14.Przepraszam cię księżniczko
Przez cały następny tydzień Brooklyn wypisywał do mnie masę SMS-ów. Nie odpowiadała na nie. Myślałam, że jak Leo wróci to w końcu zapomnę o nim, o jego pięknych oczach i cudownym uśmiechu. To nie było takie proste. Nawet gdy ujrzałam ukochanego nie mogłam przestać o nim myśleć. Wszystkie uczucia chowałam w środku.-Księżniczko, co się dzieje?- zapytał Leo zauważając moje dziwne zachowanie.
-Nic takiego. Po prostu mam dylemat.
-Na pewno?
-Tak. Na pewno.
-Jak tam mecze?
-A dobrze. Obydwa wygrane. Jeden 15-1, a drugi 10-0. Zastanawiał się czy zostać tam, czy iść do... Nieważne.
-Ale gdzie iść?
-Nic, nieważne.
-Nie wnikam. Może przejdziemy się dziś do klubu czy coś...
-Dziś? Obiecałam Louisowi, że się spotkamy...
-Szkoda- powiedział zawiedziony.
-Leo. Dla ciebie wszystko- wyciągnęłam telefon z kieszonki i wybrałam numer Louisa. Przekazałam przyjacielowi, że chciałabym spędzić czas z chłopakiem.
Recepcjonistka pochodzenia szwajcarskiego był wtajemniczony we wszystkie moje sprawy. Nawet w pocałunek z Brooklynem, gdyż pisałam do niego SMS-y w każdej wolnej chwili. Moją rezygnację ze spotkania przyjął całkiem dobrze. Nieco popsułam mu plany na wieczór, ale zrozumiał wszystko i stwierdził, że zobaczymy się innym razem.
Poszliśmy z Leo do klubu, w którym byliśmy stałymi klientami. Bramkarze przyjmowali łapówki od każdego, więc wejście nie było tak trudne. Rzadko tańczyliśmy razem, ale wciąż zerkaliśmy na siebie ukradkiem. Po kilku godzinach dobrej zabawy, zdarzyło się coś, co nie powinno się stać. Moment, w którym Brooklyn podszedł i pocałował mnie, gdy stałam przy barze, a Le akurat mierzył mnie wzrokiem, był żenujący i strasznie stresujący. Mój chłopak od razu zerwał się i szybkim, pewnym siebie krokiem podszedł do baru. Ja jak zwykle uśmiechnięta patrzyłam na ich spojrzenia względem siebie. Nie wyglądało to najlepiej.
-Czemu całujesz moją dziewczynę?- zapytał wściekły Leo.
-TWOJĄ dziewczynę?
-Tak, moją. Odejdź stąd!
-El, czemu nie powiedziałaś, że masz kogoś?- spytał zdenerwowany Brooklyn.
-Idź stąd. Już!- krzyknął Leondre.
-Chłopaki. Chodźmy na chwilę na zewnątrz- powiedziałam uśmiechnięta.
-El, co to ma być? Ty go znasz?
-Leoś... To jest Brooklyn, tak ten Brooklyn. Brooklyn to jest Leondre. Mój książę, nic się nie stało. Po prostu zapomnijmy o tym- przeciągałam swoją wypowiedź, by móc jak najdłużej patrzeć się na ich twarze.
-Chodźmy do środka- powiedział Leo łapiąc mnie w talii i ciągnąc do wnętrza ogromnego budynku. Brooklyn nie przyszedł już na imprezę, a Leondre nie odezwał się nawet słowem. Nie robiło mi to większej różnicy, gdyż i tak mało rozmawialiśmy. Całą imprezę spędziłam tańcząc na parkiecie z różnymi osobami. Gdy wracaliśmy do domu trzymając się za ręce, nagle ktoś do nas podszedł. Był to Brooklyn.
-Czy ty na prawdę nic do mnie nie czujesz?- zapytał sfrustrowany.
-Broo...- nie zdążyłam dokończyć, gdy Leo wszedł mi w słowo.
-Słuchaj koleś, ona jest ze mną i odwal się od niej!
-Nie. -Czy on powiedział to co ja myślę?- zwrócił się w moją stronę. -Jeżeli się od niej nie odczepisz, to pożałujesz tego.
Chyba zachowałam się jak kompletna debilka stojąc tam i się śmiejąc, gdy chłopcy mierzyli się wzrokiem. Nagle Leo rzucił się na Brooklyna z pięściami. Tym razem zareagowałam na nieprzyzwoite zachowanie Leo. Jednym ruchem ustawiłam rękę tak, by móc poddusić chłopaka. W końcu puścił Brooklyna.
-Co ty odpierdzielasz?- krzyknęłam na z dezorientowanego bruneta.
-Chodźmy stąd- powiedział zbulwersowany.
-Nigdzie nie idę. Nie zamierzam go tak zostawić.
-Powiedziałem IDZIEMY.
-Leo!
Ten bez wysiłku przerzucił mnie przez ramię i zabrał do domu. Byłam na niego wściekła. Pobił Brooklyna i zostawił go tam z rozwalonym łukiem brwiowym. Coś złego działo się z moim chłopakiem i wiedziałam o tym. Po powrocie , gdy Leo w końcu mnie pościł, wybiegłam z domu. Nie chciałam biec od razu do Brooklyna tylko po prostu pogadać z kimś. Poszłam więc do parku z nadzieją, że spotkań tam kogoś. No rzeczywiście był tam ktoś znajomy. Znienawidzona przeze mnie Emilie siedziała na drewnianej ławce nieopodal szumiącej fontanny. Spoczęłam na betonowym murku otaczającym małe je jeziorko.
-Co ty tu robisz?- usłyszałam głos Emilie.
-Co cię to obchodzi?
-Leo coś zrobił, prawda?
-Nieważne. Odejdź.
-Powiem wprost. Leo jest mój i marzę o nim od lat. Usuń się więc z naszego życia.
-Że co?- wstałam zbulwersowana.
-To co słyszałaś.
-Spieprzaj stąd i odwal się od Leo. Jesteśmy w sobie zakochani i szczęśliwi ze sobą- spojrzałam na nią jakbym chciała ją zabić.
Trochę skłamałam mówiąc, że jest nam razem dobrze, ale uwierzyła w to i poszła sobie. Siedziałam tam jeszcze kilkadziesiąt minut, a później udałam się do domu.
Nazajutrz rano obudziły mnie odgłosy kłótni z dołu. Szybko zbiegłam ze schodów i po cichu udałam się w stronę kuchni.
-Widziałeś tę gazetę? Przecież teraz on nie będzie miał życia. Jak to zobaczy to się zdenerwuje. Trzeba to jakoś załatwić. Może nie poda go do sądu- krzyczała Carol.
-Nie panikuj. Po prostu pojedziemy do tego chłopaka i z nim porozmawiamy- uspokajał ją Alex.
-No to na co czekamy?
-Nie znamy jego adresu.
-No tak... Może nasz mały rozrabiaka wie, gdzie się zatrzymał.
W tej chwili weszłam do kuchni.
-O co chodzi?
-El! Nie Strasz nas.
-Powiedzcie mi o co chodzi?
-Może ona coś wie. Przecież była wczoraj z Leo- powiedział Alex zwracając się w stronę Carol.
-Posłuchaj. W gazecie, którą czyta cały Manchester, napisano o tym, że Leo pobił tego słynnego Brooklyna B. Wiesz coś o tym?
-O nie. Mówiłam żeby go tam nie zostawiać.
-O co chodzi? Czyli ty przy tym byłaś?
-Tak, byłam. Leo znów pobił się o mnie. On jest trochę niezrównoważony. Nie potrafi zapanować nad emocjami.
-Wiedziałam, że z tobą będą same problemy- powiedziała wychodząc z kuchni.
Czwartkowe popołudnie zamierzałam spędzić na treningu. Nie bardzo chciałam wychodzić z domu po przeczytaniu artykułu, w którym pisano, że Leo jest niebezpiecznym chuliganem. Przecież byłam jego dziewczyną w dodatku całkiem rozpoznawalną a Manchesterze. Do tej pory media nie interesowały się moją osobą, mimo, że byłam jedyną dziewczyną w męskiej lidze na całym świecie, ale w drodze do centrum treningowego towarzyszyła mi spora grupa dziennikarzy. Wzięli się nie wiadomo skąd. Wypytywali o Leo i Brooklyna, o przejście do drużyny Beckhama, a także o plany na przyszłość. Ander radził mi kiedyś, bym udzielała wywiadów tylko w sytuacjach oficjalnych, więc uśmiechałam się nieco lekceważąco. Z uśmiechem na twarzy minął mi cały trening. Dostałam zaproszenie na kolację u Marcosa. Stwierdził, że mógłby poradzić mi, jak obchodzić się z mediami, mimo, iż nie był najbardziej obleganym przez dziennikarzy zawodnikiem Manchesteru United. Zgodziłam się zjeść kolację z nim i jego rodziną. W końcu trzeba się bliżej poznać z kumplami z drużyny.
Wieczorem Joey miał podwieźć mnie do domu Marcosa, lecz znów się wykręcił. Tym razem poprosił o zastąpienie go Jordiego. Był to przystojny blondyn o niebieskich oczach i białych zębach. Nic szczególnego go nie wyróżniało. Zwykły dwudziestoletni facet.
Marcos opowiedział mi parę śmiesznych historii, zapoznał ze swoją rodziną, pokazał jak mieszka. Siedzieliśmy właśnie i dopijaliśmy kawę, gdy usłyszeliśmy krzyk tłumu. Wyjrzeliśmy przez ogromne okno skierowane na ulicę. Zobaczyliśmy grupkę fotoreporterów stojących przed bramą luksusowej willi.
-O nie. Jak ja teraz dotrę do domu...
-Spokojnie. To tylko fotoreporterzy. Spokojnie dadzą ci wyjść- próbował pocieszyć mnie Argentyńczyk.
-Tak. Wyjść dadzą, ale z wejściem do domu będzie gorzej. Chyba zadzwonię po Joeya.
-Ja cię odwiozę. Nie martw się.
-No dobra, to chodźmy. Zebrałam swoje rzeczy i udałam się za Marcosem do garażu. Wsiedliśmy do luksusowego Audi Q5 i wyjechaliśmy. Przez prawie dwieście metrów biegli za nami reporterzy. Wyglądało to bardzo śmiesznie. Jeszcze chyba nigdy nikt się tak za mną nie uganiał.
Po powrocie do domu, od razu zostałam zaatakowana przez Carol. Zaczęła przeklinać, mówić jakieś niestworzone rzeczy, zarzucać mi, że to przeze mnie Leo może mieć teraz problemy. Wtedy całkowicie się wyłączyłam. Zmieniłam tylko ubiór i ponownie wyszłam. Tym razem udałam się do hotelu, w którym zatrzymał się Brooklyn z ojcem.
-O co chodzi?- zapytał nieco oschle Brooklyn, gdy zobaczył mnie przed drzwiami.
-Chciałabym wiedzieć, czy będziesz chciał policzyć się z Leo na drodze sadowej, czy jednak będziesz w porządku i dasz sobie spokój?
-Zastanawiałem się nad tym. Chyba jednak sąd ukara go lepiej niż ja.
-Brooklyn. Nie rób tego.
-A czemu nie? Co mogłabyś mi za to dać?
-Nie myśl o tym. Poza tym to nie masz świadków, że to był Leo. Nikogo tam wtedy nie było.
-Byłaś ty.
-Ja nie powiem nic przeciwko niemu.
-Wynajmę najlepszych prawników i nie dam szans twojemu chłoptasiowi- powiedział pewny siebie.
-Co ci to da?- zapytałam po chwili namysłu.
-Satysfakcję. Wolisz być z nim niż ze mną.
-Masz coś nie po kolei w głowie. To mój chłopak, a ty tak sobie uwiodłeś mnie swoimi pięknymi oczami i myślisz, że będę z tobą. Znam cię tydzień.
-Miłość nie wybiera.
-No właśnie... Jestem z Leo i pogódź się z tym. To, że masz sławnego tatusia, urodę po nim i pewność siebie, nie robi z ciebie Apolla.
-Sama powiedziałaś, że się we mnie zakochałaś.
-Może... ale twoje zachowanie jest idiotyczne. Zachowujesz się jak 'pedał' i jesteś rozpuszczonym dzieciakiem. Ogarnij się- powiedziałam i wyszłam.
Gdy już miałam kłaść się spać, do pokoju wszedł Leo. Ze spuszczoną głową powiedział:
-Przepraszam moja księżniczko.
Podszedł, przytulił mnie i pocałował w policzek. Zaskoczył mnie swoim zachowaniem. Nie lubił przepraszać, ale dla mnie zrobiłby wszystko, tak jak ja dla niego.
------------------------------------------
Jest rozdział!!! Zachęcam wszystkich do komentowania. Jeżeli wam się podoba- piszcie w komentarzu, jeżeli wam się nie podoba- również piszcie w komentarzu, co zrobiłam źle. Będę wdzięczna za każde wskazówki.
Super rozdział! Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuń