sobota, 5 września 2015

37.Nie mogę tak żyć cz.2

  Płacząc i naprzemiennie śmiejąc się dotarłam do domu napełnionego pustką. Pustką i niczym więcej. Samotna w moim ogromnym mieszkaniu zajadałam lody. Myślałam przy tym, jak bardzo musiałam zmienić się przez te sześć miesięcy, by tak źle znieść rozstanie. Wcześniej nie była taka. To Rafa zmieniał mnie i moje życie. To on był częścią mojego życia, lecz ocknęłam się w porę nim byłoby za późno. Za późno na wycofanie się. Za późno na zmianę planów życiowych. Za późno na marzenia. Miałam przed sobą jeszcze wiele życia i nie chciałam spędzić go u boku jednego mężczyzny nawet jeśli kochałabym go ponad wszystko. Młoda i głupia ja, musiałam się zakochać. Musiałam sprawić tyle bólu i sobie i Rafie. Przecież byłoby to nie w moim stylu gdybym nie zraniła tak bliskiej mi osoby... Co ja teraz z sobą zrobię?
   -Już jestem!- rozdarł się od wejścia rudy blondyn i trzasnął drzwiami. Odruchowo podniosłam się do pozycji siedzącej, otarłam łzy rękawem śnieżnobiałej bluzki i poprawiłam włosy unosząc przy tym głowę do góry.
   -Heeej- rzekłam z przejęciem i wtuliłam się w zdezorientowanego Brytyjczyka.
   -O co chodzi?- zapytał patrząc w moje oczy.
   -Po prostu mnie przytul- szepnęłam i ponownie objęłam "przyjaciela".
  Po chwili ciszy, w której tkwiliśmy bez zamiaru przerywania jej, usłyszeliśmy głośne, mocne walenie do drzwi. Nie wiedząc, co robić spojrzałam na rudego blondyna z miną "Co teraz?"
   -Co się stało?- spytał tym razem z ogromną powagą.
   -Ja... Rozstałam się z Rafą- wtedy po moich policzkach spłynęły dwie, małe, krystaliczne łezki. -Głęboko przemyślałam to, co powiedziałeś mi rano i doszłam do wniosku, że zaręczając się z Rafą chyba nie byłam sobą. Nie byłam tą samą El -wtedy do naszych uszu dobiegł dźwięk kopania w drzwi wejściowe.
   -El, wiem, że tam jesteś. Otwórz, proszę. Chcę porozmawiać- mówił wyraziście mój były Brazylijski narzeczony.
   -Otwórz. Będę tu przez cały czas. Nic ci się nie stanie- wyszeptał Charlie i pocałował mnie w czółko.
   -Ok.
  Powolnie, bez pośpiechu podeszłam do ogromnych, białych wrót, które czasem zdawały mi się być moją osłoną przed światem zewnętrznym, taką barierą ochronną, którą tylko ja mogę otworzyć innym. Chwyciłam kluczyk tkwiący w drzwiach i przekręciłam go szybkim ruchem. Wtedy klamka opadła. Drzwi nieco uchyliła się, a następnie otwarły szeroko. Tuż za progiem ujrzałam oszołomionego chłopaka o ciemnej karnacji, ciemnych oczach, pięknym uśmiechu... Będąc z nim nie zwracałam uwagi na takie szczegóły. Liczyły się tylko uczucia. Ale w tych ślicznych oczach widać było ból. Ból i rozpacz. Najgorsza była myśl, że to ja sprawiłam im ten ból.
   -El...- wyszeptał specyficznym dla siebie, płaczącym głosem.
   -Rafa... To nie najlepszy pomysł, byś tu przychodził.
   -Ale ja... Ja po tych kilku godzinach z myślą, że już nie jesteśmy razem oszalałem. Nie mogę bez ciebie żyć. Proszę, zrozum to- padł na kolana. -Wróć do mnie. Obiecuję, że się zmienię. Będę więcej ryzykował, będę bardziej szalał... Stanę się całkiem inną osobą. Dla ciebie- złapał mnie za rękę i przyciągnął bliżej. Nastała chwila ciszy. -Powiedz coś, proszę.
   -Rafinha. Nie zmieniaj się. Jesteś fajnym facetem. Nie chcę, żebyś się dla mnie zmieniał. Po prostu najlepiej zapomnijmy o tym, co nas łączyło. Tak będzie najlepiej. Między nami jest siedem lat różnicy i nigdy nie będziemy mieli zbyt wielu wspólnych zainteresowań i zajęć. Zostawmy to za sobą, ok?- spytałam unikając jego wzroku.
   -Nie! Ja się zmienię! Powiedz mi tylko, co mam zrobić, a pójdę i to zrobię. Nawet skoczę z mostu, jak ty...- wtulił się w mój brzuch nadal będąc na kolanach.
   -Nie. Rafa zrozum. Nie potrafię tak żyć! Nie potrafiłabym nawet żyć ze świadomością, że zmieniłam cię na siłę! Zapomnijmy.
   -Jak ty może nawet tak mówić? To co nas łączyło już na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Nie mogę tego od tak wymazać. Ja... Nie potrafię...
   -Spróbuj. Ja też spróbuję- kącik ust odruchowo uniósł się, ale z oka poleciała mi pojedyncza, mała łezka.
   -Żegnaj...?- zdążył wydusić, gdy zamknęłam drzwi. Oparłam się o nie i zjechałam w dół siadając na podłodze.
  Schowałam twarz w dłoniach, ale nie płakałam. Martwiłam się o Rafę i rozmyślałam o nim bez ustanku. Po kilku godzinach siedzenia pod drzwiami zaczęłam śmiać się tak głośno, jak jeszcze nigdy dotąd. Natychmiast zjawił się rudy blondyn z miną "zadzwonić po psychiatrę?"
   -El, co znowu?- spytał załamany siadając tuż obok mnie.
   -Ja... Właśnie zdałam sobie sprawę, że moje życie to bajka. To film. Ciągłe rozterki miłosne, pouczenia, morały, zmiany. Jak w filmie. Ciekawa jestem tylko, kto jest jego reżyserem- dziwne przeczucie kazało mi złapać Charlsa za rękę. Tak też zrobiłam. -Czekam też, aż kiedyś przestanę w nim grać- spoważniałam natychmiastowo.
   -Wiesz, może sama jesteś jego reżyserem i to ty decydujesz, kiedy grasz, a kiedy nie?
   -Tyle, że to raczej wszyscy dookoła mnie w tym uczestniczą, a ja tylko przyglądam się wszystkiemu z boku- stwierdziłam i zmrużyłam oczy. Uniosłam nasze złączone ręce wyżej i spojrzałam na nie. -Charls, czy to jest obrączka?- zapytałam ze wzrokiem utkwionym w jego dłoń.
   -Tak. Ja chciałem ci powiedzieć, ale nie było kiedy. Miałaś tyle spraw na głowie i tyle problemów... I tak pewnie nie interesuje cię to, z kim jestem i z kim żyję.
   -No co ty! Czemu ne powiedziałeś przed ślubem? Czemu mnie na nim nie było?! Czemu to wszystko zataiłeś?!- zerwałam się nagle na równe nogi i spojrzałam na niego z góry.
   -Nie udawaj... Przecież widziałem, że jak byłem u ciebie ostatnim razem, to nawet nie chciało ci się ze mną gadać. Postanowiłem to przemilczeć. I tak zbyt wiele nie wiesz o naszym życiu, więc poprosiłem Carol, żeby o niczym ci nie mówiła- zasmucił się nieco.
   -Dobra... Ukrywajcie przede mną nawet śluby. Ja to wszystko olewam. Przecież dla was już nie istnieję- uniosłam ręce do góry i oddaliłam się do swojej sypialni.
  Noc minęła mi zadziwiająco spokojnie. Żadnych koszmarów, żadnego poczucia winy. Kompletnie nic. W moim sercu powstała taka jakby pusta, która wystarczała mi do załatania dziury po przerwanym związku. Wiedziałam przecież, że potrafię nie odczuwać żadnych uczuć jeśli tylko chcę, ale nie myślałam, że aż tak. Nie miałam najmniejszej ochoty płakać po zakończonym związku i po Rafie. Wręcz przeciwnie. Uśmiechałam się pod nosem na myśl, że wreszcie jestem wolna i nikt mnie nie ogranicza. W końcu taka już byłam.





------------------------------------
Dobra... Jest część druga. Moim zdaniem trzecia będzie najlepsza.
Wy pewnie tak jak ja czekacie na część trzecią ;-)
Oczekujcie, a na pewno ją dodam :D
KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ

PS
Pod ostatnim rozdziałem zapomniałam 
dodać podziękowań dla mojej kochanej 
Margaret za pomoc w jego pisaniu. Dziękuję :*
(A propos Margaret to niedługo powinna udostępnić publicznie swojego bloga. Będę z nią nieco współpracowała i przekazywała wam informacje o postach na jej blogu ;-) ) 

3 komentarze:

  1. Rozdzial mnie zaskoczyl moze raczej postawa El ze jest taka "wyrachowana" bez uczuc :) A z drugiej strony to ciekawi mnie co sie dzieje z Neyem mam nadzieje ze w trzeciej czesci sie tego dowiem :) No i licze na to ze miedzy nim a El cos jednak bedzie :) Juz nie moge sie doczekac nastepnego dodaj szybko :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli możesz to informuj mnie :)
    Zapraszam na nowy rozdział :) http://jestes-moja-miloscia.blogspot.com/2015/09/rozdzia-11.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Misia daj juz nastepny :)

    OdpowiedzUsuń