środa, 19 sierpnia 2015

33.Z tobą jest coś nie tak...

  Kilka sekund pustki przepełniło mój umysł. Zwyczajna nicość zagościła w mych myślach. "Czy ja nie żyję?"- skupiłam się jedynie na chwilę. Następnie znów nic. Nic przeobraziło się w ból. Ból jaki zadawałam sama sobie samowolnie pozostając pod powierzchnią wody. Wtedy zebrałam myśli w całość i bez trudu wydostałam się na powierzchnię rzeki. Nie myśląc wiele z powrotem zanurzyłam się w celu odszukania Leondre, którego nie widać było nigdzie dokoła. Lekko ogłuszona nagłym uderzeniem chłodu płynęłam głębiej. Po kilku minutach poszukiwania, gdy brakło mi już tlenu, moim oczom ukazała się biała z zimna dłoń, która nagle zagościła na mojej kostce. Mocne pociągnięcie wystarczyło, bym poszła na dno. Znajdowałam się tam razem z Leo, który odlatywał. Oczy zrobiły mu się białe, usta momentalnie zsiniały do koloru purpury, a z niego samego jakby uleciało życie. Wiedziałam, że muszę szybko działać i że ponownie ode mnie zależy życie przyjaciela. Skumulowałam w sobie dosyć dużo energii, by chwycić go w pasie i pociągnąć za sobą ku górze. "Nareszcie powietrze"- powiedziałam głośno, gdy wydostaliśmy się już na powierzchnię. Wtedy mój przyjaciel zaczął wykrztuszać zalegającą w jego układzie oddechowym wodę po czym odzyskał świadomość. Poznałam to po tym jak powiedział:
   -El, przepraszam. 
  Po kilku, a może nawet kilkunastu sekundach odpowiedziałam mu niezbyt zainteresowana i skupiona: 
   -Głupi jesteś, ale najważniejsze, że nic ci się nie stało. 
  Rzeczywiście nie stało nam się nic oprócz wspomnienia, które na pewno już na zawsze zagości w naszych wspomnieniach. Kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt metrów bezwładnego spadania w dół i nagle: Bum! Jesteś podwodą, ale całkiem zdrowy. Ostatkiem sił wydostaliśmy się na brzeg rzeki po czym runęliśmy na ziemię. Chwila ciszy i wreszcie następuje przełom. 
   -El... Ale ja jestem głupi- szepnął Leondre wgapiony w niebo. 
   -Oj tak, jesteś...- potwierdziłam śmiejąc się, a ten zawtórował mi. 
   -Zostawiłem cię z tym wszystkim samą i wróciłem, żeby cię odzyskać. Skacząc myślałem tylko o sobie. Nie o tobie. Jestem pieprzonym egoistą i to za to cię przepraszam- spojrzał w moją stronę. -Bądź szczęśliwa z Rafą- zdołał wykrzesać z siebie mały uśmieszek. Wydawałoby się, że nic nie znaczący, ale jednak tak ważny.
   -Dziękuję za 'błogosławieństwo', bracie- zaskoczyłam chłopaka, gdyż zawsze myślał, że nie wiem nic o wierze. Nie raz jednak udowadniałam mu, że ateiści też mają taką wiedzę. 
   -Dobrze jest mieć cię po swojej stronie. 
   -Hej! Zawsze byłam po twojej stronie- rzekłam i uniosłam się do pozycji półsiedzącej. 
   -Tak, wiem. Rafinha biegnie...- spojrzał przez moje ramię, na co natychmiastowo odwróciłam głowę. 
   -Rafa- wstałam z mokrego i zarazem zimnego piasku i powolnym krokiem ruszyłam w stronę przerażonego Brazylijczyka.
   -El, nic ci nie jest? Co ty chciałaś zrobić? Przecież wiesz, że bez ciebie bym nie przeżył...- rzekł zmartwiony i dopadł do mnie skrywając mnie w swych ramionach. 
   -No wiem przecież. Zacznijmy od tego, że ja wszystko wiem- zaśmiałam się po cichu. 
   -Oj tak... Nie wypuszczę cię teraz z domu- stwierdził groźnie i ucałował mnie w głowę. 
   -Nie przesadzajmy... A teraz chodźmy już, bo zamarznę- uśmiechnęłam się delikatnie i wychodząc z ciepłego uścisku Rafy podeszłam do Leondre, by podać mu rękę. 
   -Dzięki- rzekł chwytając się mojej dłoni i podciągając się na niej w górę.
   -Wszystko ok?- jeszcze raz zapytał Rafinha. 
   -Tak, dzięki.
   -Nic wam nie jest? Pogotowie już jest. Chodźcie, prędzej- zarządził nieco przerażony policjant. 
  Posłusznie powędrowaliśmy do karetki, gdzie zmierzono nam ciśnienie i dokładnie obejrzano, czy nie mamy żadnych groźniejszych obrażeń oprócz otarć. W pewnym momencie ratownicy chcieli zabrać mnie i Leo do szpitala na obserwację pod pretekstem możliwego wstrząśnienia mózgu. Ja stanowczo odmówiłam, Leo z resztą też. Po niedługim czasie tuż obok karetki zatrzymał się czarny samochód. Wysiadł z niego chudy, wysoki facet o haczykowatym nosie i bujnej czuprynie. Ubrany był w elegancki, lecz nieco za duży garnitur na którym zawieszony był szary szalik oraz okulary przeciw słoneczne, czarne, lakierowane pantofle również musiały znaleźć się w zestawie. Wyjął z samochodu swój neseser i zaczął iść w naszą stronę. Od razu wydał mi się znajomy. 
   -Dzień dobry. Peter Nicolson. Miło państwa poznać- uśmiechnął się do mnie i mojego narzeczonego po czym podał nam rękę. -Jestem psychologiem. Będę chciał z panią porozmawiać, ale najpierw trzeba zabrać stąd niedoszłego samobójcę. 
   -Ze mną? A o czym?- spytałam zdziwiona.
   -Przecież pani też skoczyła. Coś musiało mieć na to wpływ. 
   -Aha... Dobrze- przytaknęłam posłusznie. Zgodziłam się tylko dlatego, że Rafinha nie dałby mi spokoju gdybym tego nie zrobiła. -Chwileczkę... Czy pan? A no tak...- pacnęłam się w czoło. -Pan jest tym psychologiem ze szpitala od Lili...- zrobiłam zaskoczoną minę. 
   -Taaak- przeciągnął i podrapał się po głowie. -Bardzo możliwe- uśmiechnął się.
   -Może niech pan lepiej pójdzie do Leo. On teraz chyba bardziej potrzebuje pomocy- zaśmiałam się i spojrzałam na Rafinhę, który zrobił to samo.
  Ten zrobił tak jak chciałam i po chwili rozmawiał już z Leondre. Leo nie przyjął go tak ciepło jak my. Nigdy nie uznawał psychiatrów i psychologów. Nie lubił ich, więc czemu miał polubić tego?
   -Jak myślisz? Da się zamknąć w szpitalu?- z zastanowieniem pytałam Rafy.
   -Myślę, że gdy ty go o t poprosisz to pójdzie tam.
   -Może i tak... Ale ciężko będzie. Może zaprzyjaźniłby się z Lili? 
   -Wiesz... Myślę że to bardzo towarzyska dziewczyna i każdego zdoła do siebie przekonać- uśmiechnął się z deka.
   -Idę tam. Ty lepiej zostań. Nie lubi cię zbytnio- ucałowałam go w policzek i poszłam.
  Postałam chwilę obok pana Peter'a tłumaczącego coś Leo. Ku mojemu zdziwieniu młody Anglik uśmiechał się. Polubił jednego z nich. Z "wyklętych". 
   -O! Panna El Ambro. Pewnie chciałaby pani porozmawiać z bratem. Więc proszę. Zabieram go do szpitala psychiatrycznego. Pozostanie tam tak długo, jak będzie trzeba- uśmiechnął się szeroko.
   -Jak to? A trasa?- spytałam zdezorientowana.
   -Zadzwonię do Charlsa. Odwołamy ją. Skoro Bambinos czekały na mnie ponad miesiąc to jeszcze trochę wytrzymają.
   -No... Dobra. Więc co? Będę cię odwiedzać. Jak nie będziesz miał z kim pogadać to zapytaj o Lili. Na pewno ją polubisz- zaśmiałam się i szturchnęłam go w ramię.
   -Ok. Dzięki.
  Niezwykle podekscytowana sama nie wiedząc czym wróciłam do Rafinhii. Poprosiłam, by został u mnie na noc. Nie chciałam bowiem siedzieć sama w domu po tym wszystkim, co stało się tego dnia. Pojechaliśmy więc do mojego domu, gdzie czekała nas niespodzianka. Pod drzwiami zastaliśmy małego psiaka. Mały, biały piesek przewieszony był w pół przez karton i patrzył na nas z błagalną miną. Szybko podeszłam do niego z grobową miną podczas gdy Brazylijczyk uśmiechał się sam do siebie powtarzając jaki to on jest słodki. Miał na sobie jasno-niebieską obroże, na której napisane było: "Dla tajemniczej nieznajomej". W tamtej chwili na myśl nie przyszło mi nawet, kto mógł podrzucić mi szczeniaka pod drzwi z takim dopiskiem. Zdjęłam karteczkę z obroży psa i schowałam ją do kieszeni tak, by Rafa nie zauważył jej. 
   -Powiedz, że go zatrzymasz- spojrzał na mnie z mina szczeniaczka.
   -Nie ma mowy- rzuciłam oschle i otworzyłam drzwi apartamentu.
   -El... Ale on tak ładnie na ciebie patrzy...- wziął pieska na ręce i skierował w moją stronę.
   -Rzeczywiście, patrzy na mnie, ale nie tak ładnie jak ty- dotknęłam palcem czubka jego nosa i udałam się pośpiesznie do kuchni.
   -Skarbie! Bo się na ciebie obrażę. Ktoś ewidentnie chciał, żeby trafił właśnie do ciebie. Widocznie wiedział, że dobrze się nim zaopiekujesz- uśmiechnął się błagalnie.
   -Nie. Jeżeli chcesz to go bierz. Mi nie jest do niczego potrzebny, zwłaszcza, że nie ma się komu nim zająć- mówiłam niewzruszona.
   -Jednak jesteś aż tak nieczuła jak przypuszczałem- zasmucił się.
   -No wybacz kotku, wiedziałeś na co się piszesz- rozłożyłam ręce robiąc minę "i co teraz?"
   -To co my teraz z nim zrobimy?
   -Daj. Wypierd*** go przez okno- rzekłam i chciałam zabrać psa, lecz nie zgodził się na to opiekuńczy Brazylijczyk.

   -Z tobą jest coś nie tak...

   -No co ty? Nie wiedziałam, że aż tak mi nie ufasz- zaśmiałam się i ponownie poprosiłam o psa.
   -Nic mu nie zrobisz?- spytał zaniepokojony.
   -Rafaelu Alcantaro do Nascimento. Zaufasz mi wreszcie, czy nie- powiedziałam to tak bardzo oficjalnie, że ten zląkł się jeszcze bardziej. 
   -Powiedz mi, co chcesz z nim zrobić?- zapytał podejrzliwie i skrył malutkie stworzonko w swoich ramionach.
   -Oddam Teo, a on odda je w odpowiednie ręce- uśmiechnęłam się chcąc naprawić swój wizerunek w oczach Rafy.
   -Idę z tobą.
   -Dobra.
  Zjechaliśmy razem windą na dół i udaliśmy się na recepcję. Typowym zawołaniem przywołałam do siebie portiera którego nigdy nie było tam, gdzie miał być i wytłumaczyłam mu co i jak. Plan był prosty. Zostawiam u niego pieska, a on każdej wchodzącej do budynku osobie proponuje szczeniaczka Golden Retriever'a. Na pozór łatwy do wykonania, no ale to Teo. 
  Wieczorem obydwoje postanowiliśmy odwiedzić Leo w szpitalu oraz zawieźć mu kilka rzeczy, które trzymał u mnie w mieszkaniu. Po dwudziestominutowej jeździe moim samochodem przez zakorkowane ulice Barcelony byliśmy na miejscu. Rafinha wziął rzeczy Leondre i udaliśmy się do środka. Pod czujnym okiem jednej z pielęgniarek dostaliśmy się do pokoju mojego 'brata'.
   -Hej... I jak tam? Podoba ci się tu?- spytałam przytulając go.
   -No średnio, ale da się żyć. Trzeba być twardym, żeby cię tu nie zamknęli na dłużej- rzekł jakby odmieniony.
   -Jesteś tu kilka godzin, a już gadasz jak psychopata- zaśmiałam się dźwięcznie. 
   -No widzisz jak ten szpital zmienia ludzi?- równie zaśmiał się w głos i spojrzał na Rafę, co nieco zdziwiło mnie.
   -Czy coś nie tak?- spytałam patrząc raz na jednego raz na drugiego.
   -Nie, czemu? Tylko... Zostawisz nas na chwilę samych?- zapytał zakłopotany Leondre i podrapał się po głowie. 
   -No... jasne- uśmiechnęłam się serdecznie i wzięłam torebkę do ręki. -Uważaj na niego- szepnęłam do Rafy. -Będę u Lili!
   -Ok- usłyszałam tylko te słowa Rafinhii, a po chwili drzwi zatrzasnęły się za mną.
  Pełna zdumienia i obaw szybkim krokiem powędrowałam do ogrodu, gdzie zazwyczaj przebywała moja przyjaciółka. Szukałam jej tam blisko piętnaście minut, lecz dopiero wtedy usłyszałam jej jakże charakterystyczny śmiech gdzieś blisko wejścia do budynku. Udałam się tam natychmiastowo, ale już jej nie było. Poszłam więc do pokoju przemiłej blondynki. Zatrzymałam się jednak przed wejściem słysząc głosy dobiegające ze środka.
   -Ney, a jak ktoś się dowie?- zapytała zmartwiona Lili. Wtedy już zaczęłam coś podejrzewać, ale stałam tam dalej, by mieć pewność.
   -Nie bój się. I tak wszyscy się dowiedzą, tyle że w swoim czasie- odrzekł jej spokojnym głosem.
   -Nie chcę mieć piekła zgotowanego przez prasę. Już widzę te nagłówki gazet "Sławny Brazylijczyk związał się z psychopatką".
   -Dopilnuję, żeby nikt nie dowiedział się o twoim pobycie tutaj. no chodź tu- uspokoił ją całusem w czoło. Widziałam całą scenkę, gdyż ustałam w środku niezauważona.
   -No pięknie. To kiedy zamierzaliście nam powiedzieć?- spytałam nieco sarkastycznie.
   -El... To nie tak- wyrzekła Lili.
   -No a jak? Jesteście razem, czy nie?
   -No tak, ale...
   -Czemu ty mi się w ogóle tłumaczysz? Co ja twoja matka? Jesteście razem to sobie bądźcie. Mi nic do tego. Dorośli jesteście- uniosłam ręce w geście kapitulacji i powoli zaczęłam wycofywać się ku wyjściu.
   -El zaczekaj!- chodź tu- krzyknął Neymar.
   -Nie. To ty tu chodź!- wydarłam się już zza drzwi.
   -Zaraz wracam kochanie.
   -Czego chcesz?- zapytałam gdy znajdował się już przede mną.
   -Nie możesz nikomu powiedzieć. Gdyby prasa się dowiedziała... wiesz co by było. Dlatego proszę cię w imię naszej przyjaźni, byś nikomu nie zdradziła naszej tajemnicy- złapał mnie za rękę.
   -Sorry kocie, ale tego nie mogę obiecać- odrzekłam oburzona i szybko wyrwałam dłoń z uścisku.
   -Czy ty jesteś zazdrosna?- spytał zdziwiony.
   -Zazdrosna? Niby o co?
   -O nas...- przyglądał mi się z uwagą.
   -Pieprz się!- wykrzyczałam mu w twarz i ruszyłam ku wyjściu z oddziału. Sama nie wiedziałam, co mnie opętało. To wszystko zdarzyło się tak nagle i nawet nie miałam czasu przemyśleć tego na spokojnie. 
  Zdenerwowana poprzednią sytuacją wróciłam do pokoju Leo. Gdy miałam już pociągnąć za klamkę drzwi gwałtownie się otworzyły. Z przejścia wybiegł Rafinha. Był jakby przestraszony, ale nie miałam pojęcia dlaczego.
   -Rafi! Dokąd ty biegniesz?- krzyknęłam.
   -Musze coś załatwić!- i tyle go widziałam.
  Weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi. Usiadłam na wygodnym krzesełku, które stało po prawej stronie łóżka Leo i powolnie wypuściłam powietrze z ust. Moja bratnia dusza dobrze wiedziała, że to nie jest dla mnie łatwe i nie wahając się ani chwili przytulił mnie mocno. On zawsze wiedział, co jest dla mnie najlepsze, oprócz wyjazdu do Barcelony...
  Spędziłam u 'brata' dwie godziny wciąż unikając Neymara i Lili. Byłam na nich na prawdę wściekła choć tak na prawdę nie wiedziałam za co. Po pożegnaniu się z przyjacielem udałam się na parking. Przeszukałam cały plac, lecz nie znalazłam swojego na ogół rzucającego się w oczy, żółtego Gallardo. Na pierwszy rzut oka coś było nie tak. Palnęłam się w głowę, gdy do głowy przyszło mi, że to Rafinha miał kluczyki do mojego auta. Nie pozostało mi nic innego, jak udać się do hotelu oddalonego o cztery kilometry na piechotę. Biegnąc znalazłam się w mieszkaniu już po dwudziestu minutach. Moja kondycja na prawdę była świetna, więc takie kilka kilometrów nie robiło dla mnie żadnej różnicy podczas przebiegu dnia. Podczas przemieszczania się po ulicach hiszpańskiego miasta jak i w mieszkaniu próbowałam dodzwonić się do ukochanego, który wystrzelił jak z procy ze szpitala. Bez skutku jednak. Brazylijczyk miał wyłączony telefon, co często mnie irytowało. Przebrałam się więc i zeszłam na dół poprosić BYŁEGO przyjaciela o pożyczenie samochodu. O dziwo zgodził się bez namysłu. 
  Po kolejne już tego dnia przejażdżce znajdowałam się przed domem piłkarza Barcelony. Nigdzie nie widziałam swojego wozu, więc pomyślałam, że nikogo niema. Wtedy usłyszałam dziwne jęki ze środka. Otworzyłam drzwi własnym kompletem kluczy i weszłam do środka.
   -Czy ktoś tu jest?- zapytałam od progu.
   -El, tutaj- usłyszałam cichy, lecz znajomy głosik.
   -Thiago! Co ci się stało?- podbiegłam do Hiszpana leżącego na podłodze.
   -Nie ważne... Pomóż mi wstać- przełknął ciężko ślinę.
   -Ok. Chodź.
   -Au!- krzyknął gdy ustał już na równe nogi.
   -Dobra, dzwonię po pogotowie- stwierdziłam i wyciągnęłam telefon.
   -Nie! Nie możesz tego zrobić- zabronił mi stanowczo.
   -Po prostu nie...
   -Powiesz mi, co się stało?
   -Zaraz. Pomóż mi dojść do kanapy- poprosił łapiąc się mnie.
  Pomogłam mu dotrzeć do wygodnego łóżka, a sama spoczęłam tuż obok niego. Po chwili jednak ruszyłam się z miejsca, by przynieść mu lód oraz apteczkę do opatrzenia ran. Najpierw dałam mu worek z zimnymi kostkami zamrożonej wody, a następnie wzięłam się za przemywanie otarć i rozcięć. Nic nie mówiłam, on również1 . Kilkanaście minut głuchej ciszy przerwał dzwonek mojego telefonu. 
   -Rafa! Co się z tobą dzieje? Co ty zrobiłeś Thiago? Gdzie ty w ogóle jesteś?- pytałam zniecierpliwiona.
   -El... Posłuchaj mnie. Zepsułem twoje Gallardo. Jestem właśnie u mechanika. Trochę to potrwa, ale widzę, że znalazłaś go już. Przepraszam. Ja nie chciałem, żeby to tak wyszło. Przeproś go ode mnie i zaopiekuj się nim. Wierzę w ciebie skarbie!- krzyknął mi do słuchawki o rozłączył się.
   -Co z nim?- starał się udawać opiekuńczego.
   -Zepsuł mój wóz, pobił cię i teraz kazał cię przeprosić... Fajnie. Mam chłopaka debila- załamałam się i wróciłam do oklejania Hiszpana plasterkami. -Za co on cię w ogóle pobił? Jeszcze rano między wami było wszystko ok...
   -Nie ważne. To nie twoja sprawa- ponownie udawał opryskliwego, ale w rzeczywistości jednak taki nie był.
   -Ku***... To mój narzeczony, więc to chyba moja sprawa, co?
   -Nie! Zostaw mnie. Najlepiej idź już- rzekł i odepchnął mnie od siebie. 
   -Thiago! Nie przeginaj, ok?- zagroziłam.
   -Wyjdź!
   -Nie!
   -Wypierda*** stąd!- krzyknął lekceważąco.
  Na te słowa jedynie uśmiechnęłam się delikatnie i zabrałam swoje rzeczy. Trzasnęłam drzwiami i udałam się do samochodu Teo. Udałam się prosto do swojego apartamentu. Te ciągłe krążenie między domem Rafy, moim apartamentem, Ciutat Esportiva, szpitalem, a mostem z którego skoczyłam strasznie mnie zmęczyło. Marzyłam jedyne, by położyć się w swoim wygodnym łóżku i zasnąć jak dziecko. Niestety uniemożliwiła mi to jedna osoba... Osoba, której nawet w najmniejszym stopniu się nie spodziewałam.



Gif całkiem przeciwny całej sytuacji :D




----------------------------------
Jest next! Od razu informuję, że następne rozdziały
będą ukazywały się zawsze w te same dni: środa i sobota.
Baaaaardzo dziękuję autorce jednego z pomysłów: neymarowwa11
Dziękuję kochana :*

4 komentarze:

  1. Yeeeee! Przeczytałam!
    Rozdział jest genialny!! ♥ Nie uśmierciłaś ich! Wiedziałam! xx Tak szczerzę, przy paru momentach naprawdę mnie zaskoczyłaś. Co do Leosia to kocham go tak bardzo jak przed tym skokiem <3 El jest najlepszą dziewczyną na świecie, że skoczyła za swoim "bratem". ♥♥♥ A ja nadal mam nadzieję, że ten "brat" stanie się chłopakiem El. Rafa i Thiago.. Nie lubię. :/ Jak dla mnie Rafa nie jest OK chłopakiem dla El, a Thiago to.. Tak jakby.Dupek :) Co innego Leo. Boże, dopiero zauważyłam, że wychwalam Devriesa w każdym komentarzu <3 Ale OK. Co do całości to jest niesamowita. Strasznieee mi się podoba. xx Ale jeśli miałabym wybrać jedno zdanie, które spodobało mi się najbardziej to jest to: "Zostawiłem cię z tym wszystkim samą i wróciłem, żeby cię odzyskać.". Takie affff! ♥♥♥
    Życzę weny i czekam na nexta <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudny rozdzial! ;* dobrze, że El nic się nie stało, bo co to by bylo? Wolę o tym nie myśleć...
    Czekam na kolejny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja tam czekam az ona bedzie z Neymarem :) Bo niby czemu tak zaragowala na wiesc o jego zwiazku ??? :) :) Pasowaliby do siebie

    OdpowiedzUsuń
  4. Mega rozdział choć Rafa zamiast bić Thiago powinien najpierw przemyśleć to co jego brat zrobił... przecież był pod wpływem narkotyku i stracił świadomość... Ale cóż to już zależy od ciebie co będzie się dalej działo czekam więc na NEXT i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń