poniedziałek, 13 lipca 2015

21.Barcelono! Czekaj na mnie z niecierpliwością

  Ten dzień był inny, taki wyjątkowy. Gdy tylko otworzyłam oczy dostałam śniadanie do łóżka. Leo podając mi tacę z przyrządzonym posiłkiem uśmiechał się szyderczo. Po chwili rzekł:
   -Czy ty na prawdę musisz wyjeżdżać? 
   -A ty znowu o tym... Przecież wiesz jakie to dla mnie ważne...- odpowiedziałam z niechęcią.
   -Dobrze wiedzieć, że ci na nas zależy- ten zasmucił się i siedział przy mnie w ciszy.
  Czułam, że przez mój wyjazd niewyobrażalnie oddalimy się od siebie. Wiedziałam też, że będzie to dla mnie ogromny ból, ale mimo to i tak to zrobię. Leo był najbliższą mi osobą podczas całego pobytu w Manchesterze. Mogłam mu się wygadać i czułam się przy nim nadzwyczaj bezpieczna. Po prostu taki prawdziwy przyjaciel, którego muszę zostawić. 
  Leo wyszedł z mojego pokoju i zostawił mnie samotną w pokoju. Po zjedzeniu śniadania wzięłam ubrania na dziś i poszłam do łazienki ogarnąć się jako tako. Po szybkim prysznicu zeszłam na dół. Lot do Barcelony miałam dopiero wieczorem, więc mogłam spokojnie pożegnać się ze wszystkimi. Nieco zdenerwowałam się słysząc rozmowę mamy i Charliego. Mówili o moim wyjeździe. Stwierdzili, że nie powinnam wyjeżdżać sama do obcego miasta, w którym nie mam nikogo, nie znam żadnych miejsc, ani kultury. Zarzucali mi, że w ogóle o nich nie myślę, że jestem egoistką. Gdy usłyszałam te słowa z ust osoby, którą śmiałam nazywać 'matką', nie wytrzymałam. Wbiegłam do kuchni i z żalem w sercu zaczęłam im tłumaczyć:
   -To moja szansa na lepsze życie, na spełnienie marzeń, które każdy uważał za zupełnie nierealne, na karierę i zrobienie w końcu czegoś, z czego byłabym na prawdę dumna. Wy jeszcze tego nie pojęliście?- niemal popłakałam się wypowiadając te dwa, jakże emocjonalne zdania. 
  Stałam tam zdenerwowana jak nigdy dotąd, serce waliło mi jak szalone, a ja sama nie chciałam być tam gdzie byłam. Charls podszedł do mnie i wziął mnie w ramiona. Poczułam wsparcie, ale jednocześnie niepewność. Mama siedziała z obojętną miną i nawet na mnie nie spojrzała. Uznałam, że jest na mnie zła, więc podeszłam bliżej i uścisnęłam ją z całej siły. Potem jak gdyby nigdy nic udałam się do pokoju Leosia. Gdy otworzyłam drzwi 'zaklętej komnaty' chłopaka, ujrzałam go całego zapłakanego. Czułam się winna, lecz rozumiałam, że muszę wyjechać, by mógł normalnie żyć. Był we mnie wpatrzony jak w obrazek i zerwał kontakty z większością swoich znajomych. Tak jak to mówił "nie mógł beze mnie żyć". 
   -Oj nie rozpaczaj. Dasz sobie radę. Czy ty wiecznie musisz się nad sobą użalać?- spytałam zrezygnowana.
   -Co innego mam robić, co? Weszłaś w moje życie tak nagle i od razu cię pokochałem. Jesteś moją przyjaciółką a zarazem całym życie. Co mam zrobić, gdy życie wylatuje mi do Barcelony?
   -No nie wiem... Może zacząć wszystko od nowa?- rzekłam kąśliwie.
  W tamtej chwili moje serce jakby na chwilę zatrzymało się, by zacząć bić nowym rytmem. Myślałam już tylko o nowym życiu, nowych znajomościach, nowej 'ja'. Nie miałam już żadnych wątpliwości. Chciałam zniknąć z jego życia jak najszybciej i najlepiej już nigdy nie wrócić. Wyszłam z jego pokoju i skończyłam pakowanie się. Zamknęłam się w swoim lokum i nie zeszłam nawet na obiad. Wsłuchałam się w rytmy mojej ulubionej muzyki i udałam w 'komnatę tajemnic' moich myśli.
  Gdy wybiła 18:00 wstałam z łóżka szybkim ruchem i wzięłam swoje walizki. Zeszłam na dół, a tam już czekali na mnie wszyscy oprócz Leo. Kazałam im czekać na mnie, bo przecież bez pożegnania się z Leosiem nie wyjdę z domu. Otworzyłam drzwi jego pokoju, a on stał dzielnie na środku i czekał na mnie. Jego spojrzenie mówiło wszystko, te jego oczy... lśniły jak migoczące gwiazdki. Rozumieliśmy się bez słów, więc tylko podeszłam do niego i chciałam coś powiedzieć, a on... pocałował mnie. To było miłe, ale zarazem takie podstępne. 
   -Kocham cię i nie chcę żebyś wyjeżdżała- powiedział szepcząc mi prosto w usta.
   -Nie chcę o tym rozmawiać. Wiesz, że i tak nic tego nie zmieni. I tak nie zrezygnuję i nic tego nie zmieni. Może zamiast znowu robić mi sceny spokojnie się pożegnasz i pokażesz, że mnie wspierasz?
   -Dobrze. Więc zostaw mnie tu samego i jedź sobie do Barcelony. Droga wolna! Masz moje błogosławieństwo!- Krzyknął i rzucił się niechętnie na łóżko.
   -Dziękuję ci bardzo. Cieszę się, że mogę na ciebie liczyć. Po prostu przykładny przyjaciel- mówiłam sarkastycznie po czym wyszłam z pokoju i trzasnęłam drzwiami.
  Taksówka podjechała właśnie pod dom. Kierowca oznajmił to używając klaksonu, a ja podskoczyłam do góry. Roztrzęsiona zbiegłam na dół i nie okazując tremy pożegnałam się z całą rodziną. Joey wziął moje walizki i włożył je do bagażnika. Alex otworzył mi drzwi i wsiadłam. Wsiadłam do samochodu, który był częścią podróż do Barcelony. Cała rodzinka Devriesów machała mi na 'do widzenia'. Całkiem cała. Leondre z niechęcią, ale stał w oknie i leniwie ruszał dłonią w moją stronę. Gdy straciłam ich z oczu odwróciłam się w kierunku jazdy i z ulgą oparłam o kanapę taksówki wzdychając przy tym.
   -Co? Ciężkie pożegnanie z rodzinką? Znam ten typ. Pewnie jakaś nowa przygoda...- stwierdził facet kierujący autem.
   -A żeby pan wiedział. Nowa przygoda... wielka przygoda, a nowe życie- rzekłam dumnie uśmiechając się sama do siebie i opierając głowę o skórzany podgłówek.
  Podróż taksówką? Inna niż każda dotychczasowa jazda. Miły kierowca i uśmiech towarzyszyły mi w tym chyba najnudniejszym etapie mojej przygody. Gdy dotarliśmy na lotnisko zapłaciłam taksówkarzowi i pełna natchnienia i spragniona wrażeń wzięłam głęboki wdech po czym udałam się do wnętrza dużego budynku, w którym mieściło się lotnisko. Samotnie wypiłam zimną już kawę i śmiejąc się rozmyślałam nad tym, co zrobię od razu po wejściu na hiszpańską ziemię. Padło na kupno samochodu, o którym marzyłam od dawna, czyli od momentu uzyskania prawa jazdy. Siedząc, a raczej leżąc na wygodnej kanapie usłyszałam informację: "Pasażerów oczekujących na lot do Barcelony prosimy o udanie się do odprawy". Zrobiłam tak, jak powiedziała Po Potem udałam się do samolotu. Zajęłam jedno z trzech miejsc po prawej stronie samolotu i włożyłam słuchawki do uszu. Stać mnie było przecież na pierwszą klasę, ale lubię poznawać nowe osoby. Po chwili obok mnie usiadł przystojny chłopak o ciemnych włosach i niebieskich oczach. Wydał mi się znajomy, ale nie połączyłam faktów. 
   -Hej. Jestem El- uśmiechnęłam się serdecznie do ponurego faceta.
   -Cześć. Na imię mi Sergi. Mów mi Roberto- zaśmiał się i podał mi gładką dłoń.
   -Sergi? Roberto? Czyżby?- pytałam nieco zażenowana.
   -Taaak, to ja- uśmiechnął się z pewnością siebie.
   -Więc moja przygoda z Barceloną zaczyna się wcześniej niż myślałam- zamknęłam oczy i zasłoniłam twarz rękami śmiejąc się przy tym.
   -Z Barceloną? O co chodzi?
   -El... El Ambro. Twoja nowa partnerka na boisku...- odsłoniłam twarz i spojrzałam mu prosto w piękne błękitne oczy.
   -Aaaa no tak. Teraz to ja wyszedłem na głupka- zaśmiał się.
   -Tak. Obydwoje na nich wyszliśmy. Cieszę się, że nie tylko ja. Jak zwykle sama- uszczęśliwiłam się jeszcze bardziej.
   -Samotna? Taka piękna a samotna?- spytał zaciekawiony.
   -Nie o to chodzi... Samotna w życiu nigdy, ale samotna w tym, co robię... zawsze. Nikt za mną nie nadąża. Jestem inna i widać to.
   -No tak... Czego można się spodziewać po kimś tak pewnym siebie.
  Fajnie nam się rozmawiało, ale i tak nie mogłam zapomnieć o tym cudnym mieście, do którego zmierzaliśmy. Czekałam na moment, w którym postawię pierwszy krok w Barcelonie. Do tego wychodzi na to, że zrobię to w obecności gwiazdora ukochanego klubu. Zapoznałam kogoś miejscowego i zdałam sobie sprawę, że tam będę chciała się ustatkować i założyć rodzinę. Że to miejsce dla mnie stworzone. Po dłuższej pogawędce z Sergim, w której trakcie w większości przytakiwałam młodemu Hiszpanowi w końcu zasnęłam opierając się o szybę, przez którą widać było Ziemię z dosyć dużej wysokości. Właściwie widać było tylko białe chmury a między nimi prześwitujące zielone plamy. W końcu po długiej drzemce usłyszałam głos miłego sąsiada siedzącego obok mnie. 
   -Wstawaj! Zaraz lądujemy. Lepiej się przygotuj- uśmiechnął się serdecznie.
   -To już?! Nie myślałam, że... nie ważne. Dzięki- odwzajemniłam się.
   -Barcelona to piękne miejsce. Nie zawiedziesz się- patrzył przed siebie jakby nieco zdenerwowany.
   -Oj wiem, oj wiem- zaśmiałam się patrząc poprzez szybę na miasto nocą. 
   -Widzisz ten ogromny budynek tam?- pokazał palcem na oświetloną i jakże wysoką budowlę, a ja pokiwałam głową- To Sagrada Familia- patrzył z podziwem.
   -Pięknie to wygląda. Już nie mogę się doczekać aż zobaczę Hiszpanię, dokładniej Barcelonę na własne oczy, aż w końcu poznam miasto, o którym marzyłam całe życie- z niecierpliwością i kręcącymi się łzami w oczach również podziwiałam panoramę miasta.
   -No więc... Witamy w Barcelonie- szepnął mi do ucha.
   -"Prosimy zapiąć pasy. Za chwile lądujemy"- usłyszałam głos pilota.
   -Zapnijmy pasy- rzekł Roberto.
  Po piętnastu minutach samolot znajdował się już na ziemi. Z zamkniętymi oczyma wciąż siedziałam w wygodnym fotelu kurczowo trzymając się siedziska. Sergi spojrzał na mnie jakoś dziwnie i chwycił za rękę po czym zaczął ciągnąć w stronę wyjścia. Nieco rozdygotana podążałam za nim martwiąc się jedynie o to, co będzie, co przyniesie mi to miejsce. Zeszłam po schodkach ustawionych przy wyjściu, lecz zatrzymałam się na ostatnim krzycząc przy tym:

-Barcelono! Czekaj na mnie z niecierpliwością!

  Po czym uniosłam głowę do góry i wskazałam rękami na niebo. Wszyscy patrzyli się na mnie jak na wariatkę, ale kto by się tam nimi przejmował... Żyje się chwilą, a zwłaszcza taką chwilą.





----------------------------------------
No i proszę was bardzo... Jest kolejny... Może nieco krótki, ale jakże emocjonujący ;-) 
Czekam na opinie w komentarzach i zachęcam do czytania.
Dziękuję wszystkim za miłe słowa i mam nadzieję, że
wciąż będziecie tacy chętni do czytania <3

5 komentarzy:

  1. Przy pożegnaniach prawie się popłakałam ;(
    Szkoda, że nikt nie potrafił zrozumieć El xx Ale wiem jak to jest gdy prawie nikt nie popiera tego, co robisz :p Nie potrafią zrozumieć, że w ten sposób spełnia marzenia :/
    Szkoda mi te Leo :( Osoba którą kocha wyjeżdża do innego kraju zostawiając go ;(
    Czekam na następny ♥ :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Już kogoś poznała ^^ świetny rozdział ;* jestem ciekawie jak jej będzie w barcelońskiej drużynie ;) czekam na next, pozdrawiam i życzę weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział xx
    Szkoda mi Leosia <3. No ale...
    Podobnież trzeba spełniać marzenia. El dość szybko się.. y... zaznajomiła?
    No w każdym razie dość szybko kogoś poznała.
    Czekam na nexta :* • xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No a jak... El ma nieprawdopodobnego farta w życiu... Jeszcze się o tym przekona 😉

      Usuń