20.Czy ze mną jest coś nie tak?
-Leo! Co ona tu robi?- stałam z otwartymi szeroko ustami.
-El...- mówił wyrywając się z jej uścisku.
-No tak... Czego ja się mogłam spodziewać po tak naiwnych ludziach...?- skrzyżowałam ręce na piersiach i pewnym krokiem udałam się do swego pokoju.
-El... To nie tak. Ona chciała tylko przeprosić. Ona nie chciała, żeby to tak wyszło- rzekł po czym usiadł na podłodze obok mojego łóżka, skrzyżował nogi i uśmiechnął się w moją stronę.
-Leo, wyjdź- powiedziałam oschle, gapiąc się w biały sufit, na którym kiedyś napisałam "Neymar Jr."
-Nie. Spróbuj ją zrozumieć. Bała się, że mnie straci. Ona nie chciała źle. To...
-Stop!- urwałam brunetowi.
-Ty myślisz, co ty w ogóle mówisz? Ty jesteś niemożliwy- zerwałam się do pozycji siedzącej.
-Tak...
-Wyjdź!
-Nie! Nie chcę.
-Ale ja chcę- pokazałam palcem na duże, brązowe drzwi.
-Jesteś tego pewna? Jeżeli teraz wyjdę, to już nie wrócę- zapytał nie okazując żadnych emocji.
-Spie*** stąd!
-Dobra, jak chcesz- podniósł ręce do góry i z miną zbitego psa wyszedł z pomieszczenia.
Nie rozumiałam jego zachowania. Przez nią mogli zginąć. Ta cała sytuacja nie zbyt mi się podobała. Leo jak zwykle obrażony wyszedł z mojego pokoju, a ja zastanawiałam się, co z nim jest nie tak...
Ostatnimi czasy mój Książę bardzo się zmienił. Ciągle chodził naburmuszony, złościł się za byle co. Prawda była taka, że wszyscy go opuściliśmy. Był samotny i zamkną się w sobie. Po prostu potrzebował uwagi. Nikt na niego nie zważał. Ja miałam klub, w którym byłam najjaśniejszą gwiazdą, Carol wciąż siedziała przy szpitalnym łóżku Alexa, Joey skupił się na zespole, Tilly całe dnie spędzała poza domem, Charlie zajął się trasą, do której Leo nie przywiązywał większej uwagi, a on został pozostawiony sam sobie. Zostawiłam swoją drugą połówkę w takim momencie. Niestety mnie też dopadła presja sławy i czasu. Non stop zabiegana zdołałam zauważyć, że coś jest nie tak.
Pewnego dnia, gdy właśnie miałam wychodzić na bardzo ważne spotkanie ze znanym producentem perfum, postanowiłam zajrzeć na chwilę do mojego Księcia. To co ujrzałam zmroziło mi krew w żyłach.
-Leo!- krzyknęłam przerażona stojąc w przejściu.
-El...- ten spuścił głowę w dół i pociągnął nosem.
-Ty się tniesz!
-El, to nie tak. Ja... Ja nie chciałem- uniósł swą głowę a spod czerwonych powiek wypłynęły łzy.
-Czemu? Co się dzieje?
Ten nic nie odpowiadając otarł łzy, zacisnął zęby i wyszedł bez słowa wyjaśnienia. Osłupiała stałam tam gdzie stałam i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Na podłodze były spore plamy krwi, na biurku leżały żyletki, a zbite zdjęcie rodziny Devriesów przynosiło mi straszne myśli. W momencie gdy Leo trzasnął drzwiami, zacisnęłam rękę na kawałku szkła, który trzymałam w prawej dłoni. Krew zaczęła powolnie sączyć się na ziemię. Wtedy do pokoju wszedł Joey.
-Co tu się stało?- spytał zdziwiony.
-Nie ważne...- rzekłam zdenerwowana i wybiegłam za Leo.
Nerwowym, szybkim krokiem wyszłam na zewnątrz. Rozejrzałam się, ale mojego Księcia już nie było. Pozostawił po sobie tylko krew. Chwilę później za mną stał już Joey. Chłopak przytulił mnie od tyłu domyślając się, co tak na prawdę się stało.
-Chodź do środka- rzekł nieco zrezygnowany.
-Nie chcę- wyrwałam się z uścisku i zaczęłam biec. Biec przed siebie, po prostu przed siebie.
W chwilach, gdy biegłam zostawiałam za sobą cały świat. Wszystkie problemy, strapienia, obowiązki uciekały gdzieś w głąb mnie. Liczyło się tylko to, co teraz. "Żyjmy chwilą i zostawmy za sobą trudy dnia, tygodnia, miesiąca..."- pomyślałam.
Po trzech dniach odchodziłam już od zmysłów. Leo od tamtej pory nie wrócił do domu. Wiedziałam, że jest bezpieczny, ale mimo to martwiłam się o niego. Wciąż nie mogłam sobie darować mojej nieobecności w życiu Devriesa. Wśród tych wszystkich fałszywych przyjaciół, fanów, managerów był jednym z niewielu, którzy mnie wspierali. Wtedy pewnie szlajał się gdzieś sam, opuszczony i rozmyślał nad naszą sytuacją rodzinną.
Po głębszych przemyśleniach postanowiłam odwiedzić chorego Alexa w szpitalu. Zabrałam wszystko, co było mi potrzebne i wyszłam z rodzinnego domu Devriesów. Drogę spędziłam z telefonem przy uchu i szumem w głowie. Non stop wydzwaniali do mnie managerowie różnych firm i znanych marek. W między czasie zdążyłam zamienić też kilka słów z najlepszymi przyjaciółmi. Wchodząc do ogromnego białego budynku, zostałam oblężona przez tłum rozwrzeszczanych ludzi. Zapach unoszący się wewnątrz przyprawiał mnie o gęsią skórkę. Był jakby połączeniem oparów spirytusu z pastą do zębów. Cudem przedostałam się przez gromadkę uszczęśliwionych człeków i udałam się do sali numer 112. Nie myśląc wiele weszłam do białego pokoju położonego na uboczu. Otworzyłam drzwi patrząc w telefon i przywitałam się grzecznie. Wtedy uniosłam głowę do góry i nie chcąc nawet ukrywać swego zdziwienia otworzyłam szeroko oczy i znieruchomiałam.
-Hej Leo- podeszłam i ucałowałam chłopaka w policzek ukrywając swą radość.
-Hej- rzekł uśmiechając się nieco sztucznie.
-Co jest? Coś nie tak?- spytał zdziwiony Alex widząc, że Leoś lekko odepchnął mnie od siebie.
-Nie. A co miałoby być nie tak?- powiedziałam siadając na krzesełko po drugiej stronie łóżka.
-Jakoś dziwnie się zachowujecie.
-Nie, no co ty?- tym razem szczerze uśmiechnął się w stronę swojego ojca chwytając go za rękę.
-W ogóle w co ty jesteś ubrany?
-A takie tam... Stare ciuchy. Wygrzebałem z szafki.
-Ale to nie twój styl...- zdziwił się Alex.
Rzeczywiście Leo nie wyglądał najlepiej. Ubrany był w jakąś za dużą koszulkę, podarte spodenki i sandały. Do tego zdawał się być jakiś blady i poddenerwowany.
-Idę do automatu. Może chcesz coś?- spytałam troskliwie
-Może cappuccino bym prosił- podrapał się po głowie lekko zawstydzony.
Poszłam i wróciłam z dwoma papierowymi kubeczkami i kanapkami z automatu. Leo spojrzał się na mnie swoim onieśmielającym wzrokiem, a ja zaśmiałam się głośno odwracając przy tym.
-Łap!- krzyknęłam i rzuciłam mu kanapki, a zaraz postawiłam jego napój na szafkę stojącą tuż przy łóżku głowy rodziny Devriesów.
-Dzięki- uśmiechnął się i zaraz zaczął zajadać bułki z różnymi warzywami.
-El...- rzekł zdziwiony Alex i spojrzał w moje oczy.
-Tak?- ten pokazał ręką na Leondre i zrobił minę, jakby chciał zapytać "o co chodzi?". Ja tylko pokiwałam głową szczerząc przy tym białe zęby.
-No więc...
Rozmowa tak się nam kleiła, że spędziłam w szpitalu blisko trzy godziny. Nie mogąc uwolnić się od wiernych fanów i zniewalającego spojrzenia Leosia po prostu skupiałam się na Alexie, który wciąż nie był w pełni zdrowia. Dzięki Neymarowi możliwe było leczenie chorego na nowotwór Devriesa. Tego dnia czuł się nadzwyczaj dobrze. Może to wizyta Leo sprawiła, że powrócił do świata żywych.
-El... Możemy porozmawiać?- zapytał nieco podekscytowany, ale przestraszony Leondre.
-Jasne- uśmiechnęłam się ciut kokieteryjnie.
-Bo... Bo... Ja chciałbym ci coś powiedzieć.
-To mów- zachęciłam chłopaka łapiąc go za rękę.
-"In the night you shine so bright (...) twinkle twinkle my little star"- śpiewał zawstydzony.
-Oooo- uśmiechnęłam się i zrobiłam wdzięczną minkę.
-Zawsze, gdy śpiewam to na koncertach patrzę w niebo i myślę o tobie. Jesteś moją gwiazdką z nieba i siłą na nowy dzień. Moim wsparciem i natchnieniem. Bez ciebie ten świat nie byłby taki piękny. El... Kocham cię nad życie, którego jesteś sensem. Czy wybaczysz mi, że cię zostawiłem?- pytał z opuszczoną głową i podniesionym na mnie wzrokiem.
-Leo...
Nie dając mi dokończyć złapał mnie w objęcia i delikatnie ucałował me sine i jakże perfekcyjne usta. Ten długi i namiętny pocałunek dał mi do zrozumienia, że to uczucie, które było między nami nadal istnieje. Słowa Leondre dźwięczały mi w głowie. Nie uważałam go za romantyka ani nawet kogoś, kto tak mocno stara się o dziewczynę. Spojrzałam mu głęboko w piękne, brązowe oczęta i już wiedziałam, że zależy mu na mnie. Nagle w mojej głowie pojawiły się czarne myśli. Szybko przerwałam pocałunek i zerknęłam na podłogę. Następnie obojętnym ruchem odsunęłam chłopaka od siebie. Z trudem przełknęłam ślinę stojącą w mym gardle i szybkim krokiem udałam się do wyjścia. Serce biło mi jak szalone, w myślach pojawił się zamęt, a ręce zaczęły lekko drgać. Zdenerwowana mknęłam przez ulice Manchesteru pośród tłumu ludzi. W pewnym momencie zaczęłam obracać się dookoła własnej osi i nie wiedząc, co się dzieje próbowałam to zrozumieć.
-Stop- powiedziałam sama do siebie. -Ogarnij się!
Zebrałam myśli i usiadłam obok bezdomnego, brudnego, ale uśmiechniętego mężczyzny.
Spojrzałam na szczęśliwą twarz człowieka i od razu zrobiło mi się cieplej na sercu. Uśmiechnęłam się do niego i położyłam głowę na jego ramieniu. Nie mam pojęcia co sobie wtedy o mnie pomyślał i co pomyśleli ludzie mijający nas siedzących obok dużego, metalowego kontenera na śmieci. Miałam to głęboko w d***e. Opinie innych nigdy mnie nie interesowały.
Po jakichś 20 minutach spędzony z bezdomnym postanowiłam udać się w miejsce, w którym będę samotna. Szum wody i delikatny wiatr płynący z biegiem rzeki zawsze pozwalały mi skupić się i dostrzec to, co ważne. Po głębokich przemyśleniach uznałam, że nie warto się ustatkowywać, trzeba iść dalej i pozwolić innym żyć. Najlepszym rozwiązaniem byłaby wyprowadzka z tego miejsca.
-Czemu ja wszędzie muszę mieć jakieś problemy?- ponownie mówiłam sama do siebie. -Wcześniej kompletnie nic mi nie odpowiadało, teraz pojawiła się choroba Alexa, te wszystkie wydarzenia z Emilie, brak przyjaciół w moim wieku. I jeszcze musiałam schrzanić tak dobre relacje z Marcosem, te moje wiecznie niepowstrzymane uczucia... To ze mną jest coś nie tak, czy z całym światem?!
W kwestii mojej kariery przystałam na propozycję Manchesteru. Na razie nie mogłabym zagrać w Barcelonie z powodu sankcji, więc musiałam pozostać w Anglii jeszcze blisko dwa lata. "Dopiero później przyjdzie czas na wielką Barcelonę"- tak mówił Louis wan Gaal.Przed tym wszystkim czekały mnie jeszcze inne ważne sprawy. Musiałam jakoś poinformować rodzinę z Polski, by nie spodziewali się mojego powrotu do ojczyzny i najlepiej zapomnieli, że kiedykolwiek istniałam. Mieli ze mną same kłopoty, więc uznałam, że tak będzie najlepiej. Do tego zerwanie z Leo dużo mnie kosztowało. Każdy problem w rodzinie Devriesów był zrzucany na mnie, ale jednocześnie byłam tam najważniejszą postacią. Sławna już niemal na całym świecie mknęłam przez życie, by tylko dotrzeć do celu. Celu którym były osiemnaste urodziny. W tym czasie zdążyłam dosyć dużo narozrabiać, dać się poznać z dwóch stron, czyli jako tą piękną, słodką, miłą i najuczciwszą dziewczynę na ziemi, jak i pewną siebie, zadziorną, silną i straszną kobietę o zabójczym 'ciosie Supermana'. Widziana też byłam z wieloma mężczyznami, których traktowałam nieco jak zabawki po nieudanym związku z Leo, Charliem a także po uczuciu, którym darzyłam Marcosa Rojo. Co od tego ostatniego to chyba pomyliłam się najbardziej. Po niezapomnianym przeze mnie tańcu na tamtej dyskotece nazwał mnie "małolatą, która nie wie co robi i czego chce". Dodał także coś więcej, ale wolałam o tym zapomnieć. Na ulicach non stop słyszałam "ta super laska z Manchesteru". Do czasu pełnoletności pasowało mi takie przezwisko. Rzeczywiście bardzo lubiłam się zabawić i robić z siebie debila. Na maxa wkręcona byłam w środowisko piłkarzy i to z nimi spędzałam większość wolnego czasu. Carol powoli miała mnie dość. Wychodziłam z domu o ósmej, wracałam o 12 w nocy. Taka typowa balangowiczka. Udało mi się zdać maturę jako 'pani księgowa' i byłam z tego dosyć dumna. I tak, połączyłam naukę z grą w klubie. Jakoś się udało dlatego po zakończeniu kariery mogłabym związać się też z innym zawodem, ale o tym jeszcze nie myślałam. Tak młody wiek pozwalał mi na kształcenie się i ciągłe podążanie do celu.
Wreszcie nadszedł moment, gdy klub zaczął negocjować warunki mojego przejścia do Barcelony. Ten okres stał się dla mnie takim etapem rozwoju na nowo. Nie chciałam znaleźć się w ukochanym klubie z opinią taką jaką miałam. Musiałam nad tym popracować podczas negocjacji między klubami. Bardzo chciałam także uczestniczyć w sprawach mojego przejścia, ale nie pozwolono mi na to. Włodarze klubu powiedzieli, bym robiła to co robię i przygotowywała się do przygody w Barcelonie. Postanowiłam na nowo zacząć biegać, ćwiczyć na siłowni, by być w pełni gotową na grę na najwyższym poziomie. W lidze angielskiej nie musiałam zbytnio się wysilać, bo i tak każdy mecz kończył się wygraną. Z nadzieją na lepsze jutro kładłam się spać i wstawałam z planami na nowy dzień.
-El możemy porozmawiać?- rzekł pewnego dnia Leo.
-A czy musimy teraz? Mam plany. pieczę się- mówiłam wkładając Air Maxy na nogi.
-Tak! Ty wiecznie nie masz czasu. Poświęć mi chociaż pięć minut. Proszę cię- rzekł odgarniając me włosy z twarzy tak, jakby chciał powiedzieć 'to coś bardzo ważnego'.
-Dobra. Chodźmy do kuchni- powiedziałam widząc Tilly przysłuchującą się nam.
-Czy ty na prawdę chcesz wyjechać?- zapytał stanowczo w końcu zachowując się jak dorosły człowiek.
-Tak. Przecież wiesz, że to moje największe marzenie. Nie będę zważała na nic wyjeżdżając stąd. Nawet gdyby ktoś przywiązał mnie łańcuchem do schodów- uśmiechnęłam się sama do siebie.
-Te trzy lata znajomości i miłości pójdą na marne?- pytał zrezygnowany patrząc przed siebie.
-Niestety. Przecież od początku wiedzieliście czego chcę i co zrobię. Myślałam, że jesteście z tym pogodzeni.
-No tak... ale twoja rodzina jest tutaj. Powinnaś zostać z nami.
-A rodzina z Polski... Też myśleli, że ich nie opuszczę, że jednak wrócę. A tu proszę. Ich córeczka zostawiła ich samym sobie. W Barcelonie też mam rodzinę. Rodzinę, której nie znam, ale czuję z nią niewiarygodną więź. Gracze Barcelony mimo iż mnie nie znają są dla mnie bliżsi niż niejeden przyjaciel. I to mnie tam ciągnie. To niewidzialne przyciąganie. Niewiele ludzi to czuje, więc jestem wyjątkiem. Pewnie wiesz, że lubię być tą wyjątkowa- tłumaczyłam zacięcie.
-No tak... Czego ja się spodziewałem? Przecież dla ciebie nie liczy się nic oprócz Barcelony- wciąż patrzył w podłogę jakby chciał rozmawiać z nią a nie ze mną.
-Nie do końca. Ty się dla mnie liczysz. Rodzina się dla mnie liczy. Dlatego będę dzwonić codziennie i przyjeżdżać tak często jak tylko będę mogła- wyjęłam ręce z kieszeni i wyciągnęłam je ku brunetowi.
-Kocham się El- rzekł będąc już w moich uściskach, a z pięknych i lśniących oczu aż po policzkach z wolna płynęły łzy.
-Ja ciebie też Leondre.
-----------------------------------
No i jest ten długo wyczekiwany rozdział. Powracam po dosyć długiej przerwie, ale wiadomo... Wakacje, ja, głupa ja, która nie potrafi włączyć pakietu internetu w telefonie... Także proszę o opinie tego wakacyjnego rozdziału w komentarzach i zapraszam was na drugi blog prowadzony przeze mnie. Niedługo pojawi się nowa notatka ;-)
http://oczamielambro.blogspot.com/
Świetny rozdział xx <3
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział ♥
OdpowiedzUsuńDosłownie płakałam kiedy go czytałam ♥
Czy El musi wyjeżdżać??
Ona i Leo nie zasługują na rozłąkę T-T
Czekam na następny ♥ :*
Dziękuję bardzo <3 Czy El musi wyjeżdżać? odpowiedź na to pytanie jest niemal w każdym rozdziale ;-)
UsuńPłakałam jak Leondre zaczął śpiewać i i mówił że jak to śpiewa myśli o nie ♥♥
OdpowiedzUsuńCzekam na następny ;* ♥
Wróciłaś !! ;* rozdział świetny, a i tam Barcelona ... jestem ciekawa co tam się będzie działo ^^ ona w drużynie z takimi piłkarzami to jednak coś ;) czekam na next Kochana ;* Pozdrawiam i życzę weny ;*
OdpowiedzUsuń