wtorek, 2 czerwca 2015

6.Lepsza od faceta. No ładnie.

  Weekend minął dosyć spokojnie. Oprócz sobotniego nagrania z chłopakami, nic szczególnego nie wydarzyło się w moim życiu. Po miłym dwudniowym odpoczynku od treningów, pora na to, by dać z siebie wszystko i dobrze wypaść na tle chłopaków. To główny cel na ten tydzień. 
  Dzień w szkole minął masakrycznie. Nudy mi nie brakowało, drobnych kłopotów w szkole również. Do tego cały dzień łaziła za mną grupa chłopaków, w celu zmuszenia mnie do podania swojego numeru telefonu. Po kilku lekcjach miałam tego dość i zwyczajnie zerwałam się z lekcji. Carol, która została tego dnia w domu była trochę zdenerwowana, ale wybaczyła mi te drobne nieposłuszeństwo. Stwierdziłam, że warto przygotować się do treningu i  zaraz po rozmowie z Caroliną, poszłam pobiegać nad przepięknym brzegiem rzeki. Nim się obejrzałam, byłam już 15 kilometrów od domu. "Trening za godzinę. Nie zdążę."- pomyślałam. Szybko wybiegłam z niezaludnionego terenu nad rzeką i wbiegłam do miasta. Zobaczyłam jakiegoś młodszego ode mnie chłopca na dosyć dużym rowerze. 
   -Hej! Czy mógłbyś pożyczyć mi rower na kilka godzin?- zapytałam błagalnie. 
   -Ja... Ja... Jasne- powiedział lekko zdumiały.
   -Świetnie! Dziękuję. Bądź tu o 21:00- uśmiechnęłam się i odjechałam na białym, sportowym rowerze.
  Po piętnastu minutach byłam w domu. Wpadłam jak oszalała, wzięłam torbę z przebraniem na trening i wybiegłam z domu. Dwadzieścia minut  później byłam już w centrum treningowym (zwykłym zabudowanym boisku z dobudowanym budynkiem).
   -Na szczęście zdążyłam- odetchnęłam z ulgą wchodząc do budynku. Usłyszał to mój przyszły kolega z treningów.
   -Co, daleko do domu- zapytał.
   -Nie aż tak, ale trochę. Musiałam pożyczyć rower od jakiegoś małolata- uśmiechnęłam się w jego stronę.
   -Dobry pomysł. Tak w ogóle, jestem Dylan- odwzajemnił uśmiech.
   -A ja El. Miło poznać. 
   -Mi również.
   -Czy wiesz może gdzie jest szatnia- spytałam, gdyż byłam niezorientowana w terenie.
   -Ostatnie drzwi po prawej.
   -Dziękuję bardzo- powiedziałam i udałam się do szatni.
  Gdy weszłam, zobaczyłam tłum chłopaków szalejących w ogromnym pomieszczeniu. Wszyscy zatrzymali się w ruchu, spoglądając na mnie.
   -Witam! Jestem El- uśmiechnęłam się szczerze.
   -Hej!- krzyknęli jednocześnie.
   -Co ty tu robisz?- zapytał jeden z nich.
   -Od dziś będę z wami trenowała. W damskiej drużynie nie miałam co robić.
   -Na serio? Baba będzie ćwiczyć razem z nami? I jeszcze będzie siedzieć z nami w szatni?- spytał oburzony.
   -Na to wygląda- powiedziałam bardzo pewna siebie.
   -Chodźmy do trenera- stwierdził niebieskooki blondyn.
  Wszyscy wyszli, a ja skorzystałam z pustej szatni i przebrałam się w koszulkę Rafinhi. Zdążyła wybić 17:00 i wyszłam na boisko. Zaraz za mną wszedł niezadowolony tłum nastolatków wraz z trenerem.
   -Dzień dobry. To ja, El we własnej osobie- powiedziałam tak, gdyż poprzedni trener przedstawiał mnie jak celebrytę.
   -Dzień dobry- odrzekł i uśmiechnął się i obejrzał od góry do dołu.
   -Czy coś nie tak?- zapytałam.
   -Nie, nic takiego. Tylko trochę chuda jesteś jak na swój wzrost. Czy ty coś w ogóle jesz?- zażartował.
   -Jem i to całkiem sporo. Nigdy nie będę ważyć więcej niż 60 kilo, gdyż mam pewną chorobę, która uniemożliwia przyrost tkanki tłuszczowej.
   -Dobrze wiedzieć. Chcę cię dziś wytestować w grze z chłopakami. Zagramy mecze 5na5. Ale najpierw rozgrzewka chłopcy i dziewczęta!
  Poszliśmy rozgrzać się przed grą. Trochę pograliśmy w 'dziada' i przeszliśmy do podziału na składy. Tym razem nareszcie nie zostałam wybrana jako ostatnia. Uprzednio poznany Dylan, wziął mnie do swojej drużyny jako pierwszą. Reszta o razu zaczęła go wygwizdywać. Przybiliśmy 'piątkę' i nie przejmowaliśmy się nimi. 
  W końcu zaczęliśmy mecz. Byłam głodna gry i miałam tyle pomysłów w głowie. Okazało się, że znów zrobiłam to samo. Ogrywałam ich jak chciałam. Jedna 'siatka', później następna i jeszcze jedna. Tak bez końca. Tak ich wymęczyłam, że pod koniec treningu, niemal wszyscy poupadali na murawę, mimo iż mecz jeszcze się nie skończył. Zaczęłam triczyć niczym Neymar, a wszyscy bili mi brawo. Trening zakończyłam cudnym strzałem pod poprzeczkę. Nie do obrony!
   -El! Chodź tu do mnie- chłopacy poszli przebiec jeszcze kilka kołeczek na koniec, a ja posłusznie podeszłam do trenera.
   -Tak, trenerze?
   -Ty... To niesamowite. Tutaj też raczej się zmarnujesz, ale lepsze to niż nic. Leć już, bo słyszałem, że masz dosyć daleko do domu- zaśmiał się.

-Jesteś lepsza od niejednego faceta. No pięknie- zaśmiał się.

  Odwzajemniłam się uśmiechem i wyszłam. Od razu pojechałam za miasto, oddać rower małemu chłopcu. Podziękowałam mu, a on nie mógł wykrztusić z siebie ani słowa. To chyba efekt uroku El.
  Później truchtem wróciłam do domu. Po drodze spotkałam jeszcze Maxa całego w bandażach. Było mi go żal, ale on ewidentnie nie chciał ze mną rozmawiać. Poszłam więc dalej. Przed wejściem do domu, ujrzałam Leo spieszącego się. Zamknęłam drzwi i wchodziłam po schodach. Gdy byłam już niemal na samej górze, wpadł Leo. Jakby nigdy nic, wszedł na górę, gdzie już stałam i przechodząc obok mnie, spojrzał mi w oczy. Zdziwiłam się, że nie powiedział nawet "hej", bowiem nie widzieliśmy się od rana. Co go znowu ugryzło? Postanowiłam z nim pogadać, lecz najpierw wzięłam prysznic. Wchodząc do jego pokoju, spojrzałam na Leo.
   -Co się znowu stało?- zapytałam
   -Nic. A co miałoby się stać?- odparł jakby nic się nie stało. 
   -Przechodziłeś obok mnie i nawet się nie przywitałeś.
   -Przepraszam- powiedział jakby nieobecny.
   -Dobrze, to ja już ci nie przeszkadzam- poczułam, że nie jestem tam mile widziana.
  Nawet nie zauważył kiedy wyszłam. Siedziałam w swoim pokoju. Była już 10, a wcale nie chciało mi się spać. Ubrałam się i niezauważona wyszłam z domu. Poszłam do Charlsa z nadzieją, że wyjdzie ze mną na miasto. Gdy dotarłam pod jego dom, rzuciłam kamieniem w okno. Wyjrzał zza niego rudy blondyn.
   -El? Co ty tu robisz?- zapytał. Wyglądał jakoś inaczej. Nie byłam pewna, ale chyba miał limo pod okiem.
   -Zejdziesz na dół?
   -A nie ma z tobą Leo?- zapytał zaniepokojony.
   -Nie... A czemu miałby być?
   -Dobra, zaraz będę.
  Po chwili stał już przede mną. Jak wcześniej mi się wydawało, dostał od kogoś.
   -Co ci się stało- zapytałam.
   -To Leo nic ci nie mówił?
   -Ale co miał powiedzieć?- usiedliśmy na schodach.
   -No... Leo dostał się jakoś do mojego telefonu i przeczytał moje sms-y. Wiesz... bo ja na początku założyłem się z Bryanem, że cię poderwę, ale później na prawdę się w tobie zakochałem. I za to dostałem od Leo. Przepraszam cię.
   -Odwal się ode mnie- oddaliłam się Charliego i zaczęłam biec do domu. 
  Usłyszałam jeszcze donośny głos Charlsa "Przepraszam"- krzyknął rudy blondyn.
  Wróciłam do domu i weszłam do pokoju Leondre.
   -Czemu mi nie powiedziałeś?- krzyknełam.
   -Ciszej. Wszyscy śpią. 
   -To powiedz mi, czemu mi nie powiedziałeś i czemu pobiłeś Charlsa?
   -Nie chciałem żebyś się denerwowała, wolałem załatwić to sam.
   -Tak? I dlatego pobiłeś najlepszego przyjaciela?
   -Dla dziewczyny zrobi się wszystko, wszystko- powiedział Leo.


-----------------------------------

Witajcie moi kochani! Dziś rozdział trochę krótki, ale następny będzie dłuższy. Piszajcie komy i wyrażajcie swoje opinie na temat bloga. Dziękuje wam!!! :*  
   

2 komentarze:

  1. Cudowny rozdział <3
    Nie ma chyba drużyny, w której El by się nie zmarnowała xD
    Trochę [bardzo] dziwi mnie zachowanie Leo. Nie ma to jak pobić najlepszego przyjaciela przez dziewczynę xd
    Czekam na następny :*

    PS. Uwielbiam Twojego bloga ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Oooo dziękuję :* I co do Leo... to emocje biorą górę... Więcej w następnym rozdziale ;-)

    OdpowiedzUsuń