czwartek, 6 sierpnia 2015



29.Być przy tobie

 

  Gdy otworzyłam zmarznięte oczęta ujrzałam rozległy horyzont, na którym widać było statki kołyszące się powolnie na leniwych falach. Wokół panował półmrok i pachniało rybami. Ocknęłam się i podniosłam do pozycji siedzącej. Ja jak i Neymar znajdowaliśmy się na piaszczystej plaży, gdzie raczej nikt nie przychodził od dawna. Brazylijczyk spał jak zabity chrapiąc przy tym od czasu do czasu. Spostrzegłam, że woda wdziera się coraz dalej i niedługo dosięgnie naszych stóp. Gdy zimna ciecz zalała nas aż do bioder zbudziła 'śpiącego królewicza' który zdezorientowany i poddenerwowany zerwał się na równe nogi. Szybko odczuł chłodne powietrze napływające od strony morza. Zaczął trząść się, a jego usta zrobiły się sine. Wtedy spojrzał na mnie i wyczułam, że zemdleje. Złapałam go w ostatniej chwili przed upadkiem na mokry i jeszcze zimniejszy od powietrza piasek. Szybko zdjęłam z siebie grubą bluzę, która cudem pozostała sucha i okryłam nią chłopaka. Po upływie kilku minut otworzył oczy i ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy zapytał: 
   -Co my tu robimy? 
   -Siedzimy- rzekłam niczym oaza spokoju. 
  Wtedy Ney spojrzał na mnie jeszcze raz i usiadł obok mnie. Pamiętałam wszystko co działo się ubiegłej nocy, ale niepewnością dla mnie pozostawało, czy on też pamięta. Pełna niepokoju i ciekawości spytałam: 
   -Pamiętasz cokolwiek z tamtego wieczoru? 
   -Nie. Kompletnie nic. Mam pustkę w głowie. A ty?- powiedział z oczami wlepionymi w horyzont. 
   -Chyba nic. 
   -Jak to "chyba"?- spojrzał na mnie co ja odwzajemniłam. 
   -Zależy czy chcesz coś wiedzieć, czy nie. 
   -No chcę. 
   -Ale to musi pozostać tajemnicą. Obiecaj- mówiłam z pewną niechęcią do życia w głosie. 
   -Tajemnica. Na paluszek?- zapytał całkiem poważnie i wysunął spod siebie rękę z czterema zwiniętymi palcami. 
   -Nie. To nie to. Daj rękę- zrobił jak kazałam i podał mi swą dłoń, którą po chwili przecięłam scyzorykiem.
  To samo zrobiłam ze swoją i podaliśmy sobie ręce na znak, że ta tajemnica zapieczętowana została naszą krwią spływającą powolnie na piasek, z którego zabierana była przez morze do głębin skąd sama nie mogłaby uciec. 
   -Teraz już nikomu nie możesz powiedzieć- uświadomiłam go po raz kolejny. 
   -Powiesz mi wreszcie?- rzekł zniecierpliwiony Neymar. 
   -Wczoraj, gdy spotkaliśmy się na plaży ktoś zaczął krzyczeć. Pobiegłeś tam, więc ja też. Od razu wiedziałam, że to zły pomysł. Tam... Tam zastaliśmy dilera narkotykowego razem z jego przydupasem znęcających się najprawdopodobniej nad kupcem, który nie miał jak ich spłacić. Gdy strzelili do niego pisnąłeś i Juan celował w nas, więc zaczęliśmy uciekać. Na końcu pomostu skoczyliśmy do wody i to w sumie tyle. Zwykła ucieczka przed zbirami. 
   -Jak ty możesz tak spokojnie o tym mówić?! Trzeba od razu iść z tym na policję. Gdzie my w ogóle jesteśmy?- pytał nie wiedząc co się wokół niego dzieje. 
   -Tego nie wiem, ale na policję nie mam zamiaru iść. Ty też nie. Może zbierajmy się już, co?- mówiłam niezwykle spokojnie. 
   -Później o tym pogadamy. Teraz masz rację. Chodźmy stąd- podał mi rękę i podniósł mnie z ziemi. 
  Wędrując obok siebie kierowaliśmy się w stronę szumu ulicy, który z czasem stawał się coraz głośniejszy, wyraźniejszy. Po przejściu dosyć długiej drogi dotarliśmy do ruchliwej szosy, gdzie próbowaliśmy znaleźć osobę o dobrym sercu, która podwiozłaby dwójkę zmarzniętych i zmęczonych ludzi. Nikt taki niestety nie pojawił się na drodze. Załamani, głodni, brudni od tumanu kurzu unoszącego się nad szosą, zmęczeni i zdenerwowani cała tą sytuacją ruszyliśmy w stronę jakiegoś starego, drewnianego budynku oddalonego o blisko kilometr. Wokół było mnóstwo piasku i ani śladu roślinności. Jedynie brązowa, wysuszona na wiór trawa wyrastająca wzdłuż starego, szarego asfaltu stanowiła jakiś kontrast dla żółtego piachu, który zdawał się nigdy nie kończyć. Nie wiedziałam, czy to swego rodzaju pustynia, czy po prostu dobytek jakiegoś gospodarza, który całkiem zapomniał o swojej ziemi. Drewniany budynek, do którego zmierzaliśmy okazał się być motelem. Rzadko odwiedzanym, ale motelem. Weszliśmy do środka, nad drzwiami zakołysał się pordzewiały dzwonek i do naszych uszu dobiegł dźwięk skrzypiących drzwi, a potem podłogi. Baliśmy się wykonać jakikolwiek ruch z obawy o własne życie i zdrowie. Nagle zza spróchniałej jakby lady wyłoniła się śliczna dziewczyna o blond włosach, niebieskich oczach i szerokim, pięknym uśmiechu. Wyglądała na 20-25 lat, a zachowywała się jak słodka nastolatka uwielbiająca róż i kolorowe czasopisma. 
   -Dzieńdoobryy- przeciągnęłam nieco zakłopotana. 
   -Witajcie!- uśmiechnęła się i rzuciła się nam na szyje. 
   -Aha... Chcieliśmy dowiedzieć się, gdzie jest najbliższe miasto, wieś, cokolwiek. 
   -Nie mam pojęcia. Praktycznie stąd nie wychodzę, ale za to mój tatuś wie. Powinien wrócić za 2-3 godziny. Możecie na niego zaczekać- wciąż uśmiechała się głupio, czym denerwowała mnie jak mało kto.
   -A czy jest tu możliwość wykąpania się?- spytałam dla pewności, gdyż byłam niemalże pewna, że w każdym motelu znajdują się prysznice. 
   -Jest. Mamy prysznic zbiorowy. Gdy wynajmiesz u nas lokum na noc, możesz wykąpać się gratis. Prawda że świetna oferta?- uradowała się i klasnęła w dłonie. 
   -Taaak. Więc poprosimy pokój- uśmiechnęłam się sztucznie. 
   -Dwuosobowy, czy dwa jednoosobowe? 
   -Dwuosobowy. 
   -Dobrze. Proszę, numer 12. Miłego pobytu życzę- ponownie głupio wyszczerzyła zęby i pomachała nam, co my odwzajemniliśmy. 
   -Widziałeś to? Ona jest jakaś nawiedzona- powiedziałam śmiejąc się. 
   -Rzeczywiście coś z nią nie tak... Może ojczulek trzyma ją pod kluczem- odwzajemnił się chichotem i otworzył drzwi do naszej komnaty. Tak, komnaty. 
  Pokój przypominał okopy wojenne. Wszędzie ciemno, jedynie drobne smugi światła wdzierały się do środka poprzez niewielkie szpary między deskami. Drewniana podłoga skrzypiała na każdym kroku, a łóżko wydobywało z siebie przedziwne dźwięki. Gdy Ney rzucił się na nie, ze środka wyleciała duża, metalowa sprężyna. Obydwoje spojrzeliśmy się na nią i po chwili wybuchliśmy śmiechem. 
   -Ten motel to jakiś żart. Jakim cudem on jeszcze stoi? Dawno bym go zburzył- stwierdził Neymar. 
   -Nie marudź. Wolałbyś teraz iść gdzieś pośrodku tej pieprzonej pustyni i z każdym krokiem powtarzać "już nie mogę, nie idę dalej"?
   -No nie. Dobra. Może chodźmy się umyć. Strasznie śmierdzę i nawet nie wiem czym- powąchał swoją koszulkę i zrobił skwaszoną minę. 
   -To idź. Ja pójdę po tobie. Tu jest tylko jeden prysznic- spojrzałam w stronę Brazylijczyka i uśmiechnęłam się puszczajac mu przy tym 'oczko'. 
   -Wiesz... Zawsze możemy iść razem- przygryzł dolna wargę i podszedł bliżej mnie. 
   -Chyba w twoich snach. A teraz już idź, bo capisz rybą- odepchnęłam chłopaka i rzuciłam w niego ręcznikiem, który leżał na łóżku. 
  Gdy królewicz wrócił przerażony i mokry, wtedy przyszła kolej na mnie. Bałam się, co tam zastanę. Skoro Neymar wrócił przerażony, to co tam było? Wzięłam szorstki, siwy ręcznik i udałam się pod prysznic. Gdy otworzyłam białe drzwi z malutką szybką na górze, moim oczom ukazał się straszny widok. Prysznicem był szlauch, na końcu którego założona była końcówka od konewki. Nie było żadnego brodzika, albo chociażby miski tylko deski z otworami odpływowymi. W dodatku wszędzie biegały karaluchy i szczypawy. Pierwszą myślą było, by uciec stamtąd jak najdalej, ale pomyślałam też, że skoro Neymar z drobnymi problemami, ale dał radę to ja też. Zdjęłam z siebie ubrania i powiesiłam je na metalowym wieszaku. Po skończonej kąpieli wytarłam ciało niemiłym w dotyku kawałkiem materiału i chciałam założyć ubrania. Okazało się to niemożliwe. Jasna koszulka oblepiona była małymi, włochatymi robaczkami, a na spodniach zauważyłam kilka szczypaw. Otrzepałam więc spodenki, ale koszulki nawet nie zamierzałam dotknąć. Zawinęłam się w ręcznik i udałam na 'recepcję'. Tam spotkałam ubraną na różowo córkę właściciela. 
   -Przepraszam. Czy mogłabyś pożyczyć mi jakąś koszulkę- uśmiechnęłam się promiennie. -Moja niestety nie nadaje się już do użytku. 
   -Pewnie!- krzyknęła i radośnie powędrowała do swojego pokoju. 
   -Łap! Myślę, że pasuje do twoich oczu- mrugnęła do mnie i rzuciła mi błękitną, obcisłą bokserkę, z którą natychmiast uciekłam do pokoju mówiąc tylko "Dziękuję". Gdy wbiegłam do pokoju i zamknęłam drzwi opierając się o nie i wydychając powietrze z ogromną ulgą powiedziałam: 
   -Nareszcie! Już mam dosyć tego pieprzonego motelu! 
   -Co, El pęka?- rzekł Ney i wstał z łóżka. -Wow. Widzę, że jednak nie zamierzasz próżnować- zbliżył się do mnie na odległość 20 centymetrów i wyciągnął ręce, by objąć mnie. 
   -Zabieraj te łapy!- skarciłam go soczystym liściem w twarz i odeszłam kawałek, by założyć bluzkę pożyczoną od uroczej blondynki. 
   -O! Cóż za dekolt! Młoda, szalejesz!- zdziwił się Ney zapominając już o tym, co stało się przed chwilą. 
   -Nie patrz się tam, gdzie nie trzeba- powiedziałam oschle.
   -Na prawdę mocno walisz- złapał się za czerwony policzek i spojrzał na mnie błagalnie. 
   -Takie jest życie. Jeszcze raz zrobisz coś takiego, a obiecuję, że stracisz połowę zębów- zagroziłam mu. 
   -Mmm. Jaka ostra. Podoba mi się to- uśmiechnął się szyderczo. 
   -Ogarnij się Neymar! Nic do ciebie nie mam, ale mogę mieć jeśli zechcesz. 
   -No cały czas tego chcę. Tego samego, co Rafinha- popatrzył na mnie unosząc brwi. 
   -Wiesz co? Myślałam, że chociaż ty nie ocenisz mnie pochopnie i najpierw zapytasz, co między nami było. A ty od razu bierzesz mnie za jakąś dzi***. No dziękuję bardzo! Przez chwilę pomyślałam, że moglibyśmy zostać przyjaciółmi, ale ty musiałes zepsuć wszystko tym pocałunkiem i teraz jeszcze to. Na miejscu Daviego wstydziłabym się za takiego ojca. Wciąż zachowujesz się jak szesnastolatek, a tymczasem masz dziesięć lat więcej. Gdy byłam twoją fanką nawet mi się to podobało, ale teraz, gdy cię poznałam nie do końca mi to pasuje. Jesteś inny niż myślałam- zawiedziona wyszłam z pokoju, a następnie przekroczyłam drzwi wejściowe. 
  Potrzebowałam chwili odpoczynku, odstresowania się. Usiadłam na starych, drewnianych schodkach i oparłam głowę na rękach. 
   -Czemu ja zawsze trafiam na takich idiotów?!- krzyknęłam patrząc w niebo. 
  W tej właśnie chwili pod motel zajechał czarny Jeep. Pośpiesznie wysiadł z niego puszysty mężczyzna ubrany dosyć elegancko. Podbiegł do mnie i podał mi rękę. 
   -Oh dzień dobry! Alvaro Costa, właściciel motelu- uśmiechnął się szeroko i strasznie podekscytowany uścisnął mnie. 
    -Dzień doby...- odrzekłam nieco zażenowana. 
    -Czegóż panienka potrzebuje? 
    -Świętego spokoju- burknęłam pod nosem po czym uśmiechnęłam się. -Teraz już nic. Pańska córka już nas obsłużyła. 
   -Nas?- spytał zdziwiony. 
   -Tak. Jestem tu z kolegą. Trafiliśmy tu przypadkiem. Kompletnie nie wiemy gdzie jesteśmy. Może wie pan którędy do najbliższego miasta? 
   -5 kilometrów stąd jest małe miasteczko. Stamtąd już niedaleko do Barcelony- pokazywał gdzieś w stronę gór piasku. 
   -Wie pan może, czy da się tu złapać stopa? 
   -Nie.... Niestety nie. Ale niedługo wracam. Mogę was podwieźć. 
   -Na prawdę?- zapytałam z nadzieją.
   -Oczywiście! Dla moich gości wszystko. A propos... Skądś panienkę kojarzę, tylko nie mam pojęcia skąd- palcem wskazującym i kciukiem zaczął pocierać się po brodzie przyglądając się mi.
   -Tak, rzeczywiście może mnie pan kojarzyć. Gdy zobaczy pan mojego... znajomego od razu przypomni się panu skąd- zaśmiałam się wchodząc z powrotem do środka.
   -No zobaczymy...
  -To... kiedy pan jedzie do miasta?- zapytałam.
  -Przyjechałem tylko na chwilkę zobaczyć się z córką. Będę gotowy za piętnaście minut- uśmiechnął się i zniknął gdzieś z ladą.
  Nie pozostało mi nic innego, jak poinformować Neymara, żeby się zbierał. Podeszłam pod drzwi naszego tymczasowego pokoju i zamarłam na chwilę. Postanowiłam zapomnieć o tym, co zrobił i powiedział, więc uśmiechnęłam się szeroko i położyłam rękę na klamce. Popchnęłam drzwi i wkroczyłam do pomieszczenia pewnym krokiem. 
   -Zbieraj się. Za piętnaście minut jedziemy!- krzyknęłam i rzuciłam się na łóżko.
   -Ok. Słuchaj. Nie chciałem, żeby to tak wyszło. Myślałem, że wiesz... No tak wyszło. A tak na prawdę, co między wami było?- zapytał czując się winnym.
   -Nie ważne. Zapomnijmy o tym. Uznajmy, że nic nie było. Nie chcę do tego wracać.
   -Dobra. Chciałem tylko powiedzieć... Przepraszam- spuścił głowę i odwrócił się.
   -Ej działa ci telefon?- spytałam zapatrzona w komórkę.
   -Nie. Niestety nie jest wodoodporny- zaśmiał się.
   -Czyli ja płacę. Ok- zawtórowałam mu.
   -Niestety. W tej chwili martwi mnie tylko, co z tamtym gościem i co powiedział trener, gdy nie zastał nas na treningu.
   -Nie myśl o tamtym. Zapomnij. Po prostu zapomnij. To są sprawy dilerów i nie warto się w to mieszać. A co do trenera... Zaczął przeklinać i urządził istne piekło na treningach- powiedziałem ze skwaszoną miną.
   -Skąd wiesz? 
   -Ivan napisał. Martwi się biedaczek- rzekłam sarkastycznie.
   -Kolejny?- spytał zawiedziony Ney.
   -Weź... przymknij się!
   -Dobra... Dobra. A tak na prawdę, co było między tobą a Rafą? Nie daje mi to spokoju. 
   -Szczerze? Zakochałam się w nim i nawet mu to wyznałam, ale...
   -Ale co?- zagadnął zainteresowany Brazylijczyk.
   -Okazał się nie być taki cudowny. Wczoraj, gdy przeczytał wywiad z Teo nazwał mnie"dzi***". Pieprz*** gnój- parsknęłam i przekręciłam się na plecy.
   -Co?! Debil z niego...- oburzył się gwiazdor Barcelony.
   -No w sumie gdybyś przeczytał ten wywiad to też byś tak stwierdził. Teo dał plamę i tyle- złapałam się za głowę na myśl, że cała Katalonia czytała ten artykuł. Teraz wszyscy będą mnie mieli za szmatę. -Jak widać pięknie poprawiłam sobie wizerunek. Obiecałam mamie, że się zmienię, że nie będę się zadawała z niewłaściwymi ludźmi. Że będę w tylko w towarzystwie ludzi, którym zależy na mnie, a nie na forsie, czy sexie. Co ja narobiłam?!
   -No... Mi na tobie zależy. Trenerowi też, a chłopakom zwłaszcza- pocieszał mnie udając świętoszka. Chyba myślał, że będzie miał u mnie przody z racji, że tak pięknie mi mówił.
   -Daruj sobie. Nie masz szans- zaśmiałam się i spojrzałam wyzywająco w jego oczy.
   -Dobra, zbierajmy się. Chcę się tylko porządnie wykąpać i wyspać w swoim łóżeczku- przeciągnął się i wyszedł, a ja tuż za nim.
  Zaszliśmy do recepcji, by zaczekać na właściciela motelu. Ten jednak długo nie przychodził i zniecierpliwiliśmy się. Wtedy krzyknęłam: "Panie Alvaro! Jedzie pan?" Wtedy usłyszeliśmy otwierające się drzwi i naszym oczom ukazała się śliczna córka właściciela. 
   -Tata nie może was zawieźć. Jest... Uziemiony jeśli można to tak wyrazić- uśmiechnęła się pod nosem. Przeczuwałam, że coś jest nie tak. Chytrze zwinęłam kluczyki do terenowego auta i powiedziałam, ze pójdziemy się przejść. 
   -Nie! Tak łatwo się stąd nie wydostaniecie! Macie tu zostać, rozumiecie?! Bo inaczej zwiążę was jak tatusia i już nigdy stąd nie wyjedziecie- krzyknęła robiąc groźną minę.
   -Neymar, masz kluczyki. Podjedź pod schody i otwórz drzwi pasażera. Tylko sprężaj się- szepnęłam mu na ucho.
   -Nie rób tak! Bo was zabiję!- krzyknęła i wzięła do ręki nóż.
   -Neymar id- powiedziałam ze stoickim spokojem i odepchnęłam chłopaka.
   -Co on robi?! Niech zostanie!
   -Spokojnie.  Odłóż ten nóż. On ci nie jest do niczego potrzebny. Załatwmy to bez ostrych rzeczy- uspakajałam ją.
   -Nie! Nie rozumiesz?! Ja nie chcę być tu sama! Przesiedziałam tu 23 lata swojego życia! Sama! Bez rodziny, przyjaciół. On mnie tu zwyczajnie zamknął! Siedzę pod kluczem i nawet nie mam prawa wyjść. Uznał mnie za bestię i dlatego zbudował motel tak daleko od miasta! Nie chce pokazywać mnie światu. Jestem potworem!- wrzasnęła i ruszyła w moją stronę z ostrym narzędziem.
  Odwróciłam się i szybko zaczęłam uciekać, lecz zrobiłam to zbyt wolno i szalona blondynka zdążyła rozciąć mi rękę. Wybiegłam na zewnątrz i wskoczyłam do samochodu zamykając za sobą drzwi.
   -Ruszaj!- krzyknęłam do Neymara.
  Ten odjechał zostawiając za sobą tylko tuman kurzu, z którego wyłaniała się drobna postać. Oparłam się o drzwi auta i odetchnęłam z ulgą. 
   -Co to było? Ona chciała nas zabić!- Ney złapał się za głowę.
   -Wiem. Na szczęście kluczyki leżały na wierzchu. I jedziemy w dobrą stronę, to się liczy- zaśmiałam się myśląc o tej całej sytuacji. -Ale nie możemy tak tego zostawić. Trzeba tam wrócić i uwolnić tego mężczyznę- powiedziałam po chwili namysłu.
   -Co?! Ty chcesz tam wracać?- przestraszył się Brazylijczyk.
   -No przecież nie teraz. Jutro z po treningu pojadę tam i spróbuję z nią porozmawiać. 
   -Ty zwariowałaś! Trzeba jechać na policję! To jedyne wyjście.
   -Nie! Nie masz prawa nikomu o tym powiedzieć. To ma zostać między nami. Jeżeli będę chciała to pójdę po pomoc do mundurowych- oburzyłam się i odwróciłam głowę w stronę szyby. Wiedziałam, że każdy na moim miejscu pozostawiłby tę sprawę policji, ale nie byłam każdy, byłam El Ambro.
   -Nie! Nie pozwolę, rozumiesz?- tłumaczył mi Ney.
   -Ty to nie masz nic do gadania. Zajmę się tym sama.
   -Nie zgrywaj takiej odważnej, bo chyba taka nie jesteś, co?- zapytał niepewnie.
   -Jestem!Nie wiesz jak bardzo odważna jestem- rzekłam i nastała głucha cisza. 
  Nie mówiliśmy już nic, aż do przyjazdu do Barcelony. Neymar podwiózł mnie pod hotel i pożegnaliśmy się buziakiem w policzek oraz przybiliśmy 'piątkę' rękami, którymi wcześniej zapieczętowaliśmy tajemnicę. Poprawiłam włosy i ruszyłam w stronę wejścia. Ku mojemu zdziwieniu z windy wychodził zasmucony Alcantara. Szybko odwróciłam się i opuściłam głowę tak, by mnie nie poznał. Niestety nie udało się. 
   -El. Szukałem cię. Gdzie ty się szlajałaś? Każdy cię szukał i Neymara też- rzekł zmartwiony.
   -Rafa... Za mną ciężki dzień. Nie mam siły teraz o tym opowiadać. Pogadamy innym razem- powiedziałam zmęczonym głosem.
   -Dlaczego? Ja... Przepraszam. Nie chciałem cię zranić. Źle to zinterpretowałem. Powinienem cię najpierw wysłuchać i dowiedzieć się co i jak. Jeszcze raz przepraszam za to, jak cię nazwałem. Mam nadzieję, że wybaczysz mi. Przecież przyrzekłaś, że się zmieniłaś. Głupi jestem...- przerwałam mu wtulając się w jego bezpieczne ramię. Sprawiło mi to niemałą radość i jemu prawdopodobnie też.

   -Chcę tylko być przy tobie.






-----------------------------
Następny rozdział!!! Tym razem bez podziękowań. Uporałam się z ty sama. Komentować!!!

KOMENTUJESZ=DAJESZ BARDZO WIELE


5 komentarzy:

  1. Hey!
    Rozdział jest genialny. Z początku myślałam, że Ney i El wylądowali na Madagaskarze. Jak Gloria, Melman, Alex i Mati. W sumie to też by było ciekawe. Co do tej obietnicy: skąd ona wzięła sobie scyzoryk? Rafa... Udusić, zabić, zamordować i nie wiem co jeszcze. Moim zdaniem on się najnormalniej w świecie zgrywa. Nienawidzę go. El powinna być z Leo w Port Talbot a nie z tym jakmutambyło.
    Czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo Madagaskar <3 moja podróż marzeń, ale nie. A co do scyzoryka.... Jeszcze nie raz przekonasz się, że nigdy nie wiadomo, co El nosi w kieszeniach. A Rafa... Zibaczysz co będzie 😉 dziękuję i pozdrawiam El Ambro we własnej osobie :*

      Usuń
  2. Bosze jakie emocje *.* kocham tego bloga <3 to jest niesamowite tyle sie dzieje *.* kiedy nastepny rozdzial ????? /Natalia

    OdpowiedzUsuń
  3. Nominowalam cię do Liebster Blog Award http://elamorestaenelaireneymarjr.blogspot.com/2015/08/liebster-blog-award.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  4. Nominowalam cię do Liebster Blog Award http://elamorestaenelaireneymarjr.blogspot.com/2015/08/liebster-blog-award.html?m=1

    OdpowiedzUsuń