sobota, 6 czerwca 2015




9.Pnij się w górę i nie patrz na innych

  Minęły dwa miesiące. Treningi z męską drużyną jak zwykle niezbyt męczące.  Jeszcze tylko dwa lata. Leo wciąż ma nocne problemy, z którymi nie wiem jak sobie radzić. Może powiem o tym rodzinie. 
  Jak zwykle rano wstałam, uszykowałam się do szkoły i czekałam na schodach, aż wszyscy się zbiorą. Nagle zadzwonił mój telefon.
   -Halo- powiedziałam.
   -El, masz 30 minut na dotarcie do klubu. Teraz trzeba już tylko się dogadać i będzie wszystko ok. Zbieraj się i widzę cię niedługo. Pa.
   -Ale... Nie rozłączaj się!- za późno, odłożył słuchawkę.
   -Carol! Nie idę dziś do szkoły. Idę do klubu. Pa.
   -Jak to nie idziesz. Co się takiego stało?
   -Zapytaj trenera- uśmiechnęłam się i wyszłam zabierając ze sobą kurtkę.
  Po dwudziestu minutach byłam już na miejscu. Wkoło było pusto, więc poszłam do gabinetu trenera.
   -Dzień dobry- rozdarłam się wchodząc i nawet nie zwróciłam uwagi kto jest w gabinecie.
   -Witaj El- podał mi rękę sam Louis van Gaal.
   -Trenerze... O co chodzi?- zapytałam lekko zaniepokojona.
   -Pewnie znasz tego pana- uśmiechnął się.
   -No trudno byłoby go nie znać.
   -Przybyłem tu dogadać się z tobą w sprawie treningów z pierwszą drużyną Manchesteru United. Czy jesteś na to gotowa?- powiedział LvG
   -Ja? Trenerze, czemu znowu wszystko dzieje się za moimi plecami?
   -Tak było prościej. Powiedz. Chcesz trenować z takimi gwiazdami jak Rooney, Di Maria, Robin czy Mata?
   -A nie uważasz, że to dość duży krok jak na szesnastolatkę? Dłuższe treningi, większy wysiłek, znowu nowe otoczenie. Ja z dotychczasowymi obowiązkami sobie nie radzę, a co dopiero z treningami w pierwszej drużynie. Muszę się nad tym zastanowić. Dacie mi trochę czasu?- oburzyłam się nieco.
   -Słuchaj. Dam ci czas. Będę tu około piętnastej. Dasz nam odpowiedź. Przemyśl to młoda- uśmiechnął się van Gaal i spojrzał na trenera.
   -Dobrze, będę. Coś jeszcze trenerze?
   -Tak. Skoro już tu jesteś, to pozbieraj piłki z boiska.
   -A trener tak na serio?
   -Jestem całkowicie poważny. Idź. A później przejdź się gdzieś.
   -Dobra- powiedziałam nieco zdenerwowana, ale postanowiłam to zrobić.
  Pozbierałam piłki w niestandardowy sposób, gdyż wkopywałam je po kolei do kosza. To była fajna zabawa. Gdy już schodziłam z boiska, wszedł Leo.
   -Coś się stało?- zapytałam zaniepokojona.
   -Nie. A co miałoby się stać?
   -Przyszedłeś tu. To już niepokojące.
   -Chciałem spędzić z tobą trochę czasu, bo...
   -Co takiego?
   -Wiesz... Od piątku zaczynamy trasę. Nie będzie mnie miesiąc. 
   -Co?!
   -Niestety. Trasa to trasa. Mogłabyś pojechać z nami, ale raczej nie zostawisz piłki i szkoły- spuścił głowę.
   -Dobra. Spodziewałam się tego. 
   -To co... Lodowisko?
   -Jasne- zaśmiałam się.
   -Chodźmy.
  Spędziliśmy na lodowisku jakieś dwie godziny. Byliśmy ze sobą bardzo blisko, ale po tym wypadzie byliśmy jeszcze bliżej. Szczerze mówiąc, to wszyscy wkoło czekali tylko, aż będziemy razem.  Nawet Carol pytała się, co jest między mną a Leo. Denerwowały mnie trochę te wścibskie pytania. Zawsze jak byłam z Leo u znajomych, narażałam się na te pytania.
  Po łyżwach poszliśmy na frytki i cole. Oczywiście bez frytek, tylko z sałatką. Nie będę sobie żałowała warzyw. Pogadaliśmy trochę i zebraliśmy się do domu. Nikogo nie było. Joey i Tilly w szkole, Alex i Carol w pracy. Weszłam do pokoju i po chwili w całym domu rozbrzmiała głośna muzyka. Leo zaczął śpiewać. Siedziałam tak i słuchałam go, ale ponownie zadzwonił mój telefon. To mama. Rzadko rozmawiam z rodziną z Polski. Jak pogadamy raz na tydzień, to już jest dobrze. Odebrałam telefon, a Leo podgłosił muzykę. Nie słyszałam własnych myśli.
   -Leo! Przycisz to!- krzyczałam stojąc przy drzwiach jego pokoju.
   -Nie!- zaśmiał się.
   -Weź no proszę cię. Chciałabym porozmawiać z mamą- patrzyłam się na niego błagalnie.
   -Nie rozmawiaj z nimi!
   -Co?! Czy ja dobrze usłyszałam?
   -Owszem!
   -Ogarnij się!- zdenerwowana wyszłam na dwór. Poszłam nie gdzie indziej, jak do parku.
  Porozmawiałam trochę z rodziną i siedziałam sama w parku. Zauważyłam Charliego przechodzącego obok mnie. "Może nie zorientuje się, że to ja"- pomyślałam. Niestety, usiadł obok mnie.
   -Co się stało?- zapytał.
   -Nic. Po prostu próbuję zrozumieć, o co chodziło Leo.
   -A co zrobił?- między nami nie było zbyt dobrze ale postanowiłam wygadać się rudemu blondynowi.
   -Gdy chciałam żeby przyciszył muzykę, bym mogła pogadać z rodziną, wydarł się na mnie, żebym z nimi nie rozmawiała. Dziwne to było.
   -Wiesz... Może za bardzo się do ciebie przywiązał i miał wrażenie, że mogą mu ciebie zabrać. Strata kogoś takiego jak ty byłaby niepowtarzalną stratą- uśmiechnął się.
   -Weź przestań- zaczerwieniłam się lekko. On chyba na prawdę coś do mnie czół.
   -Mówiłem ci już, że jesteś piękna?
   -Charlie... Nie patrz tak na mnie. Przecież wiesz, że po tym co zrobiłeś nadal mam do ciebie żal.
   -Dobrze. A jak tam układa się z Leo?
   -Jak to jak?
   -No ktoś mi mówił, że jesteście razem.
   -Ja nie mogę. Kto tak mówił?
   -Nie pamiętam. Praktycznie wszyscy.
   -No ładnie.
   -Czyli jednak nie jesteście razem?
   -Nie...
   -Cóż za ulga- zachichotał Charls.
   -Charlie...
   -Chodź, odprowadzę cię do domu. Masz moją kurtkę.
  Spokojnie dotarliśmy do domu. Posiedzieliśmy chwilę w moim pokoju, ale nagle wpadł Leo. Zaczął mnie przepraszać i mówić, że nie chciał tego powiedzieć. Charls i ja tylko siedzieliśmy i się śmialiśmy. Brązowooki brunet wyglądał tak śmiesznie, że nie mogliśmy się opanować.
   -Z czego się tak śmiejecie?- zapytał.
   -Spójrz w lustro- powiedziałam poprzez łzy.
   -Czemu nikt mi nie powiedział, że moje włosy się rozczochrały?
   -Sorry... To takie śmieszne.
   -Nie denerwuj się tak- powiedział Charls.
  Leo poszedł do swojego pokoju i wtedy się zaczęło. Charlie zaczął gadać mi coś, że powinniśmy być razem, że idealnie do siebie pasujemy. Nie chciałam tego słuchać, więc wyszłam. On wybiegł za mną i złapał mnie za rękę. No i stało się... pocałowaliśmy się. Najgorsze było to, że stało się to na oczach Leo, który wybiegł z domu. Zrobiło mi się trochę przykro, bo weszłam między nich i osłabiłam tak wspaniałą przyjaźń. 
   -Więc Leo już wie... To może jednak będziemy razem? Co ci szkodzi? Spróbujmy.
   -Charlie- nagle zaczęłam się śmiać.
   -Czemu się śmiejesz?
   -Nie dam rady. Czy wy na prawdę jesteście aż tak naiwni?
   -Czemu naiwni?
   -Będę tu raptem niecałe dziewięć miesięcy, a wy oczekujecie ode mnie poważnych związków. Przemyślcie to.
   -A kto powiedział, że nie można tworzyć związków na odległość?- podniósł mnie z podłogi i spojrzał w oczy. -El. Ja się w tobie zakochałem.
  Starałam się powstrzymać od śmiechu. W końcu doszłam do wniosku, że on się ode mnie nigdy nie odczepi i powiedziałam, że możemy spróbować. Ten wziął mnie w ramiona i zaczął skakać z radości. Chciałam dać mu choć trochę radości. Przecież nie powiedziałabym mu tak po prostu "Przepraszam, wolę Leo". Postaram się uprzykrzyć mu życie tak, żeby zapomniał o byciu ze mną. Tak będzie chyba najlepiej. Tylko jak powiedzieć o tym Leo...
  Przesiedzieliśmy razem jakąś godzinę i usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwiami. Wrócił mój ukochany. Tak ukochany. Zdałam sobie sprawę, że nikogo takiego już nigdy nie spotkam. Ale na razie musiałam dotrzymywać towarzystwa Charliemu. Mój sąsiad zamknął się w swoim pokoju. Nic dziwnego.
   -Charlie, muszę już iść- powiedziałam.
   -Dokąd?
   -Nieważne- odpowiedziałam. 
  Było już wpół do trzeciej, więc musiałam iść do klubu. Nawet nie miałam czasu przemyśleć tej propozycji. Po drodze przemyślałam parę spraw dotyczących tych treningów. Stwierdziłam, że jednak zdecyduję się na to. Weszłam do budynku. Pan van Gaal już tam był.
   -I co? Zdecydowałaś się już?
   -Owszem. Chcę trenować z pierwszą drużyną. To było jedno z moich marzeń, a one przecież są po to, żeby je spełniać
   -Taaaak jest- rozdarł się trener.
   -Trenerze. Bez emocji.
   -Dobrze. Więc od poniedziałku zapraszamy do nas. Wszystkie potrzebne informacje otrzymasz w recepcji- uśmiechnął się i wyszedł.
   -El... Tak jest. Jesteś tam! Tak cię kocham! Tylko teraz pamiętaj

Pnij się w górę i nie patrz na innych.

  Uśmiechnęłam się i wyszłam. Wróciłam do domu. Wszyscy już byli. Spojrzeli sie na mnie jakoś dziwnie. Weszłam do kuchni, oni również. Panowała taka niezręczna cisza. 
   -Co się stało?- zapytałam, a wszyscy wyszli, został tylko Joey.
   -O ciebie i Charliego. To Leo jest w naszej rodzinie, więc chcieliśmy ciebie i Leo- powiedział jakoś ponuro.
   -Przestańcie wszyscy! To nie tak jak myślicie.
   -A jak? Skrzywdziłaś moje dziecko- oburzyła się Carol.
   -Carol!- krzyknęłam i poszłam na górę.
  Tak zakończył się piękny dzień. Leo obrażony, Carol wkurzona, Charlie, który myśli, że go kocham.
Totalna masakra.


---------------------------


Jest dziewiąty!!! Jak wam się podoba? Piszcie opinie w komach (krytyka milej widziana :D ).



  

1 komentarz:

  1. Tak bym chciała się tutaj czegoś doczepic ale nie mogę bo nie ma czego ^^
    Niesamowity rozdział
    Nie mogę się doczekać next'a ^^

    OdpowiedzUsuń