31.Żyj jak chcesz
Staliśmy wpatrzeni w siebie nawzajem. Nasze twarze znajdowały się w odległości pięciu centymetrów. Przypominało to nieco scenę idealnego pocałunku między kochankami połączonymi zakazaną miłością. Nie miałam w zamiarach całować go, ani nic z tych rzeczy. Szczęśliwie czułam się z Rafą i nie chciałam popsuć tego, co między nami było jednym, upragnionym całusem. Wtedy usłyszałam tak dobrze znany mi głos.
-Co tu się dzieje?- zapytał nieco zezłoszczony, a nieco zrezygnowany Rafinha.
-Rafa...- mówiłam nie patrząc w stronę Rafinhii, ale w przepiękne oczy Leo.
-Odwal się od niej- krzyknął już trochę poważniej i odepchnął nieświadomego co się dookoła, Leo.
-Leondre może lepiej idź do mnie, co?- spytałam, a raczej stwierdziłam zakłopotana.
-Ale...- nie zdążył nawet do kończyć, gdy mu przerwałam i rzuciłam klucze do mieszkania.
-Za sekundę wrócę, słońce- gdy rzekłam ostatnie słowo Rafinha popatrzył się na mnie złowrogo.
-Kto to był- przygryzł dolną wargę i założył ręce na piersiach tworząc pozę typowego gangstera.
-Kotku... Czy ja ci już przypadkiem nie mówiłam?- spytałam uśmiechając się promiennie.
-O cym?- zapytał zdziwiony. Zmarszczył zabawnie brwi, co na prawdę mnie rozśmieszyło.
-To mój brat... Nie martw się- zbliżyłam się i złożyłam pocałunek na jego policzku. -A teraz powiedz mi, po co wróciłeś?- spytałam patrząc na zdezorientowanego Rafinhę.
-Zostawiłaś telefon w samochodzie- wręczył mi bordo-granatową komórkę i uśmiechnął się nieco sztucznie. -Zaraz... To był Leo?- przytaknęłam mu. -Ten Leo? Przecież... On był umierający, a teraz tu jest. Nieźle młoda. Uratowałaś mu życie i teraz pewnie będzie ci służył, co?- przygryzł ponownie wargę i robiąc krok przechylił mnie do tyłu.
-Co ty robisz?
-Moja księżniczka zasługuje na wyjątkowe całusy...- zaśmiał się i zbliżył twarz do mojej.
-Rafa...
-Tak?- spytał bez zainteresowania.
-Nie mów do mnie księżniczko, dobrze?
-Dlaczego?- poczułam, że zepsułam ten moment i tak się stało. Rafinha przywrócił mnie do pozycji stojącej i spojrzał ze zdziwieniem.
-Po prostu nie chcę? Nazywaj mnie jak chcesz, ale nie księżniczko- zrobiłam oczy zbitego pieska i przytuliłam narzeczonego.
-Dobrze. A teraz już lecę. Pa. Buziaki- najpierw odwzajemnił uścisk, a potem zniknął gdzieś w głębi parkingu.
Nieśpiesznie powędrowałam pod drzwi windy i kliknęłam przycisk. Drzwi rozsunęły się i moim oczom ukazał się Teo. Spojrzałam na niego wymownie po czym odwróciłam głowę i dałam krok w przód. Wtedy chłopak pociągnął mnie za rękę i wyciągnął z windy.
-Czego chcesz?- spytałam oburzona.
-Możemy porozmawiać?- zaproponował błagalnie.
-Nie. Nie mam czasu- warknęłam i wyrwałam się z uchwytu byłego przyjaciela.
-El... Nie rozmawialiśmy miesiąc. Brakuje mi ciebie. Chcę tylko...- usłyszałam tylko tyle, gdyż przede mną zacisnęły się metalowe wrota.
Spokojnie podeszłam do drzwi i nim je otworzyłam na chwilę moja ręka zawisła nad klamką. "Co ja mu powiem?"- pomyślałam mrużąc oczy. Stop. Koniec rozmyślań. Po prostu nacisnęłam tę pieprzoną klamkę i krzyknęłam:
-Leo!
-Tak?- zapytał wsłuchując się w to, co robię.
-Matko... Jak ja cię dawno nie widziałam!- wykrzyczałam te słowa i odnalazłam przyjaciela w salonie. Od razu rzuciłam się mu na szyję i ścisnęłam tak mocno, jak tylko potrafiłam.
-Ja ciebie też księżniczko- jemu pozwoliłam tak na mnie mówić. Nie zrobiłam sobie z tego nic i zamknęłam oczy chcąc bardziej wczuć się w uścisk.
-Brakowało mi cię- rzekłam po dłuższej chwili i oderwałam się od chłopaka wciąż pozostając w bliskiej odległości od niego.
-Mi ciebie też. Tęskniłem jak nigdy- uśmiechnął się od ucha do ucha i przejechał opuszkami palców po mym policzku.
-Dobrze, że żyjesz. Nie przeżyłabym gdyby coś ci się stało. Posłuchaj... Wciąż jesteś dla mnie bardzo ważny i chciałabym, żebyśmy pozostawali w bliskich relacjach. Nie chcę znowu kłótni i tych złośliwości. Chcę być z tobą blisko. Tak blisko jak tylko się da- powiedziałam patrząc prosto w te śliczne oczęta.
-Ja też. Wcale nie podobało mi się gdy byliśmy oddaleni od siebie. I jeszcze te kilometry... to wszystko psuje, nie widzisz?- zmartwił się poważnie.
-Nie... Nie mówmy o tym, dobrze? A skoro tak bardzo chcesz być blisko mnie to zapraszam do Barcelony. Jej drzwi zawsze są otwarte- uśmiechnęłam się i rozejrzałam dookoła.
-Nie... To nie jest najlepszy pomysł. Nie lubię opuszczać Anglii. To moje miejsce na Ziemi. Może... Nie. Masz rację. Nie rozmawiajmy o tym. Słuchaj... Bo lekarz kazał mi trochę odpocząć przed trasą koncertową. Mógłbym u ciebie przenocować? Jutro znajdę sobie hotel.
-Jasne. Tylko... śpisz na kanapie- zaśmiałam się i powędrowałam do pomieszczenia, gdzie stała ogromna, pomarańczowa kanapa. -Polecam, wygodna- odwróciłam się w stronę Leo i powtórnie zaśmiałam się.
-Ok... A czy jak będę się bał będę mógł spać z tobą?- spytał tak jakby kokieteryjnie.
-Właśnie. Leo, bo ja ci muszę coś jeszcze powiedzieć- momentalnie spoważniałam.
-Tak?
-Bo ja... Ja mam kogoś- rzekłam baaardzo zakłopotana.
-O! Fajnie. Przyjdzie dziś? Jak tak to nie ma sprawy. Mogę się ulotnić. Ale tylko dzisiaj, tak? Myślę, że na dłuższą metę byś nie dała rady- zaśmiał się głupio, ale mina mu zmarniała, gdy zobaczył wyraz mojej twarzy.
-Nie. Od miesiąca spotykam się z Rafą. To znaczy tak jakby spotykam się z nim no i... Zaręczyliśmy się- pokazałam przyszywanemu bratu srebrny pierścionek na moim palcu.
-Aha. Fajnie-zaciskając pięści wyszedł z mieszkania.
Nie miałam pojęcia co go ugryzło. Przecież już dawno nie byliśmy razem, a zdawał mi się, że wciąż spotyka się z Amy. strasznie zdziwiło mnie jego zachowanie. nie spodziewałam się takiej reakcji, ale w pełni go rozumiałam. Myślę, że gdybym nie była z Rafą i Leo powiedziałby mi, że ma narzeczoną wściekłabym się.
Pełna niepokoju, co dzieje się z Leo położyłam się do łóżka, ale nie miałam zamiaru zasypiać. Wpatrzona w telefon i upływające minuty czekałam na Leondre. Około drugiej w nocy moje serce niespodziewanie zaczęło mocniej bić. Wstałam ociężale z wygodnego łóżka i powędrowałam w stronę drzwi. Ponownie moja ręka zatrzymała się na klamce. Tym razem przeczucie było inne. Byłam pewna, że za drzwiami stoi Leondre tylko nie wiedziałam po co. "Może... Nie, to niemożliwe"- pomyślałam. Na myśl przyszły mi wtedy dziwne akcje Leo, gdy jego oczy stawały się czerwone, a zachowanie zmieniało się diametralnie. Ciarki przeszły mi po plecach, gdy poczułam lekki powiew wiatru na swym ciele. Odważnie nacisnęłam na metalową klamkę i powoli, spokojnie ciągnęłam drzwi do siebie. Przeciąg w mieszkaniu zaczął nabierać siły. Nagle drzwi balkonowe otworzyły się znienacka trzaskając o ścianę. Szybo odwróciłam głowę w za siebie, by zobaczyć co się dzieje. Wtedy poczułam czyjś oddech na swojej szyi. Cieplejszy powiew powietrza oplatał mój kark. Pomału odwracałam głowę w przeciwną stronę. Szybkie spojrzenie kontem oka i nagły wybuch śmiechu. To spojrzenie od Leo... Dobre piętnaście minut nie podnosiliśmy się z ziemi po gwałtownym ataku 'śmiechawki'.
-Leo? Czemu nie wszedłeś jak normalny człowiek?- zapytałam przez łzy.
-Ja... Nie wiem- wydusił z siebie te słowa po czym znowu gryzł ziemie.
-Debilu, wystraszyłeś mnie jak nigdy dotąd!
-Wie... Wie... Wiem.
Po tym jakże 'strasznym;' zdarzeniu udaliśmy się do salonu. Żadnemu z nas nie śniło się nawet śnić, więc postanowiliśmy obejrzeć jakiś dobry film. Padło na doskonały moim zdaniem film "Szybcy i wściekli 7". Mimo akcji, gdzie już dawno krzyczałabym, że to było niemożliwe jednak zasnęłam. Nie wiem jakim cudem to zrobiłam, ale odpłynęłam jak małe dziecko. To było dla mnie bardzo korzystne, gdyż następnego dnia kolejny ciężki trening z atmosferą nie do końca taką, jaka miała być. Trzeba było ją naprawiać z treningu na trening... Ach te temperamenty.
Rano jak zwykle prysznic, śniadanie, ogarnięcie mieszkania i nadszedł czas, gdy zrobiło mi się nieco głupio, że zostawiam Leo samego w pustym mieszkaniu.
-Leo... Może chcesz pojechać ze mną?- zapytałam nieco niepewnie, ale jednak ze zdecydowaniem.
-Na prawdę? Mogę jechać?- spytał z nadzieją.
-No a co? Zostawię cię tutaj?- stwierdziłam nieco niechętnie.
-Jadę. Zaczekaj sekundę- pobiegł szybko do łazienki i spędził w niej dziesięć minut. -Gotowy krzyknął wybiegając entuzjastycznie z pomieszczenia.
-No nareszcie- burknęłam zrezygnowana.
Gdy mój królewicz wreszcie zdołał wpakować tyłek do auta ruszyliśmy jak najszybciej do Ciutat Esportiva. Mało brakowało a spóźniłabym się przez niego na trening. Ledwie przyjechał, a już zdenerwował mnie, jak nikt inny przez ostatni miesiąc, gdy sytuacja w klubie nieco zeszła z tonu. Gdy dotarliśmy wreszcie do centrum treningowego wyprosiłam pasażera z auta i kazałam iść, rozejrzeć się po ośrodku. Ten z entuzjazmem wbiegł do środka i więcej już go nie widziałam. Powolnie powędrowałam na boisko, gdzie znajdowała się większość zawodników.
-El, czemu przyjechałaś godzinę za późno?- spokojnie spytał Enrique.
-Mówiłam ci coś na ten temat- zmrużyłam oczy i podeszłam do trenera.
-Wiesz, że chciałbym, żebyście byli tu godzinę przed treningiem- stał niczym oaza spokoju.
-Tak. Ale nie mam na to ochoty- uśmiechnęłam się chytrze.
-Dobra już. Idź i mnie nie denerwuj- zaśmiał się pod nosem i przegonił mnie ruchem ręki.
-Nowy psycholog? Dobrze panu zrobił- pokazałam mu kciuk do góry po czym pobiegłam śmiejśc się wesoło.
-Hej kochanie- powiedziałam do swojego narzeczonego i ucałowałam na powitanie.
-Witaj piękna- uśmiechnął się i odwzajemnił pocałunek.
-Powiemy im?- wyszeptałam.
-Jak wolisz. Prędzej czy później i tak się dowiedzą- mówił bez krępacji.
Wtedy wystarczyło mi tylko spojrzenie Rafy i wiedziałam już co robić. Splotłam nasze dłonie i uśmiechając się pod nosem zaciągnęłam go do trenera, gdzie wszyscy się zgromadzili. Dyskretnie poinformowałam Lucho, że chciałabym coś ogłosić i w ciszy czekałam aż pozwoli mi mówić. Wtedy na widowni zasiadł Leo. Pomachałam mu, co on odwzajemnił. Od razu spojrzenia kolegów powędrowały na mego przyszywanego brata. Dookoła mnie zrobił się jeden, wielki szum. Wszyscy szeptali sobie coś nawzajem. Wtedy do moich uszu dobiegł głos nie kogo innego, jak Alvesa.
-To chyba ten pedał z Bars and Melody. Pamiętasz jak El tak czule o nim opowiadała? Myślałem, że zwymiotuję- zaśmiał się idiotycznie.
-Zamknij się Alves- warknęłam w jego stronę po czym odwróciłam się w stronę przemawiającego Luisa.
Wtedy wszystkie szepty umilkły. Jak na złość akurat wtedy, gdy Brazylijczyk wybił mnie z toku myślenia, Lucho poinformował wszystkich, że chciałabym coś powiedzieć. Pacnęłam się w głowę po czym dałam krok do przodu odwracając się w stronę kolegów, a raczej Rafinhii, bo to na niego wciąż patrzyłam.
-No więc... Takie małe 'ogłoszenie parafialne'- zaśmiałam się a razem ze mną cała chmara facetów. -Ja i Rafa zaręczyliśmy się. Mam nadzieję, że nikt nie ma nic przeciw i możemy spokojnie kontynuować nasz szczęśliwy związek- uśmiechnęłam się sztucznie i wtuliłam w umięśniony tors narzeczonego.
-Uuuuu!- usłyszałam jednolity wrzask po czym znalazłam się w powietrzu.
-Stop! Puśćcie mnie!- krzyknęłam udając rozdrażnioną, ale oni nawet nie zamierzali reagować. Spokojnie więc czekałam, aż postawią mnie na ziemie.
Fajnie było przez chwilę poczuć się tą najważniejszą osobą. Dawno nie doznałam tego uczucia. No może poza spotkaniami z Rafinhą, dla którego byłam całym światem. Zamyśliłam się nieco nad swoja przyszłością będąc pewna, że mogę zaufać kolegom z drużyny. Po chwili jednak znalazłam się na ziemi. Zaśmiałam się, by pokazać, że nic mi nie jest i od razu spojrzałam w stronę Leondre. Ten zebrał swoje rzeczy z widowni i szedł w stronę wyjścia. Nie czekając długo na pełnej szybkości ruszyłam w jego stronę.
-Leo!- krzyknęłam, gdy znajdowałam się w niedużej odległości od chłopaka i zaczęłam zwalniać.
-Kotku... Czy ja ci już przypadkiem nie mówiłam?- spytałam uśmiechając się promiennie.
-O cym?- zapytał zdziwiony. Zmarszczył zabawnie brwi, co na prawdę mnie rozśmieszyło.
-To mój brat... Nie martw się- zbliżyłam się i złożyłam pocałunek na jego policzku. -A teraz powiedz mi, po co wróciłeś?- spytałam patrząc na zdezorientowanego Rafinhę.
-Zostawiłaś telefon w samochodzie- wręczył mi bordo-granatową komórkę i uśmiechnął się nieco sztucznie. -Zaraz... To był Leo?- przytaknęłam mu. -Ten Leo? Przecież... On był umierający, a teraz tu jest. Nieźle młoda. Uratowałaś mu życie i teraz pewnie będzie ci służył, co?- przygryzł ponownie wargę i robiąc krok przechylił mnie do tyłu.
-Co ty robisz?
-Moja księżniczka zasługuje na wyjątkowe całusy...- zaśmiał się i zbliżył twarz do mojej.
-Rafa...
-Tak?- spytał bez zainteresowania.
-Nie mów do mnie księżniczko, dobrze?
-Dlaczego?- poczułam, że zepsułam ten moment i tak się stało. Rafinha przywrócił mnie do pozycji stojącej i spojrzał ze zdziwieniem.
-Po prostu nie chcę? Nazywaj mnie jak chcesz, ale nie księżniczko- zrobiłam oczy zbitego pieska i przytuliłam narzeczonego.
-Dobrze. A teraz już lecę. Pa. Buziaki- najpierw odwzajemnił uścisk, a potem zniknął gdzieś w głębi parkingu.
Nieśpiesznie powędrowałam pod drzwi windy i kliknęłam przycisk. Drzwi rozsunęły się i moim oczom ukazał się Teo. Spojrzałam na niego wymownie po czym odwróciłam głowę i dałam krok w przód. Wtedy chłopak pociągnął mnie za rękę i wyciągnął z windy.
-Czego chcesz?- spytałam oburzona.
-Możemy porozmawiać?- zaproponował błagalnie.
-Nie. Nie mam czasu- warknęłam i wyrwałam się z uchwytu byłego przyjaciela.
-El... Nie rozmawialiśmy miesiąc. Brakuje mi ciebie. Chcę tylko...- usłyszałam tylko tyle, gdyż przede mną zacisnęły się metalowe wrota.
Spokojnie podeszłam do drzwi i nim je otworzyłam na chwilę moja ręka zawisła nad klamką. "Co ja mu powiem?"- pomyślałam mrużąc oczy. Stop. Koniec rozmyślań. Po prostu nacisnęłam tę pieprzoną klamkę i krzyknęłam:
-Leo!
-Tak?- zapytał wsłuchując się w to, co robię.
-Matko... Jak ja cię dawno nie widziałam!- wykrzyczałam te słowa i odnalazłam przyjaciela w salonie. Od razu rzuciłam się mu na szyję i ścisnęłam tak mocno, jak tylko potrafiłam.
-Ja ciebie też księżniczko- jemu pozwoliłam tak na mnie mówić. Nie zrobiłam sobie z tego nic i zamknęłam oczy chcąc bardziej wczuć się w uścisk.
-Brakowało mi cię- rzekłam po dłuższej chwili i oderwałam się od chłopaka wciąż pozostając w bliskiej odległości od niego.
-Mi ciebie też. Tęskniłem jak nigdy- uśmiechnął się od ucha do ucha i przejechał opuszkami palców po mym policzku.
-Dobrze, że żyjesz. Nie przeżyłabym gdyby coś ci się stało. Posłuchaj... Wciąż jesteś dla mnie bardzo ważny i chciałabym, żebyśmy pozostawali w bliskich relacjach. Nie chcę znowu kłótni i tych złośliwości. Chcę być z tobą blisko. Tak blisko jak tylko się da- powiedziałam patrząc prosto w te śliczne oczęta.
-Ja też. Wcale nie podobało mi się gdy byliśmy oddaleni od siebie. I jeszcze te kilometry... to wszystko psuje, nie widzisz?- zmartwił się poważnie.
-Nie... Nie mówmy o tym, dobrze? A skoro tak bardzo chcesz być blisko mnie to zapraszam do Barcelony. Jej drzwi zawsze są otwarte- uśmiechnęłam się i rozejrzałam dookoła.
-Nie... To nie jest najlepszy pomysł. Nie lubię opuszczać Anglii. To moje miejsce na Ziemi. Może... Nie. Masz rację. Nie rozmawiajmy o tym. Słuchaj... Bo lekarz kazał mi trochę odpocząć przed trasą koncertową. Mógłbym u ciebie przenocować? Jutro znajdę sobie hotel.
-Jasne. Tylko... śpisz na kanapie- zaśmiałam się i powędrowałam do pomieszczenia, gdzie stała ogromna, pomarańczowa kanapa. -Polecam, wygodna- odwróciłam się w stronę Leo i powtórnie zaśmiałam się.
-Ok... A czy jak będę się bał będę mógł spać z tobą?- spytał tak jakby kokieteryjnie.
-Właśnie. Leo, bo ja ci muszę coś jeszcze powiedzieć- momentalnie spoważniałam.
-Tak?
-Bo ja... Ja mam kogoś- rzekłam baaardzo zakłopotana.
-O! Fajnie. Przyjdzie dziś? Jak tak to nie ma sprawy. Mogę się ulotnić. Ale tylko dzisiaj, tak? Myślę, że na dłuższą metę byś nie dała rady- zaśmiał się głupio, ale mina mu zmarniała, gdy zobaczył wyraz mojej twarzy.
-Nie. Od miesiąca spotykam się z Rafą. To znaczy tak jakby spotykam się z nim no i... Zaręczyliśmy się- pokazałam przyszywanemu bratu srebrny pierścionek na moim palcu.
-Aha. Fajnie-zaciskając pięści wyszedł z mieszkania.
Nie miałam pojęcia co go ugryzło. Przecież już dawno nie byliśmy razem, a zdawał mi się, że wciąż spotyka się z Amy. strasznie zdziwiło mnie jego zachowanie. nie spodziewałam się takiej reakcji, ale w pełni go rozumiałam. Myślę, że gdybym nie była z Rafą i Leo powiedziałby mi, że ma narzeczoną wściekłabym się.
Pełna niepokoju, co dzieje się z Leo położyłam się do łóżka, ale nie miałam zamiaru zasypiać. Wpatrzona w telefon i upływające minuty czekałam na Leondre. Około drugiej w nocy moje serce niespodziewanie zaczęło mocniej bić. Wstałam ociężale z wygodnego łóżka i powędrowałam w stronę drzwi. Ponownie moja ręka zatrzymała się na klamce. Tym razem przeczucie było inne. Byłam pewna, że za drzwiami stoi Leondre tylko nie wiedziałam po co. "Może... Nie, to niemożliwe"- pomyślałam. Na myśl przyszły mi wtedy dziwne akcje Leo, gdy jego oczy stawały się czerwone, a zachowanie zmieniało się diametralnie. Ciarki przeszły mi po plecach, gdy poczułam lekki powiew wiatru na swym ciele. Odważnie nacisnęłam na metalową klamkę i powoli, spokojnie ciągnęłam drzwi do siebie. Przeciąg w mieszkaniu zaczął nabierać siły. Nagle drzwi balkonowe otworzyły się znienacka trzaskając o ścianę. Szybo odwróciłam głowę w za siebie, by zobaczyć co się dzieje. Wtedy poczułam czyjś oddech na swojej szyi. Cieplejszy powiew powietrza oplatał mój kark. Pomału odwracałam głowę w przeciwną stronę. Szybkie spojrzenie kontem oka i nagły wybuch śmiechu. To spojrzenie od Leo... Dobre piętnaście minut nie podnosiliśmy się z ziemi po gwałtownym ataku 'śmiechawki'.
-Leo? Czemu nie wszedłeś jak normalny człowiek?- zapytałam przez łzy.
-Ja... Nie wiem- wydusił z siebie te słowa po czym znowu gryzł ziemie.
-Debilu, wystraszyłeś mnie jak nigdy dotąd!
-Wie... Wie... Wiem.
Po tym jakże 'strasznym;' zdarzeniu udaliśmy się do salonu. Żadnemu z nas nie śniło się nawet śnić, więc postanowiliśmy obejrzeć jakiś dobry film. Padło na doskonały moim zdaniem film "Szybcy i wściekli 7". Mimo akcji, gdzie już dawno krzyczałabym, że to było niemożliwe jednak zasnęłam. Nie wiem jakim cudem to zrobiłam, ale odpłynęłam jak małe dziecko. To było dla mnie bardzo korzystne, gdyż następnego dnia kolejny ciężki trening z atmosferą nie do końca taką, jaka miała być. Trzeba było ją naprawiać z treningu na trening... Ach te temperamenty.
Rano jak zwykle prysznic, śniadanie, ogarnięcie mieszkania i nadszedł czas, gdy zrobiło mi się nieco głupio, że zostawiam Leo samego w pustym mieszkaniu.
-Leo... Może chcesz pojechać ze mną?- zapytałam nieco niepewnie, ale jednak ze zdecydowaniem.
-Na prawdę? Mogę jechać?- spytał z nadzieją.
-No a co? Zostawię cię tutaj?- stwierdziłam nieco niechętnie.
-Jadę. Zaczekaj sekundę- pobiegł szybko do łazienki i spędził w niej dziesięć minut. -Gotowy krzyknął wybiegając entuzjastycznie z pomieszczenia.
-No nareszcie- burknęłam zrezygnowana.
Gdy mój królewicz wreszcie zdołał wpakować tyłek do auta ruszyliśmy jak najszybciej do Ciutat Esportiva. Mało brakowało a spóźniłabym się przez niego na trening. Ledwie przyjechał, a już zdenerwował mnie, jak nikt inny przez ostatni miesiąc, gdy sytuacja w klubie nieco zeszła z tonu. Gdy dotarliśmy wreszcie do centrum treningowego wyprosiłam pasażera z auta i kazałam iść, rozejrzeć się po ośrodku. Ten z entuzjazmem wbiegł do środka i więcej już go nie widziałam. Powolnie powędrowałam na boisko, gdzie znajdowała się większość zawodników.
-El, czemu przyjechałaś godzinę za późno?- spokojnie spytał Enrique.
-Mówiłam ci coś na ten temat- zmrużyłam oczy i podeszłam do trenera.
-Wiesz, że chciałbym, żebyście byli tu godzinę przed treningiem- stał niczym oaza spokoju.
-Tak. Ale nie mam na to ochoty- uśmiechnęłam się chytrze.
-Dobra już. Idź i mnie nie denerwuj- zaśmiał się pod nosem i przegonił mnie ruchem ręki.
-Nowy psycholog? Dobrze panu zrobił- pokazałam mu kciuk do góry po czym pobiegłam śmiejśc się wesoło.
-Hej kochanie- powiedziałam do swojego narzeczonego i ucałowałam na powitanie.
-Witaj piękna- uśmiechnął się i odwzajemnił pocałunek.
-Powiemy im?- wyszeptałam.
-Jak wolisz. Prędzej czy później i tak się dowiedzą- mówił bez krępacji.
Wtedy wystarczyło mi tylko spojrzenie Rafy i wiedziałam już co robić. Splotłam nasze dłonie i uśmiechając się pod nosem zaciągnęłam go do trenera, gdzie wszyscy się zgromadzili. Dyskretnie poinformowałam Lucho, że chciałabym coś ogłosić i w ciszy czekałam aż pozwoli mi mówić. Wtedy na widowni zasiadł Leo. Pomachałam mu, co on odwzajemnił. Od razu spojrzenia kolegów powędrowały na mego przyszywanego brata. Dookoła mnie zrobił się jeden, wielki szum. Wszyscy szeptali sobie coś nawzajem. Wtedy do moich uszu dobiegł głos nie kogo innego, jak Alvesa.
-To chyba ten pedał z Bars and Melody. Pamiętasz jak El tak czule o nim opowiadała? Myślałem, że zwymiotuję- zaśmiał się idiotycznie.
-Zamknij się Alves- warknęłam w jego stronę po czym odwróciłam się w stronę przemawiającego Luisa.
Wtedy wszystkie szepty umilkły. Jak na złość akurat wtedy, gdy Brazylijczyk wybił mnie z toku myślenia, Lucho poinformował wszystkich, że chciałabym coś powiedzieć. Pacnęłam się w głowę po czym dałam krok do przodu odwracając się w stronę kolegów, a raczej Rafinhii, bo to na niego wciąż patrzyłam.
-No więc... Takie małe 'ogłoszenie parafialne'- zaśmiałam się a razem ze mną cała chmara facetów. -Ja i Rafa zaręczyliśmy się. Mam nadzieję, że nikt nie ma nic przeciw i możemy spokojnie kontynuować nasz szczęśliwy związek- uśmiechnęłam się sztucznie i wtuliłam w umięśniony tors narzeczonego.
-Uuuuu!- usłyszałam jednolity wrzask po czym znalazłam się w powietrzu.
-Stop! Puśćcie mnie!- krzyknęłam udając rozdrażnioną, ale oni nawet nie zamierzali reagować. Spokojnie więc czekałam, aż postawią mnie na ziemie.
Fajnie było przez chwilę poczuć się tą najważniejszą osobą. Dawno nie doznałam tego uczucia. No może poza spotkaniami z Rafinhą, dla którego byłam całym światem. Zamyśliłam się nieco nad swoja przyszłością będąc pewna, że mogę zaufać kolegom z drużyny. Po chwili jednak znalazłam się na ziemi. Zaśmiałam się, by pokazać, że nic mi nie jest i od razu spojrzałam w stronę Leondre. Ten zebrał swoje rzeczy z widowni i szedł w stronę wyjścia. Nie czekając długo na pełnej szybkości ruszyłam w jego stronę.
-Leo!- krzyknęłam, gdy znajdowałam się w niedużej odległości od chłopaka i zaczęłam zwalniać.
-Daj mi spokój, ok? Żyj jak chcesz!
Te słowa zabolały. Zabolały i to bardzo. Wypowiedział te słowa z taką obojętnością, choć też lekką nutą złośliwości w głosie. Stanęłam jak wryta i patrzyłam jak odchodzi. Odchodzi, ale nie na długo.Zdjęcia dla ułatwienia zadania wyobraźni ;-) |
-----------------------------------------
Obiecałam, więc jest. Mam nadzieje, że się podoba.
Ten nieco monotonny, ale uśpienie akcji musi być :D
Dziękuję wszystkim, którzy czytają :*
KOMEnTUJESZ=MOTYWUJESZ
Umieram!
OdpowiedzUsuńLeo pedałem? No ciekawe, kto tu jest pedałem xx Nie lubię tego Alvesa czy jak mu tam było. Rafy też nie lubię. Najlepszy dla mnie zawsze będzie Leo. Najlepsza para na świecie = Leondre Devries + El Ambro xx I tak przez chwilkę zastanawiałam się jakbym to ja usłyszała od Leo słowa "Daj mi spokój, ok? Żyj jak chcesz!". Pewnie cieszyłabym się, że w ogóle coś do mnie powiedział xD
Czekam na kolejny xx
Szalona jesteś... A co do Alvesa to chyba wszyscy już go nie lubią 😁pozderki :*
UsuńSzybko next !! <3
OdpowiedzUsuń