2. Nowy rozdział w moim życiu
Weszliśmy do domu. Alex wniósł moje walizki na górę i pokazał mi pokój.
-Śniadanie jemy zazwyczaj o siódmej, ale w weekendy o dziewiątej. Bądź gotowa na wyjazd do aquaparku o dwunastej. Jedziemy całą rodziną. Tylko nie zdziw się, gdy będzie dookoła nas mnóstwo ludzi gdyż...- nie zdążył dokończyć, bo skończyłam za niego.
-Leo... Wiem, bo także jestem Bambinoską- uśmiechnęłam się.
-Tak? To powinniście się dogadać. Już wiadomo czemu tak bardzo chciałaś tu przyjechać.
-No a jak...Siostry by mi nie darowały zaprzepaszczenia szansy poznania Leo bliżej niż ktokolwiek.
-A jakie siostry?
-Hmm... My, Bambinoski, jesteśmy jedną wielką rodziną. Uważam je za swoje siostry.
-A to ciekawe... Dobra, tam jest łazienka, możesz się przebrać i leć spać. Pewnie jesteś zmęczona po podróży.
-Dobrze dziękuję. Dobrej nocy- pożegnałam Alexa, a on odwdzięczył się uśmiechem.
Poszłam wziąć szybki prysznic, przebrałam się i poszłam spać. Rano obudziłam się przed ósmą. Wstałam z łóżka i zobaczyłam kartkę leżącą na półce. "Przyjdź do mnie rano, pokój obok". To chyba była kartka od Leondre. Najpierw poszłam do łazienki i przebrałam się. Długo rozmyślałam, czy iść tam czy nie. W końcu zdecydowałam, że skoro zostawił mi kartkę, to chciał, żebym przyszła. Otworzyłam drzwi i powiedziałam:
-Hej. Po co zostawiłeś mi kartkę w pokoju? Coś się stało?
-Tak, to znaczy nie... Po prostu chciałem cię poznać. Leo jestem- uśmiechnął się szczerze i wstał z łóżka.
-Bardzo dobrze wiem kim jesteś. JA nazywam się El. To znaczy to nie jest moje prawdziwe imię, ale mów mi El- odwzajemniłam się.
-Więc jak tam pierwsze wrażenia w nowym miejscu?
-Jestem du kilka godzin, a już zakochała się w tym miejscu. Podobno jedziemy dziś na basen. Nie boisz się tak normalnie wychodzić z domu?
-Nie no wiesz, moje fanki są czasami natrętne, ale uwielbiam je i w większości rozumieją, co to prywatność.
-Mam pytanie... Czy jako twoja tymczasowa sąsiadka, będę wysłuchiwała nowych piosenek zza ściany?
-Myślę, że Charls nie przepuści okazji pośpiewania u mnie, więc tak, raczej tak- zaśmiał się.
Porozmawialiśmy jeszcze trochę, a potem zeszliśmy na śniadanie. Gdy weszłam do kuchni, wszyscy patrzyli się na mnie jak na celebrytę i nastała niezręczna cisza. Postanowiłam ją przerwać.
-Dzień dobry wszystkim. Nazywam się El- podeszłam i podałam każdemu rękę. Usiadłam obok Leo i zjedliśmy śniadanie. Potem poszłam do pokoju, douczyć się angielskiego, gdyż życie w rodzinie anglojęzycznej nie było łatwe, zwłaszcza, gdy wszyscy mówią z angielskim akcentem. Jakoś około jedenastej usłyszałam trzaśnięcie drzwiami.
-Już jestem!- krzyknął ktoś z dołu.
Podejrzewałam, że t Charlie. Usłyszałam, że wbiega po schodach i wchodzi do pokoju Leo. Po chwili do mojego pokoju wparował rudy blondyn o pięknych niebieskich oczach i czarującym uśmiechu.
-Witaj. Jestem Charlie, ale mów mi Charls lub jak tam chcesz.
-Cześć. A ja jestem El. I nie chcę być niemiła, ale czy nikt cię nie nauczył pukać?
-Owszem, nauczył, ale pomyślałem, że się nie pogniewasz i wszedłem bez pukania. Przecież i tak wiem, że się nie gniewasz. Co robisz?
-No jak widać uczę się- powiedziałam lekko poddenerwowana. Charlie był bardzo pewny siebie i lekko arogancki, więc nie polubiłam go tak od razu.
-Czy ty wkuwasz angielski? To skąd ty jesteś?
-No sądząc po akcencie to raczej z Polski.
-O! My kochamy Bambinos z Polski. Chcesz być naszym łącznikiem z nimi?
-Wysłano mnie z taką misją- uśmiechnęłam się.
-Zaraz wyjeżdżamy!- wydarł się Leo.
-Dobra zbierajmy się- powiedział rudy blondyn.
-No, chodźmy już...
Zeszliśmy na dół. Przy okazji Charlie planował zepchnąć mnie ze schodów, ale byłam szybsza i tak trochę spadło mu się z trzech ostatnich schodków. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać, nawet Carol. Gdy śmiech ustał, udaliśmy się do eleganckiego vana. W siódemkę wsiedliśmy i każdy usadowił się na swoim miejscu. Czułam się jak amerykańskich filmach, gdy wszyscy zaczęli mówić na raz, z radia leciała głośna muzyka i każdy wtrącał się innym do rozmowy. Gdy dotarliśmy do aquaparku poczułam ogromną ulgę. W samochodzie było strasznie duszno i miałam ochotę wyskoczyć przez okno.
-El, chodźmy się przebrać- poinformowała Carolina.
-Ok. Do zobaczenia chłopcy.
Przebrałyśmy się i wyszłyśmy na zewnątrz. Wszędzie było mnóstwo wijących rur zjeżdżalni i przeróżne rodzaje basenów, saun. Przechodziłyśmy obok sporej grupki chłopaków i wtedy się zaczęło. Cały czas słyszałam teksty typu; "Ej mała, ładny tyłek", "Dasz mi swój numer?", Chodź do nas się trochę zabawić". Już po kilku krokach miałam dość. Ale to jeszcze nie koniec.Wszyscy zerwali się i zaczęli za mną iść, wykrzykując jakieś teksty. Carol była daleko przede mną i nic nie widziała. Nagle ktoś złapał mnie za rękę i wyciągną z tłumu. To był Leo. Tamci od razu zaczęli się bulwersować, a raper powiedział tylko: "Ona jest tu ze mną", lecz zrobił to z taka wrogością, że chłopacy od razu odpuścili. Odeszliśmy kawałek, a on nadal trzymał mnie za rękę. Po chwili dołączył do nas Charls i zapytał:
-Czy coś mnie ominęło?
-Nic szczególnego. Nic ci nie jest?- zwrócił się w moją stronę.
-Nie, wszystko w porządku. Dzięki- uśmiechnęłam się.
-Czyli jednak coś się działo- powiedział zaciekawiony Charlie wchodząc między nas.
-Chodźmy na zjeżdżalnię- zaproponował Leo.
-Dobry pomysł. Chodźmy- krzyknął rudy blondyn.
Pobiegliśmy wszyscy na największą zjeżdżalnię i zjeżdżaliśmy po kolei. Dzień w aquaparku był bardzo udany. Dogadałam się jakoś z Charlsem i spędziłam trochę czasu z rodziną Devriesów. Zadziwiło mnie jak wiele mam wspólnego z mym innym idolem -Joeyem. Byliśmy bardzo zgrani, mimo że chłopak był ode mnie starszy. Z Tilly też dosyć dobrze się dogadywałyśmy. Rodzice byli na prawdę wyluzowani. Polubiłam ich, można powiedzieć, że od pierwszego wejrzenia.
Wróciliśmy około szesnastej i nie miałam co robić, z resztą Leo również. Do szkoły miałam iść dopiero od środy, a była niedziela. Myślałam długo co tu zrobić. Po chwili rozwiązanie przyszło samo.
-Idziemy pograć w piłkę?- zapytał Leondre.
-No jasne. Uwielbiam piłkę. Tylko się nie zdziw. Tylko się przebiorę i możemy iść.
-Ok. Czekam na dole.
Szybko przebrałam się i zeszłam na dół. Nie wyglądałam jakoś szczególnie, ale mimo to, wszyscy się zdziwili.Speszyłam się nieco, gdyż nie lubię, gdy ktoś się na mnie patrzy.
-Czy coś nie tak?- zapytałam.
-Nie, po prostu wyglądasz jakoś tak inaczej... i czy ty lubisz Fc Barcelonę?- zdziwił się Leo.
-Ach, więc o to chodzi. Tak, owszem. Barca to całe moje życie i nie zamierzam tego ukrywać- byłam bowiem ubrana w koszulkę Neymara i spodenki z herbem ukochanego klubu.
-I co może jeszcze grasz jak Neymar?- zaśmiał się szyderczo.
-A wiesz... Nie jedna osoba mi to mówiła- zgasiłam biednego fana Manchesteru United.
-Dobra. Więc chodźmy.
Poszliśmy piechotą, ponieważ boisko znajdowało się 400 metrów od domu. Umiejscowione było w samym środku parku i gdy tylko ktoś tam trenował, od razu zbierało się mnóstwo gapiów. Ludzie rzadko grali na tymże boisku i byliśmy obserwowani przez wiele osób.
Zrobiliśmy małą rozgrzewkę i zaczęliśmy triczyć. Leo był pod ogromnym wrażeniem moich umiejętności i przyglądał mi się z uwagą. Po jakichś czterdziestu minutach, na murawę weszła większa grupa chłopaków.
-Siema Leondre. Przedstawisz nas swojej koleżance- zapytał pewny siebie brunet.
-Cześć. No jasne. Chłopacy, to jest El. El to jest Bryan (wspomniany wcześniej brunet o niebieskich oczach), Ryan (brat Bryana, blondyn urzekający krystalicznymi oczętami i pięknym uśmiechem), John (kolejny blondyn o postarzających go rysach twarzy), Clark (czarnowłosy Mulat, nieco dyskryminowany przez resztę), Stevie (białe włosy kontrastowały z piwnymi oczami i ciemną karnacja) i Rory (rudowłosa panienka z masą piegów na twarzy).
-Witam. Miło mi was poznać- zaczęłam.
-Siema- odpowiedzieli chórem.
-To co, pogramy razem? Pierwszy wybieram- spytał Leo.
-Dobra, to ja będę drugim kapitanem- szybko wtrącił Bryan.
-Ok. To ja biorę Ryana- powiedział mój współlokator.
-Wybieram Steviego.
-Clarka.
-Johna,
-Roriego.
-No dobra, czyli do nas idzie dziewczyna- westchnął Bryan.
-Nie narzekaj. Nie jestem aż taka zła- zaśmiałam się robiąc z tego żart.
Zaczęliśmy grać. Gdy tak biegałam między nimi jak między tyczkami, przypomniałam sobie, jak to robi Neymar, czy Messi. Postanowiłam robić to jeszcze efektowniej. Ośmieszałam ich jak tylko mogłam. Wygraliśmy 20-0, a wszystkie z goli, strzelił nie kto inny jak ja.
-Po prostu dawaliśmy ci fory. Następnym razem tak nie będzie- powiedział zakłopotany Ryan.
-Żartujesz? Po tym co się stało, chcesz jeszcze ze mną grać?- zapytałam.
-Chyba jednak nie.
Wróciliśmy do domu. Po drodze Leo nie odezwał się nawet słowem. Chyba rozmyślał nad czymś tylko nie wiedziałam nad czym. Może nie wiedział co powiedzieć. No nic. Po powrocie wzięłam prysznic i przebrałam się. Otwierając drzwi zobaczyłam mojego sąsiada w mym pokoju.
-Co ty tu robisz?
-Chciałem pogadać. Nie myślałaś, żeby zapisać się do klubu? Przez całą drogę powrotną rozważałem, który klub byłby dla ciebie idealny.
-O nie, nie dla mnie takie rzeczy. Przyjechał tu się uczyć, a nie spędzać większość czasu na treningach.
-Co? Przecież treningi to dodatkowe zajęcie i nie zajmuje aż tyle czasu, a ty na prawdę masz talent- brnął dalej.
-Dobra, to nie ma sensu.Wyjdź- odrzekłam z przekonaniem.
-Co?- zapytał z niedowierzaniem.
-To co słyszałeś. Chciałabym porozmawiać z przyjaciółmi i proszę cię, żebyś wyszedł z mojego pokoju.
-Świetnie. Jak sobie chcesz- zdenerwował się i wyszedł.
Obdzwoniłam wszystkich przyjaciół i rodzinę. Była dopiero dwudziesta i postanowiłam wyjść na miasto. Nie znałam tam nikogo, więc wyszłam sama. Błąkałam się tak kilkadziesiąt minut, po czym spostrzegłam szyld z napisem "Już dziś zapisz się do młodzieżowego klubu Manchesteru United. Gwarantujemy dobre przygotowanie do przyszłej zawodowej gry." Spontanicznie udałam się do budynku, w którym jeszcze świeciły się światła.
-Dobry wieczór- odezwałam się dość nieśmiało.
-O! Dobry wieczór. A jednak ktoś przyszedł. W czym mogę pomóc?- zapytał miły recepcjonista.
-Chciałabym zapisać się do klubu. Przeczytałam szyld i postanowiłam przyjść- uśmiechnęłam się.
-Dobrze. Wypełnij ten formularz i podpisz się tutaj. Swoją drogą troszkę się zdziwiłem, widząc kogoś wchodzącego do budynku. Nie było tu nikogo od dwóch tygodni, a kobieca drużyna nie zmieniła się od czterech lat.
-Na prawdę? Bieda w kraju. Żeby nie było chętnych dziewczyn...
-No niestety, konkurencja podkrada nam graczy. Trzeba coś z tym zrobić i znaleźć dobrą zawodniczkę, żeby można było budować drużynę.
-Tak w ogóle, to jestem El.
-Ups, przepraszam, nawet się nie przedstawiłem. Ja mam na imię Louis i pracuję tu od 10 lat.
-Czy opłaca ci się tu pracować? Skoro nie ma klientów, to nie ma kasy...- zaśmiałam się.
-Wiesz... z moim wykształceniem trudno jest znaleźć pracę.
-Dobrze. Nie wnikam. Ciepła posadka za niewielką kasę, ale za to możesz sobie dorabiać na boku.
-No właśnie.
-Skończyłam. I tylko tyle?- spytałam.
-Tak.Tu masz plan treningów. Nie spóźniaj się lepiej, trener jest bardzo surowy. Treningi chwilowo są zawieszone i zaczynają się w środę. Życzę powodzenia w pierwszym tygodniu. Zazwyczaj nowe zawodniczki odpadają po tygodniu wstępnym. Miłej nocy El.
-Dziękuje, wzajemnie- uśmiechnęłam się i wyszłam.
Po powrocie do domu, ustałam w drzwiach, a po chwili podeszła Carol.
-Co ty robiłaś o tej porze sama na mieście?
-Nic takiego, poszłam się przejść po parku. Idź już spać- uspokoiłam zmartwioną Carolinę.
Skutecznie ją spławiłam i nadal stałam w tym samym miejscu. Pomyślałam sobie, że football to może być to i że mogę zacząć
-Dzień dobry wszystkim. Nazywam się El- podeszłam i podałam każdemu rękę. Usiadłam obok Leo i zjedliśmy śniadanie. Potem poszłam do pokoju, douczyć się angielskiego, gdyż życie w rodzinie anglojęzycznej nie było łatwe, zwłaszcza, gdy wszyscy mówią z angielskim akcentem. Jakoś około jedenastej usłyszałam trzaśnięcie drzwiami.
-Już jestem!- krzyknął ktoś z dołu.
Podejrzewałam, że t Charlie. Usłyszałam, że wbiega po schodach i wchodzi do pokoju Leo. Po chwili do mojego pokoju wparował rudy blondyn o pięknych niebieskich oczach i czarującym uśmiechu.
-Witaj. Jestem Charlie, ale mów mi Charls lub jak tam chcesz.
-Cześć. A ja jestem El. I nie chcę być niemiła, ale czy nikt cię nie nauczył pukać?
-Owszem, nauczył, ale pomyślałem, że się nie pogniewasz i wszedłem bez pukania. Przecież i tak wiem, że się nie gniewasz. Co robisz?
-No jak widać uczę się- powiedziałam lekko poddenerwowana. Charlie był bardzo pewny siebie i lekko arogancki, więc nie polubiłam go tak od razu.
-Czy ty wkuwasz angielski? To skąd ty jesteś?
-No sądząc po akcencie to raczej z Polski.
-O! My kochamy Bambinos z Polski. Chcesz być naszym łącznikiem z nimi?
-Wysłano mnie z taką misją- uśmiechnęłam się.
-Zaraz wyjeżdżamy!- wydarł się Leo.
-Dobra zbierajmy się- powiedział rudy blondyn.
-No, chodźmy już...
Zeszliśmy na dół. Przy okazji Charlie planował zepchnąć mnie ze schodów, ale byłam szybsza i tak trochę spadło mu się z trzech ostatnich schodków. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać, nawet Carol. Gdy śmiech ustał, udaliśmy się do eleganckiego vana. W siódemkę wsiedliśmy i każdy usadowił się na swoim miejscu. Czułam się jak amerykańskich filmach, gdy wszyscy zaczęli mówić na raz, z radia leciała głośna muzyka i każdy wtrącał się innym do rozmowy. Gdy dotarliśmy do aquaparku poczułam ogromną ulgę. W samochodzie było strasznie duszno i miałam ochotę wyskoczyć przez okno.
-El, chodźmy się przebrać- poinformowała Carolina.
-Ok. Do zobaczenia chłopcy.
Przebrałyśmy się i wyszłyśmy na zewnątrz. Wszędzie było mnóstwo wijących rur zjeżdżalni i przeróżne rodzaje basenów, saun. Przechodziłyśmy obok sporej grupki chłopaków i wtedy się zaczęło. Cały czas słyszałam teksty typu; "Ej mała, ładny tyłek", "Dasz mi swój numer?", Chodź do nas się trochę zabawić". Już po kilku krokach miałam dość. Ale to jeszcze nie koniec.Wszyscy zerwali się i zaczęli za mną iść, wykrzykując jakieś teksty. Carol była daleko przede mną i nic nie widziała. Nagle ktoś złapał mnie za rękę i wyciągną z tłumu. To był Leo. Tamci od razu zaczęli się bulwersować, a raper powiedział tylko: "Ona jest tu ze mną", lecz zrobił to z taka wrogością, że chłopacy od razu odpuścili. Odeszliśmy kawałek, a on nadal trzymał mnie za rękę. Po chwili dołączył do nas Charls i zapytał:
-Czy coś mnie ominęło?
-Nic szczególnego. Nic ci nie jest?- zwrócił się w moją stronę.
-Nie, wszystko w porządku. Dzięki- uśmiechnęłam się.
-Czyli jednak coś się działo- powiedział zaciekawiony Charlie wchodząc między nas.
-Chodźmy na zjeżdżalnię- zaproponował Leo.
-Dobry pomysł. Chodźmy- krzyknął rudy blondyn.
Pobiegliśmy wszyscy na największą zjeżdżalnię i zjeżdżaliśmy po kolei. Dzień w aquaparku był bardzo udany. Dogadałam się jakoś z Charlsem i spędziłam trochę czasu z rodziną Devriesów. Zadziwiło mnie jak wiele mam wspólnego z mym innym idolem -Joeyem. Byliśmy bardzo zgrani, mimo że chłopak był ode mnie starszy. Z Tilly też dosyć dobrze się dogadywałyśmy. Rodzice byli na prawdę wyluzowani. Polubiłam ich, można powiedzieć, że od pierwszego wejrzenia.
Wróciliśmy około szesnastej i nie miałam co robić, z resztą Leo również. Do szkoły miałam iść dopiero od środy, a była niedziela. Myślałam długo co tu zrobić. Po chwili rozwiązanie przyszło samo.
-Idziemy pograć w piłkę?- zapytał Leondre.
-No jasne. Uwielbiam piłkę. Tylko się nie zdziw. Tylko się przebiorę i możemy iść.
-Ok. Czekam na dole.
Szybko przebrałam się i zeszłam na dół. Nie wyglądałam jakoś szczególnie, ale mimo to, wszyscy się zdziwili.Speszyłam się nieco, gdyż nie lubię, gdy ktoś się na mnie patrzy.
-Czy coś nie tak?- zapytałam.
-Nie, po prostu wyglądasz jakoś tak inaczej... i czy ty lubisz Fc Barcelonę?- zdziwił się Leo.
-Ach, więc o to chodzi. Tak, owszem. Barca to całe moje życie i nie zamierzam tego ukrywać- byłam bowiem ubrana w koszulkę Neymara i spodenki z herbem ukochanego klubu.
-I co może jeszcze grasz jak Neymar?- zaśmiał się szyderczo.
-A wiesz... Nie jedna osoba mi to mówiła- zgasiłam biednego fana Manchesteru United.
-Dobra. Więc chodźmy.
Poszliśmy piechotą, ponieważ boisko znajdowało się 400 metrów od domu. Umiejscowione było w samym środku parku i gdy tylko ktoś tam trenował, od razu zbierało się mnóstwo gapiów. Ludzie rzadko grali na tymże boisku i byliśmy obserwowani przez wiele osób.
Zrobiliśmy małą rozgrzewkę i zaczęliśmy triczyć. Leo był pod ogromnym wrażeniem moich umiejętności i przyglądał mi się z uwagą. Po jakichś czterdziestu minutach, na murawę weszła większa grupa chłopaków.
-Siema Leondre. Przedstawisz nas swojej koleżance- zapytał pewny siebie brunet.
-Cześć. No jasne. Chłopacy, to jest El. El to jest Bryan (wspomniany wcześniej brunet o niebieskich oczach), Ryan (brat Bryana, blondyn urzekający krystalicznymi oczętami i pięknym uśmiechem), John (kolejny blondyn o postarzających go rysach twarzy), Clark (czarnowłosy Mulat, nieco dyskryminowany przez resztę), Stevie (białe włosy kontrastowały z piwnymi oczami i ciemną karnacja) i Rory (rudowłosa panienka z masą piegów na twarzy).
-Witam. Miło mi was poznać- zaczęłam.
-Siema- odpowiedzieli chórem.
-To co, pogramy razem? Pierwszy wybieram- spytał Leo.
-Dobra, to ja będę drugim kapitanem- szybko wtrącił Bryan.
-Ok. To ja biorę Ryana- powiedział mój współlokator.
-Wybieram Steviego.
-Clarka.
-Johna,
-Roriego.
-No dobra, czyli do nas idzie dziewczyna- westchnął Bryan.
-Nie narzekaj. Nie jestem aż taka zła- zaśmiałam się robiąc z tego żart.
Zaczęliśmy grać. Gdy tak biegałam między nimi jak między tyczkami, przypomniałam sobie, jak to robi Neymar, czy Messi. Postanowiłam robić to jeszcze efektowniej. Ośmieszałam ich jak tylko mogłam. Wygraliśmy 20-0, a wszystkie z goli, strzelił nie kto inny jak ja.
-Po prostu dawaliśmy ci fory. Następnym razem tak nie będzie- powiedział zakłopotany Ryan.
-Żartujesz? Po tym co się stało, chcesz jeszcze ze mną grać?- zapytałam.
-Chyba jednak nie.
Wróciliśmy do domu. Po drodze Leo nie odezwał się nawet słowem. Chyba rozmyślał nad czymś tylko nie wiedziałam nad czym. Może nie wiedział co powiedzieć. No nic. Po powrocie wzięłam prysznic i przebrałam się. Otwierając drzwi zobaczyłam mojego sąsiada w mym pokoju.
-Co ty tu robisz?
-Chciałem pogadać. Nie myślałaś, żeby zapisać się do klubu? Przez całą drogę powrotną rozważałem, który klub byłby dla ciebie idealny.
-O nie, nie dla mnie takie rzeczy. Przyjechał tu się uczyć, a nie spędzać większość czasu na treningach.
-Co? Przecież treningi to dodatkowe zajęcie i nie zajmuje aż tyle czasu, a ty na prawdę masz talent- brnął dalej.
-Dobra, to nie ma sensu.Wyjdź- odrzekłam z przekonaniem.
-Co?- zapytał z niedowierzaniem.
-To co słyszałeś. Chciałabym porozmawiać z przyjaciółmi i proszę cię, żebyś wyszedł z mojego pokoju.
-Świetnie. Jak sobie chcesz- zdenerwował się i wyszedł.
Obdzwoniłam wszystkich przyjaciół i rodzinę. Była dopiero dwudziesta i postanowiłam wyjść na miasto. Nie znałam tam nikogo, więc wyszłam sama. Błąkałam się tak kilkadziesiąt minut, po czym spostrzegłam szyld z napisem "Już dziś zapisz się do młodzieżowego klubu Manchesteru United. Gwarantujemy dobre przygotowanie do przyszłej zawodowej gry." Spontanicznie udałam się do budynku, w którym jeszcze świeciły się światła.
-Dobry wieczór- odezwałam się dość nieśmiało.
-O! Dobry wieczór. A jednak ktoś przyszedł. W czym mogę pomóc?- zapytał miły recepcjonista.
-Chciałabym zapisać się do klubu. Przeczytałam szyld i postanowiłam przyjść- uśmiechnęłam się.
-Dobrze. Wypełnij ten formularz i podpisz się tutaj. Swoją drogą troszkę się zdziwiłem, widząc kogoś wchodzącego do budynku. Nie było tu nikogo od dwóch tygodni, a kobieca drużyna nie zmieniła się od czterech lat.
-Na prawdę? Bieda w kraju. Żeby nie było chętnych dziewczyn...
-No niestety, konkurencja podkrada nam graczy. Trzeba coś z tym zrobić i znaleźć dobrą zawodniczkę, żeby można było budować drużynę.
-Tak w ogóle, to jestem El.
-Ups, przepraszam, nawet się nie przedstawiłem. Ja mam na imię Louis i pracuję tu od 10 lat.
-Czy opłaca ci się tu pracować? Skoro nie ma klientów, to nie ma kasy...- zaśmiałam się.
-Wiesz... z moim wykształceniem trudno jest znaleźć pracę.
-Dobrze. Nie wnikam. Ciepła posadka za niewielką kasę, ale za to możesz sobie dorabiać na boku.
-No właśnie.
-Skończyłam. I tylko tyle?- spytałam.
-Tak.Tu masz plan treningów. Nie spóźniaj się lepiej, trener jest bardzo surowy. Treningi chwilowo są zawieszone i zaczynają się w środę. Życzę powodzenia w pierwszym tygodniu. Zazwyczaj nowe zawodniczki odpadają po tygodniu wstępnym. Miłej nocy El.
-Dziękuje, wzajemnie- uśmiechnęłam się i wyszłam.
Po powrocie do domu, ustałam w drzwiach, a po chwili podeszła Carol.
-Co ty robiłaś o tej porze sama na mieście?
-Nic takiego, poszłam się przejść po parku. Idź już spać- uspokoiłam zmartwioną Carolinę.
Skutecznie ją spławiłam i nadal stałam w tym samym miejscu. Pomyślałam sobie, że football to może być to i że mogę zacząć
Nowy rozdział w moim życiu.
Piszajcie komentarze, krytykujcie i zapraszajcie znajome Bambinoski lub fanki footballu do czytania. Zależy mi na waszych opiniach i będę wdzięczna za każdy kom :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz