11.Mój NOWY CHŁOPAK
Piątek wieczór. Po tygodniu treningów z Manchesterem czułam się nieco zmęczona. Wróciłam około dziewiętnastej. Leo z Charliem byli już spakowani. Czekali już tylko na mnie. Rzucili mi się na szyję.
-Gdzieś ty byłaś? Czekamy na ciebie od godziny. Jak dobrze, że jesteś- powiedział uszczęśliwiony Leondre.
-Będzie mi was brakowało- łza zakręciła mi się w oku.
-Chłopcy, musimy już jechać- stwierdził kierowca.
-Charlie, dasz nam chwilkę?
-Jasne. Kocham cię. Buziaki- ucałował mnie w policzek.
Charlie wyszedł. Rzuciłam się w ramiona ukochanego.
-Matko... Jak ja będę za tobą tęsknić.
-Ja za tobą też. W sumie to tylko miesiąc.
-Tylko? Miesiąc bez przyjaciół i głównej atrakcji tego miasta.
-Nie przesadzaj...
-Dobra, leć już. Bo się spóźnicie- delikatnie musnęłam jego usta.
Wyszedł i zamknął drzwi. Stałam tam przez chwilę, a później poszłam do Carol. Ta wiedziała o co chodzi i przytuliła mnie mocno. Joey umiał mnie pocieszyć jak nikt inny. Oglądaliśmy więc razem komedie do trzeciej w nocy. Zasnęłam mu na kolanach. Chyba musiał się dosyć zdziwić budząc się rano i widząc mnie leżącą pod łóżkiem.
Następnego dnia miałam o wiele lepszy humor. Sobota, więc można zaszaleć na imprezkach. Jak zwykle do klubu wzięłam Louisa, z którym nadal miałam wyśmienite kontakty. Cała zabawa skończyła się, gdy pewni umięśnieni i bardzo głupi mężczyźni zaczęli się bić. Ktoś zadzwonił po policję i koniec imprezy. Byłam tak zmęczona i lekko zjarana, że jakiś nieznajomy typ przyniósł mnie do domu. Mina Carol widzącej mnie na rękach chłopaka była bezcenna. Joey zaniósł mnie do pokoju i poczekał aż zasnę. Nie wiedzieli o tym, że nie przyswajam alkoholu, więc myśleli, że jestem wcięta. Nie no... Nie ma to jak rodzina.
Miesiąc minął dosyć spokojnie. Spotkania ze znajomymi, szkoła, treningi, na których wiele się nauczyłam, sobotnie imprezy, z których wracałam na pół przytomna. Jeden dzień odmienił moje życie przez ten miesiąc. Charlie i Leo wracają już dziś. Będzie mi brakowało tego wszystkiego, ale teraz będą non stop w trasie, więc nie potrwa to długo.
-Już jesteście! Stęskniłam się za wami. Oglądałam każdy koncert- przywitałam ich uściskiem.
-My też tęskniliśmy- uśmiechnął się Leo.
-Chłopcy, nie stójcie tak. Chodźcie szybko coś zjeść. Przyjechała ciocia Mary.
-Co? Siedzę tu cały dzień i nikogo nie widziałam- zaniepokoiłam się nieco.
-Ty od rana chodzisz z głową w chmurach- powiedziała i machnęła na mnie ręką.
-To idziemy się przywitać. Do kuchni!- krzyknął Leoś.
Poszliśmy wszyscy do pomieszczenia, w którym rzekomo siedziała jakaś ciocia Mary. Rzeczywiście, była tam. Czy ze mną jest coś nie tak? Od rana nie czułam się najlepiej.
-Idę się położyć- powiedziałam niepewnie.
-Co? Dopiero przyjechaliśmy... Może chodźmy się przejść. Pogadamy- puścił mi oczko.
-No nie wiem...
-Idziemy. Charls odprowadzić cię do domu?
-Jasne. Chodźmy.
Charlie wziął mnie za rękę i zaciągnął do drzwi. Nie poszliśmy tak od razu odprowadzić rudego blondyna. Weszliśmy do parku, gdzie latarnie rozstawione co kilkadziesiąt metrów, muskały swym światłem twarze ludzi przechodzących obok nas. Usiadłam z Charliem na ławkę. Leo wykręcił się i powiedział, że idzie po lody, mimo, iż była zima. Widać było, że coś jest na rzeczy.
-Słuchaj El. Leo mi wszystko powiedział. Chcę żebyś wiedziała, że nie jestem zły. Od początku to było nie tak, jak miało być. Mieliśmy tworzyć idealną parę. Nie wyszło. No trudno- zasmucił się nieco.
-Owszem, nie jest tak jak miało być.
-Nie będę stał między tobą a Leo. Chcę jego szczęścia.
-Ja również chcę żebyście obydwaj byli szczęśliwi.
-Swoją drogą to mogłabyś być z każdym, ale padło na Leo.
-Obydwoje wiemy, że jest wyjątkowy- uśmiechnęłam się. -Jak było w trasie?
-Fantastycznie. Zawsze jest perfekcyjnie. Ludzie są tak mili. Bambino przychodzą do naszych hotelów i proszą o autografy. Dla jednej z nich Leo zdjął koszulkę.
-Więc tak się tam bawicie- zaśmiałam się.
-Poza tym teraz Leo będzie spędzał z tobą trochę mniej czasu, ale nie przejmuj się Emilie. To najlepsza kumpela Leo. Wszędzie chodzą razem. Miejmy nadzieję, że ona nie wejdzie między was.
-Ale jak to? Czemu nic o niej nie wiem?
-Nie było jej tu pół roku, bo wyjechała z rodzicami. Jej tata dostał kontrakt na 6 miesięcy. Nie mam pojęcia czemu Leo nie powiedział ci o niej.
-No to ładnie. Ale może w końcu zaprzyjaźnię się z jakąś dziewczyną- uśmiechnęłam się sztucznie.
Rozmawialiśmy tak jeszcze parę minut. Rozmowa całkiem nam się kleiła, mimo że nie byliśmy dosyć zgrani.
-Idzie Leo. Lecę pa- ucałowaliśmy się na pożegnanie.
-Czemu nie powiedziałeś mi o Emilie?
-Bo to długa historia...- przeczesał włosy ręką.
-To jakim cudem Charlie streścił mi ją w dwóch zdaniach- uśmiechnęłam się kokieteryjnie.
-Charlie... Przez niego są same problemy. Musiałem oddać koszulkę fance, bo założył się o nią z tą dziewczyną.
-To Charlie, tego nie ogarniesz.
-A więc... Co teraz,z nami?
-No jak to co?
-Czy teraz będziemy razem, czy nie?- zapytał zakłopotany.
-Ayyy... Można by spróbować- odgarnęłam włosy i spojrzałam na onieśmielonego chłopaka.
-Mogę cię pocałować?- zapytał nieśmiało.
Podniosłam wzrok i pokiwałam głową. Mój ukochany podszedł i delikatnie zetknął swoje usta z moimi. Cudny moment. W końcu to było to, co chciałam poczuć od dawna. Prawdziwa miłość bijąca z obydwu stron. Byłam po uszy zakochana w Leosiu.
Gdy wróciliśmy do domu była już dziesiąta. Przez cały wieczór nie było ze mną najlepiej, ale starałam się tego nie okazywać. Posiedzieliśmy chwilę z Leo w salonie, a później dołączył do nas Joey. Zaczął wypytywać nas, co się stało. Zignorowaliśmy to i skupiliśmy się na "Transformersach". Zasnęliśmy wszyscy razem na kanapie.
Obudziłam się wcześnie rano. Kręciło mi się w głowie. Próbowałam wstać, ale przewróciłam się. Na szczęście nikt się nie obudził. Do tego upadając uderzyłam się w kolano. Ból przeszywał całą moją nogę. Jutro trzeba iść na trening, więc to nie mogła być poważna kontuzja. Oznaczałoby to, że czeka mnie dłuższa przerwa. Ledwie wstałam i na jednej nodze udałam się do kuchni. Nie jadłam nic od czterech dni, ale wciąż nie czułam głodu i nie po to tam poszłam. Wzięłam lód z zamrażalnika i usiadłam przykładając go sobie do spuchniętego nieco kolana. Siedziałam tam sama i myślałam o mnie i Leo. W końcu się ruszyłam i zrobiłam sobie kawę. Dodała mi ona nieco energii. Niedługo potem Joey obudził się z głębokiego snu.
-Co się stało?- zapytał zaniepokojony.
-Uderzyłam się o ławę, gdy wstawałam.
-Boli cię?
-Jak diabli.
-Może zawieźć cię do szpitala?- spytał troskliwie.
-Nie, dziękuję. Dam sobie radę.
-El, to nie wygląda najlepiej. Wiesz, że jutro idziesz na trening.
-Wiem. I dla tego nie chcę jechać do szpitala. Dam sobie radę.
-Na pewno?
-Tak. Jestem twarda. Nic mi nie będzie.
-Wiesz, że jak coś to w każdej chwili możemy jechać.
-Tak wiem- powiedziałam już trochę zniecierpliwiona.
-Dobra, idę do siebie spać. Może zaprowadzić cię do pokoju?
-Jakbyś mógł...- uśmiechnęłam się.
Starszy z braci Devriesów wziął mnie na ręce i zaniósł do mojego pokoju. Nie mogłam zasnąć. Nie mogłam nawet ruszyć nogą. Czekałam spokojnie aż wszyscy wstaną. Na szczęście mam jeszcze przyjaciół z Polski, z którymi mogłam popisać o każdej porze. Szybko minęły mi jakieś dwie godziny. Była już dziewiąta. Wszyscy wstali. Ześlizgnęłam się jakoś po schodach i bezszelestnie udałam się do kuchni.
-O matko! El! Co się stało?- zdenerwowała się Carol.
-Nic takiego.
-Chodź zawiozę cię do szpitala- zaczęła zbierać się do wyjścia.
-Carol. Spokojnie. Nic mi nie jest. Dam radę. Pomóc ci w czymś?
-Co?! Ty lepiej idź się połóż, jak nie chcesz jechać.
-Uspokój się... Wszystko ok. Gdzie Leo?
-W salonie. Ale na prawdę powinien zobaczyć to lekarz- powiedziała podczas gdy ja już wychodziłam.
Weszłam do pokoju. Ucałowałam mojego NOWEGO CHŁOPAKA i usiadłam obok niego.
-Co ci się stało?
-No następny no... Nic- zdenerwowałam się.
-Dobra, już nie pytam- podniósł ręce w geście skapitulowania.
-Pójdziemy dziś do kina na ten nowy film?
-Jasne, księżniczko- powiedział sarkastycznie.
-Ayy... Czyżbyś przesłuchał nagrania z mojego telefonu?
-A owszem. Nie jestem pewien czy to mój głos, czy Joeya. Skąd ty to wzięłaś?
-Nagrałam cię w nocy. Masz takie odpały przez kilka dni w miesiącu. Na prawdę można się ciebie wtedy wystraszyć...
-Co ty gadasz?
-Sam słyszałeś, co mówiłeś.
-Ale jak? Nic nie pamiętam.
-To najprawdopodobniej wpływ księżyca, ale wolę nie sprawdzać tego- zaśmiałam się.
-Chodźmy coś zjeść- zaproponował
-Idź. Zaraz przyjdę- wykiwałam Leo jednym spojrzeniem, które sprawiło, że młody raper zostawił mnie w pokoju i poszedł.
Manipulację ludźmi mam na dobrym poziomie.
Nie poszłam na śniadanie. W tym czasie wzięłam prysznic z wielkim trudem i ubrałam się. Siedziałam na podłodze w przedpokoju. Nudziłam się. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Zaczęłam ślizgać się na krawędzi schodów. To nie był dobry pomysł. Taka 'idiotka' jak ja musiała stamtąd spaść. Gdy leżałam już na samym dole drewnianych i pięknie wypolerowanych schodów, Leo wkroczył do akcji.
-Co ty robisz?
-Nic... Tak trochę sobie spadłam- po czym zaczęłam się śmiać.
-El, ty niezdaro. Chodź pomogę ci wstać. Jak twoje kolano?
-A jak ma być? Staram się nie myśleć o tym. Połóż się koło mnie. Bardzo relaksujące.
-Co ty wygadujesz?
-No na prawdę... Spróbuj- brunet położył się koło mnie na schodach głową w dół i zaczął się śmiać.
Później dołączył do nas Joey i Tilly. Carol dostała jakiegoś napadu śmiechu, gdy nas zobaczyła. Miło tak się powygłupiać z 'rodziną'.
Wieczorem udaliśmy się z Leo na seans do pobliskiego kina. Jak zwykle nie obyło się bez tłumu chłopaków dookoła nas. Nawet na samym seansie wszystkie miejsca wkoło naszej dwójki były zajęte, mimo, że cała sala była pusta. Ten mój nieodparty urok i do tego popularność Leo. Ogółem fajnie się bawiłam. Dzień z nowym chłopakiem uważam za udany.
--------------------------------------
Ten rozdział średnio mi się podoba. Nie wiem jak wam... piszcie swoje opinie w komentarzach. Mówcie, co zrobiłam źle, bo na prawdę coś jest nie tak...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz