23.Witaj!
Przez cały tydzień pobytu w słonecznej Hiszpanii codzienność nie dopadła mnie nawet na chwilę. Co dzień coś nowego, jakieś zmiany, nowy image, nowi znajomi. Codzienne dyskoteki w klubach otwartych dla wszystkich dają w kość. Do rozpoczęcia treningów z klubem pozostały dwa dni. Odliczałam czas jak głupia, ale to już ja. Nie mogłam doczekać się poznania takich gwiazd, jak Iniesta, czy Alves. Tak bardzo chciałam być częścią świata Barcy. Przygotowywałam się do spotkania z nowymi ludźmi przez całe siedem dni, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie się dzieje.
Nadeszło wtorkowe popołudnie. Obudziły mnie jasne promienie słońca wdzierające się powoli na moja twarz przez otwarte drzwi balkonowe. Wzięłam telefon do ręki i spojrzałam na godzinę.
-O ku***. Już trzynasta! Co ja robię?- krzyczałam sama do siebie zbierając w pośpiechu ubrania, w których miałam wyjść dziś na spotkanie z trenerem i dyrektorem Barcelony. Biegiem udałam się do łazienki, wzięłam zimny prysznic, ubrałam się i wykonałam wszystkie inne poranne czynności. Rozpuściłam swe jaskrawo czerwone włosy z kucyka i wzięłam torebkę, w której zawsze był mój portfel. Wybiegłam z apartamentu i udałam się do windy. Nerwowo wciskając guzik mówiłam sama do siebie "Szybciej, szybciej, bo się spóźnię". Po kilkunastu sekundach drzwi otworzyły się. Nie myśląc wiele wparowałam do małego pomieszczenia wpadając na jakiegoś mężczyznę w uniformie portiera.
-Matkooo! Przepraszam. Śpieszę się- rzekłam zakłopotana i rozśmieszona sama sobą.
-Nic się nie stało- stwierdził uśmiechając się.
W ręku trzymał szczotkę i szufelkę. Widać było, że to zwykły, prosty chłopak. Miał czarne, dosyć długie włosy, brązowe oczy i przepiękny uśmiech. O dziwo wcale nie zwróciłam uwagi na to, że był całkiem przystojny. Uświadomiłam to sobie dopiero, gdy zjeżdżałam samotnie windą z czterdziestego piętra, wciąż zerkając na zegarek. Gdy w końcu drzwi otworzyły się tuż przed moim nosem, szybko wybiegłam i ruszyłam w stronę stojącego na parkingu żółtego, sportowego auta. Odpaliłam silnik i znalazłam jeszcze chwilę, by wsłuchać się w jego brzmienie. Szybko otrząsnęłam się i ruszyłam w piętnastominutową trasę. Spotkanie miało odbyć się w kawiarni obok boiska Citutat Esportiva. Dotarłam na miejsce pięć minut przed drugą.
-W samą porę!- krzyknęłam wchodząc do pomieszczenia nieco zdyszana.
-O! Witamy w Barcelonie młodą, utalentowaną i naszą zawodniczkę- wyszczerzył się wstając od stolika prezes Barcelony- Josep Maria Bartomeu. -Miło cię w końcu poznać- uśmiechnął się jeszcze raz i podał mi rękę, co ja odwzajemniłam.
-Mnie również miło.
Od stolika wstał kolejny mężczyzna. Dosyć wysoki, czarnowłosy, o nieco dziwnym wyrazie twarzy i przede wszystkim dobrze mi znany facet również podał mi rękę przedstawiając się przy tym.
-Luis Enrique.
-El... El Ambro- zaśmiałam się, na co on także zareagował śmiechem.
-No więc, co innego nam pozostaje, jak tylko omówić przebieg jutrzejszej prezentacji oraz szczegóły dotyczące twojej gry u nas...- uśmiechnął się Barto.
-Czyli czas zacząć te nudne gadki o "BIZNESIE"- ostatnie słowo zaakcentowałam i wzięłam w cudzysłów używając do tego dwóch palców u prawej ręki.
-Nie chcesz dowiedzieć się czegoś więcej na temat swojej przyszłości tutaj?- zapytał nieco wzburzony prezes.
-Nie wiem nic o moim transferze, a jedyne, co mnie interesuje to:
1.Ile za mnie daliście?
2.Ile będę zarabiać? Wystarczy mi nawet najmniejsza stawka w klubie.
3.O której jest ta cała prezentacja?
4.Kiedy dostanę swój strój do gry i treningowy?
-I tylko tyle?- zapytał zdziwiony Enrique.
-Nic więcej mi do szczęścia nie jest potrzebne- uśmiechnęłam się jakoś jakbym była nieobecna, na co też wskazywał mój wzrok utkwiony w zdjęcie piłkarzy Barcelony.
-No więc odpowiemy ci na twoje pytania- stwierdził zamykając swą teczkę dziwnie onieśmielony Bartomeu.
-Jestem ciekawa.
-Zapłaciliśmy za ciebie piętnaście milionów euro. Uwierz mi, to dużo, jak na zawodnika, a raczej zawodniczkę w takim wieku.
-Ale myślę, że mało, jak na zawodnika o takiej klasie- uśmiechnęłam się patrząc przez chwilę w oczy sfrustrowanego Hiszpana.
-Czy ty musisz być tak pewna siebie?- zapytał zrezygnowany zasłaniając twarz rękami.
-Widocznie taka już jestem. Dobra. Niech pan się nie załamuje. Jedziemy dalej- szturchnęłam go w ramię po czym mój wzrok powędrował z powrotem na zdjęcie wiszące na oddalonej ścianie.
-Dobrze... Twoja pensja nie będzie najmniejszy, gdyż zdajemy sobie sprawę, jaki masz potencjał i że jesteś tu całkiem sama.
-Co moja samotność tutaj ma do mojej pensji?- zapytałam nieco oburzona.
-Nic. Po prostu... tak wyszło. Czy ty musisz ciągle mi przerywać?- zapytał już solidnie zdenerwowany.
-Spokojnie... Po prostu.denerwuje mnie to, że już na starcie jestem lepiej traktowana, bo nie mam tu rodziny i przyjaciół- skrzyżowałam ręce na piersiach i oparłam się o kanapę z miną buntowniczki.
-Idziemy dalej. Prezentacja jest o jedenastej. Tuż przed nią dostaniesz strój i miejsce w szatni. Strój treningowy dostaniesz zaraz. O treningu już cię poinformowaliśmy prawda?
-Pff. Oczywiście, że tak- zdawałam sobie sprawę, że zachowuję się jak szczeniara, która nie wie gdzie jej miejsce, ale to była część mojego planu.
-Przestań!- krzyknął i wstał od stołu zakładając ręce na głowę.
-Taki mój urok- również wstałam i uśmiechnęłam się szeroko klepiąc prezesa klubu po plecach.
-Jeszcze jedno pytanie. Ty zawsze jesteś taka denerwująca, czy to tylko taki twój humor?- zapytał siedzący jak dotąd cicho jak mysz pod miotłą Lucho.
-Robię co chcę, ale na dłuższą metę nie potrafiłabym być taka wredna i zołzowata- zaśmiałam się i przerzedziłam włosy ręką.
-Musiałaś się pomalować? Jeszcze na czerwono?- załamał się trener.
-Taaaak- wręcz tryskałam energią uśmiechając się i nie mogąc ustać w miejscu.
-Ciężko będzie ci zdobyć szacunek i dobrą opinię- stwierdził kiwając przecząco głową i lustrując mnie.
-Takie życie. Nie zależy mi na opinii innych.
-Hmm. Zadziorny charakterek. Lubię takie. Już cię lubię. Mówię ci. ja ją chcę. Słyszycie? Ja ją chcę- powiedział idąc tyłem przez korytarz.
-A on gdzie?- spytałam zdziwiona.
-Nie lubi okazywać swych uczuć publicznie, więc myślę, że wolał się wycofać- zaśmiał się Barto.
-Dobrze wiedzieć. To gdzie jest mój strój treningowy? Czekałam na te chwilę od dawna- oznajmiłam pełna entuzjazmu.
-Odbierzesz go w niewielkiej recepcji na dole- puścił mi oczko po czym wyszedł bez pożegnania.
Tanecznym krokiem zeszłam po schodach, by odebrać swój trykot. Podała mi go przemiła recepcjonistka o imieniu Lilla (czyt. Lija). Zdążyłam nieco się z nią zaprzyjaźnić. Fajnie jest poznawać nowe osoby, by później mieć na kogo liczyć. Piękna długowłosa blondynka o zielonych oczach dała mi swój numer telefonu i stwierdziła, że będę ją tam często odwiedzała. Mało kumata ja nie zorientowałam się, o co chodzi. Grzecznie wróciłam do mojego mieszkania.
-No i nici z dzisiejszej imprezy. Trzeba się wyspać!- krzyknęłam po czym włączyłam głośną muzykę.
Wzięłam długą, odprężającą kąpiel, by zrelaksować się przed prezentacją w klubie, która miała odbyć się następnego dnia rano. Podczas mojej 'chwili dla siebie' ktoś zapukał do mych drzwi.
-Chwileczkę!- krzyknęłam, gdyż wiedziałam, że osoba stojąca za drzwiami usłyszy mój głos, ponieważ łazienka znajdowała się bezpośrednio obok drzwi wejściowych.
-Oczywiście!- usłyszałam męski głos i od razu zaczęłam się zbierać.
Wyszłam z wanny, ułożyłam suche jeszcze włosy i zawinęłam się w ręcznik. Podeszłam do drzwi i wyjrzałam przez wizjer. Był to portier, którego spotkałam wybiegając na spotkanie. Zupełnie nieogarnięta otworzyłam mu drzwi i rzekłam:
-Proszę! Wejdź.
-Na pewno? Jest pani w ręczniku.
-No proszę wejść. Zaraz się ubiorę- uśmiechnęłam się i wciągnęłam mężczyznę do środka.
-O.. ok- powiedział nie mając wyboru.
-Proszę przejść sobie do salonu. Zaraz wrócę- puściłam chłopakowi oczko i powędrowałam do łazienki.
Szybko ubrałam się w te same ciuchy, w których byłam poprzednio i ruszyłam w stronę portiera.
-A więc... O co chodzi?- zapytałam wiążąc włosy w wysokiego kucyka.
-Ktoś podesłał pani kwiaty. Napisał jedynie: "Dla pięknej nieznajomej"- mówił onieśmielony i zawstydzony.
-A skąd pan wiedział, że to dla mnie?
-Bo mi powiedział- rzekł zdenerwowany przełykając nerwowo ślinę.
-Kto to był?
-Ja... Ja... Jakiś chłopak.
-Na pewno?- uśmiechałam się onieśmielająco podejrzewając, że jest to podarunek właśnie od niego.
-Ta... Tak. To znaczy... N... Nie. tak! Co ja mówię?- rozkleił się totalnie i zaczął nerwowo drapać się po głowie i ocierać twarz rękami.
-Spokojnie- stwierdziłam powoli idąc w stronę skołowanego mężczyzny.
-Ja... Ja... Chyba powinienem już iść- powiedział, ale nawet nie miał takiego zamiaru. Patrzył się wprost w moje oczy stąd wiedziałam, co chce zrobić. Taki mały dar od matki natury.
-Pięknie pachnął te róże- powiedziałam rozkoszując się delikatną wonią jaką rozsiewały czerwone jak krew kwiaty. -Proszę podziękować adresatowi- uśmiechnęłam się kokieteryjnie. Przez cały czas byłam niezwykle subtelna i uwodząca w stosunku do zniewolonego portiera.
-Do... do... dobrze- przełknął jeszcze raz ślinę, a ja zabrałam róże z jego rąk i wstawiłam je do wazonu.
-Mam na imię El, a ty?- spytałam nachylając się nad barek i odwracając chłopaka w swoją stronę.
-Teodosio...
-Świetnie! Od teraz jesteś Teo- puściłam mu oczko jeszcze raz, a ten otworzył usta ze zdziwienia.
-Masz... piękny uśmiech. I włosy, i oczy, i głos i w ogóle cała jesteś piękna- rzekł po czym się zarumienił.
-Dziękuję. Słodki jesteś, ale...
-Ale co?
-Przepraszam cię, ale to nie mój typ. A poza tym nie szukam miłości. Nie lubię związków- uśmiechnęłam się sztucznie i usiadłam na wysokim barku tuż obok niego.
-Szkoda- zasmucił się.
-Ale myślę, że jeszcze będziesz moim najlepszym przyjacielem- klepnęłam go w ramię.
-Przyjaciele... A w ogóle to skąd jesteś? Takich rys twarzy i przepięknych oczu nie spotyka się tutaj na ulicach.
-Słowiańszczyzna. Dokładniej... nie będę się chwaliła pochodzeniem- zaśmiałam się i poprawiłam włosy.
-No tak... chyba się tam przeprowadzę- popadł w natłok swoich myśli.
-Nie polecam. Może ładne dziewczyny i chłopcy tez niczego sobie, ale to nie jest dobre miejsce dla młodych osób.
-Tak? Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Na prawdę aż tak źle?
-A myślisz dlaczego nie chciałam tam wracać?
-Jak to wracać?
-Bo przez trzy ostatnie lata mieszkałam w Manchesterze. Miałam tam być tylko rok... zostałam. Zawiodłam rodzinę, ale... nie żałuję- uśmiechnęłam się i trąciłam chłopaka.
Fajnie nam się gadało no i wyszło tak, że spędziliśmy razem dwie godziny. Na prawdę fajny z niego facet. Tylko troszkę zamknięty w sobie. Całkiem jak ja kiedyś... No nic, ale w końcu zadzwonił mój telefon i miły portier nieco się speszył. Gdy odebrałam połączenie ten wyszedł niepostrzeżenie.
-Halo- rzekłam nieco zasmucona.
-Hej słoneczko. Co się stało? Jakaś smutna jesteś- zmartwiła się mama.
-Czy ty musisz dzwonić do mnie tysiąc razy dziennie? Dam sobie radę. Jestem już dorosła i odpowiedzialna. Nie musisz mnie non stop pilnować. Uwierz we mnie. To, że jestem tu sama to nie znacz, że samotna. Staram się pokazać ci, że stałam się niezależna i nie musisz mnie kontrolować. I właśnie wystraszyłaś mi gościa. Może gdyby nie twoje telefony to znalazłabym sobie więcej przyjaciół...- naskoczyłam na nią.
-Ja... Przepraszam- po czym usłyszałam ciche szlochanie w słuchawce.
-Mamo... Daj mi Alexa- powiedziałam nieugięta i usłyszałam głos człowieka, który był dla mnie jak ojciec.
-Kochanie. Jak dobrze cię słyszeć. Co tam u ciebie słychać?
-A wszystko w porządku. Poznaję coraz więcej ludzi. Barcelona to cudeńko i dostałam strój treningowy- pochwaliłam się z uśmiechem na twarzy. -A u was?
-Też wszystko gra. Słuchaj. A co ty powiedziałaś mamie?- spytał i usłyszałam dźwięk zamykających się drzwi. -Siedzi i płacze.
-Nieważne... to nasza sprawa. Swoją drogą... może zabrałbyś jej ten telefon?
-Aaaa. Czyli o to chodzi. wydzwania cały czas, tak?
-Tak. Dobija mnie to.
-Słuchaj. Leo wrócił. Może chcesz z nim porozmawiać?
-Jeżeli on chce to tak, jasne- zmartwiłam się lekko.
-"Leo! Zaczekaj!"- usłyszałam w słuchawce i zaśmiałam się. -"Rozmawiam właśnie z El. Chciałaby z tobą porozmawiać. Trzymaj."
-"Nie chcę! Nie chciałem! Nie chcę! Nie będę chciał! Zrozumcie to wreszcie!"
-"Ona cię słyszy."
-"I dobrze. Może w końcu zrozumie!"
-Słyszałaś to... tak cały czas. On nie może o tobie zapomnieć, ale próbuje takimi właśnie zachowaniami.
-Tak. Muszę kończyć. Papa. buźki- powiedziałam i rozłączyłam się pod wpływem napływających łez.
"Pora dokończyć kąpiel"- pomyślałam i udałam się prosto do wanny. Przepłakałam w niej baaaardzo dużo czasu i litry łez, ale wszystko przecież ma swój koniec. Zebrałam myśli i przebrałam w piżamę. Wyłączyłam telefon, który nieustannie dzwonił. Nie pomyślałabym, że kelner z kawiarenki na prawdę zadzwoni. Trafił w tak niefortunny moment. Wyszłam na balkon i szeroko uśmiechnęłam się sama do siebie. Było już niemal całkowicie ciemno i jedynie blade światło księżyca padało na moje roztrzęsione ręce. Barcelona świeciła jasnym światłem, a wiatr delikatnie rozwiewał moje włosy.
-Piękna nieznajomo! Tutaj na dole! Zejdź do mnie! Proszę!- krzyczał kelner, lecz ja ledwie go słyszałam... to była różnica ponad stu metrów. Postanowiłam zejść na dół.
W pośpiechu nie zabrałam nic. Nawet nie zamknęłam mieszkania. Szybko zjechałam windą na dół i w biegu krzyknęłam:
-Teo! Pożycz bluzy!- i zatrzymałam się na chwile przy recepcji.
-Łap!- powiedział i rzucił mi swoją OGROMNĄ BLUZĘ z Nike.
-Dzięki! Oddam za niedługo!- wybiegłam na zewnątrz.
On stał i patrzył wciąż w górę. Wypatrywał mnie stojącej na balkonie, a tymczasem ja chytrze zaszłam go od tyłu. "Co by teraz pomyślał Leo?"- pomyślałam i nieco spoważniałam.
-O.. ok- powiedział nie mając wyboru.
-Proszę przejść sobie do salonu. Zaraz wrócę- puściłam chłopakowi oczko i powędrowałam do łazienki.
Szybko ubrałam się w te same ciuchy, w których byłam poprzednio i ruszyłam w stronę portiera.
-A więc... O co chodzi?- zapytałam wiążąc włosy w wysokiego kucyka.
-Ktoś podesłał pani kwiaty. Napisał jedynie: "Dla pięknej nieznajomej"- mówił onieśmielony i zawstydzony.
-A skąd pan wiedział, że to dla mnie?
-Bo mi powiedział- rzekł zdenerwowany przełykając nerwowo ślinę.
-Kto to był?
-Ja... Ja... Jakiś chłopak.
-Na pewno?- uśmiechałam się onieśmielająco podejrzewając, że jest to podarunek właśnie od niego.
-Ta... Tak. To znaczy... N... Nie. tak! Co ja mówię?- rozkleił się totalnie i zaczął nerwowo drapać się po głowie i ocierać twarz rękami.
-Spokojnie- stwierdziłam powoli idąc w stronę skołowanego mężczyzny.
-Ja... Ja... Chyba powinienem już iść- powiedział, ale nawet nie miał takiego zamiaru. Patrzył się wprost w moje oczy stąd wiedziałam, co chce zrobić. Taki mały dar od matki natury.
-Pięknie pachnął te róże- powiedziałam rozkoszując się delikatną wonią jaką rozsiewały czerwone jak krew kwiaty. -Proszę podziękować adresatowi- uśmiechnęłam się kokieteryjnie. Przez cały czas byłam niezwykle subtelna i uwodząca w stosunku do zniewolonego portiera.
-Do... do... dobrze- przełknął jeszcze raz ślinę, a ja zabrałam róże z jego rąk i wstawiłam je do wazonu.
-Mam na imię El, a ty?- spytałam nachylając się nad barek i odwracając chłopaka w swoją stronę.
-Teodosio...
-Świetnie! Od teraz jesteś Teo- puściłam mu oczko jeszcze raz, a ten otworzył usta ze zdziwienia.
-Masz... piękny uśmiech. I włosy, i oczy, i głos i w ogóle cała jesteś piękna- rzekł po czym się zarumienił.
-Dziękuję. Słodki jesteś, ale...
-Ale co?
-Przepraszam cię, ale to nie mój typ. A poza tym nie szukam miłości. Nie lubię związków- uśmiechnęłam się sztucznie i usiadłam na wysokim barku tuż obok niego.
-Szkoda- zasmucił się.
-Ale myślę, że jeszcze będziesz moim najlepszym przyjacielem- klepnęłam go w ramię.
-Przyjaciele... A w ogóle to skąd jesteś? Takich rys twarzy i przepięknych oczu nie spotyka się tutaj na ulicach.
-Słowiańszczyzna. Dokładniej... nie będę się chwaliła pochodzeniem- zaśmiałam się i poprawiłam włosy.
-No tak... chyba się tam przeprowadzę- popadł w natłok swoich myśli.
-Nie polecam. Może ładne dziewczyny i chłopcy tez niczego sobie, ale to nie jest dobre miejsce dla młodych osób.
-Tak? Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Na prawdę aż tak źle?
-A myślisz dlaczego nie chciałam tam wracać?
-Jak to wracać?
-Bo przez trzy ostatnie lata mieszkałam w Manchesterze. Miałam tam być tylko rok... zostałam. Zawiodłam rodzinę, ale... nie żałuję- uśmiechnęłam się i trąciłam chłopaka.
Fajnie nam się gadało no i wyszło tak, że spędziliśmy razem dwie godziny. Na prawdę fajny z niego facet. Tylko troszkę zamknięty w sobie. Całkiem jak ja kiedyś... No nic, ale w końcu zadzwonił mój telefon i miły portier nieco się speszył. Gdy odebrałam połączenie ten wyszedł niepostrzeżenie.
-Halo- rzekłam nieco zasmucona.
-Hej słoneczko. Co się stało? Jakaś smutna jesteś- zmartwiła się mama.
-Czy ty musisz dzwonić do mnie tysiąc razy dziennie? Dam sobie radę. Jestem już dorosła i odpowiedzialna. Nie musisz mnie non stop pilnować. Uwierz we mnie. To, że jestem tu sama to nie znacz, że samotna. Staram się pokazać ci, że stałam się niezależna i nie musisz mnie kontrolować. I właśnie wystraszyłaś mi gościa. Może gdyby nie twoje telefony to znalazłabym sobie więcej przyjaciół...- naskoczyłam na nią.
-Ja... Przepraszam- po czym usłyszałam ciche szlochanie w słuchawce.
-Mamo... Daj mi Alexa- powiedziałam nieugięta i usłyszałam głos człowieka, który był dla mnie jak ojciec.
-Kochanie. Jak dobrze cię słyszeć. Co tam u ciebie słychać?
-A wszystko w porządku. Poznaję coraz więcej ludzi. Barcelona to cudeńko i dostałam strój treningowy- pochwaliłam się z uśmiechem na twarzy. -A u was?
-Też wszystko gra. Słuchaj. A co ty powiedziałaś mamie?- spytał i usłyszałam dźwięk zamykających się drzwi. -Siedzi i płacze.
-Nieważne... to nasza sprawa. Swoją drogą... może zabrałbyś jej ten telefon?
-Aaaa. Czyli o to chodzi. wydzwania cały czas, tak?
-Tak. Dobija mnie to.
-Słuchaj. Leo wrócił. Może chcesz z nim porozmawiać?
-Jeżeli on chce to tak, jasne- zmartwiłam się lekko.
-"Leo! Zaczekaj!"- usłyszałam w słuchawce i zaśmiałam się. -"Rozmawiam właśnie z El. Chciałaby z tobą porozmawiać. Trzymaj."
-"Nie chcę! Nie chciałem! Nie chcę! Nie będę chciał! Zrozumcie to wreszcie!"
-"Ona cię słyszy."
-"I dobrze. Może w końcu zrozumie!"
-Słyszałaś to... tak cały czas. On nie może o tobie zapomnieć, ale próbuje takimi właśnie zachowaniami.
-Tak. Muszę kończyć. Papa. buźki- powiedziałam i rozłączyłam się pod wpływem napływających łez.
"Pora dokończyć kąpiel"- pomyślałam i udałam się prosto do wanny. Przepłakałam w niej baaaardzo dużo czasu i litry łez, ale wszystko przecież ma swój koniec. Zebrałam myśli i przebrałam w piżamę. Wyłączyłam telefon, który nieustannie dzwonił. Nie pomyślałabym, że kelner z kawiarenki na prawdę zadzwoni. Trafił w tak niefortunny moment. Wyszłam na balkon i szeroko uśmiechnęłam się sama do siebie. Było już niemal całkowicie ciemno i jedynie blade światło księżyca padało na moje roztrzęsione ręce. Barcelona świeciła jasnym światłem, a wiatr delikatnie rozwiewał moje włosy.
-Piękna nieznajomo! Tutaj na dole! Zejdź do mnie! Proszę!- krzyczał kelner, lecz ja ledwie go słyszałam... to była różnica ponad stu metrów. Postanowiłam zejść na dół.
W pośpiechu nie zabrałam nic. Nawet nie zamknęłam mieszkania. Szybko zjechałam windą na dół i w biegu krzyknęłam:
-Teo! Pożycz bluzy!- i zatrzymałam się na chwile przy recepcji.
-Łap!- powiedział i rzucił mi swoją OGROMNĄ BLUZĘ z Nike.
-Dzięki! Oddam za niedługo!- wybiegłam na zewnątrz.
On stał i patrzył wciąż w górę. Wypatrywał mnie stojącej na balkonie, a tymczasem ja chytrze zaszłam go od tyłu. "Co by teraz pomyślał Leo?"- pomyślałam i nieco spoważniałam.
Jak zawsze = cudny i ciekawy ;) czekam na rozwój sytuacji. Ta El jest strasznie pyskata. Ciekawe co będzie na treningach xd czekam na next i pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńCudny rozdział, a szczególnie początek i ta rozmowa . El jest niesamowicie pyskata. XD mam z nią coś wspólnego. ;D
OdpowiedzUsuńCzekam na następny i zapraszam do siebie na trzeci rozdział. ;*
http://rendirme-en-tu-amor.blogspot.com/2015/07/three.html?m=1
Genialny rozdział. El jak zawsze najlepsza! Czekam na następny c:
OdpowiedzUsuń