przebrać i szybko wybiegłam z domu. Po dwudziestu minutach byłam już w centrum treningowym.
-Co jest trenerze- zapytałam widząc samego Louisa van Gaala przed sobą.
-To jest dyrektor techniczny Manchesteru. Chciałby z tobą omówić parę spraw- uśmiechnął się i ruchem ręki zaprosił do swojego gabinetu.
-Dzień dobry. El jestem. Co to za ważna sprawa?
-Witaj. Więc przejdę od razu do rzeczy. Chciałbym uzgodnić warunki nowego kontraktu.
-Jakiego nowego kontraktu?
-To nikt ci nie mówił, że gdy skończysz szesnaście lat będziemy chcieli odnowić z tobą kontrakt, a raczej podpisać już poważny papier- uśmiechnął się.
-Niestety nie. Jak zwykle nikt mi nic nie mówi...- przewróciłam oczami.
-Dobrze, więc dowiadujesz się teraz. Lepiej usiądź. Tutaj masz przygotowaną przez nas propozycję. Wystarczy podpisać.
-A czy mogę najpierw to przeczytać?
-Oczywiście.
Czytanie kontraktu zajęło mi dobrych parę minut, ale to co zobaczyłam na końcu odjęło mi mowę. Wyskoczyłam z krzesełka i nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
-Co?!
-O co chodzi?
-O zarobki!
-Co? Za mało? Wiedziałem, że się nie zgodzisz. Możemy to zaraz poprawić- powiedział bez zdziwienia.
-Człowieku. O czym ty mi mówisz? 3,5 miliona euro za sezon? Pan chyba sobie żartuje.
-To w końcu za mało, czy za dużo?
-Panie... ja po jednym sezonie będę milionerką- mówiłam z niedowierzaniem czytając dalej kontrakt. -I do tego regularna gra w pierwszym zespole!
-To podpisujesz, czy nie?
-Dajcie mi długopis!
-Proszę. Tylko zaczekaj chwilę. Wyjdźmy do dziennikarzy, niech zrobią nam parę zdjęć jak podpisujesz kontrakt.
-Ok- wybiegłam z pokoju i weszłam do sali konferencyjnej.
Tuż przy ogromnym oknie stał stolik. Dookoła stało mnóstwo dziennikarzy z aparatami i mikrofonami. Nie wierzyłam własnym oczom. Patrzyłam w stronę tłumu fotoreporterów, gdy moją uwagę ściągnął odgłos drewnianej podkładki do papieru uderzającej o stolik.
-Chodź El- zawołał mnie miły pan.
Po chwili wzięłam do ręki metalowy długopis i w kilku miejscach podpisałam chyba najważniejszy kontrakt w moim życiu. Cieszyłam się jak nigdy w życiu i skoczyłam trenerowi na szyję.
-Dziękuję- powiedziałam.
-Nie ma za co młoda.
-Tylko nie młoda. Ja mam już szesnaście lat- zaśmiałam się.
-Dobra, to jak mam ci mówić? Pani El?
-Wystarczy tak jak zawsze... Po prostu El.
-Dobra. Leć udzielić krótkiego wywiadu mediom.
-To lecę!
Kilka sekund później byłam już w strefie, w której rozstawiono kilka kamer. Dziennikarze zaczęli pytać.
D: Jak się teraz czujesz? Czy dotarło to do ciebie?
E: Nie, nie dotarło. Będę grała w pierwszej drużynie Manchesteru United. To coś niesamowitego. Marzyłam o tym.
D: Zdradzisz ile będziesz dokładnie dostawała za sezon? Słyszeliśmy o sumie 3,5 miliona euro. Czy to prawda?
E: Tak, tyle będę dostawała za sezon.
D: Czy na prawdę jesteś aż tak dobra?
E: Skoro będę grała w pierwszym składzie i tyle zarabiała to myślę, że tak, jestem aż tak dobra.
D: Co zamierzasz wnieść do tej drużyny?
E: Myślę, że to jedna z najlepszych drużyn na świecie i niewiele już można ją ulepszyć, ale z pewnością przyda się tu taki śmieszek jak ja.
D: Czyli zamierzasz był klubowym błaznem? Po to cię zakontraktowali?
E: Jak ja tego pragnęłam. Tych przemyśleń dziennikarzy. Nie, nie będę błaznem. Będę sobą i tylko sobą. Nie doszukujcie się tu podtekstów.
D: Z kim zdążyłaś już nawiązać pozytywne relacje?
E: Ze wszystkimi. Wszyscy są wyjątkowi i z każdym z nich zdążyłam się już zaprzyjaźnić. W końcu trzy miesiące to trzy miesiące.
D: Widzieliśmy cie niedawno u Marcosa Rojo. Czy to on jest klubową bratnią duszą?
E: To nie było wcale tak niedawno, ale tak. On i jeszcze paru chłopaków. Wszyscy są wspaniali.
D: Jaki preferujesz styl gry?
E: Ja lubię dużo myśleć. Każdy mój ruch jest przemyślany i gdy coś dzieje się nie po mojej myśli, to od razu wymyślam jakiś alternatywny plan. Także technika.
D: Słyszeliśmy od Davida, że potrafisz strzelić gola z ponad 40 metrów. Czy to prawda?
E: Tak, owszem. Udało mi się to parę razy.
D: Czy myślałaś o grze w drużynie Davida?
E: Nie. Na ten mecz poszłam tylko dla zabawy. Chciałam przetestować swoje umiejętności w meczu z najlepszymi graczami mojego rocznika z Manchesteru i okolic.
D: Czyli David odpada?
E: Tak.
D: A gdzie widzisz się za pięć lat?
E: Niedawno ktoś zadał mi już to pytanie i odpowiedź jest jedna. W Fc Barcelonie. To jedyne o czym teraz marzę. Po tym jak już jestem w Manchesterze moim celem stała się Barcelona.
D: Myślisz, że będą cię tam chcieli?
E: Nie wiem. Zobaczymy. Pójdę tam choćby dawali mi posadę kosiarza trawy- zaśmiałam się głośno.
D: A jakie były twoje plany na przyszłość oprócz gry?
E: Koszenie trawy na Camp Nou, bądź też podawanie piłek na stadionie Barcy.
D: Ale ja pytam poważnie.
E: A ja mówię poważnie.
D: Nie miałaś wyższych celów?
E: Księgowa Fc Barcelony. Miałam taki pomysł i gdyby tylko znalazła się taka posada to z miłą chęcią bym ja przyjęła.
D: A więc matematyka.
E: Tak, owszem- nadal odpowiadałam z szerokim uśmiechem.
D: Życzę ci jak największych sukcesów w footballu- powiedział jeden z nich widząc wchodzącego do pomieszczenia Louisa van Gaala.
-Dziękuję wszystkim za zainteresowanie- powiedziałam i pomachałam dziennikarzom.
Nie wróciłam prosto do domu tylko poszłam sprawdzić, co z chłopakami. Oni nadal tam spali. Ja przeżywałam jeden z najważniejszych dni w moim życiu, a oni spali.
Nagle do klubu wszedł LvG.
-No El. Koszulka już na ciebie czeka- uśmiechnął się i przytulił mnie.
Po chwili wszyscy chłopcy wstali i spojrzeli w stronę drzwi. Gdy zobaczyłam kto w nich stoi nie wiedziałam jak się zachować. To wszystko wina Marcosa.
---------------------------
W końcu mój upragniony moment. Pierwsza drużyna!!! Proszę o opinie w komentarzach!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz