wtorek, 16 czerwca 2015



  15.Koszulka już na ciebie czeka

  Minął tydzień, dwa, trzy... Nie przyszedł żaden list z sądu, ale za to Emilie przyszła tysiące razy. Brooklyn odpuścił, ona nie. Chciała za wszelką cenę skłócić mnie z Leo. 
   -Idziesz dziś na trening?- zapytał Leondre wchodząc do mojego pokoju przed południem. 
   -Tak. Czemu pytasz? 
   -Mamy koncert o szesnastej w Bolton. Może pojedziesz z nami? 
   -Szesnasta? Ok. 
   -Świetnie. Od razu po treningu jedziemy- uśmiechnął się. 
   -A czy Emilie będzie? 
   -Tak, ona zawsze jest.
   -Przeszła mi ochota... Czy ona musi wszędzie z wami jeździć? 
   -Hej... Przecież jej nie zabronię- przytulił mnie w geście wsparcia. 
   -Tak, wiem. Idę już, bo się spóźnię. 
  Leo wiedział, że niespecjalnie lubimy się z Amy. Gdybyśmy mogły, zastrzeliłybyśmy się nawzajem. Zawsze lepiej dogadywałam się z facetami. Dziewczyny zazdrościły mi urody, pewności siebie, niemal wszystkiego.  
  Trening był jakiś dziwny. Wszyscy zachowywali się jakoś inaczej, byli milsi i uprzejmi jak nigdy. Nie wiedziałam co się święci. Trener również szyderczo się uśmiechał. Gdy niezwykły trening w końcu dobiegł końca, wszyscy zebrali się w jednym miejscu. Nikt nie mówił mi o żadnym spotkaniu. Udawałam, że nic nie widzę i szłam dalej do wyjścia. Nagle ktoś chwycił mnie w pasie i wziął na ręce. Marcos zaniósł mnie i postawił w samym środku zgromadzonych ludzi. Zaczęli śpiewać "Happy birthday". Nie wiedziałam co się dzieje. Po chwili pracownicy klubu wnieśli ogromny tort w kształcie piłki. Dopiero wtedy zorientowałam się, że jest 15 marca. Zaczęłam śmiać się sama z siebie, gdyż zapomniałam o własnych urodzinach, a pamiętali o nich goście, którzy znają mnie raptem trzy miesiące. Chłopacy zaczęli podrzucać mnie do góry i skandować moje imię. W tamtej chwili zdałam sobie sprawę, że ja ich po prostu kocham. Tak, kocham tych debili, którzy na każdym treningu liżą murawę za kare. Usiedliśmy normalnie na trybunach i zjedliśmy po kawałku tortu. Oni byli wspaniali. 
   -To co... Dzisiaj impreza w klubie?- zapytałam. 
   -Gdzie my się wszyscy pomieścimy? 
   -Znam taki jeden klub, gdzie prawie nikt nie chodzi. Mogę zarezerwować go na całą noc i zamówić katering. Dla was co tylko chcecie- uśmiechnęłam się. 
   -Dobra. O której- zapytał uśmiechnięty jak nigdy Angel. 
   -21:00? Pasuje?
   -Jasne. 
   -Muszę już uciekać, bo jadę na koncert Leo. 
   -Pa jubilatko!!!- krzyknęli razem.
   -Do zobaczenia.
  Gdy wróciłam miałam niecałą godzinę na zorganizowanie imprezy, przebranie się i ułożenie włosów Leo. Po prostu lepiej być nie mogło. Szybko zarezerwowałam klub, zadzwoniłam do firmy kateringowej i pobiegłam do Leo. Zebraliśmy wszystkie potrzebne rzeczy, a jego włosy już po pięciu minutach były idealnie poukładane. W końcu wyruszyliśmy w drogę do Boltonu. 
  W czasie koncertu stało się coś, czego spodziewałam się od dawna. Charlie wciągnął stojącą niedaleko Emilie na scenę. Ta od razu podeszła do Leo i spojrzała mi w oczy. Zmrużyła je chcąc pokazać, że zrobi coś, czego nie chcę widzieć. Po chwili podeszła jeszcze bliżej Leo i pocałowała go. Fanki zaczęły piszczeć, robić im zdjęcia. Zachowanie mojego chłopaka w tej sytuacji mnie przeraziło. On zamiast coś zrobić, powiedzieć, przytulił ją. Nie spodziewałam się tego po nim. Stojący przy scenie ludzie rzucali na scenę karteczki z ich imionami w serduszku. Postanowiłam, że nie pójdę stamtąd. Uśmiechnęłam się szeroko i odwróciłam wzrok w drugą stronę. Nie chciałam na nich patrzeć, ale też chciałam tam zostać. 
  Przez cały koncert Amy siedziała na scenie i co jakiś czas podchodziła do Leo i przytulała go. Gdy w końcu wszyscy się rozeszli ja usiadłam na brzegu sceny a chłopcy, Emilie i współpracownicy Bars&Melody poszli za scenę. Myślałam, co mam zrobić. Nie chciałam wyjść na skończona idiotkę oddając ukochanego w ręce innej, ale też nie miałam pojęcia, co uczynić w tej sytuacji. Nagle podjechał jakiś samochód. To te samo Audi Q5, którym odwoził mnie Marcos. Otworzyła się przyciemniona szyba auta i mój ulubiony argentyński obrońca zaprosił mnie do auta.
   -Czemu siedzisz sama? Co z twoim chłopakiem?
   -Nie ważne- powiedziałam sfrustrowana. A ty co tu robisz? 
   -Postanowiłem zobaczyć, co ten twój chłopak śpiewa? Odwieźć cię do domu, czy jedziesz z nimi?
   -Mogłabym pojechać z tobą? Nie chcę wracać z Emilie.
   -Dobra to opowiadaj- powiedział ruszając z miejsca.
   -No więc... Emilie pocałowała Leo na oczach tylu ludzi. On nawet nic z tym nie zrobił, tylko ją przytulał. Nie wiem co teraz będzie. Ona mnie nienawidzi i specjalnie to zrobiła. Poradź...
   -Znajdź sobie kogoś, żeby on był zazdrosny.
   -Ty tak na prawdę? Charliego pobił za jakiś głupi zakład, Maxa skatował za to, że chciał mnie odprowadzić i do tego napadł Brooklyna, tak tego Brooklyna. Chociaż w sumie jakbym z nim zerwała, to może nie robiłby takich akcji.
   -Tego Brooklyna? Nie wierzę. Był w sądzie? Zapewne tak. On nigdy nie daje za wygraną- powiedział nieco zdziwiony.
   -Nie był... Brooklyn to jednak równy gość. 
   -Radzę ci, znajdź sobie kogoś, a on zrobi się zazdrosny i wróci do ciebie.
   -O czym my w ogóle rozmawiamy? Jeszcze nawet z nim nie zerwałam, nie porozmawiałam, a my już coś tu knujemy. 
   -W sumie tak, ale warto mieć plan. Wiesz jesteś śliczna, możesz mieć każdego. Takich facetów znajdziesz na pęczki. 
   -Jak to mówią: Tego kwiatu pół światu.
   -Dokładnie. Wiesz co powinnaś zrobić?
   -No co?
   -Zerwać z nim przez sms'a. To będzie idealne.
   -Nie... tak nie wypada.
   -A chcesz mu spojrzeć tak prosto w oczy i powiedzieć, że jest kretynem? Przecież go lubisz i wiem, że nie chcesz tego zrobić.
   -Lubię? To za mało powiedziane. 
   -No właśnie. Pisz.
   -To może zadzwonię chociaż z nim pogadać?
   -Jak wolisz. Ja bym radził napisać sms'a. 
   -Tak... Ty to możesz coś wiedzieć... większość życia z jedna dziewczyną. Ekspert się znalazł.
   -A żebyś wiedziała- zaśmiał się.
   -Nie wiem.
   -Dzwonisz. Chcę usłyszeć, jak z nim zrywasz.
   -Głupi jesteś. Chcesz czyjegoś nieszczęścia- zażartowałam.
   -Przecież i tak już jesteś nieszczęśliwa.
   -A kto tak powiedział?
   -Czyli w końcu cieszysz się, że możesz z nim zerwać?
   -Tego też nie powiedziałam.
   -Nie rozumiem twojego myślenia.
   -No bo...
   -Bo...
   -Bo ja już nie wiem co ja czuję. Mam kompletny mętlik w głowie. Chyba kocham Leo, ale jednocześnie uwielbiam samotność. Chciałabym być wolna. 
   -Nigdy nie miałem takich problemów, więc teraz to nie wiem, co ci poradzić. Przykro mi, ale twój tok myślenia nie jest dla mnie- zaśmiał się.
   -Nie śmiej się. JA na prawdę nic już nie wiem. Pieprzyć to wszystko!
   -Spokojnie. Młoda, bo wyzioniesz ducha.
   -Marcos proszę cię... co ja mam zrobić?
   -Żyj tak jak lubisz, czyli samotnie. Skoro nie lubisz być z kimś, to nie bądź. Po prostu...
   -Zastanowię się jeszcze. Teraz muszę przygotować wszystko do imprezy. Pa- powiedziałam wysiadając z auta. 
   -Do zobaczenia później- krzyknął przez otwarte okno.
  Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w szare dresy z herbem Fc Barcelony i czarną koszulkę Nike. (Jak to zwykła sobie mawiać moja była nauczycielka: "Dresy zabijają kobiecość. Nigdy nie zakładajcie dresów na imprezę!" Nigdy jej nie lubiłam i robiłam jej na złość nosząc luźne spodnie.) Do tego jeszcze Nike Hyperveom Liquid Diamond i byłam gotowa. 



  Wyszłam więc z domu i na piechotę udałam się do pobliskiego budynku. Był już Marcos, Angel i Ander. Weszłam do środka, a oni zostali przed wejściem. Sprawdziłam czy wszystko jest tak, jak miało być. Impreza przygotowana w kilka godzin zapowiadała się idealnie. 
  W końcu przybyli już wszyscy. Na początku jeszcze raz zaśpiewali mi "Happy birthday". Później każdy dał mi po małym drobiazgu, a jak zwykle wyróżniający się Adnan wręczył mi ogromny bukiet czerwonych róż. Zjedliśmy bardzo dużo waniliowego tortu i oddaliśmy się muzyce. To już kolejna impreza w Manchesterze. Wszystko wyszło epicko. Była sobota, więc można było zaszaleć już kolejny raz. Znów wszyscy zasnęli schlani do upadłego. Nikt nawet nie próbował wstawać przed dziesiątą rano.
   -Halo- powiedziałam odbierając telefon, który wszystkich obudził.
   -El, musimy poważnie porozmawiać. Kiedy mogłabyś być w centrum?- zapytał zachwycony trener.
   -Nie wiem. Trenerze... 
   -Świetnie, czyli za pól godziny. Do zobaczenia- nie dał mi nic powiedzieć tylko się rozłączył.
   -Słuchajcie! Muszę lecieć. Zostawiam was samym sobie. W zamrażarce jest mnóstwo wody, a jeżeli ktoś chce to za barem stoją drinki. Idę. Pa!
   -Pa!- powiedzieli zawiedzeni.
  Po chwili byłam już w domu. Nie mogłam iść do trenera w przepoconej koszulce i spodniach oblanych piwem. Poszłam się szybko przebrać i szybko wybiegłam z domu. Po dwudziestu minutach byłam już w centrum treningowym.
   -Co jest trenerze- zapytałam widząc samego Louisa van Gaala przed sobą.
   -To jest dyrektor techniczny Manchesteru. Chciałby z tobą omówić parę spraw- uśmiechnął się i ruchem ręki zaprosił do swojego gabinetu.
   -Dzień dobry. El jestem. Co to za ważna sprawa?
   -Witaj. Więc przejdę od razu do rzeczy. Chciałbym uzgodnić warunki nowego kontraktu.
   -Jakiego nowego kontraktu?
   -To nikt ci nie mówił, że gdy skończysz szesnaście lat będziemy chcieli odnowić z tobą kontrakt, a raczej podpisać już poważny papier- uśmiechnął się.
   -Niestety nie. Jak zwykle nikt mi nic nie mówi...- przewróciłam oczami.
   -Dobrze, więc dowiadujesz się teraz. Lepiej usiądź. Tutaj masz przygotowaną przez nas propozycję. Wystarczy podpisać.
   -A czy mogę najpierw to przeczytać?
   -Oczywiście.
  Czytanie kontraktu zajęło mi dobrych parę minut, ale to co zobaczyłam na końcu odjęło mi mowę. Wyskoczyłam z krzesełka i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. 
   -Co?!
   -O co chodzi? 
   -O zarobki!
   -Co? Za mało? Wiedziałem, że się nie zgodzisz. Możemy to zaraz poprawić- powiedział bez zdziwienia.
   -Człowieku. O czym ty mi mówisz? 3,5 miliona euro za sezon? Pan chyba sobie żartuje.
   -To w końcu za mało, czy za dużo? 
   -Panie... ja po jednym sezonie będę milionerką- mówiłam z niedowierzaniem czytając dalej kontrakt. -I do tego regularna gra w pierwszym zespole!
   -To podpisujesz, czy nie?
   -Dajcie mi długopis!
   -Proszę. Tylko zaczekaj chwilę. Wyjdźmy do dziennikarzy, niech zrobią nam parę zdjęć jak podpisujesz kontrakt.
   -Ok- wybiegłam z pokoju i weszłam do sali konferencyjnej. 
  Tuż przy ogromnym oknie stał stolik. Dookoła stało mnóstwo dziennikarzy z aparatami i mikrofonami. Nie wierzyłam własnym oczom. Patrzyłam w stronę tłumu fotoreporterów, gdy moją uwagę ściągnął odgłos drewnianej podkładki do papieru uderzającej o stolik.
   -Chodź El- zawołał mnie miły pan.
  Po chwili wzięłam do ręki metalowy długopis i w kilku miejscach podpisałam chyba najważniejszy kontrakt w moim życiu. Cieszyłam się jak nigdy w życiu i skoczyłam trenerowi na szyję.
   -Dziękuję- powiedziałam.
   -Nie ma za co młoda.
   -Tylko nie młoda. Ja mam już szesnaście lat- zaśmiałam się.
   -Dobra, to jak mam ci mówić? Pani El?
   -Wystarczy tak jak zawsze... Po prostu El.
   -Dobra. Leć udzielić krótkiego wywiadu mediom.
   -To lecę!
  Kilka sekund później byłam już w strefie, w której rozstawiono kilka kamer. Dziennikarze zaczęli pytać. 
   D: Jak się teraz czujesz? Czy dotarło to do ciebie?
   E: Nie, nie dotarło. Będę grała w pierwszej drużynie Manchesteru United. To coś niesamowitego. Marzyłam o tym.
   D: Zdradzisz ile będziesz dokładnie dostawała za sezon? Słyszeliśmy o sumie 3,5 miliona euro. Czy to prawda?
   E: Tak, tyle będę dostawała za sezon.
   D: Czy na prawdę jesteś aż tak dobra?
   E: Skoro będę grała w pierwszym składzie i tyle zarabiała to myślę, że tak, jestem aż tak dobra.
   D: Co zamierzasz wnieść do tej drużyny?
   E: Myślę, że to jedna z najlepszych drużyn na świecie i niewiele już można ją ulepszyć, ale z pewnością przyda się tu taki śmieszek jak ja.
   D: Czyli zamierzasz był klubowym błaznem? Po to cię zakontraktowali?
   E: Jak ja tego pragnęłam. Tych przemyśleń dziennikarzy. Nie, nie będę błaznem. Będę sobą i tylko sobą. Nie doszukujcie się tu podtekstów.
   D: Z kim zdążyłaś już nawiązać pozytywne relacje?
   E: Ze wszystkimi. Wszyscy są wyjątkowi i z każdym z nich zdążyłam się już zaprzyjaźnić. W końcu trzy miesiące to trzy miesiące.
   D: Widzieliśmy cie niedawno u Marcosa Rojo. Czy to on jest klubową bratnią duszą?
   E: To nie było wcale tak niedawno, ale tak. On i jeszcze paru chłopaków. Wszyscy są wspaniali.
   D: Jaki preferujesz styl gry?
   E: Ja lubię dużo myśleć. Każdy mój ruch jest przemyślany i gdy coś dzieje się nie po mojej myśli, to od razu wymyślam jakiś alternatywny plan. Także technika.
   D: Słyszeliśmy od Davida, że potrafisz strzelić gola z ponad 40 metrów. Czy to prawda?
   E: Tak, owszem. Udało mi się to parę razy. 
   D: Czy myślałaś o grze w drużynie Davida?
   E: Nie. Na ten mecz poszłam tylko dla zabawy. Chciałam przetestować swoje umiejętności w meczu z najlepszymi graczami mojego rocznika z Manchesteru i okolic.
   D: Czyli David odpada?
   E: Tak.
   D: A gdzie widzisz się za pięć lat?
   E: Niedawno ktoś zadał mi już to pytanie i odpowiedź jest jedna. W Fc Barcelonie. To jedyne o czym teraz marzę. Po tym jak już jestem w Manchesterze moim celem stała się Barcelona.
   D: Myślisz, że będą cię tam chcieli?
   E: Nie wiem. Zobaczymy. Pójdę tam choćby dawali mi posadę kosiarza trawy- zaśmiałam się głośno.
   D: A jakie były twoje plany na przyszłość oprócz gry?
   E: Koszenie trawy na Camp Nou, bądź też podawanie piłek na stadionie Barcy.
   D: Ale ja pytam poważnie.
   E: A ja mówię poważnie.
   D: Nie miałaś wyższych celów?
   E: Księgowa Fc Barcelony. Miałam taki pomysł i gdyby tylko znalazła się taka posada to z miłą chęcią bym ja przyjęła.
   D: A więc matematyka. 
   E: Tak, owszem- nadal odpowiadałam z szerokim uśmiechem.
   D: Życzę ci jak największych sukcesów w footballu- powiedział jeden z nich widząc wchodzącego do pomieszczenia Louisa van Gaala. 
   -Dziękuję wszystkim za zainteresowanie- powiedziałam i pomachałam dziennikarzom.
  Nie wróciłam prosto do domu tylko poszłam sprawdzić, co z chłopakami. Oni nadal tam spali. Ja przeżywałam jeden z najważniejszych dni w moim życiu, a oni spali. 
  Nagle do klubu wszedł LvG.
   -No El. Koszulka już na ciebie czeka- uśmiechnął się i przytulił mnie.
  Po chwili wszyscy chłopcy wstali i spojrzeli w stronę drzwi. Gdy zobaczyłam kto w nich stoi nie wiedziałam jak się zachować. To wszystko wina Marcosa.



---------------------------


W końcu mój upragniony moment. Pierwsza drużyna!!! Proszę o opinie w komentarzach!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz