poniedziałek, 3 sierpnia 2015



28.Neymar uciekaj!

 

 

  Resztę wolnego ranka spędziłam z Rafaelem. Przystojny, szarmancki i romantyczny chłopak skrywał w sobie wiele tajemnic, które musiałam odkryć za wszelką cenę. Był wiecznie niezdecydowany, co zauważyłam już bardzo dawno, gdy byłam jego największą fanką. Tajemniczy uśmiech, spojrzenie jak z filmów i jeszcze charakter niczym nieustraszony Superman. To wszystko jakoś nie bardzo mi do siebie pasowało i szczerze mówiąc na prawdę zaintrygował mnie swoją osobą.
  Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, wygłupialiśmy niczym banda pawianów, aż w końcu padło pytanie:
   -Dlaczego wczoraj płakałaś? 
  Nic nie odpowiedziałam. Spojrzałam tylko na Brazylijczyka poważniejąc od razu i zamyśliłam się. Moje oczy powędrowały nie wiadomo gdzie, a umysł i serce przeniosły się do Manchesteru. Chłopak jednak wciąż czekał na odpowiedź. Gdy zorientował się, że wcale nie mam zamiaru zareagować, zapytał jeszcze raz nieco zdenerwowany: 
   -Odpowiesz mi, czy wolisz zachować to w tajemnicy? 
   -Ja... To nie ważne- powiedziałam, by skończył drążyć temat. 
   -No dla mnie ważne. Chciałbym wiedzieć, co sprawiło, że nie mogłaś o tym zapomnieć. 
   -Nie rozmawiajmy o tym, dobrze?- wtuliłam się w niego chcąc stłumić jego negatywną energię. 
   -Czyli jednak tajemnica. Dobra. Niech ci będzie. Przynajmniej wiem, że mi ufasz- rzekł sarkastycznie. 
   -Oj ufam ci, ufam. Po prostu nie chcę o tym rozmawiać, bo to za bardzo boli. Zrozum. 
   -Dobra. Muszę jechać. Walizki przecież same się nie spakują- powiedział i zerwał się gwałtownie. Wyszedł bez pożegnania. 
   Również zaczęłam pakować się na wyjazd do Walencji. Mieliśmy być tam dwa dni, więc coś trzeba było ze sobą wziąć. Włożyłam do torby parę bluzek, spodnie i spodenki, kosmetyki itp. Gdy w końcu uznałam, że nic więcej nie będzie mi potrzebne, wzięłam bagaż w rękę, zabrałam telefon, portfel i wyszłam z mieszkania zostawiając je w idealnym stanie. Udałam się prosto do Ciutat Esportiva, skąd wszyscy razem mieliśmy wyruszyć autobusem na lotnisko. Gdy po dziesięciu minutach od wyjazdu z hotelu byłam już na miejscu, okazało się, że wszyscy czkają już tylko na mnie i Rafę. Ja już byłam, ale jego ani śladu. Co prawda do zbiórki pozostało piętnaście minut, ale muszę przyznać, że to niezbyt pozytywne uczucie, gdy jest się niemal ostatnim, a czeka na ciebie kilkudziesięciu sfrustrowanych facetów. Uśmiechnięta i pewna siebie, lecz w środku nieco zażenowana weszłam w sam środek tłumu stojącego przy wejściu do centrum treningowego. 
   -O! Nasza księżniczka już jest- rzekł sarkastycznie Luis Enrique wywołując u mnie falę wspomnień związanych ze słowem "księżniczka".
   -Nie mów tak do mnie!- krzyknęłam, a po chwili wszystkie spojrzenia skierowane były centralnie na mnie.
   -Spokojnie. Co ty taka wybuchowa jesteś?
   -Ja? A może ty nam powiesz, co cię tak ostatnio zdenerwowało?- uśmiechnęłam się pod nosem i zmrużyłam oczy.
   -Nie ważne. Dobra, jesteśmy już wszyscy? Chyba możemy wsiadać, co?- trener rozejrzał się dookoła i wskazał ręką, byśmy wsiadali do autobusy.
   -Ayy... Trenerze, nie ma Rafy- powiedział Rakitic.
   -Gdzież on się znowu spodziewa?
   -Zadzwonię do niego!- krzyknęłam a moim oczom ukazał się właśnie on.
   -Zaczekajcie! Jeszcze ja!- biegł zdyszany, by tylko zdążyć.
   -Jestem! Możemy jechać. El, byłem u ciebie, ale ciebie już nie było- wsiadł do autobusu, a ja z Luisem spojrzeliśmy się n siebie jakbyśmy myśleli o tym samym. 
   -Zawsze to samo!- zmówiliśmy się i jednocześnie zaczęliśmy śmiać.
  Podróż do Walencji przebiegła bez żadnych poważniejszych komplikacji. Oprócz dwóch zagubionych bagaży i przy tym dwóch zagubionych piłkarzy nic ciekawego się nie działo. Po przyjeździe do hotelu od razu rozpakowaliśmy się w dwuosobowych pokojach i wszyscy razem udaliśmy się na trening. Następnie wróciliśmy do pokoi i mieliśmy za zadanie jak najlepsze przygotowanie się do meczu. Meczu, który miał odbyć się za niecałe trzy godziny. 
   -Zero stresu- uspokajał nas Lucho. -Stres to oznaka słabości, a słabości trzeba przezwyciężać. Co z tego, że to pierwszy mecz w sezonie i jak zawalicie to miliony ludzi będą was wygwizdywać. To tylko zabawa, piłka trzeba się bawić. Także tak jak mówiłem, przygotować się mentalnie- uśmiechnął się chcąc ukryć swój strach i spojrzał na mnie. -Ktoś chce coś dodać? El? Zmotywujesz nas?
   -No jasne. Uwierzcie w siebie i wszystko stanie się proste. Praca mózgu maleje średnio o 10% podczas meczu, więc nie starajcie się myśleć. Róbcie tak, jak wam się wydaje. Chcesz podać? Podaj. Chcesz strzelić? Strzel. Chcesz założyć komuś siatę? Załóż. To proste. Robisz jak chcesz. Dlatego właśnie futbol jest piękny. W nim wszystko jest możliwe. Tylko pamiętajcie. Bycie egoistycznym na boisku ma swoje zalety i wady. Raz ci się uda, a innym nie i może to skończyć się utratą brami. Tego raczej nie chcemy, więc wyczujcie, czy warto, czy nie. Bo kto jest najlepszy? Barca! Kto dziś zwycięży? Barca! Najlepsza drużyna świata? Baaarca!- złożyliśmy ręce w jedno miejsce i wykrzyczeliśmy "Kto dziś wygra? Barca!"
   -Taktyka w szatni przed meczem. Skład jak tylko dojedziemy na miejsce. Jakieś pytania?
   -Tak. Czy mam szansę zagrać w pierwszym składzie?- zapytałam pełna nadziei.
   -Nie wiem. Zobaczymy. 
  Wcale mnie to nie pocieszyło. Z tego co mówił Sergi nie wyglądało to dobrze. Mój idealny debiut w Barcelonie wisiał na włosku za sprawą osoby, która podobno tak o mnie dbała. Zabawne, że tak bardzo chciał mnie mieć w zespole, a gdy miałam szansę na swój idealny pierwszy mecz, ten zastanawiał się, czy wystawi mnie w pierwszym składzie. W Manchesterze nawet nie do pomyślenia było, żebym nie zagrała choć jednej minuty. Czyżby chcieli pokazać mi moje miejsce w szeregu? O tym właśnie chciałam się przekonać i dlatego właśnie postanowiłam użyć podsłuchu, który zawsze mam przy sobie na takie okazje. Udałam się więc do pokoju Iniesty i Busquetsa. Zagadałam ich chwilę i sprytnie umieściłam malutkie urządzenie w torbie któregoś z nich. Pośpiesznie wróciłam do pokoju, który dzieliłam z Rakiticiem. Usłyszałam coś, czego w ogóle się nie spodziewałam.
Rozmowa Andresa z Busim:
   -Jak ona mnie denerwuje... Po co oni ją w ogóle sprowadzali? Dla sensacji? Dla sensacji to można wyjawić jakąś tajemnicę i cały świat o tym mówi. Ciekawe jeszcze na jakiej pozycji będzie grała. Mam nadzieję, że nie będę musiał jej często widywać- powiedział Sergio.
   -Bez przesady. Może jest nieco arogancka, ale to świetna zawodniczka. Nie oceniajmy jej pochopnie. 
   -Nie mów, że jesteś po jej stronie- prychnął Hiszpan.
   -Nie jestem po niczyjej stronie. Z doświadczenia wiem, że to młody wiek tak działa. Trzeba tylko trzymać ją krótko. Podobnie było z Neymarem. Pamiętasz?- tłumaczył kapitan zespołu.
   -Ja tam chyba nigdy się do niej nie przekonam. Wiem, że jest młoda i pewna siebie, ale to osłabia moją wiarę w siebie. Nigdy jeszcze nie spotkałem kogoś, kto by tak na mnie działał. 
   -Wszystko będzie dobrze. Nie stresuj się tylko. Nie myśl o tym przed meczem, bo uznam, że cię opętał- zaśmiał się starszy z graczy Blaugrany.

  Zamyśliłam się na chwilę, by obmyślić jakiś plan zdobycia zaufania Hiszpańskiego pomocnika. W momencie, gdy intensywnie myślałam, przerwał mi zdezorientowany Ivan.
   -Co to było?!
   -Nie ważne...
   -Czy to był Andres i Sergio?- spytał zadziwiony.
   -Tak. Chciałam się dowiedzieć, co o mnie sądzą. No i sam słyszałeś. Sergio coś do mnie ma i planuję, jak to zmienić. Pomożesz?
   -Jasne... Może tak... Zaproś go gdzieś?- zaproponował dosyć nieśmiało.
   -Nie... On się w życiu nie zgodzi- pokiwałam przecząco głową z małym przerażeniem w oczach.
   -No to zaproś trochę więcej osób. Andresa, trenera, mnie, Leo i może Gerarda. Wtedy na pewno przyjdzie. O! Usiądź obok niego i weź czasami tak na niego patrz- ocknął się tak nagle.
   -Ale że jak?
   -No tak... Ty wiesz. Te twoje spojrzenie hipnotyzuje dlatego nikt nie patrzy ci w oczy- zaśmiał się z szaleństwem w oczach.
   -Ok. Dzięki- powiedziałam i wybiegłam w pośpiechu 
  Tak nagle przypomniało mi się, że miałam porozmawiać o czymś z Lucho. Miało chodzić o Rafę, ale tego nigdy nie mogłam być pewna. Wbiegłam do pokoju Luisa i Unzue nawet nie pukając i szybko oznajmiłam w jakiej sprawie przybyłam, a ci wyrzucili mnie z pomieszczenia. Kazali wrócić, gdy zrozumiem, co zrobiłam źle, lecz nie zamierzałam tego zrobić. Wróciłam do swojego lokum i przygotowywałam się do ważnego meczu, rozmyślając nad nowymi, niekonwencjonalnymi sposobami na strzelenie bramki i dryblingi. Ivan żonglował piłką, za ścianą słychać było odgłosy kozłowanej piłki i rzutów do kosza, a nad nami słuchali głośnej muzyki. Wtedy widać było, że każdy ma różne sposoby motywowania się.
  Wreszcie wchodzimy na stadion. Mestalla już na nas czekało. Wystarczyło już  tylko przebrać się i wyjść na murawę. Wszyscy razem udaliśmy się do szatni, by dowiedzieć się, kto wyjdzie w pierwszym składzie. 
   -Ter Stegen, Douglas, Pique, Mathieu, Alba, Rakitic, , Rafinha, Iniesta, Ney, Leo i...- zaprezentował skład Lucho.
   -I?- spytał przejęty Sergi. Chyba chciał, żebym zadebiutowała od pierwszych minut.
   -Suarez. A kto inny?- zaśmiał się lekceważąco.
   -A co ze mną?- tym razem wyrwałam się ja.
   -Ty? Może wejdziesz pod koniec- powiedział i wyszedł.
   -No dziękuję- załamałam się i nic nie mówiąc przebrałam się tak jak reszta. Uśmiechnięta, ale w głębi duszy zraniona wyczekiwałam wejścia na stadion. 
  Uradowani piłkarze weszli i zasiedli na ławce rezerwowych. Tylko ja z nietęgą miną wędrowałam za nimi, lecz zmieniło się to, gdy publika nagle wstała. Chyba bili brawo dla mnie, ale tego nie byłam pewna. Uśmiechnęłam się szeroko i usiadłam obok Busquetsa. Gdy pogodziłam się już z myślą, że grzeję ławę, nadeszła pora na pierwsze jedenastki. Dwudziestu dwóch pewnych siebie, dorosłych, dumnych mężczyzn weszło na murawę. Chwila na hymn i powitanie, aż w końcu nadszedł pierwszy gwizdek. Barcelona zaczęła ostro i miała przewagę, ale moje serce wciąż było zranione. Przyglądałam się z uwagą, a tak na prawdę byłam nieobecna. Wreszcie! Trzydziesta piąta minuta i gol. Barcelona prowadziła z Valencią na Estadio Mestalla 1-0 po golu Gerarda Pique z dośrodkowania z narożnika. Fani Barcy wstają z miejsc i wpadają w euforię. Nieliczna publiczność szleje, a piłkarze razem świętują zdobytego gola- cudowny widok. Nigdy nawet nie przypuszczałam, że zobaczę to na własne oczy. Do tej pory znałam to tylko z ekranu telewizora. Serce wciąż pełne szczęścia, a Valencia wyrównuje wynik spotkania tuż przed zejściem do szatni. Strzelcem Alvaro Negredo. Ja jak i ławka czekaliśmy z niecierpliwością na przerwę, by móc porozmawiać z grającymi kolegami o tym, co się stało przy stracie gola. Mathieu nie zdołał powstrzymać Alvareza, który sprytnie okiwał Albe i dośrodkował do strzelca bramki. Wielka szkoda, ale to przecież nic dla Barcy. 
   -Słuchajcie chłopaki. Trzeba wyjść wyżej, ryzykować, ale zagrać uważnie. Bez niepotrzebnych strat...- tłumaczył w nieskończoność trener. 
  Wszyscy słuchali go z niewiarygodną uwagą, lecz nagle wyrwałam się ta głupia, niemądra ja.
   -A może tak zaryzykować i zagrać ustawieniem 4-2-3-1 a nie tym nudnym 4-3-3? To na prawdę ogranicza piłkarzy. Jeśli chcesz uzyskać pełnię ich możliwości musisz dać im więcej swobody. Przesuń Rafę do przodu, Suareza na przód, boczni obrońcy niech trzymają się tuż za pomocą i wszyscy będą szczęśliwi.
   -Czemu? W tym ustawieniu czują się na prawdę dobrze.
   -Nie widzisz, że ciężko jest im utrzymać pozycję? Douglas rwie się do przodu, Rafa i tak zawsze jest wyżej od Neymara i Leo, a Andres ciągle stoi w środku mimo, że gra jako lewy pomocnik. To zaskakujące jak mało widzisz? Chyba jesteś zaślepiony samym sobą- skrytykowałam trenera.
   -Co?! Jak ty śmiesz tak mówić?- zbulwersował się i wyszedł, by chwilę ochłonąć.
   -Co ty zrobiłaś? Wkurzyłaś go. Teraz będzie zły na maxa. Opanuj czasami emocje, bo szkodzi to innym- wydarł się na mnie kapitan zespołu. 
   -Mówię tylko, to co uważam za słuszne i nie zamierzam się ograniczać- rzekłam nie okazując żadnych emocji tak, jakbym ich nigdy nie odczuwała. 
   -To przestań to robić!- atmosfera w szatni zgęstniała i wrócił załamany Enrique.
  Asturyjczyk kontynuował opracowywanie taktyki, a ja w tym czasie przeglądałam portale społecznościowe. Nie miałam najmniejszej ochoty słuchać jego rad zwłaszcza, że nie były kierowane do mnie. Nagle ktoś wyrwał mi telefon z ręki na co zareagowałam krzykiem. Spojrzałam w oczy gotującego się Unzue i zrozumiałam, że nie podoba mu się to. W ogóle nie zgrywałam się z grupa, ale pasowało mi to. 
   -El! Czy ty wreszcie spoważniejesz?- krzyknął po raz kolejny Enrique.
   -Nie. Już czas wychodzić- powiedziałam beznamiętnie i zabierając bidon z wodą wyszłam przed szatnię.
  Druga połowa w wykonaniu Barcelony była totalną porażką. Tuż po rozpoczęciu drugiej partii Negredo strzelił kolejną bramkę. Dwadzieścia dwadzieścia minut przed końcem spotkania Alvarez też notuje trafienie i dobija Barcelonę zdobywając trzecią bramkę. Załamany Enrique spojrzał w stronę ławki rezerwowych i jego wzrok zatrzymał się na mnie. Szybkim krokiem podbiegł do mnie i krzyknął:
   -Rozgrzewaj się! Masz pięć minut- po czym odszedł, a ja bez namysłu udałam się na rozgrzewkę.
  Po pięciu minutach uważałam, że jestem już gotowa na wejście do gry i zachodząc Luisa od tyłu powiedziałam prosto do ucha:
   -Gotowa! 
   -Świetnie! Idziesz!- krzyknął i pokazał palcem na tablicę, na której widniał mój numer, a tuż obok numer Rafinhii. 
   -Dobry mecz!- krzyknęłam do Brazylijczyka i przytuliłam, gdy schodził z boiska. 
   -Powodzenia!- ucałował mnie w policzek i ocierając pot z czoła usiadł na ławkę.
  78 minuta i stało się. Weszłam na murawę. Najszybciej jak mogłam ustawiłam się na swojej pozycji, czyli środkowego pomocnika i usłyszałam gwizdek wznawiający grę. Od razu dostałam piłkę od Ivana i nie próżnując ruszyłam przed siebie. Dopiero przed polem karnym pojawił się pierwszy obrońca, który spalił się ze wstydu po tym, jak założyłam mu niespodziewaną siatkę. Następny tylko przebiegł obok mnie nawet nie próbując zabrać mi futbolówki. Trzeciego przelobowałam i ustawiłam się pod piłkę. Nie miałam nic do stracenia, więc niemal z całej siły uderzyłam piłkę z woleja i... Gol! Ponownie cały stadion szaleje, a Cule skandują moje imię. Cudowne uczucie. Nagle podbiegli do mnie koledzy z drużyny i unieśli w górę. 
   -Lepszego debiutu to chyba nie mogłam sobie wymarzyć!- krzyknęłam uśmiechnięta i szczęśliwa. Zdawałam sobie sprawę, że to była bramka na kontaktowa i dumnie uniosłam ręce w górę. 
  Duma to mało powiedziane. Ja byłam tak podekscytowana, że trzęsłam się cała. Nie mogłam nawet utrzymać równowagi i chwiałam się wracając na swoją pozycję. To na prawdę był dla mnie wielki szok. Starałam się zapomnieć na chwilę o szczęściu i skupić się na grze, więc gdy po raz kolejny dostałam podanie z uśmiechem na twarzy bawiłam się piłką. Koledzy z drużyny tylko stali w miejscu i czekali co zrobię. Może byłam nieco egoistyczna, ale przecież nie zamierzałam tak w nieskończoność, więc gdy tylko zauważyłam Neya tuż przed bramką posłałam mu długą i jakże dokładną piłkę prosto na nogę. Bramka i mamy już 3-3! Trener skacze z radości. I wtedy coś tchnęło we mnie życie, co zaskutkowało łącznie sześcioma moimi trafieniami w tym meczu i trzema asystami. 
   -Jak to? To niemożliwe. Gdy wydawało się, że jest już po meczu Barcelona zdołała wyrównać i doprowadziła do wyniku 10-3! A to wszystko za sprawą tej cudownej, młodej, nieprzewidywalnej El Ambro- krzyczał komentator tuż po końcowym gwizdku.
  Cała drużyna podbiegła do mnie, by pogratulować mi wspaniałego meczu. Rzucili się na mnie i nie chcieli puścić. W końcu uratowałam Barcelonę od utraty punktów w pierwszym ligowym meczu i zaliczyłam wymarzony debiut. Nic więcej nie było mi potrzebne do szczęścia oprócz uścisku bliskich mi ludzi. Wśród nich był także wściekły na mnie Luis Enrique i Unzue. Wszystko wydawało się być dobrze i chciałam, by tak już pozostało. 
  Gdy emocje już opadły i w szatni zrobiło się spokojniej, w końcu znalazłam chwilę, by zaprosić grupę chłopaków, których wcześniej rozkminiłam z Rakiticem na kolację. 
   -Hej Andreees- przeciągnęłam ostatnią samogłoskę. -Może wpadłbyś do mnie na kolację? Będzie Ivan, Sergio, Gerard...- spytałam nieco nieśmiało.
   -Jasne. A kiedy?- odpowiedział uśmiechnięty.
   -W piątek. 
   -Ok. Będę.
   -Fajnie.
  Zaprosiłam trochę więcej osób niż chciałam, ale to w sumie dobrze. Lepiej czułam się w dużej grupie. Ku mojemu zaskoczeniu ten, którego zaprosiłam na samym końcu zgodził się bez namysłu. Sergio chyba nie chciał być niemiły i dlatego przyjął  zaproszenie z nieszczerym, ale uśmiechem na twarzy. 
  Resztę pięknego dnia w przecudnej Walencji spędziłam w towarzystwie Ivana przechadzając się po cudownym mieście. Zwiedziliśmy parę zabytków i wróciliśmy to hotelu, by spokojnie położyć się spać. Następnego dnia popołudniowy trening i nudny dzień, który mieliśmy spędzić na jakichś aktywnych zajęciach. Ja jako jedyna zostałam w pokoju, by przygotować się do wyjścia na dyskotekę, która przyszła mi do głowy już poprzedniego dnia. Mój debiut trzeba było jakoś uczcić, a trener był strasznym sztywniakiem. Ładnie ubrana i nastawiona na dobrą zabawę wyszłam z hotelu, gdy nikogo z nich jeszcze nie było. Zostawiłam jedynie Ivanowi kartkę, że wrócę nad ranem i poszłam się bawić. Gdy znajdowałam się już przed pobliskim klubem, poprawiłam włosy, spojrzałam w szybę lokalu i weszłam do środka. Moją uwagę od razu przykuł ciemnowłosy chłopak stojący przy barze i zwrócony w moją stronę. Podeszłam do barku, ustałam obok niego i zamówiłam Mojito. Spojrzałam na niego, on na mnie, uśmiechnęliśmy się oboje i wyszło tak, że całą noc spędziliśmy w swoim towarzystwie. Przyznam, że spodobał mi się, ale nie chciałam niczego więcej, gdyż miałam w swoim otoczeniu wielu super facetów. Wróciłam więc do hotelu nie do końca spełniona, ale zadowolona ze wspaniałej nocy. Wchodząc do pokoju i przewracając się parę razy udało mi się nawet nie obudzić śpiącego jak suseł Rakitica. Była trzecia nad ranem, więc normalnie położyłam się spać nie zdając sobie jeszcze sprawy z tego, jakie skutki będzie miała ta szalona noc. 
  
  Po powrocie do Barcelony najpierw odsypiałam aż w końcu przypomniałam sobie o wywiadzie z Teo, który miał ukazać się w gazecie tego właśnie dnia. Szybko zerwałam się z łóżka i pobiegłam do najbliższego kiosku w celu nabycia czasopisma. Uradowana zdobyciem ostatniego egzemplarza usiadłam przed telewizorem i otworzyłam gazetę na stronie z wywiadem i zaczęłam czytać.
   Dziennikarka: Jest pan przyjacielem sławnej El Ambro. Proszę opowiedzieć jak się zaprzyjaźniliście.
   Teo: Po prostu któregoś dnia jakiś mężczyzna przysłał jej kwiaty, które poszedłem przekazać i zastałem El w ręczniku. Jakoś zagadała mnie przez co później miałem problemy. Od razu polubiłem ją i ona mnie. Z czasem rozmawiamy coraz więcej i podoba mi się to.
   D: Proszę powiedzieć, tylko szczerze. Jak często El przyprowadza do apartamentu swoich znajomych? I przeważnie są to mężczyźni, czy może kobiety?
   T: Jest piękną kobietą, więc wiadomo, że są to głównie mężczyźni, którzy aż tak często nie goszczą u niej. Od czasu do czasu przyjdzie ktoś, kto jej szuka, ale nie wydaje mi się, by coś łączyło ją z tymi mężczyznami. 
   D: A jaka ona jest?
   T: Mądra, urocza, piękna, interesująca, zabawna i przede wszystkim lubi się bawić. Niemal codziennie wraca nad ranem. Wiem o tym tylko ja. Raz byliśmy razem na dyskotece i muszę powiedzieć, że prawdziwa z niej imprezowiczka. Lubi wypić, potańczyć i jak trzeba poflirtować. Na co dzień jest na prawdę super. Można jej zaufać i powierzyć tajemnice bez obaw, że wyjawi je komuś. 
   D: Czy ma dobre relacje z kolegami z drużyny?
   T: Wydaje mi się, że tak. Czasami przychodzą do niej w odwiedziny. Na przykład taki Rafinha, który po raz pierwszy był tu jakoś niedawno zagościł tu już parę razy. Sergi Roberto także odwiedził ją i z tego co mówiła przekazywał jej jakieś tajne informacje.
   D: Z iloma mężczyznami El spędziła noc? nie owijajmy w bawełnę. Widać, że zwierza ci się, więc powinieneś wiedzieć takie rzeczy.
   T: To trudny temat, ale rzeczywiście El mówi mi o takich rzeczach. z tego co wiem to był jakiś kelner z kawiarni, podejrzewam, że również Neymar i Rafinaha, a co do Roberto pozostaję bez zdania. Z dyskotek nie spowiada mi się, bo mało co pamięta z tych wieczorów mimo, że jej organizm nie przyswaja alkoholu. Podejrzewam też, że było ich więcej. 
  Dalej nie chciało mi się już czytać. Przecież mówiłam mu, żeby nie mówił nic, czego nie trzeba, a on zrobił mi takie świństwo. Opowiedział o moich tajemnicach, które miały pozostać tajemnicami. Zdenerwowana zeszłam na dół, by zrobić mu awanturę, a tym czasem to mnie czekał awantura. Gdy już chciałam zawołać Teo ujrzałam Rafę wchodzącego do hotelu. Spojrzałam na niego z miną "Wie, czy nie wie?" i podeszłam bliżej.
   -Co ty tu robisz?- spytałam zdziwiona.
   -Widziałem wywiad- rzekł oburzony.
   -O ku***! Słuchaj to nie tak. To było zanim poznałam ciebie. Myślisz, że wyznawałabym ci miłość gdybym miała zamiar tak romansować? 
   -No nie wiem. Może mi powiesz?- zapytał udając zatroskanego.
   -Rafa- złapałam go za rękę i przyciągnęłam bliżej. -Przepraszam, ale nie chciałam byś wiedział jaka jestem. To prawda, że lubię poszaleć, ale teraz będę szalała z tobą, prawda?- zapytałam gładząc go po policzku dłonią.
   -Nie! Nie mam zamiaru zadawać się z jakąś dzi***!- wyrwał się gwałtownie. -Spieprzaj z mojego życia i nie dzwoń już więcej!- krzyknął i wyszedł pozostawiając mnie załamaną.
   -Co to było?- spytał zaciekawiony Teo.
   -Ciebie to najmniej powinno interesować. Zdrajca i tyle!- wykrzyczałam mu prosto w twarz. 
   -Co?!
   -Zostaw mnie i ty wypieprzaj z MOJEGO życia. 
  Pobiegłam do pokoju i zaczęłam płakać. Mój telefon nie dał mi chwili spokoju. Zadzwonił Neymar. Miał po prostu fantastyczne wyczucie czasu.
  -Czego?- zapytałam niechętnie.
  -Za dziesięć minut na plaży za hotelem. Czekam- powiedział i rozłączył się. W jego głosie słychać było entuzjazm i euforię.
  Bez namysłu zabrałam telefon i wybiegłam z mieszkania jak opętana. Udałam się prosto na plażę, gdzie umówiłam się z Brazylijczykiem. Zastałam go uśmiechniętego i gdy już chciałam zapytać o co chodzi, usłyszałam krzyk. Neymar nie zastanawiając się ruszył szybkim tempem tam skąd dobiegał wrzask. Ja pobiegłam tuż za nim. Gdy dźwięk był już na tyle głośny, że zdawało się, że osoba krzycząca jest tuż obok zwolniliśmy. Naszym oczom ukazała się straszna scena. Trzech uzbrojonych osiłków skopywało tyłek chudzielcowi leżącemu na ziemi. Jeden z nich trzymał w ręku broń skierowaną prosto w mężczyznę. Po chwili broń wystrzeliła prosto w ramię chudego człowieka. Neymar wtedy pisnął i broń nagle skierowana była na nas. 

   -Neymar uciekaj!- krzyknęłam i sama zerwałam się do ucieczki. 

   -Nie uciekniecie mi!- krzyknął bandyta i ruszył w pogoń za nami.
  Uciekaliśmy kilkaset metrów, gdy ujrzeliśmy molo. Wiedziałam, że wbiegnięcie tam to nie jest dobry pomysł, ale jednak Neymar postanowił skierować się na koniec pomostu. Gdy już staliśmy na krawędzi długiego, drewnianego podestu mój towarzysz złapał się za głowę.
   -Co my ku*** zrobimy? Będzie po nas!- popadł w histerię.
   -Daj mi rękę!- krzyknęłam.
   -Co?!
   -No taj mi tę cholerną dłoń!- powtórzyłam rozkaz, ale ten stał jak wryty. Chwyciłam go za kończynę i przyciągnęłam bliżej. -Na trzy!
   -Nie skocze tam!
   -Zaufaj mi Ney. To jedyne wyjście. 
   -Nie dam rady! Rozumiesz- spojrzał najpierw na biegnącego bandytę a później w moje oczy.
   -Trzy!- krzyknęłam i pociągnęłam Brazylijskiego cracka wprost w taflę spokojnego morza...







--------------------------------------

Jest kolejny rozdział. Wyczekiwany przez wiele osób i wreszcie jest!!!
Więc tak. Podziękowania dla osób, które pomagały mi w jego tworzeniu:
Przede wszystkim mojej kochanej, wiernej czytelniczce Georginii. 
Przyjaciółce z Bloggera... neymarowwa11. Dziękuję kochana :*
 I współautorce ostatnich wydarzeń Margaret ;-)
KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ

4 komentarze:

  1. Nie ma za co dziękować ;') polecam się na przyszłość ^^ rozdział świetny, a ostatnia akcja najlepsza *.* czekam na next !! pozdrawiam kochana ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział! Ostatnia scena, mistrzowska. Myślałam, że Ney niczego się nie boi XD
    Czekam na kolejny i zapraszam do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hay you!
    Rozdział... AWGHDWGMAJIDJF
    Najlepszy na świecie. Boże to wszystko się tak potoczyło. Jednak nadal El ma być z Leo. Nie ważne, z iloma chłopakami spała.. MA BYĆ Z LEO! A ta akcja z tym wywiadem. Teo, Boże co on narobił xx Rafa jest idiotą. IDIOTA FOREVER. Najpierw się przespał z El, a teraz ja tak po prostu zostawia. Bo jej kochany przyjaciel powiedział kilka słów za dużo? Błagam. xx
    Kocham Twojego bloga. On jest taki idealny. W ogóle fabuła i to wszystko co się dzieję. Mam nadzieje, tylko, że Leosiek nie oglądał tego wywiadu i nadal ma o El zdanie.. Ymmm Takie sobie Wierzę jeszcze, że będą szczęśliwym małżeństwem. On sławnym raperem z duetu Bars And Melody, a ona znaną piłkarką. Ale po ślubie mają mieszkać w Polsce, ok. Boże, ja już im przyszłość planuję xx.
    No cóż, pozostaje mi tylko czekać na kolejny i życzyć Ci weny ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie, że dajecie mi pomysły. Pamiętaj, że gdy wykorzystuję czyjeś pomysły to wstawiam dedykację 😉 jeszcze raz dziękuję i mam nadzieję, że bedziesz czytać dalej :* pozderki <3

    OdpowiedzUsuń