czwartek, 4 czerwca 2015

8.Nie wierzę w ciebie

  Obudziłam się około dwunastej. Leo wciąż spał. Zaczęłam myśleć, jak wstać, by go nie obudzić. Nagle brunet otworzył oczy. Znów były brązowe i lśniące niczym gwiazdy na niebie. Patrzył na mnie jakby z niedowierzaniem.
   -Twoje oczy... już są normalne.
   -O co chodzi? Co ja tu robię?- puścił mnie i oparł się łokciami o moje łóżko.
   -Czy ty nic nie pamiętasz?- zapytałam.
   -Ale co mam pamiętać? Coś się stało? Czy ja coś piłem?
   -Sam mi odpowiedz. Twoje oczy były czerwone. W ogóle byłeś jakiś dziwny, a do tego romantyczny.
   -Ja? To niemożliwe- zaśmiał się.
   -No to w takim razie powiedz mi, co ty tu robisz. Przyszedłeś do mnie w nocy z bordowymi oczami niczym wilkołak lub coś w tym stylu.
   -Dobra, daruj sobie. Teraz powiedz mi tak na poważnie. Co się stało?
   -Dobra nie to nie. Nie wierzysz mi to twoja sprawa- powiedziałam lekko poirytowana i chciałam już wstać z łóżka, gdy Leo złapał mnie za pas i ściągnął w dół. 
   -Nie idź jeszcze- po czym przytulił się do mnie.
   -Czy ty przypadkiem nie miałeś mieć nagrania o trzynastej?
   -Miałem. A która jest godzina.
   -Dwunasta.
   -Co? Przecież ja nie zdążę. Ubieraj się El, jedziesz z nami- powiedział wybiegając z mojego pokoju.
  Przebrałam się, zebrałam wszystko co miałam wziąć i poszłam do Leo. Ten akurat zakładał koszulkę. Stałam jeszcze chwile i czekałam aż ułoży włosy. Wziął kilka butelek wody i wyszliśmy. Gdy dotarliśmy na miejsce, Charls już był. Weszliśmy do środka.
   -Hej. Jestem El- uśmiechnęłam się do gościa siedzącego przed konsolą. 
   -Witaj. Aaron jestem. Czyżby nowa gwiazdka?- zaśmiał się.
   -Tak, ale nie muzyczna. Nie mam do tego talentu- zażartowałam.
   -Dobra chłopaki. Do środka i nagrywamy. Może na rozgrzewkę "See you again".
   -Ok- powiedział Leo i weszli do zamkniętego pomieszczenia za szybą.
  Siedziałam tam kilka godzin i słuchałam muzyki na słuchawkach. Chłopcy wyszli. "Jest!!! W końcu skończyli"- pomyślałam sobie.
   -To co? Mała przerwa?- zapytał Aarona.
   -Jasne. Wróćcie za pół godziny- uśmiechnął się.
  Już chciałam wychodzić z chłopakami, ale Aaron złapał mnie za rękę.
   -Ty zostajesz ze mną- powiedział zdecydowany.
   -Ale po co?
   -Masz dobry gust. Chciałbym się ciebie poradzić w paru kwestiach.
   -A tak na serio to o co chodzi?
   -Zaśpiewasz coś?
   -Nie- odpowiedziałam stanowczo.
   -Dlaczego?
   -Nie śpiewam publicznie.
   -A czy widzisz tu publikę?
   -Tak. Ciebie- zaśmiałam się.
   -Weź przestań. zaśpiewaj mi coś.
   -Nie- powiedziałam już zniecierpliwiona.
   -Ale ja tak ładnie proszę. Przecież nic ci się nie stanie. To tylko kilka słów. Czy na prawdę aż tak się boisz?
   -Boję? Ja nie boję się niczego- zdenerwowałam się.
   -To wchodź tam i śpiewaj.
   -A żebyś wiedział...- na prawdę byłam wściekła. Mnie nie mówi się, że czegoś się nie da, albo że czegoś się boję. To nie ja.
  Jak chciał tak zrobiłam. Zaśpiewałam mu "See you again". Co mi tam. Wyszłam uradowana jak nigdy. 
   -I jak?- spytałam z ciekawości.
   -Dziewczyno. I ty nie śpiewasz publicznie? Czy ty w ogóle masz jakieś wady?- powiedział młody szatyn.
   -Nie przesadzajmy- zaśmiałam się.
   -Zaśpiewasz coś jeszcze?
   -Dobra. Tylko co?- zdążyłam się rozkręcić.
   -A co proponujesz?
   -"Bo jak nie my to kto". Lecimy.
  Akurat jak śpiewałam, musiał wejść Leo z Charliem. Byłam tak wkręcona w piosenkę, że nie zauważyłam ich. Gdy wyszłam, wpadłam w uściski chłopaków.
   -Robimy trio. Od dziś będziesz naszą wspólniczką- uśmiechnął się Charlie.
   -Jak długo wy tu stoicie?
   -Dosyć długo, by wiedzieć jak śpiewasz. To co? Wchodzisz w spółkę?
   -Wy chyba oszaleliście. Aaron, mogłeś ich tu nie wpuszczać- wzięłam kurtkę i wyszłam. 
  Jesienna pogoda dawała o sobie znać. Gdy tylko wyszłam, zaczęło padać. Nie miałam kaptura ani parasolki. Nagle podbiegł do mnie Bryan z parasolem i zaproponował, że odprowadzi mnie do domu. Wyżaliłam mu się trochę na chłopaków i na brak czasu, by pograć w piłkę ze znajomymi. Pochwaliłam się także przeniesieniem do męskiej ligi. Fajnie się z nim gadało, mimo, iż to kompletny kretyn, ale byłam jestem otwarta na ludzi i potrafię gadać ze wszystkimi. Odprowadził mnie do domu i pożegnaliśmy się. Gdy tylko weszłam do domu, Joey zaczął wypytywać mnie, kto to był. Poszłam do kuchni, a on za mną. Nie dawał mi spokoju. Później przyszedł jeszcze jego kumpel i były wspólnik- Ryan. Naśmiewali się ze mnie, więc poszłam do salonu. Oglądałam jakieś telenowele, a oni byli w tak dobrych humorach, radość sprawiało im każde słowo. Denerwowali mnie, ale przecież nie będę siedziała sama. Zaczęłam śmiać się razem z nimi. Minęły nam tak dobre dwie godziny. O dziewiętnastej zadzwonił mój telefon. Niezbyt zrozumiale powiedziałam:
   -Halo.
   -Witaj moja perełko- przywitał się mój trener.
   -O co chodzi?
   -Masz pół godziny na dotarcie na trening. U nas w klubie. To będzie fajna niespodzianka. Czekamy. Trzymaj się mała.
  Miałam z nim dobry kontakt i często do mnie dzwonił. Nazywał mnie swoją 'perełką', gdyż uważał mnie za skarb. Tym razem chodziło o dodatkowy trening. Przynajmniej tak mi się zdawało. Doszłam na górę z małymi problemami, czyli Joeyem i Ryanem. Spakowałam strój Neymara i wyszłam z domu. Nadal padało, więc wsiadłam w byle jaki autobus i pojechałam do centrum miasta. Gdy dotarłam na miejsce poszłam się przebrać. Z lekką niechęcią poszłam na dodatkowy trening. Weszłam na boisko, a tam... Nie wierzyłam własnym oczom. Razem z trenerem stał Angel Di Maria i Marcos Rojo. Zaśmiałam się i odwróciłam. 
   -O! El. Już jesteś. Chodź do nas- powiedział szczęśliwy trener.
   -Moment!- krzyknęłam.
   -Czy coś się stało?- zapytał zaniepokojony Marcos.
  Uśmiechnięta podeszłam bliżej. Ustałam i zaczęłam się śmiać.
   -Czy z tobą aby wszystko ok?- zapytał drugi.
   -Dajcie mi sekundę- powiedziałam przez łzy.
  Ogarnęłam się i przywitałam.
   -Hej. Jestem El. 
   -Pewnie już znasz tych panów- założył mi rękę na ramię. -Usłyszeli o tobie i postanowili przekonać się na własne oczy, czy na prawdę jesteś tak dobra.
   -Ok. Nie spodziewałam się. Normalnie padnę.

  -Nie wierzę w ciebie- powiedział Angel.

   -Słucham? Czy to przejaw egoizmu?
   -Nie. Po prostu nie wierzę w to, co mówi twój trener. Na pewno nie jesteś tak dobra, by trenować z pierwszą drużyną Manchesteru United.
   -Angel. Nie dołuj jej- powiedział drugi z piłkarzy.
   -Dobra. Więc pokażę wam na co mnie stać- zdenerwowałam się nieco.
   -Po to tu jesteśmy- uśmiechnął się Marcos.
  Po chwili przyszło kilku chłopaków z drużyny. Rozegraliśmy, a raczej ja rozegrałam mecz. Nawet taki obrońca jak Marcos Rojo nie mógł sobie ze mną poradzić. Co prawda parę razy zdołali wybić mi piłkę spod nóg, ale to nic takiego w porównaniu do moich dryblingów i odbiorów. Potrafiłam grać na każdej pozycji, więc biegałam po całym boisku. Jedynie na bramce mnie nie było. Po meczu Angel powiedział coś do kolegi i wyszedł. Nie wiedziałam, co sobie pomyślał. Denerwował mnie ten arogancki Argentyńczyk. 
   -Kazał pogratulować ci meczu- powiedział zdyszany Marcos.
   -Dzięki. Trenerze, o co w ogóle chodzi z tymi treningami?
   -Nic takiego. Jak będzie coś wiadomo to dowiesz się o tym pierwsza. 
   -To może ty mi coś o tym powiesz?- zwróciłam się w stronę idola.
   -Wiem tylko tyle, że mieliśmy cię przetestować i dać znać trenerowi. 
   -Aha. Dzięki za mecz- powiedziałam uśmiechnięta.
   -Ja również.
   -Dałbyś mi autograf?
   Jasne- podpisał mi się na koszulce Neymara, gdyż nie wiedziałam z kim się spotkam. Założyłabym koszulkę Manchesteru, gdybym tylko wiedziała. Nie przeszkadzało mu to, więc miałam pierwszą koszulkę z autografem piłkarza. Spotkanie było cudowne. Zadziwiła mnie postawa Angela, ale to gwiazda, a one tak mają. 
  Wróciłam do domu w stroju, w którym trenowałam, ponieważ nie miałam czasu się przebrać. Weszłam do środka i zaczęłam odbijać piłkę, którą brałam ze sobą na każdy mecz. Nagle ze schodów zeskoczył Leo.
   -Gdzie byłaś?- zapytał.
   -Na cudownym treningu. Mówię ci było bosko. Spotkałam Angela Di Marię i Marcosa Rojo. Normalnie bajka. 
   -Co? Ty trenujesz piłkę nożną? Od kiedy? Jak to? Ich? Marzyłem o tym.
   -A no tak... Miałeś wczoraj przyjść do mnie, ale tego nie zrobiłeś. Więc tak, trenuję od jakiegoś miesiąca. I wczoraj dostałam decyzję o przeniesieniu do męskiej ligi. Jestem w roczniku niższym od twojego, ale kto wie... Może przeniosą mnie i będziemy razem w drużynie. A dzisiejsze spotkanie... zabrałabym cię, ale nie spodziewałam się tego.
   -Wow. Jednak coś wczoraj straciłem. To w takim razie gratuluję!- przytulił mnie i uśmiechnął się uroczo. Był trochę niezorientowany.
   -Dzięki. 
   -Chodźmy na górę- zaproponował.
  Weszliśmy do jego pokoju. Zrobiło się trochę dziwnie.
   -Słuchaj. Z tym trio to było na poważnie. Może nagramy kiedyś coś razem?
   -Przepraszam, ale nie śpiewam publicznie. 
   -Dlaczego? Przecież masz niesamowity głos. Jedna piosenka z nami, nic by ci nie zrobiła. Proszę- spojrzał się błagalnie.
   -Nie ma mowy. Jak tak chcecie tercetu, to znajdźcie kogoś innego.
   -Ale my chcemy ciebie. 
   -Ale ja nie chcę śpiewać.
   -El. Zrób to dla mnie- podszedł do mnie i objął w talii. Kolejny raz to robi. Nienawidzę tego. Nie mogę mu odmówić gdy tak ładnie na mnie patrzy.
   -Ja... Nie mogę. Przepraszam cię Leo- stwierdziłam po dłuższym przemyśleniu.
   -Na prawdę chcesz, żebym był nieszczęśliwy?
   -Przestań. Nie zaśpiewam i tyle. 
   -El...- wyszeptał patrząc mi w oczy i pocałował mnie.
  Wyszłam i poszłam do siebie. Czemu on to robi? W tej kwestii jestem nieugięta i nie dam sobą manipulować. Od razu pomyślałam o czerwonych oczach Leo. Poszukałam trochę w internecie i znalazłam coś o zaczerwienieniu oczu od zwiększonego ciśnienia krwi. Znachorzy twierdzą, że może stać się to przez wpływ księżyca. Nie wiedziałam już co myśleć. Nie ukrywam, że historie o wilkołakach i pełni księżyca nie są mi obce, gdyż sama zmieniam się nieco pod wpływem światła księżycowego. Uznałam, że lepiej będzie nie mówić nic nikomu i sprawdzić to następnym razem.
   Usłyszałam, że ktoś wchodzi po schodach. Było już ciemno, więc nie wiedziałam, kto to może być, bo na pewno nie Charlie. Gość ominął pokój Leo i szedł w stronę moich drzwi. Usłyszałam pukanie. 
   -Proszę- powiedziałam lekko zaniepokojona.
  To znowu on. Ten inny Leondre z czerwonymi oczami. Przestraszyłam się nieco, ale postanowiłam spławić sąsiada.
   -Wyjdź- on szedł w moją stronę. -Leo wyjdź!- krzyknęłam.
   -Nie mów tak, księżniczko. 
   -Nagram cię. Tym razem cię nagram- wzięłam telefon i włączyłam dyktafon.
   -Wyłącz to. Przecież nie potrzebne mi są moje własne słowa. Chyba, że chcesz ich słuchać codziennie. Kocham cię- powiedział.
   -Nie wierz w to, co mówisz. Tym razem dowiesz się, co robisz po nocach.
   -Chodźmy gdzieś. Może nad rzekę. Popływamy trochę.
   -Tak, na pewno. Żebyś mnie utopił? W tym stanie nie masz na co liczyć. Idź spać- wyprowadziłam go z mojego pokoju.
  Niestety nie miałam klucza do drzwi, więc nie mogłam ich zamknąć. Ciągłe wypraszanie go z pokoju było męczące. Poszłam więc do salonu, gdzie klucz do drzwi był zawsze w zamku. Zamknęłam je i poszłam spać. Leo całą noc mruczał coś pod drzwiami. Włączyłam cichą muzykę i zasnęłam.


-------------------------------------

Tym razem troszkę bardziej piłkarski rozdział. Dziękuje za czytanie mojego bloga i zachęcam do komentowania. :*

2 komentarze:

  1. Cudo *.* Coraz bardziej niepokoje się o Leo ,nie mogę się doczekać następnego rozdziału ^^
    Z niecierpliwością czekam

    OdpowiedzUsuń
  2. coraz lepsze te rozdziały naprawde mega ♥♥♥czekam na kolejny :D

    OdpowiedzUsuń