18.Same dobre informacje
Minęły dwa tygodnie od porwania Devriesów. Do tej pory nie myślałam, co będzie gdy wrócą. Po tak długim czasie nadal nikt nie skontaktował się z nami w sprawie rzekomego okupu. A może Emilie kłamała i tak na prawdę to wszystko to jej sprawka. W tej sytuacji wszystko było jeną wielką niewiadomą.Razem z Marcosem i Charlsem robiliśmy wszystko co w naszej mocy, by odnaleźć Devriesów. Nadal nic nie miało sensu, a policja jedynie czekała na ruch porywaczy.
Obudziły mnie promienie poniedziałkowego wschodu jakże pięknego słońca. Otworzyłam oczy i spojrzałam przez otwarte drzwi balkonu. Na pierwszy rzut oka wszystko wydało mi się idealne i piękne. Dopiero po dłuższej chwili wpatrywania się w zielone drzewa na podwórzu Marcosa, uświadomiłam sobie, że coś jest nie tak. Przecież zasypiałam przy zamkniętych drzwiach balkonowych, a nikt nie miałby nawet po co wchodzić do pokoju gościnnego w którym nocowałam. W tejże chwili poderwałam się i usiadłam na łóżku. Zamek był uszkodzony, a na balkonie ślady obuwia. Zlękłam się i szybko wstałam na równe nogi. Podeszłam bliżej i wyjrzałam na podwórko. Zobaczyłam jedynie dziwny błysk jakby lusterka leżącego na ziemi. Szybko ubrałam się i zbiegłam na dół. Nikt jeszcze nie wstał, bo po co komu wstawać o siódmej rano... Podeszłam do drzwi o tarasu i wpierw rozejrzałam po przestrzeni na oknem, by później wyjść na zewnątrz. Wciąż pozostawałam czujna i skupiona na tym, co chcę znaleźć wśród zielonej trawy. Gdy dotarłam w miejsce, w którym wcześniej widziałam dziwny błysk światła najpierw rozejrzałam się w koło, a później schyliłam po przedmiot leżący na ziemi. Był to telefon. Kompletnie nie wiedziałam czyj on może być. Na pewno nie Marcosa ani Eugenii. Wydało mi się to dziwne. Nie chcąc stać tam dłużej i narażać się na powrót włamywacza, weszłam do środka. Od razu wzięłam się za rozgryzanie hasła do znalezionego telefonu. Gdy już uzyskałam dostęp do wszystkich aplikacji, najpierw sprawdziłam kontakty. Jeden numer wydał mi się bardzo ciekawy. Zapisany był jako Amy. Czyżby chodziło o Emilie? W następnej kolejności zajrzałam do notatek, lecz nie znalazłam ta nic na temat właściciela telefonu. W końcu odważyłam się odczytać wiadomości i wielce się zdziwiłam. Fragment rozmowy z nijakim Jasonem przykuł moją uwagę.
"Ta mała chyba domyśla się, gdzie ich trzymamy"
-
"Trzeba coś z nią zrobić"
-
"Pójdziesz do niej?"
-
"Zrobię to dziś w nocy"
-
-
-
"Nie udało się. Ktoś jeszcze tam był. Nie ryzykowałem. Trzeba ich przewieźć"
To mówiło samo za siebie. Był tu jeden z porywaczy. W chwili gdy przeczytałam tę rozmowę poczułam ciarki na plecach. On był w moim pokoju. Mógł mi coś zrobić, ale coś lub ktoś go wystraszyło. Miałam nieprawdopodobne szczęście. Miał mnie na wyciągnięcie ręki...
Moje rozmyślania nie trwały długo. Szybko zebrałam się do szkoły i wyszłam z domu argentyńskiego obrońcy zostawiając mu karteczkę na stole.
"Ktoś włamał się do pokoju gościnnego w nocy. Uważajcie na siebie. El"
W szkole kompletnie nie mogłam się na niczym skupić. Chodziłam rozkojarzona po korytarzach, a za mną jak zwykle wlókł się tłum ludzi. Po męczarniach w "ośrodku zamkniętym dla nieletnich*", nadeszło wybawienie. Trening. Tak bardzo brakowało mi wysiłku fizycznego, gdyż mieliśmy trzy dni wolnego. Integracja z kolegami z nowego klubu dobrze mi zrobiła. Odzyskałam swój uśmiech, który towarzyszył mi przez cały pobyt w Anglii, aż do momentu porwania Devriesów. Po miłym treningu z chłopakami, trener zaprosił mnie do biura.
-Więc jaki chcesz mieć napis na koszulce? "El", czy coś innego? Chcielibyśmy zacząć produkcję twoich koszulek.
-"El"? To by było za proste... O dawna marzę o tym, by kibice nazywali mnie "El Ambro". Taki chcę napis- uśmiechnęłam się szeroko.
-Oryginalność zawsze w modzie- puścił mi oczko.
-Czyli mam rozumieć, że następny sezon zaczynam od pierwszej jedenastki, tak?
-Owszem. Taki talent trzeba wykorzystywać.
-Dziękuję. Do widzenia- odwróciłam się w stronę drzwi.
-A! El. Jeszcze jedno. Nie patrz na zachowanie niektórych chłopaków. Zarabiasz więcej od niejednego z nich. Wiesz... to nieco upokarzające- położył mi rękę na ramieniu.
-Jasne. Nie mam im tego za złe. Sama nie spodziewałabym się takich zarobków. To całkowicie normalne- spojrzałam na niego i przekazałam pozytywne nastawienie.
-Jesteś na prawdę wspaniała. W tej sytuacji ty potrafisz sie jeszcze uśmiechać- pokiwał głową.
-To zasługa przyjaciół.
-Dobra, leć już. Do jutra- poklepał mnie po plecach i udał za biórko.
-Do widzenia trenerze- spojrzałam na niego nieco zdziwiona. Coś go trapiło.
-Po powrocie do domu Marcosa od razu opowiedziałam mu to, czego dowiedziałam się z rozmowy porywaczy. Rojo był przerażony myślą, że ktoś był w jego domu. Na nim również wywarło to frustrację. W tym całym zamieszaniu nie zauważyłam, gdy ktoś przysłał wiadomość na telefon, który trzymałam w dłoni. Dopiero po dłuższej wymianie zdań z Marcosem spostrzegłam świecący się ekran komórki.
-Marcos! Zamknij się na chwilę- krzyknęłam na wydzierającego się na mnie Argentyńczyka.
-Co?!
-Jakaś wiadomość...
"Nowa miejscówka. Stare działki pod Oldham. Dziś o 20."
-Dzwonimy po policję.
-Dobra... Ale ja też tam jadę.
-Co?! Nigdzie nie pojedziesz! Zostaw to policji- powiedział trzymając telefon przy uchu.
Wiedziałam, że mnie tam nie puści. Pozornie przytaknęłam mu, ale tak na prawdę zamierzałam wymknąć się z domu piłkarza. On niczego się nie spodziewając spojrzał na mnie zachowując pokerową twarz i poszedł do kuchni. Ja w tym czasie po cichu udałam się do pokoju i przygotowałam plan odbicia Devriesów.
Kilka godzin później, gdy Marcos z Eugenią i Moreną oglądali filmy w salonie, ja wyszłam tylnymi drzwiami. Do Oldham było kilka kilometrów, więc trzeba się było sprężyć. Wszędzie przemieszczałam się biegając i tak też zrobiłam tym razem. Przecież nikt o zdrowych zmysłach nie zawiózłby mnie w niebezpieczne miejsce.Gdy dotarłam na miejsce spostrzegłam policjantów marnie ukrytych w krzakach i grupę antyterrorystów zabezpieczających pobliskie domki. Sprytnie przedostałam się do szopy stojącej tuż przy jednym z drewnianych domów i spokojnie obserwowałam rozwój sytuacji. Nagle, po kilkudziesięciu minutach oczekiwania, na strzeżony przez policję teren wjechało czarne BMW. Byłam przekonana, że mundurowi wyczekają moment, gdy auto wjedzie na któreś z podwórek, ale oni jak zwykle po swojemu. Chcieli odciąć drogę ucieczki porywaczom, ale skończyło się ucieczką zbirów. Byłam wściekła.
-Co wy zrobiliście?! Wy nie potraficie myśleć! Schrzaniliście to! JA wam podaję porywaczy na tacy, a wy tak po prostu popełniacie błąd taktyczny! No nie wyrobię...- krzyczałam wychodząc z szopy.
-Co ty tu robisz?- zapytała zdziwiony komendant.
-Niech was to nie obchodzi. Następnym razem sama to załatwię. Tak będzie lepiej- powiedziałam z oburzeniem.
-Nie pozwalaj sobie...
Po powrocie do domu Marcosa czekała mnie wieka awantura. Rojo domyślił się, że poszłam tam, mimo, iż nie chciał mnie tam puścić. Zachowywał się, jakby był moim ojcem,a mnie strasznie to denerwowało. Wydarłam się na niego i z poczuciem winy powędrowałam do pokoju gościnnego. Drzwi balkonowe były wymienione, więc spokojnie wtuliłam się w białą, miękką pościel i zasnęłam nie zdając sobie z tego sprawy.
-Wstawaj śpiochu. Już siódma trzydzieści- obudził mnie uśmiechnięty Marcos.
-Jak to? Spóźnię się!- krzyknęłam i szybko wstałam z łóżka od razu biegnąc do szafy.
-Spokojnie. Zawiązę cię dziś- stał uśmiechnięty sarkastycznie w progu.
-Czemu tak się patrzysz?- zapytałam.
-Nie ważne. Dzis będzie bardzo ciekawy dzień!- krzyknął schodząc ze schodów.
Wciąż zdezorientowana ubrałam się i poszłam do samochodu, w którym czekał Marcos. Wydawał mi się jakoś dziwnie wesoły. Za każdym razem, gdy pytałam go, o co chodzi, ten śmiał się i mówił "dowiesz się później". Na prawdę denerwował mnie ten jego głupi uśmieszek i obecność jedynie ciałem. Przez niego cały dzień w szkole i na treningu skupiałam się jedynie na tym, czego miałam się dowiedzieć. W końcu przed centrum treningowym powiedział:
-Mam niespodziankę. Wsiadaj- mówił zdecydowany, a na jego twarzy wciąż malował się sarkastyczny uśmiech.
-Gdzie jedziemy?
-Zobaczysz...
-Nie. Marcos. Nigdzie nie jadę, dopóki nie powiesz mi dokąd- skrzyżowałam ręce na piersiach i spojrzałam na piłkarza.
-Sama nie wsiądziesz, to ja cię wpakuję...- powiedział i jednym szybkim ruchem wrzucił mnie do samochodu.
-Jesteś nienormalny. To bolało...
-Życie...- rzekł nieobecny.
Przez całą drogę nie odezwałam się ani słowem. W końcu dotarliśmy na miejsce, o czym świadczyła cisza. Wysiadła i rozejrzałam się.
-Szpital? Co my robimy w szpitalu?
-W nocy przywieźli tu Devriesów. Już dziś będą mogli wyjść. Przyjechaliśmy po nich- uśmiechnął się w moją stronę.
-Co?! I ty nic mi nie powiedziałeś?- nie mogłam w to uwierzyć.
-To miała być niespodzianka.
Cała złość mi przeszła i rzuciłam sie Marcosowi na szyję. Szybkim krokiem przedostaliśmy się pod sale, w której leżał sam Leo. Zatrzymałam sie na chwilę i spojrzałam przez szybę na zamyślonego chłopaka. Miał kilka zadrapań na twarzy i parę siniaków. Raczej nic poza tym.
-No co jest?- zapytał Rojo.
-Nie wiem, co powiedzieć. Nie widziałam go dwa tygodnie... To co przeżył...
-Spokojnie. Idź- powiedział całując mnie w czoło.
Nie wiedziałam, co to miało znaczyć, ale dodało mi siły i weszłam tam. Leo od razu odwrócił sie w moją stronę i zrobił duże oczy. Rzuciłam mu się na szyję i mocno przytuliłam.
-Jak dobrze, że jesteś- powiedział.
-W końcu się odnalazłeś...- uśmiechnęłam się sama do siebie.
-Przy tobie czuje się taki bezpieczny. Gdybyś z nami wtedy była, to wszystko potoczyłoby się inaczej...
-Leo. Zdajesz sobie sprawę, że to zabrzmiało, jakbyś mnie za to winił- puściłam chłopaka i spojrzałam mu głęboko w oczy.
-Ups. To miało znaczyć, że z tobą wydostalibyśmy się stamtąd- uśmiechnął się i odwrócił głowę.
-No ja myslę...
-Nawet nie wiesz, jak mi cie brakowało. Księżniczko, kocham cię- przytulił mnie ponownie.
Po chwili do sali wpadła cała rodzina i wszyscy razem wtuliliśmy się w siebie. Jedynie Marcos stał na uboczu i przyglądał się całej sytuacji z uśmiechem na twarzy. Wydostałam się z uścisku i przytuliłam faceta, który tak dzielnie pomagał w odnalezieniu Devriesów. W tej chwili zdałam sobie sprawę, że stał się dla mnie bliższy niż myślałam.
Gdy wracaliśmy wszyscy razem samochodem Marcosa, zaszła bardzo dziwna sytuacja. Znikąd jakiś samochód wyjechał na jezdnię zagradzając nam drogę. Z auta wysiadło dwóch mężczyzn z nożami. Rojo kazał nam się nie martwić i zamknął drzwi.. Próbował wyjechaćz pułapki, lecz było to niemożliwe. Caro;, wyciągnęła telefon i wybrała numer na policję. W tej chwili napastnicy podbiegli do samochodu Marcosa i próbowali stłuc szybę w oknie kierowcy. Wszyscy siedzieli przerażeni oprócz mnie. Niewzruszona całą sytuacją wysiadłam z auta.
-Czego chcecie?- zapytałam ze stoickim spokojem.
-Ciebie i tego młodego- zaśmiał się jeden z nich podchodząc bliżej.
-Śnisz...-odparłam po czym jednym szybkim kopnięciem wytrąciłam mu nóż z ręki.
Drugi ruszył zza niego i już chciał wbić ostrze w moje ciało, gdy oberwał drzwiami. Stojący przede mną mężczyzna nie spodziewał się Chokeslama. Jednego miałam już z głowy. Drugi chcąc zaatakowac mnie od tyłu spotkał Back Body breaker. Szybko pożałowali decyzji napadu na nas. Wzięlam kluczyki od jednego z nich i udałam sie do auta. Przestawiłam je, i spokojnie odjechaliśmy z miejsca zdarzenia.
Następnego dnia stało się coś, czego nikt by się nie spodziewał. Strasznie oburzyła mnie ta cała sytuacja...
"ośrodku zamkniętym dla nieletnich"- szkoła
-------------
Prosze o opinie w komentarzach i zapraszam do jak najczęstrzego odwiedzania mojego bloga.
WoW *-*
OdpowiedzUsuńCuudowny rozdział ♥
Szczerze to czytając początek o tym włamaniu do pokoju gościnnego sama zaczęłam się trochę bać... No ale ok xd
Dobrze, że Devriesowie wreszcie się odnaleźli ♥ Trochę boję się pomyśleć, co ci porywacze byliby jeszcze w stanie im zrobić.
Czekam na następny :*
Super ❤
OdpowiedzUsuńbardzo mi się podoba:)
OdpowiedzUsuńxmaalw.blogspot.com
Extra ;)
OdpowiedzUsuńhttp://darmowo2015.blogspot.com/
Ciekawy blog <3
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :) =KLIK=
Super! :)
OdpowiedzUsuń