środa, 10 czerwca 2015



12.Impreza u Herrery

  Tego dnia musiałam iść na trening z kontuzjowanym kolanem. Nie miałam pojęcia, jak trener to przyjmie. Bałam się wykluczenia z treningów. Umyślnie postanowiłam zamaskować jakiekolwiek ślady urazu. Dzielnie zeszłam na dół, wypiłam szklankę gorącej czekolady i wszyscy razem pojechaliśmy do szkoły. W pół do dwunastej. "O nie. Czas na trening."- pomyślałam. Po cichu spakowałam swoje rzeczy i wyszłam z lekcji. Udałam się do centrum treningowego po uprzednim założeniu stroju. 
  Gdy już tam byłam, ból jakby ustał. Co prawda nie byłam jeszcze w pełni sprawna, ale moje samopoczucie zaskakiwało samą mnie. Przywitałam się z kolegami z treningów i udałam na rozgrzewkę. Bieganie nie wychodziło mi najlepiej, więc ciągle go unikałam. W końcu nadszedł koniec treningu. Już myślałam, że moja drobna kontuzja nie wyjdzie na jaw, ale jeden z lekarzy przebywających na boisku zawołał mnie do siebie. 
   -Czy coś nie tak z twoim kolanem?- zapytał jakby już wszystko wiedział. 
   -No... Tak, ale to nic takiego. Dam sobie radę- uśmiechnęłam się i poszłam dalej. 
  Starałam nie okazywać słabości wobec bólu. Szłam dumnie , jak gdyby nigdy nic. 
  Wracając do domu wśród tłumu ludzi, zauważyłam Leo z jakąś dziewczyną. Szli przytuleni do siebie. "Co to do jasnej cholery ma być"- pomyślałam. Opanowałam nieco emocje i podeszłam do nich. 
   -Hej Leo- uśmiechnęłam się. 
   -O! Hej młoda. To jest właśnie Emilie. Amy (bo tak ją nazywał), to jest El, o której ci opowiadałem.  
   -Cześć. Miło cię poznać- podałam jej rękę, a ta udała, że patrzy w inną stronę. 
   -Hej- mruczała coś pod nosem i złapała Leo za rękę. Myślałam, że zaraz ją tam skatuję, ale zdrowy rozsądek jednak wziął górę. 
   -Kiedy będziesz w domu? 
   -A czemu pytasz? 
   -Bo chciałam iść gdzieś z chłopakami i nie wiem, czy będziesz. A z tobą też chciałabym trochę czasu spędzić. 
   -Dziś będę dosyć późno, bo Emilie wróciła. Przepraszam cię- tak nagle i znikąd pocałował mnie. Chyba poczuł, że jestem trochę zazdrosna. 
   -Dobra, to widzimy się później- uśmiechnęłam się i poszłam do domu. Nie chciałam dłużej patrzeć na przyjaciółkę swojego chłopaka. 
  W czasie treningu, Ander zaprosił mnie na imprezę urodzinową do swojego domu. Miło z jego strony. Przecież nie będę cały dzień siedziała osamotniona. Wzięłam więc długą kąpiel. Zrelaksowana byłam jak nigdy dotąd. Później założyłam czarną, luźną sukienkę na długi rękaw. Sięgała mi ona tuż przed kolana, a więc dopasowałam do niej czarne sportowe buty na koturnie. Na przygotowanie się do wyjścia spędziłam około trzech godzin. Na szczęście miałam niesamowicie gładką cerę, o czym każdy mi mówił, więc malować się nie musiałam. Związałam tylko włosy w wysokiego, dosyć krótkiego kucyka i byłam gotowa. 
  Poprosiłam Joeya, by podwiózł mnie do domu piłkarza. Gdy zeszłam na dół po drewnianych schodach nieco się zdziwiłam. Przed drzwiami nie czekał na mnie Joey, lecz Ryan. To dosyć przystojny chłopak o bujnych włosach, nieskazitelnej cerze i niepowtarzalnych oczach. W jego spojrzeniu można było utonąć. Do tego jeszcze ten cudny uśmiech i białe zęby. Był niemal idealny. Sama myślałam o nim jak o wzorze na perfekcyjnego faceta. Niestety zajęty. No ale cóż. Mam przecież Leo. 
  Ryan na mój widok uśmiechnął się i po chwili znieruchomienia rzekł: 
   -Czyżby jakieś święto? El w sukience. Cud się stał. 
   -Owszem cud. Bo cuda się zdarzają- zaśmiałam się i zeszłam na sam dół. Przystojny dżentelmen otworzył mi drzwi od domu, a później delikatnym ruchem ręki zaprosił do samochodu. Czułam się trochę jak księżniczka. Przez całą podróż wypytywał mnie o drużynę, o treningi, gdyż sam również grał w piłkę w wolnym czasie. Gdy dotarliśmy na miejsce zapytałam: 
   -Może chcesz iść ze mną? Wiesz... Ander powiedział, że mogę przyjść z osobą towarzyszącą, a Leo jest zajęty. 
   -Na prawdę? 
   -A czemu nie? 
   -Wiesz co... Chyba nie powinienem- skrzywił się nieco. 
   -No chodź. Poznasz wszystkich- uśmiechnęłam się zachęcająco. 
   -Dobra to idziemy- wziął mnie pod rękę i weszliśmy do środka ogromnej willi. Przywitali nas bardzo mili kelnerzy i zaprosili na górne piętro. Już wchodząc po schodach ujrzeliśmy tłum ludzi. Niemal każdy piłkarz zaproszony przez Andera przyszedł z żoną bądź partnerką. Wychodziło na to, że tylko ja jestem z kolegą. Weszliśmy w sam środek tłumu. 
    -Czyli wszyscy już są -powiedział Herrera. -Można zacząć imprezkę! 
  Najpierw puszczona została muzyka, a później każdy dostał kawałek tortu. Wszyscy na raz zaczęliśmy śpiewać "Happy birthday", ale w swoim stylu. Mianowicie zaczęliśmy się drzeć i skakać po pomieszczeniu. Przyciemniono okna i niemalże nic nie było widać. W bladym świetle dochodzącym z dołu, widać było jedynie świecące się oczy gości i ich białe ubrania. Wszyscy zaczęliśmy tańczyć. Nie wiadomo jakim cudem na szklany stolik przybywało coraz więcej drinków. Każdy brał je raz po raz i odstawiał tylko puste szklanki. Ryana też to dopadło. W końcu tylko ja, mimo, iż wypiłam kilka drinków, byłam trzeźwa. Ander tańczył na stole, Adnan leżał pod stołem, Marcos przystawiał się do każdej dziewczyny, a Rooney rozdawał swoje wizytówki  mówiąc, że jest zawodowym fryzjerem brwi. W końcu i ja poddałam się nastrojowi i zaczęłam skakać po pomieszczeniu i drzeć się każdemu do ucha. Moją szarżę przerwał któryś z imprezowiczów. Gdy szykowałam się do wejścia na szklany stół pewien niewidoczny dla mnie mężczyzna ściągnął mnie na ziemię. Z głośników zaczęła lecieć moja ulubiona piosenka- "I see fire". Chłopak chwycił mnie jedną ręką w talii, a druga uniósł do góry po czym przyciągnął mnie do siebie. Zaczęliśmy kołysać się raz wolniej raz szybciej w rytmie muzyki. Po długim rozważaniu w końcu spojrzałam w oczy gościa, z którym tańczyłam. Jego tęczówki były koloru kasztanowego. Patrzyłam się na nie i nie mogłam przestać. Było w nim coś bardzo tajemniczego. Jego postawa wskazywała, że był pewny siebie, a zarazem sprawiał wrażenie bardzo delikatnego i opiekuńczego. Gdy my zapatrzeni w siebie jak w obrazki tańczyliśmy na samym środku pokoju, reszta odsunęła się na bezpieczną odległość i obserwowała zgranie naszych ciał. Na koniec piosenki jednym delikatnym ruchem przechylił mnie na swoją prawą rękę i zbliżył twarz do mojej. Od razu pomyślałam o Leo. Przecież Ryan to widział. Po tych przemyśleniach wypadłam z rytmu i moje oczy zaczęły błądzić gdzieś między ustami, a oczami miłego towarzysza. Po chwili odwrócił się ode mnie i podniósł do góry. Stałam tam osłupiona, a niewidoczny dla mnie chłopak uciekł gdzieś. Wszyscy zaczęli klaskać. Uśmiechnęłam się w geście podziękowania i zeszłam na bok. Od razu złapałam za szklankę z czerwonym drinkiem. 
   -El, kto to był?- wydarł się rozbawiony Ander.
   -Myślałam, że ty mi to powiesz- zaśmiałam się.
   -Rozejrzyjmy się kogo brakuje- powiedział Hiszpan podchodząc bliżej.
   -Zdaje się, że nikogo.
   -Też tak myślę. To musiał być któryś z kelnerów- uśmiechnął się ładnie.
   -Zatańczymy?- zaproponowałam.
   -Jasne.
  Po chwili znajdowaliśmy się na podwyższonej części pomieszczenia i oddaliśmy się w rytm muzyki. Przetańczyłam całą noc na zmianę z Anderem, Marcosem, Ryanem, Rooneyem, Marcosem i Youngiem. Jakoś około drugiej w nocy kelnerzy przynieśli czystą i wszyscy schlali się do nieprzytomności.
  Obudziłam się nad ranem. Co najbardziej mnie zdziwiło, leżałam na balkonie w połowie za barierką. Co ja robiłam, że nic nie pamiętam? Leniwie podciągnęłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam dookoła. Żony i dziewczyny piłkarzy spały na podwyższeniu, a oni sami pozasypiali w różnych miejscach pokoju. Gdy już podniosłam się z ziemi ujrzałam rozbity szklany stół, na którym wczoraj tańczyłam. Pośród odłamków szkła leżał mój telefon, buty, a także torebka, w której miałam środki na ból głowy. Próbowałam przedostać się między śpiącymi dookoła chłopakami. Gdy już miałam sięgać po telefon, ktoś chwycił mnie za nogę. Przewróciłam się na kawałki szkła, które powbijały mi się w ręce.
   -O cholera!- krzyknęlam.
   -Ciszej tam! Ja tu próbuje spać- odezwał się Adnan, który odpadł jako pierwszy.
  Podniosłam się, uwolniłam nogę z rąk Younga i wzięłam telefon do ręki. No ładnie, 23 nieodebrane połączenia i 15 sms-ów. Wszystkie od Leo i Carol. Spojrzałam na godzinę. Dochodziła siódma. Pozbierałam wszystkie swoje rzeczy, wyjęłam odłamki szkła z rąk i po cichu wymknęłam się z willi. 
   -Kurwa, El. Gdzie ty byłaś? Całą noc do ciebie dzwoniłem. 
   -Ciszej. Byłam na imprezie. Już jestem- powiedziałam zmęczona.
   -No widzę, że jesteś. Mama się martwiła.
   -No wiem. Widziałam spis połączeń.
   -I nic nie masz do powiedzenia?
   -Nie... Mogłeś iść ze mną, to byś mnie wcześniej wyciągną. Tak to Ryan schlany do upadłego nadal tam leży.
   -Że co? Ryan?
   -Tak. Joey nie mógł, więc poprosił Ryana.
   -To w takim razie gdzie jest Joey?
   -Pewnie w swoim pokoju.
   -No nie ma go tam.
   -Dobra, jest dorosły. Wróci- pocałowałam swojego chłopaka w policzek i poszłam się przebrać i odświeżyć.
  Jakimś cudem zdążyłam jeszcze spakować się do szkoły. Leo cały dzień był na mnie zły i nie odezwał się ani słowem. Co prawda wszędzie ze mną chodził, ale był jakiś zdenerwowany. Gdy tylko na niego patrzyłam, przypominał mi się tajemniczy nieznajomy z imprezy. Nie mogłam o nim zapomnieć, mimo, iż go nie znałam. Zauroczył mnie. Ale przecież Leo był koło mnie. On chyba na prawdę opętał mój umysł. 


-------------------------
Witajcie!!!
Rozdział dosyć krótki, ale za to coś się dzieje. Czy El pozna swojego nieznajomego? Dowiecie się w następnych rozdziałach ;-) Komentuuuuuuujcie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz