27.Telefon, który może zmienić wszystko
-Zdziwiona?- zapytał rozkładając szeroko ręce.
-Nie. To znaczy tak, ale... Spodziewałam się kogoś całkiem nieznajomego- oznajmiłam niemrawo.
-A to ja. Cudowny, piękny, idealny, romantyczny, nieprzewidywalny i dziki Alcantara- stwierdził i zaryczał jak tygrys.
-Zapomniałeś dodać "przesłodki"- uśmiechnęłam się kokieteryjnie i wstałam z łóżka zbliżając się do niego powolnym krokiem.
-Mmm... Czyżby panna 'nietykalna' nie była aż taka nietykalna?- zasugerował podejrzliwie i również ruszył w moją stronę.
-Czemu mam być nietykalna?- objęłam chłopaka wokół pasa i spojrzałam mu w oczy.
-Wiesz... Trener stanowczo zabronił nawet na ciebie patrzeć, więc myśleliśmy, że ty... Coś do niego masz.
-Bzdura. Nie gustuje w staruchach. Wolę ciemnoskórych, przystojnych, młodych...- zaśmiałam się i przyciągnęłam go bliżej siebie tak, że nasze usta dzieliło już tylko kilka chwil.
-Podoba mi się to- szepnął wprost do mych ust.
Uśmiechnęłam się pod nosem i uraczyłam się soczystym pocałunkiem w usta Rafy. Dwie dusze jakby złączone w jedno poprzez fragment ciała, który przekazuje tak wiele emocji. Słodkie buziaki, które skradałam Rafinhii raz po raz i jego dotyk na moim ciele wprawiały mnie w stan euforii. Ciepło pochodzące z mojego serca ogrzewało przestrzeń między nami i nie pozwalało nam ani na chwilę oderwać się od siebie. Gdy nadszedł jednak moment, kiedy obydwojgu zabrakło już tchu nasze usta rozeszły się, ale wciąż pozostawały w niedalekiej odległości. Ciężkie nabieranie wdechu i wydychanie powietrza z nadzieją na więcej rozkoszy przerwał głos Brazylijczyka.
-Tak bardzo pragnę cię mieć tylko dla siebie- wyszeptał patrząc w me lśniące ze szczęścia oczęta.
-Możesz mnie mieć. Ale nie na wyłączność. Praca wzywa- ocknęłam się i odwróciłam głowę z uśmiechem na twarzy wciąż pozostając w silnym uścisku chłopaka.
-Tak szybko to mi się nie wyrwiesz- rzekł i zaczął składać pocałunki na mojej szyi.
-O nie... Teraz trzeba się zbierać bo nie zdążymy na trening- przerwałam mu romantyczną scenkę.
-Na prawdę- spytał z miną "Are you fuc**** kidding me?"
-Tak. Więcej może wieczorem- popatrzyłam na niego wymownie i zaczęłam śmiać się z byle powodu.
-Czyli romantyczna kolacja powiadasz... U mnie, czy u ciebie?- spytał muskając mnie wargami po odsłoniętym ramieniu.
-Może... Pożyjemy, zobaczymy- wyrwałam się z objęć kochanka i pełna energii ruszyłam w stronę łazienki ubrana jedynie w bieliznę i białą koszulę gracza Barcelony.
Po porannej toalecie wyszłam niezwykle uszczęśliwiona i powędrowałam prosto do kuchni, gdzie zastałam Alcantarę stojącego przy kuchence gazowej. Pichcił coś na śniadanie. Zqciekawiona ustałam tuż za nim pytając:
-Jak ty cokolwiek tutaj znalazłeś?
-Wiesz... ciężko było, ale czego nie robi się dla takiej dziewczyny?- uśmiechnął się i skradł mi niespodziewanie buziaka.
-Podziwiam cię. Sama nie wiem gzie co jest, a mieszkam tu blisko dwa tygodnie. A co robisz jeżeli można spytać?- zapytałam siadając za wysokim barkiem.
-Omlet z przecierem warzywnym i tartym serem...- rzekł dumnie ledwie wymawiając nazwę.
-O! Widzę, że korzystałeś z mojej książki z przepisami. Mogę się pochwalić, że sama je zestawiałam- uśmiechnęłam się czując przypływ nowej energii.
-Tak? To zobaczymy jak najlepszy kucharz z Barcy poradzi sobie z północnymi przepisami.
W miłej atmosferze zjedliśmy pyszne śniadanie uszykowane przez Brazylijczyka z moją drobną pomocą. Przypadkiem okazało się, że mamy dużo wspólnych tematów, np. WWE. był miłośnikiem tych samych wrestlerów co ja, więc tematy jakoś nam się sklejały. Po posiłku pozmywałam naczynia i uszykowałam się na trening. Niepewnie przytuliłam chłopaka jeszcze raz i rozstałam się z nim przed wejściem do hotelu.
-Do zobaczenia niedługo- uśmiechnęłam się łapiąc go za rękę, a po chwili odchodząc w przeciwną stronę.
Całą drogę zapełniłam sobie śpiewaniem ulubionych piosenek, tak, by nie myśleć zbyt wiele o tym, co dzieje się w moim życiu. Z jednej strony słodkie usta Rafinhii, które mogą być moje, a z drugiej sytuacja z Leo. Dlatego czasami lepiej zapomnieć o wszystkim i skusić się na chwilę szaleństwa, totalnego nieogarnięcia i nieograniczenia.
Po przyjeździe do centrum treningowego napotkałam na swojej drodze Neymara. Przywitałam się z nim buziakiem w policzek i wyjaśniłam parę spraw, np. jakim cudem mój samochód znalazł się na parkingu pod hotelem. Po małej kawie w kawiarni poszliśmy razem na boisko. Jak zwykle w oczekiwaniu na innych zaczęliśmy wkręcać piłki do bramki z różnych miejsc na boisku. Wtedy na murawę wszedł promiennie uśmiechnięty mężczyzna, z którym spędziłam noc. Od razu ruszył w naszą stronę. Bałam się tego, co zrobi. Nie chciałam, żeby ktoś tak od razu dowiedział się, co się między nami zdarzyło.
-Część Neymar- powiedział i przybił 'piątkę' z rodakiem.
-Siema!- krzyknął roześmiany Ney.
Wtedy kamień spadł mi z serca i jak gdyby nigdy nic podeszłam bliżej i zaczęłam rozmowę. Całkowicie wyluzowani żonglowaliśmy sobie aż do 'wejścia smoka'. Po raz kolejny zdenerwowany Enrique wszedł na murawę a za nim pan Unzue próbujący poskromić jego gniew.
-Wszyscy do mnie!- krzyknął, a wszyscy bez namysłu zebrali się w jednym miejscu tylko nie ja. Powoli truchtałam sobie w ich stronę. -Zwariuję przez tę dziewczynę- rzekł rozkładając ręce.
-Spokojnie. Wszystko będzie dobrze- rzekł Unzue i podszedł do mnie. -Słuchaj El. To że jesteś jedyną kobietą w tym klubie nie czyni cię wyjątkiem. Luis jest na prawdę zdenerwowany, a ty tylko to pogarszasz. Nie zachowuj się jak małolata, bo to nie pasuje do charakteru Barcelony. A przecież nikt nie jest nietykalny.
-O! A myślałam, że jednak jestem nietykalna- spojrzałam na niego sarkastycznie przypominając sobie słowa Rafy i poszłam dalej.
Trener wydzierał się na wszystkich po kolei tylko nie na mnie. Tłumaczył, co robią źle i że nie podoba mu się to ani trochę. Gdy nawrzeszczał już na Neymara stojącego tuż obok mnie myślałam, że przyszła kolej na mnie, ale on tylko popatrzył mi w oczy i machnął ręką z powrotem zwracając się do całej drużyny. Te wszystkie krzyki związane były z meczem, który miał mieć miejsce następnego dnia w Walencji. Tak, mecz z Valencią FC na rozpoczęcie sezonu. Wszyscy już czują drobny stres przed pierwszym meczem w sezonie włącznie z przerażonym Lucho. Jak tak dalej pójdzie to trener osiwieje całkowicie w wieku 50 lat.
-El, pogadamy po treningu- powiedział nawet nie patrząc w moją stronę.
-Co pana ugryzło?- zapytałam rozkładając ręce i wciąż oddalając się od Asturyjczyka.
Jak zwykle rozciągnęliśmy się, pograliśmy w 'dziadka' i dla odmiany zagraliśmy mecz całymi jedenastkami. Przypominał on raczej mecz jak z Galactic Football. Tyle pięknych zagrań... Aż szkoda było, ze nikt ich nie filmuje. Nadawałyby się do jakiejś kroniki sportu pt. "Jak wymiatać?" Po treningu podeszło do mnie trzech Brazylijczyków Neymar, Rafinha i Alves. Ten drugi chwycił mnie za rękę i przyciągnął za bliżej siebie. Zaczął szeptać mi jakieś głupoty do ucha, a ja po cichu chichotałam słysząc jego słowa. Potem pocałował mnie w policzek i poszedł do samochodu.
-Ty, co on ci powiedział?- spytał zaciekawiony d Silva.
-Nic takiego- powiedziałam nie przestając się śmiać.
-Dobra. Nie chcesz to nie mów... Wpadniesz dzisiaj? Davi cię polubił. Chciałbym, to znaczy chciałby, żebyś wpadała od czasu do czasu- zawstydził się i spuścił głowę w dół zerkając na mnie ukradkiem.
-Może... Zobaczę, co się da zrobić. Może chwilkę znajdę- ucałowałam go w policzek i pobiegłam w stronę auta.
-Część Neymar- powiedział i przybił 'piątkę' z rodakiem.
-Siema!- krzyknął roześmiany Ney.
Wtedy kamień spadł mi z serca i jak gdyby nigdy nic podeszłam bliżej i zaczęłam rozmowę. Całkowicie wyluzowani żonglowaliśmy sobie aż do 'wejścia smoka'. Po raz kolejny zdenerwowany Enrique wszedł na murawę a za nim pan Unzue próbujący poskromić jego gniew.
-Wszyscy do mnie!- krzyknął, a wszyscy bez namysłu zebrali się w jednym miejscu tylko nie ja. Powoli truchtałam sobie w ich stronę. -Zwariuję przez tę dziewczynę- rzekł rozkładając ręce.
-Spokojnie. Wszystko będzie dobrze- rzekł Unzue i podszedł do mnie. -Słuchaj El. To że jesteś jedyną kobietą w tym klubie nie czyni cię wyjątkiem. Luis jest na prawdę zdenerwowany, a ty tylko to pogarszasz. Nie zachowuj się jak małolata, bo to nie pasuje do charakteru Barcelony. A przecież nikt nie jest nietykalny.
-O! A myślałam, że jednak jestem nietykalna- spojrzałam na niego sarkastycznie przypominając sobie słowa Rafy i poszłam dalej.
Trener wydzierał się na wszystkich po kolei tylko nie na mnie. Tłumaczył, co robią źle i że nie podoba mu się to ani trochę. Gdy nawrzeszczał już na Neymara stojącego tuż obok mnie myślałam, że przyszła kolej na mnie, ale on tylko popatrzył mi w oczy i machnął ręką z powrotem zwracając się do całej drużyny. Te wszystkie krzyki związane były z meczem, który miał mieć miejsce następnego dnia w Walencji. Tak, mecz z Valencią FC na rozpoczęcie sezonu. Wszyscy już czują drobny stres przed pierwszym meczem w sezonie włącznie z przerażonym Lucho. Jak tak dalej pójdzie to trener osiwieje całkowicie w wieku 50 lat.
-El, pogadamy po treningu- powiedział nawet nie patrząc w moją stronę.
-Co pana ugryzło?- zapytałam rozkładając ręce i wciąż oddalając się od Asturyjczyka.
Jak zwykle rozciągnęliśmy się, pograliśmy w 'dziadka' i dla odmiany zagraliśmy mecz całymi jedenastkami. Przypominał on raczej mecz jak z Galactic Football. Tyle pięknych zagrań... Aż szkoda było, ze nikt ich nie filmuje. Nadawałyby się do jakiejś kroniki sportu pt. "Jak wymiatać?" Po treningu podeszło do mnie trzech Brazylijczyków Neymar, Rafinha i Alves. Ten drugi chwycił mnie za rękę i przyciągnął za bliżej siebie. Zaczął szeptać mi jakieś głupoty do ucha, a ja po cichu chichotałam słysząc jego słowa. Potem pocałował mnie w policzek i poszedł do samochodu.
-Ty, co on ci powiedział?- spytał zaciekawiony d Silva.
-Nic takiego- powiedziałam nie przestając się śmiać.
-Dobra. Nie chcesz to nie mów... Wpadniesz dzisiaj? Davi cię polubił. Chciałbym, to znaczy chciałby, żebyś wpadała od czasu do czasu- zawstydził się i spuścił głowę w dół zerkając na mnie ukradkiem.
-Może... Zobaczę, co się da zrobić. Może chwilkę znajdę- ucałowałam go w policzek i pobiegłam w stronę auta.
Tymczasem Neymar z Danim
-Ależ ona jest boska. Wyobraź ją sobie z tobą sam na sam... Ehh, szkoda gadać, trzeba działać- uśmiechnął się i potarł ręką o rękę.
-Co chcesz przez to powiedzieć?- spytał sfrustrowany Ney.
-Pojadę dzisiaj do niej. Kto wie... może na coś się skusi- zaśmiał się w głos.
-Człowieku... Ona nie jest taka łatwa. Nie chodzi do łóżka z każdym. Puknij się tutaj- pokazał na swoje czoło.
-Tak? Pewny jesteś tego?- spytał podekscytowany.
-Tak. Zdążyłem trochę ją poznać.
-To dlaczego przespała się wczoraj z Rafą nawet nie wiedząc, że to on?
-Co?! To niemożliwe...- parsknął Neymar.
-Możliwe. Chwalił mi się dzisiaj. Chciał, żebym nikomu nie mówił, ale tobie bym nie powiedział?
-Wiesz co... Źle się czuję. Jadę już. Do zobaczenia jutro- rzekł i pożegnał się z przyjacielem uściskiem.
Chyba trochę zraniło to Neymara, ale nic o tym nie wiedziałam. Myślałam, że łączy nas tylko przyjaźń i to nawet nie do końca przyjaźń. Tymczasem ja nieświadoma tego, że jednak ktoś dowiedział się o tym, co robiłam w nocy zbliżałam się do domu. Gdy tylko weszłam do holu zaczepił mnie Teo, który ekscytował się nie wiadomo czym i nie mógł wydusić z siebie ani słowa.
-Spokojnie Teo. Co się stało? Oddychaj. Wdech i wydech, pamiętaj- uspokoiłam chłopaka i czekałam na odpowiedź.
-Bo... Jakieś media, nie pamiętam jakie, chcą zrobić ze mną wywiad: Jak to jest przyjaźnić się z wielką gwiazdą? Tak się cieszę. Mam już tylu znajomych na Facebooku...- rzekł krótko i na temat.
-Jak to? Skąd się dowiedzieli, że się przyjaźnimy?- spytałam zdenerwowana.
-No... zapytali, czy cię znam. Powiedziałem, że jesteś moją przyjaciółką. To coś złego?
-Nie tylko... Nie wsyp mnie. Błagam.
-Spokojnie. Jakbym wsypał ciebie to tak, jakbym wydał siebie- uśmiechnął się i objął mnie ramieniem.
-Dzięki. tylko pamiętaj. Nie mów za dużo- puściłam mu 'oczko' i weszłam do windy.
Szybko przebrałam się i wzięłam prysznic. Nic więcej nie robiąc zabrałam telefon i wyszłam na miasto. Zrobiłam niewielkie zakupy, by mieć coś tam w lodówce i oczywiście beż ubrać nie obeszłoby się. Mieszkałam dosyć blisko miejsc targowych, więc na zakupy wychodziłam bez samochody, lecz tym razem nie musiałam wracać piechotą. Gdy byłam dosyć niedaleko hotelu spostrzegłam auto podjeżdżające do mnie.
-Podrzucić się gdzieś?- zapytał Sergi.
-Nie, dziękuję- powiedziałam idąc przed siebie z uniesioną głową.
-Na pewno? Chyba trochę ciężkie są te zakupy.
-Dobra. Hotel Arts panie kierowco- uśmiechnęłam się i wsiadłam do czarnego Audi.
-Nie ma sprawy pani Alcantara.
-Co?!
-Ups! Jeszcze pani Ambro- uśmiechnął się.
-Ku***! Czy każdy już wie?- zapytałam wiedząc, że mogę liczyć na szczerą odpowiedź.
-Chyba tak. I o tym trener chciał z tobą porozmawiać. Mówił mi.
-O cholera! Miałam z nim pogadać. Zrobię to jutro.
-A swoją drogą zdziwiło mnie, że siedzisz jutro na ławce. Chować takie cudo tylko dla siebie to chore.
-Co?! Skąd wiesz?- spytałam oburzona.
-Czy ty w ogóle go słuchałaś? Wszystko mówił.
-Wybacz. Chyba byłam nieco rozkojarzona. Ale... Jak to na ławce? Ayy... Denerwuje mnie ten człowiek.
-Spokojnie. Może jeszcze namówisz go, żeby wstawił cię za kogoś. Wiesz... z tym uśmiechem możesz zdziałać wszystko- spojrzał w moją stronę, a ja uśmiechnęłam się w podziękowaniu za komplement.
Gdy tylko dotarliśmy na miejsce zaprosiłam Sergiego na mała kawę, ponieważ miałam jeszcze na chwilę wstąpić do Neymara, to znaczy Daviego, ale to był chyba pretekst Neya. Porozmawiałam z pierwszym zawodnikiem Barcy, którego zapoznałam tak od serca. Wygadałam mu, co mi leży na sercu. ten wysłuchał mnie z uwagą i spokojnie. jakby nigdy nic wyszedł razem ze mną z mieszkania po czym rozjechaliśmy się każdy w swoją stronę. Ja udałam się do ogromnego domu Brazylijskiego cracka, gdzie już pod bramą wjazdową czekał na mnie uradowany, miały brazylijski chłopiec.
-Hej mały!- krzyknęłam unosząc go do góry, a potem całując w policzek.
-El choć pobawimy się w basenie. Będzie fajnie!- krzyknął i zaciągnął mnie za sobą do ogrodu z basenem.
-Cześć El. Widziałaś może Neymara? Gdzieś się zapodział- zapytał Jota.
-Nie. Nie widziałam. Pewnie włóczy się pewne gdzieś- zaśmiałam się na co i on się zaśmiał.
-Idę go poszukać. A ty uważaj na Daviego, bo od godziny planuje, jak wepchnąć cię do basenu.
-Davi! nie wejdę z tobą do tego basenu. Ty mały spryciarzu...- powiedziałam i zaczęłam gilgotać malca.
-A właśnie, że wejdziesz!- krzyknął i pobiegł gdzieś.
Po chwili wrócił jakoś dziwnie uśmiechnięty i przytulił mnie. Tak trochę niespodziewanie to zrobił, ale odwzajemniłam uścisk. Miła chwila nie trwała długo, gdyż usłyszałam jakiś hałas z wnętrza domu. W środku było ciemna, ale po krótkim czasie wyłoniła się stamtąd sylwetka Neymara biegnącego w naszą stronę.
-Davi już!- krzyknął, a chłopiec puścił mnie i odszedł kawałek.
Nie mając już drogi ucieczka i czasu, by to zrobić zdenerwowana stałam w miejscu. Neymar wpadł we mnie z ogromną siłą i obydwoje wylądowaliśmy w basenie. Początkowo znajdowałam się pod wodą, by później wynurzyć się na powierzchnię i otrzeć twarz z nadmiaru wody.
-Ciebie na prawdę już pokręciło!- krzyknęłam patrząc w stronę gracza Barcy.
-Tak!- wrzasnął i zaczął mnie podtapiać.
-Ney... Mar- zdążyłam powiedzieć, by ten po chwili mnie puścił.
-El!- zażartował.
-Ty wariacie! Ogarnij się!- uśmiechnęłam się szeroko.
-Nie... Czy nie o to w życiu chodzi?- rzekł i zaczął chlapać mnie wodą, za co ja nie pozostawałam mu dłużna.
Po chwili wygłupiania się wylądowałam w objęciach Neymara. Patrzyliśmy się sobie w oczy nie widząc świata poza nami. Wiedziałam, że on chce pocałunku, ale ja tego nie chciałam. Nadal przystawałam na przyjaźń. To całkowicie mi wystarczało, ale jemu najwyraźniej nie. Osłupiała nawet nie drgnęłam. Jego oczy błądziły gdzieś między moimi oczami, a posiniałymi z zimna ustami. Nagle niebezpiecznie zbliżyliśmy się do siebie. Czułam jego oddech na swoich wargach. Nie wiem czemu, ale nawet nie zareagowałam, gdy nasze usta złączyły się. Tkwiliśmy w tak zawieszeni między dwoma światami: rzeczywistością, a wyobraźnią. Nagle usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Bez namysłu oderwałam się od Brazylijczyka i wyciągnęłam z kieszeni wodoodporną komórkę.
-Halo- rzekłam uśmiechając się do zrezygnowanego Neymara.
-El? Tu Charlie. Możesz rozmawiać?- zapytał poddenerwowany rudy blondyn.
-Nie, nie może!- wydarł się Ney.
-Jasne, że mogę. Co się dzieje? Co u ciebie słychać? Jak z Leo?- zasypałam go masą pytań i wyszłam z basenu udając się do domu Brazylijskiej gwiazdy.
-Chodzi o Leo. Nie jest z nim dobrze. Wciąż jest nieprzytomny i nie wiadomo, co z nim będzie. Od czasu do czasu tylko mruczy coś pod nosem. To znaczy... Nie coś tylko "El". Dlatego dzwonię.
-Słuchaj Charlie. Gdyby nie pytanie, czy jestem jeszcze dla niego ważna, to już dawno bym tam była. Przecież dobrze o tym wiesz...
-No tak, ale on cię potrzebuje. To jasne, że jesteś dla niego ważna. On tylko próbował zabić ból nienawiścią- powiedział zrezygnowany.
-Na pewno tam nie wrócę. Nie chcę znów kłótni i tych wszystkich scen.
-To... Chociaż z nim porozmawiaj. Przyłożę mu telefon do ucha. Może twój głos coś zdziała.
-No dobra...
Usłyszałam, że Charlie porusza słuchawką i włącza głośnomówiący.
-Zostawię was samych- stwierdził i usłyszałam zamykające się drzwi.
-"Leo... Nie wiem czy mnie słyszysz, ale muszę ci coś powiedzieć. Strasznie za tobą tęsknię. Nie ma chwili, w której bym o tobie nie myślała. Chciałabym poczuć twoją troskę, znowu być twoją księżniczką. Tak strasznie cię kocham i nie wiem, co mam robić. Wcześniej byliśmy tak blisko, a teraz tak drastycznie się to zmieniło. Po raz kolejny chciałabym cię przytulić, spojrzeć ci w oczy i nie puścić przez długi czas. Chciałabym jeszcze raz zapytać, czy jeszcze coś do mnie czujesz? Chciałabym móc być z tobą w trudnych chwilach i chciałabym jeszcze jeden raz, choć ostatni raz zobaczyć cię. Tylko tego pragnę i tylko o tym marzę. Proszę, powalcz o siebie i o swoje życie dla mnie. Zrób to dla mnie, teraz, już. Zrobisz to Leo. Wierzę w ciebie."
W tej chwili usłyszałam jakiś dziwny dźwięk. Coś jakby krztuszenie się. Następnie otworzyły się drzwi i Charlie zaczął coś krzyczeć. Przybiegł lekarz. Pokrzyczał coś i po chwili usłyszałam kaszel. "Nareszcie. W końcu wybudził się pan. To chyba jakiś cud. Prawdziwy cud. teraz pozostało już tylko modlić się o powrót do pełni zdrowia"- rzekł doktor. Nawet nie wiem kiedy na moim policzku pojawiła się łza. Duża kropla przezroczystej cieczy kapnęła na moją rękę, a za nią kolejna i kolejna, i kolejna... Każdy upadek łzy słyszałam doskonale. Odliczałam czas łezkami, aż w końcu ktoś powiedział coś do telefonu.
-El. To dzięki tobie. To dzięki tobie! Jesteś niesamowita. Dziękujemy ci. Leo także dziękuje. Jesteśmy ci tak wdzięczni. Jesteś naszym cudem, uzdrowieniem. Kochamy cię!- darł się Joey.
-To nie ja. To tylko Leo. To on chciał się wybudzić i zrobił to.
-Co ty gadasz? On to zrobił dla ciebie! Tylko dla ciebie.
W tym momencie rozłączyłam się i otarłam mokrą twarz rękawem od białej bluzki. Skuliłam się i leżałam w pozycji embrionalnej dłuższą chwilę. Wtedy do salonu wszedł Jota. Spojrzał na mnie i mimo, iż kompletnie mnie nie znał podszedł i przytulił mnie. Wyobrażałam sobie, ze przytula mnie Leo. Już od przyjazdu do Barcelony wyobrażałam sobie, że Leondre jest tuż obok mnie i że jest obecny w każdej chwili mojego życia, a zwłaszcza w nowych sytuacjach.
-Co się stało?- zapytał Jota.
-Nie ważne. Nie chcę o tym rozmawiać-powiedziałam i ruszyłam w stronę wyjścia dziękując mu za pocieszenie skromnym uśmieszkiem.
Nie chciałam wracać do domu. Było tam tak pusto. Słyszałam tam każdy swój krok, oddech. Nie chciałam wtedy być sama, ale jakoś tak wyszło. Zranionemu człowiekowi nigdzie nie jest lepiej jak na plaży, pośród wysokich fal i szumu wiatru, który plątał moje włosy z każdym mocniejszym podmuchem. Wyłączyłam nawet telefon, który był ze mną zawsze i wszędzie, gdziekolwiek bym była i cokolwiek bym robiła on i tak był włączony. Gdy po głębokich i długich przemyśleniach wreszcie uruchomiłam urządzenie. "Piętnaście nieodebranych połączeń od Rafy. No ładnie."- pomyślałam. Szybko wybrałam jego numer i z niecierpliwością oczekiwałam na jego delikatny i czuły głos. Pięć sygnałów i nic. Jeszcze jeden... Znowu nic. Próbuję jeszcze raz. Wciąż nic. Kolejne trzy razy, a wciąż nie doczekałam się odebrania telefonu. "Co on ku*** kombinuje. Najpierw dzwoni do mnie piętnaście razy, a później nie odbiera. Z nim jest coś nie tak"- stwierdziłam na razie tylko w swoich myślach.
-Cholera! Czy ja zawsze muszę wszystko schrzanić?- krzyknęłam patrząc się w niebo.
-Nie. Nie zawsze- usłyszałam tak wyczekiwany głos.
-Jednak- oczy zaświeciły mi jak iskierki i rzuciłam się na szyję chłopaka. -Jak mnie tu znalazłeś?
-Przeczucie. Rozmawiałem z Neymarem, który mówił, że płakałaś. Nie myślałaś chyba, że zostawię cię samą- ścisnął mnie mocniej i oparł głowę na moim ramieniu.
-Uwielbiam cię normalnie. Tak dobrze, że jesteś- także mocniej wtuliłam się w ramię piłkarza i zamknęłam powieki.
Tak bardzo nie chciałam, by ktoś stał się dla mnie tak bliski jak Leo, ale takich ludzi było pełno dookoła. Ktoś w końcu musiał stać się tym oparciem i padło na Rafę. Nieustannie przytulał mnie jak nie siedząc obok mnie, to stojąc. Przez blisko dwie godziny spędzone razem na bajecznej, ale niezaludnionej plaży nie odezwaliśmy się ani słowem. To był czas na przemyślenia i tylko na to. Wreszcie poczułam też, że nie każdemu dookoła zależy tylko na tym, by spędzić noc ze mną.
Gdy zasnęłam na nadmorskiej skale tuż obok kochanka ten zaniósł mnie do domu tak, że nawet na chwilę nie otworzyłam oczu. Położył mnie na łóżku, przykrył ciepłą, puchową kołdrą, a sam spoczął obok mnie. Wtuliłam się w jego bezpieczne ramię i zupełnie odpłynęłam.
Rano zbudził mnie powiew łagodnego wiatru wkradający się do sypialni przez otwarte szeroko okno. Niechętnie obejrzałam się za siebie i spostrzegłam jego śpiącego tak niewinnie. Wpatrując się w niego zdążyłam zrobić jeszcze parę zdjęć po czym ucałowałam go w polik i ruszyłam do kuchni, by zrobić zdrowy, pożywny posiłek. Gdy właśnie kończyłam robić śniadanie poczułam dotyk na swych biodrach. Rafinha objął mnie od tyłu i pocałował w policzek.
-Wiesz co... -powiedziałam uśmiechnięta od ucha do ucha.
-Tak piękna?- zapytał z lekkim zaciekawieniem.
-Chyba się zakochałam...
-Halo- rzekłam uśmiechając się do zrezygnowanego Neymara.
-El? Tu Charlie. Możesz rozmawiać?- zapytał poddenerwowany rudy blondyn.
-Nie, nie może!- wydarł się Ney.
-Jasne, że mogę. Co się dzieje? Co u ciebie słychać? Jak z Leo?- zasypałam go masą pytań i wyszłam z basenu udając się do domu Brazylijskiej gwiazdy.
-Chodzi o Leo. Nie jest z nim dobrze. Wciąż jest nieprzytomny i nie wiadomo, co z nim będzie. Od czasu do czasu tylko mruczy coś pod nosem. To znaczy... Nie coś tylko "El". Dlatego dzwonię.
-Słuchaj Charlie. Gdyby nie pytanie, czy jestem jeszcze dla niego ważna, to już dawno bym tam była. Przecież dobrze o tym wiesz...
-No tak, ale on cię potrzebuje. To jasne, że jesteś dla niego ważna. On tylko próbował zabić ból nienawiścią- powiedział zrezygnowany.
-Na pewno tam nie wrócę. Nie chcę znów kłótni i tych wszystkich scen.
-To... Chociaż z nim porozmawiaj. Przyłożę mu telefon do ucha. Może twój głos coś zdziała.
-No dobra...
Usłyszałam, że Charlie porusza słuchawką i włącza głośnomówiący.
-Zostawię was samych- stwierdził i usłyszałam zamykające się drzwi.
-"Leo... Nie wiem czy mnie słyszysz, ale muszę ci coś powiedzieć. Strasznie za tobą tęsknię. Nie ma chwili, w której bym o tobie nie myślała. Chciałabym poczuć twoją troskę, znowu być twoją księżniczką. Tak strasznie cię kocham i nie wiem, co mam robić. Wcześniej byliśmy tak blisko, a teraz tak drastycznie się to zmieniło. Po raz kolejny chciałabym cię przytulić, spojrzeć ci w oczy i nie puścić przez długi czas. Chciałabym jeszcze raz zapytać, czy jeszcze coś do mnie czujesz? Chciałabym móc być z tobą w trudnych chwilach i chciałabym jeszcze jeden raz, choć ostatni raz zobaczyć cię. Tylko tego pragnę i tylko o tym marzę. Proszę, powalcz o siebie i o swoje życie dla mnie. Zrób to dla mnie, teraz, już. Zrobisz to Leo. Wierzę w ciebie."
W tej chwili usłyszałam jakiś dziwny dźwięk. Coś jakby krztuszenie się. Następnie otworzyły się drzwi i Charlie zaczął coś krzyczeć. Przybiegł lekarz. Pokrzyczał coś i po chwili usłyszałam kaszel. "Nareszcie. W końcu wybudził się pan. To chyba jakiś cud. Prawdziwy cud. teraz pozostało już tylko modlić się o powrót do pełni zdrowia"- rzekł doktor. Nawet nie wiem kiedy na moim policzku pojawiła się łza. Duża kropla przezroczystej cieczy kapnęła na moją rękę, a za nią kolejna i kolejna, i kolejna... Każdy upadek łzy słyszałam doskonale. Odliczałam czas łezkami, aż w końcu ktoś powiedział coś do telefonu.
-El. To dzięki tobie. To dzięki tobie! Jesteś niesamowita. Dziękujemy ci. Leo także dziękuje. Jesteśmy ci tak wdzięczni. Jesteś naszym cudem, uzdrowieniem. Kochamy cię!- darł się Joey.
-To nie ja. To tylko Leo. To on chciał się wybudzić i zrobił to.
-Co ty gadasz? On to zrobił dla ciebie! Tylko dla ciebie.
W tym momencie rozłączyłam się i otarłam mokrą twarz rękawem od białej bluzki. Skuliłam się i leżałam w pozycji embrionalnej dłuższą chwilę. Wtedy do salonu wszedł Jota. Spojrzał na mnie i mimo, iż kompletnie mnie nie znał podszedł i przytulił mnie. Wyobrażałam sobie, ze przytula mnie Leo. Już od przyjazdu do Barcelony wyobrażałam sobie, że Leondre jest tuż obok mnie i że jest obecny w każdej chwili mojego życia, a zwłaszcza w nowych sytuacjach.
-Co się stało?- zapytał Jota.
-Nie ważne. Nie chcę o tym rozmawiać-powiedziałam i ruszyłam w stronę wyjścia dziękując mu za pocieszenie skromnym uśmieszkiem.
Nie chciałam wracać do domu. Było tam tak pusto. Słyszałam tam każdy swój krok, oddech. Nie chciałam wtedy być sama, ale jakoś tak wyszło. Zranionemu człowiekowi nigdzie nie jest lepiej jak na plaży, pośród wysokich fal i szumu wiatru, który plątał moje włosy z każdym mocniejszym podmuchem. Wyłączyłam nawet telefon, który był ze mną zawsze i wszędzie, gdziekolwiek bym była i cokolwiek bym robiła on i tak był włączony. Gdy po głębokich i długich przemyśleniach wreszcie uruchomiłam urządzenie. "Piętnaście nieodebranych połączeń od Rafy. No ładnie."- pomyślałam. Szybko wybrałam jego numer i z niecierpliwością oczekiwałam na jego delikatny i czuły głos. Pięć sygnałów i nic. Jeszcze jeden... Znowu nic. Próbuję jeszcze raz. Wciąż nic. Kolejne trzy razy, a wciąż nie doczekałam się odebrania telefonu. "Co on ku*** kombinuje. Najpierw dzwoni do mnie piętnaście razy, a później nie odbiera. Z nim jest coś nie tak"- stwierdziłam na razie tylko w swoich myślach.
-Cholera! Czy ja zawsze muszę wszystko schrzanić?- krzyknęłam patrząc się w niebo.
-Nie. Nie zawsze- usłyszałam tak wyczekiwany głos.
-Jednak- oczy zaświeciły mi jak iskierki i rzuciłam się na szyję chłopaka. -Jak mnie tu znalazłeś?
-Przeczucie. Rozmawiałem z Neymarem, który mówił, że płakałaś. Nie myślałaś chyba, że zostawię cię samą- ścisnął mnie mocniej i oparł głowę na moim ramieniu.
-Uwielbiam cię normalnie. Tak dobrze, że jesteś- także mocniej wtuliłam się w ramię piłkarza i zamknęłam powieki.
Tak bardzo nie chciałam, by ktoś stał się dla mnie tak bliski jak Leo, ale takich ludzi było pełno dookoła. Ktoś w końcu musiał stać się tym oparciem i padło na Rafę. Nieustannie przytulał mnie jak nie siedząc obok mnie, to stojąc. Przez blisko dwie godziny spędzone razem na bajecznej, ale niezaludnionej plaży nie odezwaliśmy się ani słowem. To był czas na przemyślenia i tylko na to. Wreszcie poczułam też, że nie każdemu dookoła zależy tylko na tym, by spędzić noc ze mną.
Gdy zasnęłam na nadmorskiej skale tuż obok kochanka ten zaniósł mnie do domu tak, że nawet na chwilę nie otworzyłam oczu. Położył mnie na łóżku, przykrył ciepłą, puchową kołdrą, a sam spoczął obok mnie. Wtuliłam się w jego bezpieczne ramię i zupełnie odpłynęłam.
Rano zbudził mnie powiew łagodnego wiatru wkradający się do sypialni przez otwarte szeroko okno. Niechętnie obejrzałam się za siebie i spostrzegłam jego śpiącego tak niewinnie. Wpatrując się w niego zdążyłam zrobić jeszcze parę zdjęć po czym ucałowałam go w polik i ruszyłam do kuchni, by zrobić zdrowy, pożywny posiłek. Gdy właśnie kończyłam robić śniadanie poczułam dotyk na swych biodrach. Rafinha objął mnie od tyłu i pocałował w policzek.
-Wiesz co... -powiedziałam uśmiechnięta od ucha do ucha.
-Tak piękna?- zapytał z lekkim zaciekawieniem.
-Chyba się zakochałam...
---------------------------
No więc wielka tajemnica odkryta!!!
Zachęcam do dalszego czytania...
KOMENTUJESZ=SAM WIESZ CO DAJESZ :-)