środa, 15 lipca 2015



22.El? A kto to jest El?

   -Idziesz, czy zostaniesz tutaj?- usłyszałam głos poznanego niedawno Hiszpana.
   -Nigdy w życiu!- pośpiesznym krokiem udałam się w stronę szklanego budynku.
  Nikt na mnie nie czekał, odwrotnie niż w przypadku Sergiego. Stęskniona życiowa partnerka Roberto rzuciła mu się na szyję, gdy tylko znalazł się w jej zasięgu. Czy bolało? Nie. Samotność to nic złego. Byłam tam nowa, więc nic dziwnego, że nikt nie czekał na mnie z niecierpliwością. Gdy zobaczyłam szczęśliwą twarz Katalończyka od razu wycofałam się. Samotnie podążałam ku wyjściu, samotnie udałam się taksówką do mojego mieszkania w ogromnym apartamentowcu i samotnie ustałam przed jego drzwiami. 
   -No więc to tutaj. Nowy DOM- westchnęłam z utrapieniem, a po chwili na mojej twarzy zagościł uśmiech.
  Otworzyłam ogromne, białe, ciężkie drzwi na oścież i stanęłam w progu. Przed moimi oczyma ukazał się długi, biały korytarz. Po lewej stronie znajdowały się również białe drzwi i nie zagrodzone przejście. Po prawej zauważyłam otwarte wrota i pomarańczową wnękę w ścianie. Szybko wzięłam swoje walizki i weszłam do środka. Duża dziura w ścianie okazała się być przejściem do ogromnego salonu połączonego z jadalnią i kuchnią. Usiadłam na kremowej, skórzanej kanapie i założyłam nogi na szklaną ławę stojącą między siedziskiem, a wielkim telewizorem wiszącym na ścianie. Po obu stronach plazmy stały dwa spore głośniki, z których już po chwili leciała moja playlista. Postanowiłam rozejrzeć się po apartamencie. Wyszłam z salonu i udałam się do pokoju naprzeciwko. Była to moja sypialnia. Biała jak niemal cały dom. Wszystko było szaro-białe, takie czyste. Ogromne i miękkie łóżko stało przy ścianie leżącej naprzeciw drzwi. Po drugiej stronie pokoju wisiało lusterko, a pod nim znajdowała się stara, drewniana, ale pomalowana na jasno komoda. Po prawej stronie rozciągała się duża szafa, w której spokojnie swoje rzeczy mogłyby pomieścić ze cztery osoby. Na końcu pokoju spostrzegłam drzwi. Otworzyłam je i wyszłam na balkon. Moje włosy powiewały na Barcelońskim wietrze. Przymrużyłam oczy i spojrzałam na miasto nocą. Wyobrażałam sobie, że tuż koło mnie stoi Leo. Tak chciałam, by wtedy był ze mną. Niestety propozycję wyjazdu ze mną stanowczo odrzucił i zostawił mnie samą. Starałam się nie myśleć o jutrzejszym dniu, ani o tym, co było. Liczyła się tylko ta chwila i kilka następnych sekund. 
   -A więc witam! Witam i wyznaję ci miłość! Słyszysz?!- krzyczałam sama do siebie. Stop. Nie do siebie. Do Barcelony.
   -Co ja robię? A jakby ktoś mnie usłyszał? Dziwnie by to brzmiało. Chociaż... Może to dobry pomysł? Wyznać komuś miłość tak na wejściu?- po chwili zwijałam się już ze śmiechu. 
  No więc udałam się na dalsze zwiedzanie swojego apartamentu. Weszłam do pięknej, dużej i dobrze urządzonej łazienki w jasnych kolorach. Szybko zorientowałam się co i jak po czym wyszłam i usiadłam w wielkim zagłębieniu w ścianie. Stała tam fikuśna pomarańczowa kanapa, która fajnie zgrywała się z nieco żywszym odcieniem ścian. Zielone poduszki i małe drewko w stojące za kanapą doskonale łączyły się z oranżem. Spędziłam tam dobre kilkadziesiąt minut. W końcu postanowiłam wziąć prysznic i udać się do łóżka. Zasnęłam bardzo szybko. Nie spodziewałam się tego po sobie, gdyż miałam jeszcze plany na noc. Ale no cóż... takie życie.
  Z samego rana obudził mnie telefon.
   -No pięknie! To Carol- leniwie wzięłam telefon i odebrałam połączenie.
   -Halo!
   -No hej mamo. O co chodzi?
   -No i jak tam? Podoba ci się w tej całej Barcelonie? Byłaś już gdzieś? Poznałaś kogoś?- pytała natrętnie.
   -Mamo... Przyjechałam o 12 w nocy, a jest siódma rano... Co ja miałam robić? Swoją drogą to czemu dzwonisz tak rano? Coś nie tak?
   -Nie no... Po prostu się martwię. Ta samotność nie daje mi żyć.
   -Jaka samotność? Przecież masz Alexa, masz Leo, Joeya, Tilly, a nawet Charlsa.
   -Tak tylko, że... Nie ważne nie zawracaj sobie mną głowy. Masz już jakieś plany na dziś?
   -Gdzie oni są? Znowu jakiś wypad 'na ryby'?
   -Taaak. Ale to nie ważne.
   -Dobra. Później z nimi pogadam. Teraz idę spać! Papa!- krzyknęłam do telefonu i rozłączyłam się.
  "Czy ona zwariowała?"- pomyślałam ze skrzywioną miną leżąc pośród wykrochmalonej pościeli. "Wstaję"- pomyślałam i tak zrobiłam. Wzięłam szybki prysznic i umyłam zęby. Ubrałam krótką, czarną bluzkę do pępka, białe spodenki z ćwiekami i wysokim stanem oraz czarne Conversy. Wzięłam małą torebkę na ramię i wrzuciłam do niej portfel oraz telefon. Wyszłam na śniadanie do jakiejś pobliskiej knajpki. Przyjechałam w nocy, więc nie miałam czasu nawet na drobne zakupy na śniadanie. Dlatego też ruszyłam w miasto o tak wczesnej dla mnie porze. Weszłam do jakiegoś niewielkiego lokalu, który skusił mnie zapachem świeżego pieczywa i jakimś kwaśnym aromatem. Zamówiłam tosty i churros, mimo, iż nie miałam pojęcia, co to jest. Do tego pyszna kawa i byłam w pełni uszczęśliwiona. Gdy tak zajadałam się daniami przyrządzonymi dla mnie jednej, ponieważ lokal był pusty, ktoś przysiadł się do mojego stolika.
   -Czy mogę?- spytał uśmiechając się od ucha do ucha.
   -Proszę bardzo- powiedziałam bardzo spokojnie odwdzięczając się tak samo pięknym uśmiechem.
   -Co tak piękna dziewczyna robi sama o tak wczesnej porze w takim miejscu?- zapytał patrząc mi w oczy.
   -Je. Nie zdążyłam nawet zrobić zakupów, więc proszę. Teraz siedzę tu i zajadam się churros uśmiechnęłam się patrząc na swój talerz. 
   -Skąd przybywasz? Zgaduję, że gdzieś z północy. Na pewno słowianka. Czyż nie prawda?
   -A prawda, prawda. Bo to słowianki tworzą najpiękniejsze pokolenia kobiet- zaśmiałam się spoglądając na przystojnego mężczyznę. -Zgaduje, że Hiszpan. Pff. Zgaduję. Ja to wiem- przewróciłam oczami.
   -A owszem. Aż tak bardzo widać po mnie pochodzenie?- pytał rozkładając ręce.
   -Taaak. Już nawet potrafię odróżnić Brazylijczyka od Hiszpana. To na prawdę nie lada wyczyn- smacznie zajadałam się tostami.
   -Na imię mi Juan. A tobie piękna nieznajomo? 
   -No przyznam, że fajnie usłyszeć takie komplementy... Jestem El- podałam mężczyźnie mą delikatną i zimną dłoń.
   -Taka prawda. Co zamierzasz robić w tak cudownym miejscu jak Barcelona?- spojrzałam na niego 'spod byka'. -Jeżeli można wiedzieć- uniósł ręce w geście jakby kapitulacji.
   -Można, można.. To nie żadna tajemnica. Będę grała w piłkę. Grała... Pff. To mało powiedziane- stwierdziłam bardzo pewna siebie.
   -Ooo może kiedyś wpadnę na twój mecz. Dla kogo będziesz grała?
   -Fc Bar...- nie dał mi dokończyć robiąc zdziwioną minę.
   -Nie wierze! To ty! To na prawdę ty! Jak...? Ja.. nie poznałem cię. Nie uwierzę!- darł się i zeskoczył z wysokiego krzesełka.
   -Tak. To ja. Żadna ekscytacja. Przecież jestem tylko zwykłym człowiekiem...- spokojnie patrzyłam się przez okno przyzwyczajona do takich sytuacji.
   -Dobrze... spokojnie. Muszę się uspokoić- mówił sam do siebie.
   -Oj tak. Musisz. Już i tak spaliłeś sobie pozycję- zaśmiałam się wciąż z zaciekawieniem patrząc się przez szybę na żółty mur.
   -Dobra. To ja może lepiej już pójdę- stwierdził nieco zawiedziony.
   -Tak będzie lepiej- uśmiechnęłam się sztucznie.
  Resztę śniadania dokończyłam sama. Rozmyślałam, co będzie, gdy będę tak codziennie jadła. Jutro może wrócić z kolego, a może dwoma, trzema... Trzeba się bawić i tyle. Jakby było tu więcej ludzi to pewnie by mnie zjedli, ale... nie ma.
   -Dziękuje!- krzyknęłam wychodząc już z przemiłego lokalu.
   -Zaczekaj!- usłyszałam głos kucharza a zarazem kelnera, który po chwili chwycił mnie za rękę i wciągną z powrotem do środka. -Dałabyś mi swój numer telefonu? Wiem, że mnie nie znasz, ale jak cię ujrzałem... poczułem coś, czego nie poczułem jeszcze nigdy dotąd- patrzył mi w oczy.
   -Czy ty mi wyznajesz miłość?- spytałam podejrzliwie mrużąc oczy.
   -Nie... nie wiem... może... nie mam pojęcia co to jest.
   -Fajnie. Tylko, że ja tego niestety nie poczułam- po raz kolejny sztucznie uśmiechnęłam się w stronę mężczyzny.
   -Proszę. Może moglibyśmy wyjść gdzieś razem. Słyszałem, że nie znasz miasta. Przyjechałaś tu z daleka. Może mógłbym oprowadzić cię po tej części miasta.
   -No... Przydałby mi się ktoś taki- uśmiechnęłam się tym razem szczerze.
  Podałam mu swój numer telefonu, on mi swój i tak to wyszło, że zapoznałam kolejnego Hiszpana. Może wyjdzie z tego taka hiszpańska miłość? Kto wie? Miłość od pierwszego wejrzenia przynajmniej z jednej strony... nieźle to brzmi. Po wyjściu z kawiarenki udałam się do najbliższego supermarketu, by nie musieć przychodzić tu także na obiad. Zrobiłam duuuuuże zakupy i wróciłam do domu na piechotę! To była udręka, ale cóż, trzeba być twardym. 
   -No nie. Muszę kupić sobie samochód- stwierdziłam mówiąc sama do siebie.
  Zabrałam swoją kartę kredytową i wyszłam z domu. Udałam się (tym razem taksówką) do salonu samochodowego. Od razu wiedziałam, czego chcę, więc wybór idealnego auta nie trwał długo. Zapłaciłam za auto od ręki, bez żadnych kredytów, gdyż stać mnie było na to. Przy takiej pensji jaką zarabiałam w Manchesterze nie mogło mi niczego zabraknąć. Odebrałam kluczyki do swojego wymarzonego wozu i udałam się w podróż po Barcelonie nowiutkim Lamborghini Gallardo w kolorze jaskrawo żółtym. Dziewczyna w takiej furze to nie lada rzadkość, więc przyciągnęłam uwagę masy ludzi. Szarżowałam po ulicach przebiegających tuż przy morzu. Podziwiałam piękne słońce górujące tuż nad moją głową i czułam jak wiatr rozwiewa moje długie, brązowe włosy. 
   -To też trzeba zmienić- stwierdziłam uśmiechając się sama do siebie.
  Udałam się do jakiegoś mało znanego salonu fryzjerskiego.
   -Dzień dobry- uśmiechnęłam się szeroko.
   -Dzień dobry. To co robimy z tymi pięknymi włoskami?- zapytała zwariowana pani sadzając mnie na krzesło.
   -Farbujemy!- krzyknęłam unosząc ręce do góry.
   -A więc jaki kolor sobie pani życzy?
   -Czerwony. A co tam. Raz się żyje. I jaka pani? El jestem- podłam rękę starszej ode mnie  kilkadziesiąt lat kobiecie.
   -Mów mi Helena- uśmiechnęła się zwariowanie.
   -Bez przesady. Pani zasługuje na szacunek w postaci słowa 'pani'.
   -A weź przestań. Jestem Helena i tyle. Lecę rozrobić farbę.
   -No dobrze- rzekłam zrezygnowana.
  Po chwili wróciła do mnie, umyła moje cudne włosy, a później nałożyła na nie farbę. Podczas oczekiwania na zmycie mazi z włosów zaprzyjaźniłam się ze starszą panią. Poczułam się nieco jak w starych dobrych filmach z bliźniaczkami Olsen. Po jakiejś godzinie i suszeniu włosów ustałam przed lustrem.
   -No i jak się podoba El?

   -El? A kto to jest El?






----------------------------------------
Opiniujcie!!!

KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ




1 komentarz:

  1. Cudaśny *,*
    Czekam na następny i zapraszam do siebie na nowy rozdział. ;*

    http://rendirme-en-tu-amor.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń