26.Czy życie to ciągła zabawa?
-Kolejny dzień, kolejne zmartwienia...- powiedziałam sama do siebie wychodząc wczesną porą nie gdzie indziej jak na trening.
Tuż potem wyszłam z ogromnego apartamentu i zamknęłam za sobą drzwi spodziewając się powrotu w to miejsce za kilka godzin. Totalnie pozbawiona energii do życia udałam się do centrum treningowego, gdzie czekała na mnie cała zgraja uradowanych mężczyzn wyglądających jak małe dzieci, które czekają na upragniony moment zabawy.
-Hej słonko- puścił mi 'oczko' śmiejąc się przy tym w głos przezabawny Neymar.Od razu zaraził mnie śmiechem.
-No witaj kotku!- krzyknęłam mu prosto do ucha na co ten skrzywił się.
-Humorek dopisuje? Świetnie. To zaczynamy- rzekł rozjuszony Enrique.
-A temu co?- Brazylijczyk podrapał się po głowie.
-Wstał lewą nogą... Będzie dobrze. No chodź- poklepałam go po plecach i ruszyłam posuwistym krokiem za Lucho.
"Pokazać się, czy nie?"- to pytanie zadawałam sobie przez cały czas trwania treningu. Wciąż wychodziło w połowie. Nie miałam pojęcia, czy dam radę zrobić coś ponad to, co czyniłam na co dzień dlatego też non stop wtapiałam się w tłum. Dziwne było uczucie bycia zwykłym 'szarakiem'. Bycie jak inni nie było w moim stylu, ale musiałam wyrobić sobie opinię. Przecież nie po to zrezygnowałam z zabawowego życia, by wciąż robić za nieodpowiedzialną imprezowiczkę. Treningi ze starszymi ode mnie sprawiały mi duży kłopot, ponieważ starali się oni ograniczyć moja pewność siebie, a zwłaszcza ci najbardziej doświadczeni czyli Iniesta i Busquets. Gdy mój drugi trening w Barcelonie dobiegł już końca radośnie zeszłam z murawy i powędrowałam za kolegami z drużyny. Zawieszając ręce na Neymarze i Sergim zapytałam:
-Idziemy na kawę?
-Teraz?- bezsilnie wypowiedział Sergi.
-A na co będziemy czekać? Życie nie zaczeka- sztuczny uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
-Słuchaj... Jak chcesz pogadać to zapraszam do siebie. Prysznic to pierwsza rzecz, którą muszę zrobić po treningu- rzekł Brazylijski napastnik.
-Wiesz...- powiedziałam wysokim głosem. -To chyba nie jest najlepszy pomysł...
-Dlaczego? Boisz się mnie kochanie?- uniósł brwi do góry czekając na mą odpowiedź.
-Ja się niczego nie boję- parsknęłam śmiejąc się.
-No to jedziemy- rzekł zadowolony.
W ten właśnie sposób pozbawiłam się całego dnia oraz nocy. Jeszcze wtedy o tym nie wiedziałam, ale mój instynkt wyczuł, że coś jak zwykle pójdzie nie tak. Takie było już moje życie. Ciągłe zwroty akcji mimo, że na pierwszy rzut oka można było odnieść takie złudzenie.
Stałam właśnie pod domem Neymara i czekałam na przyjazd Brazylijskiej gwiazdy. W pewnej chwili zauważyłam podjeżdżający samochód. Znałam życie Neymara na wylot stąd też tak szybko rozpoznałam Carolinę, matkę jego dziecka. Wysiadła ze srebrnego auta i podeszła do mnie. Pukając w szybę mruczała coś pod nosem.
-Tak?- spytałam zaciekawiona.
-Ty... Do Neymara tak?
-No tak- uśmiechnęłam się szeroko.
-Mam prośbę. Strasznie się śpieszę. Nie zostawię Daviego samego. Mógłby z tobą zostać do przyjazdu Neymara? Wiesz kto to Davi prawda?- upewniła się.
-Oczywiście. Nie ma problemu. Tak w ogóle... El jestem- wysiadłam z samochodu i podałam blondynce rękę na przywitanie. Ta rzuciła mi się na szyję jakby znała mnie od lat.
-A ja Carol. Miło poznać. Pomożesz mi z bagażami małego?- rzekła i ruszyła w stronę wozu ciągnąc mnie za sobą.
-Dobra...- poszłyśmy i sprawnie wypakowałyśmy dosyć duże walizki małego, słodkiego blondynka.
-Cześć mały słodziaku. Jestem El. Co tam słychać? Cieszysz się, że przyjeżdżasz do tatusia?- zapytałam chcąc dać się poznać z jak najlepszej strony.
-El... El Ambro? Kocham cię!- rzucił się na moją szyję i ścisnął z całej siły.
-Oh... Super!- wtuliłam się w jego malutkie ramie czując jakieś dziwne ciepło w środku.
-No chodź Davi. Pożegnaj się z mamą- powiedziała, a mały oderwał się ode mnie i mocno objął swoją mamę. Był to cudowny widok.
-Muszę już uciekać. Dziękuję ci- pocałowała mnie w polik na 'do widzenia' i odjechała.
-Daj łapkę Davi. Pójdziemy usiąść- młody posłusznie dał mi swoją dłoń, którą chwyciłam i ruszyliśmy w stronę mojego samochodu.
-To twoje auto?!- ustał nagle i otworzył buzię.
-Tak. Chodź usiądziesz za kierownicą- zachęciłam chłopca uśmiechając się serdecznie.
-Dobra!
Gdy Davi jak to małe dziecko bawił się w moim aucie ja próbowałam skontaktować się z Neymarem, lecz ten wyłączył swój telefon. "No pięknie"- pomyślałam. "Wyjdzie na to, że będę musiała zabrać go do siebie"- rzuciłam w myślach i zawołałam chłopczyka po imieniu.
-Tak?- szybko podniósł się z siedzenia samochodu.
-Czy tatuś ma telefon, na który dzwonisz tylko ty i rodzina?- spytała ze stoickim spokojem.
-Tak. Trzyma go w tylnej kieszeni spodni- uśmiechnął się.
-A podasz mi ten numer?
-Jasne. Jest w moim telefonie.
-Ty masz telefon?- zapytałam ze zdziwieniem.
-Tak. Na wypadek gdyby tata gdzieś się zapodział- rzekł i pokazał na małą, zieloną torbę.
Wygrzebałam z niej komórkę Daviego i zadzwoniłam do Brazylijczyka. Po czterech sygnałach odebrał i zdyszanym głosem powiedział:
-Davi. Kochanie teraz nie mogę rozmawiać. Powiedz mamusi, żeby zawiozła cię do wujka Daniego, albo kogokolwiek.
-No fajnie...To ja. Więc zawieźć go do Daniego, którego adresu nie znam? Ty mi ku*** powiedz, gdzie ty jesteś?- zdenerwowałam się nieco.
-El... Pod tą dużą doniczką przed bramą są klucze do niej i do domu. Weź je i zaopiekuj się Davim. Proszę cię. Muszę coś pilnie załatwić. Buziaki. Pa- cmoknął do słuchawki i rozłączył się.
-No dobrze Davi. Idziemy do domu- westchnęłam ciężko i zabrałam bagaże małego.
Po wyciągnięciu kluczy spod ooogromnej donicy nacisnęłam przycisk otwierający bramę. Moim oczom ukazała sę piękna, ogromna... willa? Nie wiedziałam nawet jak to nazwać. Na chwilę zamarłam myśląc, że mam się tam odnaleźć. A co jak Neymar wróci bardzo późno? A co jak wpadnie Jota albo Gil? No nic. Trzeba było zająć się małym Davim, który chwycił mnie za rękę i zaciągnął do wejścia. Ledwie zdążyłam złapać jego bagaże i już znalazłam się przed drzwiami frontowymi.
-Masz te klucze?- spytał zniecierpliwiony.
-Mam. Spokojnie młody- powolnym ruchem zamknęłam bramę i otworzyłam drzwi.
Gdy popchnęłam duże, drewniane wrota moim oczom ukazało się jakże wypasione wnętrze, ktorego projektantem jakbym była sama ja. Chłopiec bez żadnego namysłu wbiegł do środka i pobiegł gdzieś w nieznane. Ja z wolna weszłam, odstawiłam walizki małolata i zamknęłam drzwi nieustannie rozglądając się po cudownym mieszkaniu.
-El! Chodź! Oprowadzę cię po domu taty!- krzyknął a już po chwili znajdowaliśmy się na górze.
Dzięki Daviemu zwiedziłam niemal każde pomieszczenie w domu sławnego Brazylijczyka. Po męczącej drodze poprzez zakamarki 'hacjendy' usiedliśmy wygodnie na białej, skórzanej kanapie. Blond włosy chłopiec włączył jakieś durne bajki, a ja zaczęłam rozmyślać nad stanem zdrowia Leo. Wciąż nie wiedziałam, co dzieje się z moim przyjacielem. Zamknęłam oczy i odpłynęłam w krainę 'dawnych dni'. Wspomnienia i zdarzenia warte zapamiętania ukazały się mym oczom. Wszystkie piękne chwile spędzone z ukochanym, przyjaciółmi, rodziną. To wszystko powróciło, gdy już zaczęłam zapominać. Gdy w głowie miałam już tylko Barcelonę. Przez ponad tydzień pobytu w stolicy Katalonii zdążyłam wymazać z pamięci większość zdarzeń, które doprowadzały mnie do opłakanego stanu jakim był niemalże płacz. Tego dnia po prostu rozkleiłam się po całości. Spod mych zamkniętych powiek wypłynęła lawina łez. Niekończący się strumień cieczy powolnie spływał po zaczerwienionych policzkach omijając czerwony jak burak nos.
-El co się stało?- zapytał spokojnie Davi Lucca da Silva.
-Nie, nic kochanie- rzekłam i płynnym ruchem przetarłam twarz rękami.
-Na pewno?
-Tak, spokojnie. Oglądaj sobie- pogłaskałam chłopczyka po głowie i udałam się na taras.
Ustałam z szeroko postawionymi nogami i założyłam ręce na piersiach. Wciąż nie przestawałam płakać i trząść się ze strachu o Leondre leżącego w śpiączce. Miałam chwilę dla siebie, którą jak myślę dobrze wykorzystałam, a którą przerwał dotyk na moim ciele. Davi podszedł do mnie i przytulił(ta się składało) mój brzuch dziecięcym, ciepłym uściskiem.
-Złote dziecko- powiedziałam schylając się nieco i całując go w czoło.
-Będzie dobrze. Nie smutaj- uśmiechnął się szeroko i ponownie zatopił się w mym ciele.
-Wiem. Zawsze tak jest. Bo życie zawsze ma dobry koniec.
-Już czujesz się lepiej?- zapytał z ciekawością.
-Tak. A co?- zaśmiałam się przez ostatki łez.
-Bo trochę zgłodniałem. Idziemy coś zjeść?- zapytał i już po chwili zniknął gdzieś w pośród pomieszczeń.
-Och ty spryciarzu...- ruszyłam w drogę podążając śladami małego da Silvy.
-A może zjemy coś na mieście?-złożyłam mu propozycję.
-Świetny pomysł. Zbieraj się. Ruszamy!- krzyknął pełen energii i wybiegł z domu, by po chwili usadowić się wygodnie w fotelu żółtego Lamborghini.
Przemierzyliśmy pół miasta zanim natrafiliśmy na jakąś sieć Fast Food'ową. "O zgroza"- pomyślałam. Dla mnie normalnością było wyjście ze znajomymi do jednej z dziesięciu budek z szybkim jedzeniem oddalonych maksymalnie 500 metrów od domu. Tutaj? Rzadkość. No nic. Zamówiliśmy nasze jedzenie, czyli dwa duże kebaby jeden normalny, a drugi wegetariański do tego cola i mamy posiłek idealny. W końcu wzięliśmy się za konsumpcje i zaprzyjaźniliśmy się. Tak porządnie się zaprzyjaźniliśmy. Nigdy nie spodziewałam się, że mogę tak dobrze dogadywać się z sześcioletnim dzieckiem. Widocznie życie zaczęło płatać mi figle, chciało, żebym zwariowała. Takie odniosłam wrażenie. W czasie, gdy akurat nad tym rozmyślałam Davi przyglądał mi się uważnie i nagle wyskoczył:
-Ładna jesteś. Czy ty jesteś dziewczyną mojego taty?
-Davi...- tym pytaniem wywołał u mnie napad śmiechu, a ja swoim śmiechem wywołałam jego śmiech.
Po dłuższej chwili nieopanowanego chichotu z powagą zapytał:
-Odpowiesz?
-Nie. Oczywiście, że nie. Znam go dwa dni...- rzekłam łapiąc się za głowę.
-Ale podoba ci się co nie?
-Davi. Zaskakuje mnie ile ty rozumiesz. Przestań tak ciągle myśleć i wyczuj emocje. To fajna sprawa.
-I właśnie to robię. Lubisz go.
-Nie. Nie wiem... Może. Ale to nie ważne. Przestań o to pytać.
-Dlaczego?
-Bo mam dar do wygadywania się z różnych tajemnic- zapiłam śmiech zimną colą i zaczęłam ponownie zajadać się kebabem.
-Chciałbym, żebyś była dziewczyną taty. Może byłabyś moją drugą mamą. Fajnie by było.
W tejże chwili powstrzymywałam się od jednoczesnego płaczu i śmiechu jak tylko mogłam. Nie wiedziałam co powiedzieć, a tym bardziej co zrobić. Po prostu zamilkłam i pozostałam w tej ciszy aż do czasu wchłonięcia całego posiłku. Spojrzałam na mojego towarzysza kontem oka i ruszyłam w stronę samochodu.
-Idziemy na zakupy. Co ty na to?
-Ale... Zakupy zakupy, czy zakupy zabawa?
-Zabawa to moje drugie imię- uśmiechnęłam się do malca ponad dachem auta i wsiadłam do niego.
Udaliśmy się nie gdzie indziej, jak do wesołego miasteczka. Spędziliśmy a pięć godzin naszego życia. Diabelskie młyny, wirówki i inne 'narzędzia tortur' nieźle dały mi w kość. Tak samo Daviemu, który powoli zaczynał się zataczać. Nie dawałam mu przecież piwa, a mimo to chodził jak totalnie wcięty facet po grubej imprezie. Wreszcie postanowiłam zabrać go do domu. Zanim dotarliśmy na miejsce zdążył zasnąć na siedzeniu mojego wozu. Było już około jedenastej w nocy, a nie chciałam go budzić. Nadal miałam przy sobie kluczyki do bramy wjazdowej i domu Brazylijskiego napastnika. Uruchomiłam mechanizm otwierający bramę i spostrzegłam zapalone światło w pokoju Neymara. Ucieszyłam się widząc go w oknie. Wysiadłam z samochodu i wzięłam śpiącego 'potworka' na ręce. Gdy zdążyłam dojść do drzwi on niemal z całej siły uderzył nimi w moje nogi.
-Matko! Przepraszam. Nie chciałem. To tak przypadkiem. Przepraszam- zmartwiony rzekł zakrywając usta dłońmi.
-Ciszej, bo go obudzisz- powiedziałam ukrywając ból towarzyszący mi w tamtej chwili.
-Daj go. Ja go zaniosę- stwierdził z ogromną troskliwością w głosie.
-Dam sobie radę- uśmiechnęłam się sztucznie i powędrowałam do pokoju chłopca, który szczegółowo mi przedstawił.
-Dzięki- rzekł zakłopotany stojąc w salonie.
-Gdzieś ty był? Człowieku! Cały dzień spędziłam z Davim, a ty mnie nawet nie uprzedziłeś, że masz jakieś plany...- oburzyłam się i po chwili uspokoiłam się zaciskając pięści.
-Przepraszam. Nie wiedziałem, że tak to wyjdzie. Jeszcze raz cię przepraszam. Wynagrodzę ci to jakoś.
-Dobra weź przestań. Po prostu nie szanujesz czasu innych- stwierdziłam z niewiarygodnym spokojem w głosie.
-Dobra. Źle zrobiłem. Wiem. PRZEPRASZAM! Wystarczy?
-Nie pytaj...- zabrałam kluczyki od swojego Gallardo ze stołu i szykowałam się do wyjścia.
-Nie sądzisz chyba, że cię puszczę po nocy samą do domu- powiedział pewny siebie zagradzając mi drogę do wyjścia.
-Daj spokój to 20 minut drogi. Puść mnie.
-Nie. 20 minut, ale w nocy. Jesteś nie wyspana do tego piłaś, więc oddaj kluczyki. No dawaj.
-Rany. Przez ciebie czuję się jak w jakimś filmie...
-To dobrze. Dziękuję. Zaraz wracam. Idę zaparkować twój wóz- rzucił i wyszedł. Tak po prostu wyszedł.
Przez ten czas, gdy jego nie było, ja zdążyłam jeszcze raz rozejrzeć się po jego mieszkaniu i z powrotem wrócić w to samo miejsce. Usiadłam na oparciu kanapy i spokojnie czekałam na Brazylijczyka. Nagle dzwonek telefonu stacjonarnego przeraził mnie tak bardzo, że przechyliłam się do tyłu spadając z łóżka. Gdy otrząsnęłam się i usiadłam na podłodze usłyszałam wiadomość nagrywaną właśnie przez Jotę.
"Neymar będziemy dopiero jutro. Impreza się przeciągnęła. Powinniśmy wrócić koło południa. Udanego wieczoru"
"Acha, fajnie. Czyli będziemy tylko my we trójkę"- pomyślałam i w tej chwili wszedł Neymar.
-Co tu się stało?- zapytał widząc poduszki leżące na ziemi i mnie tuż obok nich.
-Nic...
-Na pewno?
-Ktoś dzwonił. Nie ktoś tylko Jota. Zostawił wiadomość.
-I to ona cię... no nie wiem.
-Nie nie ważne- wstałam i poodkładałam wszystko na swoje miejsce. -A jak ja mam tu zostać bez jakichkolwiek ubrań? Kosmetyków?- zapytałam nieco poirytowana całą sytuacją.
-Ciuchy... niestety mam tylko swoje, ale coś się wymyśli. Kosmetyki? Wybacz nie używam- zaśmiał się dźwięcznie.
-Wybacz. Nie o to chodziło. Doprecyzuję. Konkretniej chodziło o szczotkę, szczoteczkę do zębów i pastę...
-Hmm... Szczotka? Swojej ci nie dam, bo to mój skarb, ale w łazience na górze leży szczotka Gila. A z zębami chyba sobie poradzisz. Wytrzymasz jedną noc bez umytych zębów- uśmiechnął się po raz kolejny i udał się na górę ciągnąc mnie za sobą.
Wyjął jakieś ubrania ze swojej szafy, ręcznik z szuflady i pokazał mi łazienkę. Kazał mi koniecznie wziąć prysznic. Chyba zapachem odstraszyłabym każdego. Po szybkim prysznicu wyszłam z łazienki w spodenkach w pasy, które należały do Daviego i ogromnej koszulce Neymara z jego inicjałami. Związałam włosy w kucyka i udałam się do pokoju gracza Dumy Katalonii.
-Gdzie mogę spać?- zapytałam stojąc w drzwiach.
-A nie możesz ze mną?- zapytał uśmiechając się szyderczo i marszcząc brwi jednocześnie.
-Nie bądź śmieszny...- zaśmiałam się spoglądając na niego od góry do dołu.
-Dobra. Pokój obok. I... Cudnie wyglądasz- zaśmiał się i odwrócił plecami do mnie.
-No bardzo śmieszne.
Zamknęłam drzwi i powędrowałam do sąsiedniego pomieszczenia. Rzuciłam się na miękkie, białe łóżko i znowu powrócił temat Leo. Tak bardzo chciałam ponownie go zobaczyć, widzieć go żywego, wiedzieć co u niego słychać. By choć na chwilę oderwać się od rzeczywistości włożyłam słuchawki do uszu i zatopiłam smutki w muzyce. "Czy na prawdę jestem dla niego nikim?"- myślałam bez ustanku. Niegdyś najbliższa mi osoba leży teraz w szpitalu z małymi szansami na przeżycie, a mnie tam nie ma. Coś było nie tak. Przecież miłość nie może tak szybko zapomnieć. A może to nie była miłość... Może tak na prawdę to była przyjaźń, o której i tak było wiadomo, że nie przetrwa zbyt długo. Przynajmniej z mojej strony było to szczere uczucie i wyłania się to właśnie teraz, gdy nie mogę przestać o nim myśleć. Zaczęłam nawet rozważać wyjazd do Manchesteru, by wspierać rodzinę. Nie kontaktowałam się z nimi już trzy dni. Po raz kolejny na mojej twarzy zagościły łzy, które próbowałam powstrzymać, ale nie wychodziło. Nagle moje rozmyślania przerwał nie kto inny jak Neymar. Rzucił się na łóżko i po chwili leżał tuż obok mnie.
-Ja pier**** Neymar! Nie nauczyli cię pukać?!- krzyknęłam zakrywając twarz dłońmi i nie mogąc się uspokoić.
-Wystraszyłem cię?- zapytał z głupkowatą miną.
-Dziwne byłoby, żeby nie. Ku*** nie uprzedziłeś mnie nawet, a ja nawt nie słyszałam jak wszedłeś.
-Dobra przepraszam. Przypomniałem sobie, że chciałaś o czymś porozmawiać, ale... tak wyszło. To o co chodzi?
Odwróciłam się nie chcąc, by zauważył, że płakałam. W moim przypadku płacz to była prawdziwa rzadkość. Byłam typem twardziela, bo nigdy nic mnie nie interesowało poza zabawą. Nauczyłam się opanowywać strach i wykorzystywać swoje 'dary', co umożliwiało mi funkcjonowanie bez zmartwień. Jednak, gdy chodziło o Leo nigdy nie mogłam opanować emocji. To był w ogóle inny rodzaj uczuć.
-Ty? Płakałaś?- spytał poważniejąc.
-Nie. Nie ważne.
-No mów, co się stało. Ktoś umarł?- zaśmiał się chcąc mnie rozśmieszyć.
-Nie, ale może stanie się to niedługo- otarłam twarz i spojrzałam prosto w jego wielkie oczy.
-Przepraszam. Nie wiedziałem.
-Nie szkodzi- wydusiłam z siebie uśmieszek.
-A więc o kogo chodzi?
I w tejże sytuacji wygadałam Brazylijczykowi wszystkie swoje smutki, zmartwienia. Opowiedziałam o sytuacji z Leo i rodziną. O moim życiu w Manchesterze. Ten słuchał mnie z takim skupieniem, że myślałam, że coś mu się stało. Czasami tylko zerkałam na niego w celu uzyskania informacji, czy czasem nie przysypia. Po tym jak skończyłam mu się żalić ten jedynie przytulił mnie mocno i nie puszczał przez dłuższy czas. Wreszcie poczułam z kimś więź na miarę miłości do Leo. Tyle, że to nie była miłość, a inne dziwne uczucie, którego do tej pory nie znałam. Wsparcie najpotrzebniejsze mi wtedy, którym był Neymar.
-Po raz kolejny czuję się jak w filmie- powiedziałam nadal będąc w jego objęciach.
-To chyba dobrze, nie?- zaśmiał się i puścił mnie.
-Nie wiem. W tej chwili niczego już nie wiem- uśmiechnęłam się szeroko.
-Jak to? A kto jest najlepszym piłkarzem i zarazem przyjacielem na świecie?- spytał pokazując na siebie.
-No nie wiem... Może Messi? Tak to chyba on- zaczęłam się śmiać za co zostałam szturchnięta w bok.
-A czy Leo jest tu teraz?
-A nigdy nic nie wiadomo- puściłam mu oczko.
-Wiesz co... Ja chyba jestem zmęczony. Ciężki dzień za mną i przede mną. Idę się położyć- uśmiechnął się i wyszedł z pokoju.
-Pa kochanie- zaśmiałam się po raz ostatni tamtego dnia i zasnęłam na brzegu łóżka.
Z rana obudziło mnie pukanie do drzwi. Nic nie odpowiedziałam tylko otworzyłam oczy i nie poruszając się czekałam na osobę znajdującą się w pomieszczeniu, w którym spałam.
-El! Wstawaj!- krzyknął mi do ucha mały blondyn chlapiąc mnie wodą.
-Davi! Zwariowałeś?- szybko podniosłam się z łóżka.
-Przebież się i chodź na śniadanie- rzekł po czym wyszedł z pokoju trzaskając za sobą drzwiami.
Wzięłam swój strój treningowy, który miałam na sobie poprzedniego dnia i udałam się do łazienki. Ogarnęłam się nieco i zeszłam na dół nie do końca świadoma gdzie idę.
-Wow! Neymar! To twoja koleżanka?- krzyknął Jota lustrując mnie od stóp aż po samą głowę.
-Oj cicho bądź- rzekłam i poszłam dalej nie zwracając uwagi na kilkunastu facetów siedzących w salonie.
Za cel obrałam sobie kuchnię, w której królową była Marcela. Zapoznałam się z kucharką i jednocześnie kuzynką Neymara i pomogłam przyrządzić śniadanie dla blisko 20 osób. Nowi ludzie- nowe przygody. Przygody, czyli głównie poparzenia jakich doznałam kręcąc się w kuchni. Przyzwyczajona byłam do bólu jaki zadawali mi ludzie, więc kilka drobnych uszkodzeń skory nie było w stanie pokrzyżować mi planów na ten dzień. Miałam zamiar od razu po treningu udać się do studia tatuaży, potem do centrum handlowego na ogromne zakupy i wieczorem spędzić czas na imprezie w jakimś klubie razem z nieznajomymi.
-El! Chodź już na śniadanie!- krzyknął Neymar z jadalni.
-Nie dziękuję. Nie jestem głodna- stwierdziłam przechodząc obok.
-Nie wygłupiaj się. Siadaj.
-Chyba powiedziałam ci coś- odwróciłam się w jego stronę.
-Zaraz jedziemy na trening, a ty nic nie zjesz? To chore. Siadaj tu i mnie nie denerwuj- wskazał na miejsce obok siebie i zrobił minę złego Neymara.
-Nie!- krzyknęłam i ruszyłam w stronę wyjścia.
Nagle poczułam czyjąś rękę na swoim brzuchu i po chwili zwisałam z ramienia Brazylijczyka. Usadził mnie przy stole i kazał jeść. Tak jak już nie raz wspominałam wielu ludziom nie lubię jak mi się rozkazuje dlatego rozejrzałam się po twarzach mężczyzn siedzących dookoła i zabrałam telefon, kluczyki po czym wyszłam z wielkiego domu Brazylijskiego cracka i udałam się do garażu, gdzie stał mój samochód. Gdy chciałam go otworzyć okazało się, że jest zamknięty. Zamknięty tak, że klucze od niego nie działały. To zapewne była sprawka Neymara. Uśmiechnęłam się sama do siebie i ruszyłam w drogę do Ciutat Esportiva Joan Gamper piechotą. Moja pozytywna wizja świata. Przeszła mi cała złość na Brazylijczyka i zaczęłam śmiać się sama z siebie. Po 20 minutach dotarłam do celu. Mały jogging przed treningiem dobrze mi zrobił i na zajęciach z grupą czułam się wyśmienicie. Żarty, śmiechy i kawały raczej nie były na miejscu w mojej sytuacji, ale tak jakoś wyszło. Nawet sam Lucho, który nieco obrażony przyszedł na trening tego dnia dał się porwać pozytywnym wibracjom. Po skończonych ćwiczeniach udałam się prosto do swojego apartamentu. Niezwłocznie wrzuciłam strój do pralki i wzięłam dłuuugą kąpiel. Odświeżona i chętna do życia wpisałam do GPS'u adres poleconego przez Sergiego tatuażysty i ruszyłam w drogę. Szablony miałam przygotowane, więc powinno pójść sprawnie. Gdy dotarłam wreszcie na miejsce moim oczom ukazał się wytatuowany od stóp do głów mężczyzna z kolczykami w uszach, nosie, wardze, nad brwią, pępku i kto wie jeszcze...
-Cześć. Jestem El. Byliśmy umówieni- uśmiechnęłam się promiennie w stronę chłopaka.
-Facundo. Mów mi Fu**- rzekł niewzruszony.
-Dlaczego? Nie denerwuje cie to?
-Prawdziwych twardzieli można nazywać jak się chce- powiedział dumnie.
-Ok. Ale głupio byłoby cię tak nazywać....
-Dobra to co robimy?- zapytał utrzymując swą grobową minę.
-Nadgarstki. Na jednym Barça 29.XI.1899r. Tu jest szablon. A na drugim One love throughout life.
-Mówili, że jesteś wolna- zaśmiał się oglądając moje szkice.
-A kto mówił?
-Nie ważne...
-Dobra. Aż tyle czasu nie mam- rzekłam klaskając w dłonie.
-A zdradzisz o kim mowa na drugim tatuażu?
-O to samo co w pierwszym- uśmiechnęłam się sarkastycznie i usiadłam w wygodnym fotelu czekając na tatuażystę.
Po ciut ponad godzinie moje 'dziary' były idealnie wykonane. Czekałam na tę chwilę całe osiemnaście lat. Odjąć oczywiście lata niemowlęce, gdy jeszcze nie wiedziałam co to futbol... Podziękowałam facetowi i wyszłam ze studia. Obiecałam mu, że jeszcze tam wrócę, a to było więcej niż pewne. Ruszyłam więc na duże zakupy do centrum handlowego i tak jak wcześniej zakładałam uszykowałam się na imprezę. Założyłam obcisłe, białe rurki, granatową koszulkę jak zwykle do pępka i trampki w tym samym odcieniu. Do tego nie zabrakło Barcelońskich akcentów w stylu naszyjnika, czy bransoletek. Włosy zaczesałam na jedną stronę i spięłam wsuwkami. Musnęłam usta błyszczykiem i zabrałam ze sobą małą torebkę na ramię.
-Wow! El, gdzie się wybierasz?- spytał zadziwiony Teo.
-Na imprezę! Idziesz ze mną!- wzięłam chłopaka pod rękę i zaciągnęłam do mojego auta.
Przez całą noc bawiłam się w miłym towarzystwie różnych, dziwnych osób. Jedynym znajomym był Teo. Takie dni w Barcelonie sobie zawsze wyobrażałam. Nocą dzikie tańce, za dnia zaś nieco spokojniejsze przejażdżki lub spacery po słonecznej Barcelonie. Idealnie jednym słowem. Nocka w klubie była strasznie męcząca. Do tego mnóstwo alkoholu i wyszło na to, że musiałam zaciągać mojego towarzysza do samochodu. Cudem było to, że nie zwymiotował na moje cudowne Lamborghini. Tylko o to błagałam tego wieczoru. Gdy odstawiłam Teo do jego pokoju hotelowego poszłam do apartamentu znajdującego się na samej górze. Była trzecia w nocy i po ciemku nawet nie zauważyłam, gdy ktoś zaczął za mną iść przez korytarz hotelowy. W windzie było ciemno, a ja sama niemalże nieprzytomna. Gdy otworzyłam drzwi ktoś gwałtownie odwrócił mnie w drugą stronę i zaczął całować. Myślałam, że popłaczę się ze szczęścia. Nawet nie wiedziałam kto to był, ale nie chciałam być sama w tę cudowną noc. Niewidoczny dla mnie mężczyzna objął mnie swoimi silnymi ramionami, a ja oplotłam nogi na jego biodrach. Weszliśmy do mieszkania nadal nie odrywając swych ust i zamknęliśmy drzwi ruchem rąk, które po chwili splotły się w jedność. Powędrowaliśmy nie gdzie indziej jak do sypialni. Moja torebka jak i reszta ubrań wylądowała gdzieś na balkonie, a jego odzież gdzieś po przeciwnej stronie pokoju.
-Chcesz tego?- wyszeptał mi do ucha.
-Jak nigdy dotąd- również szepnęłam.
Potem już wszyscy wiedzą co się stało. To przeżycie było niesamowite... Do tej pory nic w Barcelonie nie sprawiło mi takiej przyjemności. Wcześniej to było dla mnie jak niebezpieczeństwo czekające za rogiem. Teraz stało się czystą rozrywką. Mój ojciec zawsze przestrzegał mnie przed sexem z nieznajomymi. Z powodu urody wiecznie miałam wielu adoratorów i niejeden z nich wiedział jak wykorzystać moje słabości. Ten oto osobnik wiedział to doskonale. Tak bardzo pragnęłam poznać jego imię, lecz po cudownej nocy z bezimiennym pogodziłam się z faktem, że raczej nigdy go nie poznam.
-Pierd*** nie idę na trening- powiedziałam sama do siebie, gdy rano obudził mnie budzik.
-Nie mów tak skarbie- usłyszałam głos dochodzący do moich uszu z korytarza.
-Kim jesteś?- spytałam unosząc się nieco z łóżka.
-Twoim marzeniem- nie widziałam tego, ale czułam, że uśmiecha się.
-A jak ma na imię moje marzenie?
W tej chwili usłyszałam kroki. Zbliżał się do mojej sypialni, a ja pełna niepewności odwróciłam się na plecy i czekałam na wejście chłopaka, który sprawił mi tyle radości. Nagle uchylone drzwi otworzyły się szerzej. Moim oczom najpierw ukazały się długie białe skarpetki, następnie umięśnione nogi ciemnoskórego mężczyzny, czarne spodenki, koszulka treningowa Barcelony i na koniec spojrzałam w przepiękne, brązowe oczy kochanka.
-To ty...- wyjąkałam i zasłoniłam usta rekami nie przestając patrzeć na niego, czyli...
A oto projekt apartamentu El z mojej perspektywy... ;-)
-Masz te klucze?- spytał zniecierpliwiony.
-Mam. Spokojnie młody- powolnym ruchem zamknęłam bramę i otworzyłam drzwi.
Gdy popchnęłam duże, drewniane wrota moim oczom ukazało się jakże wypasione wnętrze, ktorego projektantem jakbym była sama ja. Chłopiec bez żadnego namysłu wbiegł do środka i pobiegł gdzieś w nieznane. Ja z wolna weszłam, odstawiłam walizki małolata i zamknęłam drzwi nieustannie rozglądając się po cudownym mieszkaniu.
-El! Chodź! Oprowadzę cię po domu taty!- krzyknął a już po chwili znajdowaliśmy się na górze.
Dzięki Daviemu zwiedziłam niemal każde pomieszczenie w domu sławnego Brazylijczyka. Po męczącej drodze poprzez zakamarki 'hacjendy' usiedliśmy wygodnie na białej, skórzanej kanapie. Blond włosy chłopiec włączył jakieś durne bajki, a ja zaczęłam rozmyślać nad stanem zdrowia Leo. Wciąż nie wiedziałam, co dzieje się z moim przyjacielem. Zamknęłam oczy i odpłynęłam w krainę 'dawnych dni'. Wspomnienia i zdarzenia warte zapamiętania ukazały się mym oczom. Wszystkie piękne chwile spędzone z ukochanym, przyjaciółmi, rodziną. To wszystko powróciło, gdy już zaczęłam zapominać. Gdy w głowie miałam już tylko Barcelonę. Przez ponad tydzień pobytu w stolicy Katalonii zdążyłam wymazać z pamięci większość zdarzeń, które doprowadzały mnie do opłakanego stanu jakim był niemalże płacz. Tego dnia po prostu rozkleiłam się po całości. Spod mych zamkniętych powiek wypłynęła lawina łez. Niekończący się strumień cieczy powolnie spływał po zaczerwienionych policzkach omijając czerwony jak burak nos.
-El co się stało?- zapytał spokojnie Davi Lucca da Silva.
-Nie, nic kochanie- rzekłam i płynnym ruchem przetarłam twarz rękami.
-Na pewno?
-Tak, spokojnie. Oglądaj sobie- pogłaskałam chłopczyka po głowie i udałam się na taras.
Ustałam z szeroko postawionymi nogami i założyłam ręce na piersiach. Wciąż nie przestawałam płakać i trząść się ze strachu o Leondre leżącego w śpiączce. Miałam chwilę dla siebie, którą jak myślę dobrze wykorzystałam, a którą przerwał dotyk na moim ciele. Davi podszedł do mnie i przytulił(ta się składało) mój brzuch dziecięcym, ciepłym uściskiem.
-Złote dziecko- powiedziałam schylając się nieco i całując go w czoło.
-Będzie dobrze. Nie smutaj- uśmiechnął się szeroko i ponownie zatopił się w mym ciele.
-Wiem. Zawsze tak jest. Bo życie zawsze ma dobry koniec.
-Już czujesz się lepiej?- zapytał z ciekawością.
-Tak. A co?- zaśmiałam się przez ostatki łez.
-Bo trochę zgłodniałem. Idziemy coś zjeść?- zapytał i już po chwili zniknął gdzieś w pośród pomieszczeń.
-Och ty spryciarzu...- ruszyłam w drogę podążając śladami małego da Silvy.
-A może zjemy coś na mieście?-złożyłam mu propozycję.
-Świetny pomysł. Zbieraj się. Ruszamy!- krzyknął pełen energii i wybiegł z domu, by po chwili usadowić się wygodnie w fotelu żółtego Lamborghini.
Przemierzyliśmy pół miasta zanim natrafiliśmy na jakąś sieć Fast Food'ową. "O zgroza"- pomyślałam. Dla mnie normalnością było wyjście ze znajomymi do jednej z dziesięciu budek z szybkim jedzeniem oddalonych maksymalnie 500 metrów od domu. Tutaj? Rzadkość. No nic. Zamówiliśmy nasze jedzenie, czyli dwa duże kebaby jeden normalny, a drugi wegetariański do tego cola i mamy posiłek idealny. W końcu wzięliśmy się za konsumpcje i zaprzyjaźniliśmy się. Tak porządnie się zaprzyjaźniliśmy. Nigdy nie spodziewałam się, że mogę tak dobrze dogadywać się z sześcioletnim dzieckiem. Widocznie życie zaczęło płatać mi figle, chciało, żebym zwariowała. Takie odniosłam wrażenie. W czasie, gdy akurat nad tym rozmyślałam Davi przyglądał mi się uważnie i nagle wyskoczył:
-Ładna jesteś. Czy ty jesteś dziewczyną mojego taty?
-Davi...- tym pytaniem wywołał u mnie napad śmiechu, a ja swoim śmiechem wywołałam jego śmiech.
Po dłuższej chwili nieopanowanego chichotu z powagą zapytał:
-Odpowiesz?
-Nie. Oczywiście, że nie. Znam go dwa dni...- rzekłam łapiąc się za głowę.
-Ale podoba ci się co nie?
-Davi. Zaskakuje mnie ile ty rozumiesz. Przestań tak ciągle myśleć i wyczuj emocje. To fajna sprawa.
-I właśnie to robię. Lubisz go.
-Nie. Nie wiem... Może. Ale to nie ważne. Przestań o to pytać.
-Dlaczego?
-Bo mam dar do wygadywania się z różnych tajemnic- zapiłam śmiech zimną colą i zaczęłam ponownie zajadać się kebabem.
-Chciałbym, żebyś była dziewczyną taty. Może byłabyś moją drugą mamą. Fajnie by było.
W tejże chwili powstrzymywałam się od jednoczesnego płaczu i śmiechu jak tylko mogłam. Nie wiedziałam co powiedzieć, a tym bardziej co zrobić. Po prostu zamilkłam i pozostałam w tej ciszy aż do czasu wchłonięcia całego posiłku. Spojrzałam na mojego towarzysza kontem oka i ruszyłam w stronę samochodu.
-Idziemy na zakupy. Co ty na to?
-Ale... Zakupy zakupy, czy zakupy zabawa?
-Zabawa to moje drugie imię- uśmiechnęłam się do malca ponad dachem auta i wsiadłam do niego.
Udaliśmy się nie gdzie indziej, jak do wesołego miasteczka. Spędziliśmy a pięć godzin naszego życia. Diabelskie młyny, wirówki i inne 'narzędzia tortur' nieźle dały mi w kość. Tak samo Daviemu, który powoli zaczynał się zataczać. Nie dawałam mu przecież piwa, a mimo to chodził jak totalnie wcięty facet po grubej imprezie. Wreszcie postanowiłam zabrać go do domu. Zanim dotarliśmy na miejsce zdążył zasnąć na siedzeniu mojego wozu. Było już około jedenastej w nocy, a nie chciałam go budzić. Nadal miałam przy sobie kluczyki do bramy wjazdowej i domu Brazylijskiego napastnika. Uruchomiłam mechanizm otwierający bramę i spostrzegłam zapalone światło w pokoju Neymara. Ucieszyłam się widząc go w oknie. Wysiadłam z samochodu i wzięłam śpiącego 'potworka' na ręce. Gdy zdążyłam dojść do drzwi on niemal z całej siły uderzył nimi w moje nogi.
-Matko! Przepraszam. Nie chciałem. To tak przypadkiem. Przepraszam- zmartwiony rzekł zakrywając usta dłońmi.
-Ciszej, bo go obudzisz- powiedziałam ukrywając ból towarzyszący mi w tamtej chwili.
-Daj go. Ja go zaniosę- stwierdził z ogromną troskliwością w głosie.
-Dam sobie radę- uśmiechnęłam się sztucznie i powędrowałam do pokoju chłopca, który szczegółowo mi przedstawił.
-Dzięki- rzekł zakłopotany stojąc w salonie.
-Gdzieś ty był? Człowieku! Cały dzień spędziłam z Davim, a ty mnie nawet nie uprzedziłeś, że masz jakieś plany...- oburzyłam się i po chwili uspokoiłam się zaciskając pięści.
-Przepraszam. Nie wiedziałem, że tak to wyjdzie. Jeszcze raz cię przepraszam. Wynagrodzę ci to jakoś.
-Dobra weź przestań. Po prostu nie szanujesz czasu innych- stwierdziłam z niewiarygodnym spokojem w głosie.
-Dobra. Źle zrobiłem. Wiem. PRZEPRASZAM! Wystarczy?
-Nie pytaj...- zabrałam kluczyki od swojego Gallardo ze stołu i szykowałam się do wyjścia.
-Nie sądzisz chyba, że cię puszczę po nocy samą do domu- powiedział pewny siebie zagradzając mi drogę do wyjścia.
-Daj spokój to 20 minut drogi. Puść mnie.
-Nie. 20 minut, ale w nocy. Jesteś nie wyspana do tego piłaś, więc oddaj kluczyki. No dawaj.
-Rany. Przez ciebie czuję się jak w jakimś filmie...
-To dobrze. Dziękuję. Zaraz wracam. Idę zaparkować twój wóz- rzucił i wyszedł. Tak po prostu wyszedł.
Przez ten czas, gdy jego nie było, ja zdążyłam jeszcze raz rozejrzeć się po jego mieszkaniu i z powrotem wrócić w to samo miejsce. Usiadłam na oparciu kanapy i spokojnie czekałam na Brazylijczyka. Nagle dzwonek telefonu stacjonarnego przeraził mnie tak bardzo, że przechyliłam się do tyłu spadając z łóżka. Gdy otrząsnęłam się i usiadłam na podłodze usłyszałam wiadomość nagrywaną właśnie przez Jotę.
"Neymar będziemy dopiero jutro. Impreza się przeciągnęła. Powinniśmy wrócić koło południa. Udanego wieczoru"
"Acha, fajnie. Czyli będziemy tylko my we trójkę"- pomyślałam i w tej chwili wszedł Neymar.
-Co tu się stało?- zapytał widząc poduszki leżące na ziemi i mnie tuż obok nich.
-Nic...
-Na pewno?
-Ktoś dzwonił. Nie ktoś tylko Jota. Zostawił wiadomość.
-I to ona cię... no nie wiem.
-Nie nie ważne- wstałam i poodkładałam wszystko na swoje miejsce. -A jak ja mam tu zostać bez jakichkolwiek ubrań? Kosmetyków?- zapytałam nieco poirytowana całą sytuacją.
-Ciuchy... niestety mam tylko swoje, ale coś się wymyśli. Kosmetyki? Wybacz nie używam- zaśmiał się dźwięcznie.
-Wybacz. Nie o to chodziło. Doprecyzuję. Konkretniej chodziło o szczotkę, szczoteczkę do zębów i pastę...
-Hmm... Szczotka? Swojej ci nie dam, bo to mój skarb, ale w łazience na górze leży szczotka Gila. A z zębami chyba sobie poradzisz. Wytrzymasz jedną noc bez umytych zębów- uśmiechnął się po raz kolejny i udał się na górę ciągnąc mnie za sobą.
Wyjął jakieś ubrania ze swojej szafy, ręcznik z szuflady i pokazał mi łazienkę. Kazał mi koniecznie wziąć prysznic. Chyba zapachem odstraszyłabym każdego. Po szybkim prysznicu wyszłam z łazienki w spodenkach w pasy, które należały do Daviego i ogromnej koszulce Neymara z jego inicjałami. Związałam włosy w kucyka i udałam się do pokoju gracza Dumy Katalonii.
-Gdzie mogę spać?- zapytałam stojąc w drzwiach.
-A nie możesz ze mną?- zapytał uśmiechając się szyderczo i marszcząc brwi jednocześnie.
-Nie bądź śmieszny...- zaśmiałam się spoglądając na niego od góry do dołu.
-Dobra. Pokój obok. I... Cudnie wyglądasz- zaśmiał się i odwrócił plecami do mnie.
-No bardzo śmieszne.
Zamknęłam drzwi i powędrowałam do sąsiedniego pomieszczenia. Rzuciłam się na miękkie, białe łóżko i znowu powrócił temat Leo. Tak bardzo chciałam ponownie go zobaczyć, widzieć go żywego, wiedzieć co u niego słychać. By choć na chwilę oderwać się od rzeczywistości włożyłam słuchawki do uszu i zatopiłam smutki w muzyce. "Czy na prawdę jestem dla niego nikim?"- myślałam bez ustanku. Niegdyś najbliższa mi osoba leży teraz w szpitalu z małymi szansami na przeżycie, a mnie tam nie ma. Coś było nie tak. Przecież miłość nie może tak szybko zapomnieć. A może to nie była miłość... Może tak na prawdę to była przyjaźń, o której i tak było wiadomo, że nie przetrwa zbyt długo. Przynajmniej z mojej strony było to szczere uczucie i wyłania się to właśnie teraz, gdy nie mogę przestać o nim myśleć. Zaczęłam nawet rozważać wyjazd do Manchesteru, by wspierać rodzinę. Nie kontaktowałam się z nimi już trzy dni. Po raz kolejny na mojej twarzy zagościły łzy, które próbowałam powstrzymać, ale nie wychodziło. Nagle moje rozmyślania przerwał nie kto inny jak Neymar. Rzucił się na łóżko i po chwili leżał tuż obok mnie.
-Ja pier**** Neymar! Nie nauczyli cię pukać?!- krzyknęłam zakrywając twarz dłońmi i nie mogąc się uspokoić.
-Wystraszyłem cię?- zapytał z głupkowatą miną.
-Dziwne byłoby, żeby nie. Ku*** nie uprzedziłeś mnie nawet, a ja nawt nie słyszałam jak wszedłeś.
-Dobra przepraszam. Przypomniałem sobie, że chciałaś o czymś porozmawiać, ale... tak wyszło. To o co chodzi?
Odwróciłam się nie chcąc, by zauważył, że płakałam. W moim przypadku płacz to była prawdziwa rzadkość. Byłam typem twardziela, bo nigdy nic mnie nie interesowało poza zabawą. Nauczyłam się opanowywać strach i wykorzystywać swoje 'dary', co umożliwiało mi funkcjonowanie bez zmartwień. Jednak, gdy chodziło o Leo nigdy nie mogłam opanować emocji. To był w ogóle inny rodzaj uczuć.
-Ty? Płakałaś?- spytał poważniejąc.
-Nie. Nie ważne.
-No mów, co się stało. Ktoś umarł?- zaśmiał się chcąc mnie rozśmieszyć.
-Nie, ale może stanie się to niedługo- otarłam twarz i spojrzałam prosto w jego wielkie oczy.
-Przepraszam. Nie wiedziałem.
-Nie szkodzi- wydusiłam z siebie uśmieszek.
-A więc o kogo chodzi?
I w tejże sytuacji wygadałam Brazylijczykowi wszystkie swoje smutki, zmartwienia. Opowiedziałam o sytuacji z Leo i rodziną. O moim życiu w Manchesterze. Ten słuchał mnie z takim skupieniem, że myślałam, że coś mu się stało. Czasami tylko zerkałam na niego w celu uzyskania informacji, czy czasem nie przysypia. Po tym jak skończyłam mu się żalić ten jedynie przytulił mnie mocno i nie puszczał przez dłuższy czas. Wreszcie poczułam z kimś więź na miarę miłości do Leo. Tyle, że to nie była miłość, a inne dziwne uczucie, którego do tej pory nie znałam. Wsparcie najpotrzebniejsze mi wtedy, którym był Neymar.
-Po raz kolejny czuję się jak w filmie- powiedziałam nadal będąc w jego objęciach.
-To chyba dobrze, nie?- zaśmiał się i puścił mnie.
-Nie wiem. W tej chwili niczego już nie wiem- uśmiechnęłam się szeroko.
-Jak to? A kto jest najlepszym piłkarzem i zarazem przyjacielem na świecie?- spytał pokazując na siebie.
-No nie wiem... Może Messi? Tak to chyba on- zaczęłam się śmiać za co zostałam szturchnięta w bok.
-A czy Leo jest tu teraz?
-A nigdy nic nie wiadomo- puściłam mu oczko.
-Wiesz co... Ja chyba jestem zmęczony. Ciężki dzień za mną i przede mną. Idę się położyć- uśmiechnął się i wyszedł z pokoju.
-Pa kochanie- zaśmiałam się po raz ostatni tamtego dnia i zasnęłam na brzegu łóżka.
Z rana obudziło mnie pukanie do drzwi. Nic nie odpowiedziałam tylko otworzyłam oczy i nie poruszając się czekałam na osobę znajdującą się w pomieszczeniu, w którym spałam.
-El! Wstawaj!- krzyknął mi do ucha mały blondyn chlapiąc mnie wodą.
-Davi! Zwariowałeś?- szybko podniosłam się z łóżka.
-Przebież się i chodź na śniadanie- rzekł po czym wyszedł z pokoju trzaskając za sobą drzwiami.
Wzięłam swój strój treningowy, który miałam na sobie poprzedniego dnia i udałam się do łazienki. Ogarnęłam się nieco i zeszłam na dół nie do końca świadoma gdzie idę.
-Wow! Neymar! To twoja koleżanka?- krzyknął Jota lustrując mnie od stóp aż po samą głowę.
-Oj cicho bądź- rzekłam i poszłam dalej nie zwracając uwagi na kilkunastu facetów siedzących w salonie.
Za cel obrałam sobie kuchnię, w której królową była Marcela. Zapoznałam się z kucharką i jednocześnie kuzynką Neymara i pomogłam przyrządzić śniadanie dla blisko 20 osób. Nowi ludzie- nowe przygody. Przygody, czyli głównie poparzenia jakich doznałam kręcąc się w kuchni. Przyzwyczajona byłam do bólu jaki zadawali mi ludzie, więc kilka drobnych uszkodzeń skory nie było w stanie pokrzyżować mi planów na ten dzień. Miałam zamiar od razu po treningu udać się do studia tatuaży, potem do centrum handlowego na ogromne zakupy i wieczorem spędzić czas na imprezie w jakimś klubie razem z nieznajomymi.
-El! Chodź już na śniadanie!- krzyknął Neymar z jadalni.
-Nie dziękuję. Nie jestem głodna- stwierdziłam przechodząc obok.
-Nie wygłupiaj się. Siadaj.
-Chyba powiedziałam ci coś- odwróciłam się w jego stronę.
-Zaraz jedziemy na trening, a ty nic nie zjesz? To chore. Siadaj tu i mnie nie denerwuj- wskazał na miejsce obok siebie i zrobił minę złego Neymara.
-Nie!- krzyknęłam i ruszyłam w stronę wyjścia.
Nagle poczułam czyjąś rękę na swoim brzuchu i po chwili zwisałam z ramienia Brazylijczyka. Usadził mnie przy stole i kazał jeść. Tak jak już nie raz wspominałam wielu ludziom nie lubię jak mi się rozkazuje dlatego rozejrzałam się po twarzach mężczyzn siedzących dookoła i zabrałam telefon, kluczyki po czym wyszłam z wielkiego domu Brazylijskiego cracka i udałam się do garażu, gdzie stał mój samochód. Gdy chciałam go otworzyć okazało się, że jest zamknięty. Zamknięty tak, że klucze od niego nie działały. To zapewne była sprawka Neymara. Uśmiechnęłam się sama do siebie i ruszyłam w drogę do Ciutat Esportiva Joan Gamper piechotą. Moja pozytywna wizja świata. Przeszła mi cała złość na Brazylijczyka i zaczęłam śmiać się sama z siebie. Po 20 minutach dotarłam do celu. Mały jogging przed treningiem dobrze mi zrobił i na zajęciach z grupą czułam się wyśmienicie. Żarty, śmiechy i kawały raczej nie były na miejscu w mojej sytuacji, ale tak jakoś wyszło. Nawet sam Lucho, który nieco obrażony przyszedł na trening tego dnia dał się porwać pozytywnym wibracjom. Po skończonych ćwiczeniach udałam się prosto do swojego apartamentu. Niezwłocznie wrzuciłam strój do pralki i wzięłam dłuuugą kąpiel. Odświeżona i chętna do życia wpisałam do GPS'u adres poleconego przez Sergiego tatuażysty i ruszyłam w drogę. Szablony miałam przygotowane, więc powinno pójść sprawnie. Gdy dotarłam wreszcie na miejsce moim oczom ukazał się wytatuowany od stóp do głów mężczyzna z kolczykami w uszach, nosie, wardze, nad brwią, pępku i kto wie jeszcze...
-Cześć. Jestem El. Byliśmy umówieni- uśmiechnęłam się promiennie w stronę chłopaka.
-Facundo. Mów mi Fu**- rzekł niewzruszony.
-Dlaczego? Nie denerwuje cie to?
-Prawdziwych twardzieli można nazywać jak się chce- powiedział dumnie.
-Ok. Ale głupio byłoby cię tak nazywać....
-Dobra to co robimy?- zapytał utrzymując swą grobową minę.
-Nadgarstki. Na jednym Barça 29.XI.1899r. Tu jest szablon. A na drugim
-Mówili, że jesteś wolna- zaśmiał się oglądając moje szkice.
-A kto mówił?
-Nie ważne...
-Dobra. Aż tyle czasu nie mam- rzekłam klaskając w dłonie.
-A zdradzisz o kim mowa na drugim tatuażu?
-O to samo co w pierwszym- uśmiechnęłam się sarkastycznie i usiadłam w wygodnym fotelu czekając na tatuażystę.
Po ciut ponad godzinie moje 'dziary' były idealnie wykonane. Czekałam na tę chwilę całe osiemnaście lat. Odjąć oczywiście lata niemowlęce, gdy jeszcze nie wiedziałam co to futbol... Podziękowałam facetowi i wyszłam ze studia. Obiecałam mu, że jeszcze tam wrócę, a to było więcej niż pewne. Ruszyłam więc na duże zakupy do centrum handlowego i tak jak wcześniej zakładałam uszykowałam się na imprezę. Założyłam obcisłe, białe rurki, granatową koszulkę jak zwykle do pępka i trampki w tym samym odcieniu. Do tego nie zabrakło Barcelońskich akcentów w stylu naszyjnika, czy bransoletek. Włosy zaczesałam na jedną stronę i spięłam wsuwkami. Musnęłam usta błyszczykiem i zabrałam ze sobą małą torebkę na ramię.
-Wow! El, gdzie się wybierasz?- spytał zadziwiony Teo.
-Na imprezę! Idziesz ze mną!- wzięłam chłopaka pod rękę i zaciągnęłam do mojego auta.
Przez całą noc bawiłam się w miłym towarzystwie różnych, dziwnych osób. Jedynym znajomym był Teo. Takie dni w Barcelonie sobie zawsze wyobrażałam. Nocą dzikie tańce, za dnia zaś nieco spokojniejsze przejażdżki lub spacery po słonecznej Barcelonie. Idealnie jednym słowem. Nocka w klubie była strasznie męcząca. Do tego mnóstwo alkoholu i wyszło na to, że musiałam zaciągać mojego towarzysza do samochodu. Cudem było to, że nie zwymiotował na moje cudowne Lamborghini. Tylko o to błagałam tego wieczoru. Gdy odstawiłam Teo do jego pokoju hotelowego poszłam do apartamentu znajdującego się na samej górze. Była trzecia w nocy i po ciemku nawet nie zauważyłam, gdy ktoś zaczął za mną iść przez korytarz hotelowy. W windzie było ciemno, a ja sama niemalże nieprzytomna. Gdy otworzyłam drzwi ktoś gwałtownie odwrócił mnie w drugą stronę i zaczął całować. Myślałam, że popłaczę się ze szczęścia. Nawet nie wiedziałam kto to był, ale nie chciałam być sama w tę cudowną noc. Niewidoczny dla mnie mężczyzna objął mnie swoimi silnymi ramionami, a ja oplotłam nogi na jego biodrach. Weszliśmy do mieszkania nadal nie odrywając swych ust i zamknęliśmy drzwi ruchem rąk, które po chwili splotły się w jedność. Powędrowaliśmy nie gdzie indziej jak do sypialni. Moja torebka jak i reszta ubrań wylądowała gdzieś na balkonie, a jego odzież gdzieś po przeciwnej stronie pokoju.
-Chcesz tego?- wyszeptał mi do ucha.
-Jak nigdy dotąd- również szepnęłam.
Potem już wszyscy wiedzą co się stało. To przeżycie było niesamowite... Do tej pory nic w Barcelonie nie sprawiło mi takiej przyjemności. Wcześniej to było dla mnie jak niebezpieczeństwo czekające za rogiem. Teraz stało się czystą rozrywką. Mój ojciec zawsze przestrzegał mnie przed sexem z nieznajomymi. Z powodu urody wiecznie miałam wielu adoratorów i niejeden z nich wiedział jak wykorzystać moje słabości. Ten oto osobnik wiedział to doskonale. Tak bardzo pragnęłam poznać jego imię, lecz po cudownej nocy z bezimiennym pogodziłam się z faktem, że raczej nigdy go nie poznam.
-Pierd*** nie idę na trening- powiedziałam sama do siebie, gdy rano obudził mnie budzik.
-Nie mów tak skarbie- usłyszałam głos dochodzący do moich uszu z korytarza.
-Kim jesteś?- spytałam unosząc się nieco z łóżka.
-Twoim marzeniem- nie widziałam tego, ale czułam, że uśmiecha się.
-A jak ma na imię moje marzenie?
W tej chwili usłyszałam kroki. Zbliżał się do mojej sypialni, a ja pełna niepewności odwróciłam się na plecy i czekałam na wejście chłopaka, który sprawił mi tyle radości. Nagle uchylone drzwi otworzyły się szerzej. Moim oczom najpierw ukazały się długie białe skarpetki, następnie umięśnione nogi ciemnoskórego mężczyzny, czarne spodenki, koszulka treningowa Barcelony i na koniec spojrzałam w przepiękne, brązowe oczy kochanka.
-To ty...- wyjąkałam i zasłoniłam usta rekami nie przestając patrzeć na niego, czyli...
--------------------------
Ja nie mogę... No comment. Tyle pracy ;-)
Zachęcam do czytania. Jeden z dłuższych rozdziałów <3
KOMENTUJESZ=DAJESZ WENĘ
Boże, dlaczego skończyłaś w takim momencie?
OdpowiedzUsuńNaprawdę chcę wiedzieć kim on jest, chociaż mam już swoje podejrzenia xx
Rozdział jest jak zawsze po prostu cudowny.
El... O mój Boże. Uwielbiam ją.
Mam jednak nadzieję, że wróci do Leo. Niedługo.
Czekam na kolejny z jeszcze większą niecierpliwością xx ;* ♥
O matko jakie cudoo :*
OdpowiedzUsuńchcę dalej hahaha :)
OdpowiedzUsuńhttp://odrobina-ciepla.blogspot.com/
Świetny, cudowny i co tylko !! Domyślam się kto to był ^^ Szybko dawaj kolejny !! ;*
OdpowiedzUsuńNiesamowity rozdzial *.* kocham tego bloga <3 mam nadzieje ze tym ,, Marzeniem " czyli nieznajomym bedzie Neymar *.* <3 kiedy nastepny rozdzial ??? / Natalia
OdpowiedzUsuń